Na włosku

Długi, strach przed eksmisją i uzależnienie od pomocy rządowej. To codzienność milionów bezrobotnych Amerykanów.

01.03.2021

Czyta się kilka minut

Centrum dystrybucyjne banku żywności w kalifornijskim mieście Alameda,  24 lutego 2021 r. / JOHN G. MABANGLO / EPA / PAP
Centrum dystrybucyjne banku żywności w kalifornijskim mieście Alameda, 24 lutego 2021 r. / JOHN G. MABANGLO / EPA / PAP

W czasach epidemii Gwen Turos pozbyła się wstydu. Raz w miesiącu jedzie autem do banku żywności i bierze, co dają: jedzenie w puszkach, świeże warzywa, ryż, makaron.

Dla podratowania domowego budżetu wyprzedała też sporo mebli i zaczęła oddawać krew za pieniądze. W stacji krwiodawstwa była dotąd sześć razy. Choć czuła się potem słaba, uważa, że warto. Dzięki temu zarobiła 360 dolarów: prawie tyle, ile kosztuje składka na polisę zdrowotną jej żony (Gwen żyje w małżeństwie jedno­płciowym). Bieżących wydatków jest zresztą więcej – Gwen spłaca kredyt hipoteczny, rata wynosi 1,4 tys. dolarów.

Równia pochyła

Przed epidemią nie musiała się martwić o pieniądze. Przez 22 lata pracowała nieprzerwanie przy realizacji Festiwalu Szekspirowskiego – jednego z najbardziej znanych wydarzeń teatralnych na Zachodnim Wybrzeżu USA. Jako inspicjentka zarabiała ponad 5 tys. dolarów miesięcznie. Jej żona Valerie niewiele mniej: prócz zleceń przy oregońskim festiwalu dorabiała w kilku teatrach w Kalifornii.

Gdy wiosną 2020 r. obie straciły pracę, ich życie znalazło się na równi pochyłej.

Na początku nie było najgorzej. Tak jak miliony bezrobotnych, prócz zasiłku stanowego dostawały wsparcie od rządu federalnego. Jednak te pieniądze, w wysokości 600 dolarów tygodniowo, skończyły się na początku sierpnia 2020 r., a szanse na szybkie przedłużenie pomocy pogrzebały żmudne negocjacje w Waszyngtonie.

Politycy doszli do porozumienia i uchwalili drugi pakiet pomocy dla gospodarki dopiero tuż przed Bożym Narodzeniem. Do tego czasu bezrobotni Amerykanie musieli polegać na zasiłkach stanowych i tymczasowym wsparciu od administracji Trumpa – niektórzy z nich dostawali przez półtora miesiąca po 300 dolarów tygodniowego dodatku federalnego.

Spalony dom

Gwen mówi, że w najtrudniejszym okresie dostawała w sumie 2 tys. dolarów zasiłku. Za to musiały utrzymać się obie, bo po kilku miesiącach na bezrobociu ­Valerie przestała dostawać jakiekolwiek wsparcie. Przyczyną problemów było to, że przed epidemią Valerie pracowała w dwóch stanach. Gdy w pewnym momencie musiała przedłużyć swoje prawo do zasiłku, okazało się, że urzędy pracy w Kalifornii i Oregonie nie mogą się dogadać w jej sprawie. Rozwiązywanie problemu trwało aż do stycznia tego roku.

– Mam dość ciągłej niepewności i użerania się z urzędami – Gwen podnosi głos. – Przez te wszystkie zawirowania musiałam wypłacić 20 tys. dolarów z konta emerytalnego. To jedna piąta moich oszczędności na starość. Od miesięcy nie płacimy też pełnej raty za kredyt hipoteczny. Nawet nie chcę myśleć, kiedy zwrócimy bankowi te pieniądze.

Gwen spodziewa się, że do pracy przy festiwalu wróci najwcześniej pod koniec roku. Pociesza się, że przynajmniej ma dach nad głową. W przeciwieństwie do swoich bezrobotnych znajomych nie straciła domu w pożarach, do których doszło w Oregonie jesienią 2020 r. Miała duże szczęście, bo w jej miejscowości spłonęła niemal połowa budynków. W przypadku Gwen i Valerie skończyło się na ewakuacji i podwójnym stresie. Bo właśnie wtedy Valerie godzinami wydzwaniała na infolinię urzędu pracy, próbując ustalić, kiedy dostanie przysługujące jej świadczenia.

