Mundial, alternatywna historia

Granica między geniuszem i błaznem jest cienka jak poprzeczka. Albo jak czubek buta Jaspera Cillessena.

07.07.2014

Czyta się kilka minut

W dniu, kiedy piszę te słowa, geniuszem jest trener Holendrów Louis van Gaal. Bo w ostatniej minucie dogrywki meczu z Kostaryką – meczu nudnego tak, jak nudny potrafi być tylko ćwierćfinał mundialu – zdecydował się zrobić coś, czego w futbolu się nie robi: zmienić bramkarza. Wszyscy czekali już na rzuty karne, wszyscy pamiętali, że w historii mistrzostw Holendrom w karnych zazwyczaj się nie udawało, wszyscy spodziewali się, że niemająca nic do stracenia Kostaryka sprawi niespodziankę, zatem van Gaal sięgnął po sztuczkę bardziej psychologiczną niż merytorycznie uzasadnioną. Stojący dotąd w bramce Cillessen minutę wcześniej przedłużył na-dzieje Holendrów blokując strzał Marcosa Ureny wspomnianym czubkiem buta. Był skoncentrowany, radził sobie dobrze. Owszem: w historii swoich oficjalnych występów żadnego karnego dotąd nie obronił, ale jego zmiennika, Tima Krula, również trudno uznać za specjalistę (w ciągu pięciu ostatnich lat obronił tylko dwa z dwudziestu karnych, w ciągu ostatniego roku – żadnego). Tym razem się udało: Krul powstrzymał wytrąconych z równowagi Kostarykanów aż dwa razy.

Media nie mają wątpliwości: Holandia awansowała dzięki niestandardowej decyzji swojego szkoleniowca. Prawie nikt nie wspomina, że mecz z Kostaryką – jednym z najmniejszych państw na mundialu, gdzie piłkę kopie zaledwie 50 tys. zarejestrowanych zawodników (w Holandii jest ich ponad 1,2 mln) – opisywano jak starcie Dawida z Goliatem. Że przez 120 minut Holendrzy nie zdołali strzelić bramki. Gdyby nie awansowali do półfinału, doszłoby do największej sensacji mundialu, a van Gaal byłby brutalnie rozliczany nie tylko z powodu błazeńskiej – jak by wówczas pisano – zmiany, ale z powodu braku pomysłu na ogranie Kostaryki bez czekania na karne.

Aż się prosi o napisanie alternatywnej historii futbolu. Piłka uderzona w poprzeczkę podczas finału mundialu w 1966 r. wychodzi w pole. Sędzia nie uznaje strzelonej ręką bramki Maradony w r. 1986. Mecz Holandia–Kostaryka kończy się, zanim czekający przy linii Tim Krul zdąży wejść na boisko. Geniusze i bohaterowie nigdy się nimi nie stają.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2014