Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W dniu, kiedy piszę te słowa, geniuszem jest trener Holendrów Louis van Gaal. Bo w ostatniej minucie dogrywki meczu z Kostaryką – meczu nudnego tak, jak nudny potrafi być tylko ćwierćfinał mundialu – zdecydował się zrobić coś, czego w futbolu się nie robi: zmienić bramkarza. Wszyscy czekali już na rzuty karne, wszyscy pamiętali, że w historii mistrzostw Holendrom w karnych zazwyczaj się nie udawało, wszyscy spodziewali się, że niemająca nic do stracenia Kostaryka sprawi niespodziankę, zatem van Gaal sięgnął po sztuczkę bardziej psychologiczną niż merytorycznie uzasadnioną. Stojący dotąd w bramce Cillessen minutę wcześniej przedłużył na-dzieje Holendrów blokując strzał Marcosa Ureny wspomnianym czubkiem buta. Był skoncentrowany, radził sobie dobrze. Owszem: w historii swoich oficjalnych występów żadnego karnego dotąd nie obronił, ale jego zmiennika, Tima Krula, również trudno uznać za specjalistę (w ciągu pięciu ostatnich lat obronił tylko dwa z dwudziestu karnych, w ciągu ostatniego roku – żadnego). Tym razem się udało: Krul powstrzymał wytrąconych z równowagi Kostarykanów aż dwa razy.
Media nie mają wątpliwości: Holandia awansowała dzięki niestandardowej decyzji swojego szkoleniowca. Prawie nikt nie wspomina, że mecz z Kostaryką – jednym z najmniejszych państw na mundialu, gdzie piłkę kopie zaledwie 50 tys. zarejestrowanych zawodników (w Holandii jest ich ponad 1,2 mln) – opisywano jak starcie Dawida z Goliatem. Że przez 120 minut Holendrzy nie zdołali strzelić bramki. Gdyby nie awansowali do półfinału, doszłoby do największej sensacji mundialu, a van Gaal byłby brutalnie rozliczany nie tylko z powodu błazeńskiej – jak by wówczas pisano – zmiany, ale z powodu braku pomysłu na ogranie Kostaryki bez czekania na karne.
Aż się prosi o napisanie alternatywnej historii futbolu. Piłka uderzona w poprzeczkę podczas finału mundialu w 1966 r. wychodzi w pole. Sędzia nie uznaje strzelonej ręką bramki Maradony w r. 1986. Mecz Holandia–Kostaryka kończy się, zanim czekający przy linii Tim Krul zdąży wejść na boisko. Geniusze i bohaterowie nigdy się nimi nie stają.