Zasiłek last minute

Jest koniec lutego i sytuacja obu kobiet znów zależy od pomocy z zewnątrz. Podobnie jak miliony bezrobotnych Amerykanów, śledzą właśnie losy trzeciego pakietu pomocy dla gospodarki. Przedstawiony przez prezydenta Joego Bidena projekt o wartości 1,9 bln dolarów zakłada m.in. zwiększenie zasiłków federalnych z 300 do 400 dolarów tygodniowo, wypłaty po 1,4 tys. dolarów dla większości Amerykanów oraz pożyczki i granty dla firm.

To, czy proponowane przepisy wejdą w życie, zależy od poparcia polityków na Kapitolu. Gwen pociesza się, że tym razem powinno być łatwiej. Partia Demokratyczna kontroluje dziś obie izby Kongresu, co pozwoli uniknąć żmudnych rozmów z Republikanami, którzy pilnują dyscypliny budżetowej i zwykle optują za mniejszymi wydatkami na pomoc socjalną.

Demokraci chcą przepchnąć projekt w ramach specjalnej procedury budget reconciliation, która umożliwia ­przyjęcie ustawy zwykłą większością głosów. Muszą się spieszyć: między połową marca a połową kwietnia bezrobotni stracą dotychczasowe zasiłki federalne. ­­ W momencie zamykania tego numeru „Tygodnika” projekt nie został jeszcze poddany pod głosowanie w izbie niższej, czyli Izbie Reprezentantów.

Sytuacja na rynku pracy w USA pozostaje napięta. Wprawdzie bezrobocie stopniowo spada – w kwietniu 2020 r., w epidemicznym apogeum, sięgało 15 proc., aby do stycznia spaść do 6,3 proc. – jednak bezrobotnych jest dziś ponad 10 mln. Prawie dwa razy tyle, co przed epidemią.

Moratoria i bony

Tymczasem Amerykanie już teraz toną w długach. Z lutowego raportu Rezerwy Federalnej (odpowiednika banku centralnego) wynika, że zadłużenie społeczeństwa na kartach kredytowych wynosi prawie bilion dolarów.

Tę rekordową statystykę po części nakręciła zeszłoroczna przerwa w wypłacie zasiłków federalnych. Serwis internetowy telewizji ABC przedstawia historię Mary Davis z Michigan, która z tego powodu zapożyczyła się na 6 tys. dolarów. Jeszcze bardziej dramatyczna jest sytuacja Amie Blazio, bezrobotnej kelnerki z Nebraski, której dług na karcie kredytowej urósł do 26 tys. dolarów. W wywiadzie dla ABC mówiła, że stać ją tylko na jedzenie dla rodziny i paliwo.

Nic dziwnego, że bezrobotni zalegają z opłatami za wynajem mieszkań. Według badań Federal Reserve Bank of Philadelphia od początku epidemii „uzbierali” już 11 mld dolarów długu. Szacuje się, że nawet 40 mln Amerykanów przed bezdomnością chroni jedynie federalne moratorium na eksmisje. Od regulacji rządowych zależy też sytuacja większości posiadaczy kredytów hipotecznych: tych, którzy zalegają ze spłatą, chroni zakaz licytowania nieruchomości i przepisy umożliwiające tymczasowe obniżenie rat takich kredytów.

Ze względu na epidemię łatwiej też zakwalifikować się do federalnego programu pomocy żywnościowej. Z bonów, które można realizować w wybranych sklepach, korzystają 43 mln osób (o 5 mln mniej niż podczas recesji sprzed dekady). Coraz częściej Amerykanie ustawiają się też w kolejkach do banków żywności. Największe z nich, jak Feeding America, alarmują, że podczas epidemii liczba potrzebujących wzrosła o 60 proc. Według badań przytoczonych przez „Washington Post” niemal 30 mln Amerykanów deklarowało w połowie grudnia, że w tygodniu poprzedzającym sondaż nie dojadali.

Trzysta CV i jeden telefon

Rosie Alumbaugh szuka pomocy, gdzie się da. Bony żywnościowe zaczęła pobierać już kilka miesięcy temu.

Życie nie oszczędza 23-latki z Bostonu. Gdy rozmawiałyśmy w marcu zeszłego roku, właśnie straciła dwie prace: etat w kawiarni i wieczorne zlecenia przy sztukach teatralnych. Teraz łączę się z Rosie przez Skype’a i znów widzę jej zmartwioną twarz. Tłumaczy, że ponownie wylądowała na bezrobociu i to zaledwie po dwóch i pół miesiącach pracy. Pizzeria, dla której rozwoziła zamówienia, miała zbyt mało klientów i zwolniła personel tuż przed Bożym Narodzeniem.

– Od początku było coś z tą pracą nie tak – opowiada. – Najpierw czekałam dwa miesiące, żeby zacząć. Potem okazało się, że firma wciąż zmienia mi grafik i pracuję mniej godzin. Zdarzały się tygodnie, gdy zarabiałam mniej, niż wynosił wcześniej mój zasiłek! Najgorsze, że przez rok wysłałam ponad trzysta CV. Odezwali się tylko z tej cholernej pizzerii...

Rosie ma ostatnio wyjątkowo pod górkę. Na początku lutego dostała pismo ze stanowego urzędu pracy. Przeczytała, że starając się za pierwszym razem o zasiłek, rzekomo nie przedstawiła dokumentu ze zdjęciem i musi zwrócić pobrane świadczenia. Dopiero po serii telefonów na infolinię usłyszała, że to pomyłka i nic nie musi oddawać.

– Mam dość ciągłej nerwówki. Na razie jakoś daję radę. Dostaję zasiłek i mam trochę oszczędności, które odłożyłam, gdy na początku pandemii pomieszkiwałam u rodziców. Tylko co zrobię, jeśli Kongres nie zatwierdzi nowego programu pomocy? – zastanawia się Rosie, która za sam wynajem pokoju w Bostonie płaci tysiąc dolarów miesięcznie. Jako ­absolwentka studiów z zarządzania teatrem ma też do spłacenia 49 tys. dolarów pożyczki studenckiej. Będąc na bezrobociu, nie oddała bankowi ani centa.

– Nie mam siły o tym myśleć – mówi. – Moim zmartwieniem jest teraz, czy będę miała za co żyć, i czy rodzice będą zdrowi. Dwa miesiące temu złapali koronawirusa. Na szczęście infekcję przeszli łagodnie, ale obawiam się o długofalowe skutki. Tata ma 70 lat, mama jest po sześćdziesiątce... Naprawdę potrzebuję trochę spokoju.

83 dolary i prozac

Do życia w ciągłej niepewności przyzwyczajona jest Nina (imię zmienione), 26-letnia realizatorka dźwięku z Nowego Jorku. Jeszcze przed epidemią pracowała jako freelancerka, zdana na szukanie zamówień. Jej jedynym stałym źródłem dochodów była praca przy obsłudze koncertów w klubie jazzowym. Gdy wiosną 2020 r. lokal zamknięto, pozostało jej łapanie zleceń w zaprzyjaźnionym studiu nagraniowym.

– Nigdy nie wiem, ile zarobię w miesiącu – mówi Nina. – Są tygodnie, gdy pracuję tylko godzinę. Czasem trafi się większe zlecenie przy nagrywaniu audiobooków, wtedy wpadnie mi nawet 600 dolarów – dodaje kobieta, która może liczyć tylko na niski zasiłek stanowy, gdyż nie miała stałych dochodów. Wylicza, że z tego zasiłku przysługują jej jedynie 83 dolary tygodniowo. I to pod warunkiem, że nie dostanie lepszego zlecenia i nie zarobi w tym okresie więcej niż 500 dolarów.

Najgorszy dla Niny był okres od lipca do grudnia zeszłego roku, gdy nie dostawała żadnego wsparcia od rządu federalnego. Przyznaje ze wstydem, że przed długami ratowały ją prostytucja i niski czynsz za pokój, który wynajmuje w najbiedniejszym rejonie Brooklynu.

– To nie jest tak, że idę na łatwiznę – tłumaczy. – Musiałam szybko dorobić, a nikt mi przecież nie pożyczy. Z rodzicami nie rozmawiam. Znajomi też nie mają pracy. Oczywiście mogłabym szukać etatu poza branżą muzyczną. Ale w czasach kryzysu może to trwać miesiącami! A ja walczę, żeby utrzymać się na powierzchni. Chcę też dalej pracować jako realizatorka dźwięku, bo na kontakty w tej branży pracuje się latami.

Nina przyznaje, że przez prostytucję już raz straciła zlecenie w studiu nagrań. Po spotkaniu z klientem złapała koronawirusa i nie mogła pracować. Do studia wpuszczają tylko osoby z negatywnym wynikiem testu.

– Czasami myślę, że to nigdy się nie skończy – mówi. – Wstydzę się tego, co robię. Mam dość wymyślania nowych pseudonimów i umawiania się z klientami przez aplikację szyfrującą, tak żeby nie znali mojego numeru telefonu. Ci, którzy dostają na bezrobociu dobre zasiłki, nie zrozumieją mojej desperacji. Przez pandemię znów zaczęłam mieć myśli samobójcze. Ostatnio jest lepiej, bo biorę prozac i przygarnęłam kota. Przynajmniej mam teraz dla kogo pracować.

Przejadłam 50 tysięcy

Historia Carolyn z Los Angeles mogłaby być równie dramatyczna. Właścicielka firmy organizującej różne imprezy przez epidemię straciła większość zleceń. A na utrzymaniu ma nie tylko siebie, ale też sześcioletnią córkę. Tymczasem nie przysługuje jej zasiłek stanowy, gdyż jest przedsiębiorcą. Nie zakwalifikowała się też do federalnego programu pożyczek dla małych firm. Przed finansową katastrofą ratują ją tylko duże oszczędności. Ma szczęście, że przed epidemią odkładała pieniądze na zakup domu.

– Na bezrobociu przejadłam już 50 tys. dolarów! – krzyczy Carolyn, która uważa, że rząd federalny za słabo wspiera przedsiębiorców. – Wiesz, dlaczego na początku pandemii nie dostałam pożyczki dla małych firm? Bo zbyt szybko skończyły się środki. Denerwuje mnie, że Joe Biden obiecuje teraz Amerykanom wypłatę czeków po 1,4 tys. dolarów. Przecież w Los Angeles za taką kwotę można wynająć tylko kawalerkę – tłumaczy 35-latka, która za wynajem dwupokojowego mieszkania w dobrej dzielnicy płaci 2,5 tys. dolarów.

Przed epidemią nie był to dla niej duży wydatek. Carolyn specjalizowała się w organizacji wysokobudżetowych wydarzeń w branży filmowej i muzycznej. Chwali się, że realizowała zlecenia przy okazji hollywoodzkich premier i światowej trasy koncertowej Justina Biebera. Dziś jej głównym zajęciem jest ściganie zleceniodawców, którzy zalegają z płatnościami jeszcze sprzed epidemii. Rekordzista ma do zapłaty 40 tys. dolarów – od roku oddaje pieniądze w małych transzach.

– Mogłabym pójść z tym do sądu, ale to się nie opłaca. Stracę pieniądze na prawnika i popsuję relacje z kontrahentem. Współpracuję z nim od lat i wiem, że on także klepie teraz biedę – mówi Carolyn, która na razie może pozwolić sobie na taką wyrozumiałość. Jednak jej oszczędności kiedyś się skończą. Wylicza, że pieniędzy starczy jej jeszcze na pół roku.

Czy „bańka” wytrzyma?

– Nie wiem, jak sobie dalej poradzę – przyznaje Carolyn. – Raczej nie dostanę pożyczki z banku, bo moja branża zamarła i nie mogę wykazać, że firma szybko zacznie przynosić zyski. Czasami myślę, że po prostu przestanę płacić czynsz. W końcu w Kalifornii obowiązuje tymczasowy zakaz eksmisji... Ale jak utrzymam się z córką? Jak zapłacę za jedzenie i paliwo? Ostatnio złożyłam kolejny wniosek o federalną pożyczkę dla małych firm. Tym razem muszę ją dostać. To moja ostatnia deska ratunku.

Podobnie jak w przypadku milionów Amerykanów, przyszłość Carolyn wisi na włosku. Zależy w gruncie rzeczy od tego, czy pompowana przez rząd federalny „pomocowa bańka” dla gospodarki i społeczeństwa w końcu nie pęknie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2021