Niemcy piękne jak mundial

Że na końcu wygrywają Niemcy? Ostatnio nie była to bynajmniej reguła, skoro na końcu wygrywali Hiszpanie. A i ci Niemcy, co wygrali teraz, wydają się jacyś inni.

14.07.2014

Czyta się kilka minut

Mistrzowie świata Toni Kroos i Mirosław Klose, Rio de Janeiro, 13 lipca 2014 r. / Fot. Imago Sportfotodienst / FORUM
Mistrzowie świata Toni Kroos i Mirosław Klose, Rio de Janeiro, 13 lipca 2014 r. / Fot. Imago Sportfotodienst / FORUM

To się po prostu nie chciało skończyć. Po 32 dniach i 64 meczach, grając siódme spotkanie na tym turnieju (a w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy w przypadku wielu piłkarzy pewnie siedemdziesiąte), reprezentanci Argentyny i Niemiec w finale mistrzostw świata zafundowali nam dogrywkę. Jakby nie mogli przestać, jakby chcieli powiedzieć sobie, że szkoda już żegnać się z turniejem, o którym wielu mówi, iż był najlepszy w historii, odłożyć wyjazd do domu albo na krótkie choćby wakacje – krótkie, bo przecież w ich macierzystych klubach pozostali piłkarze rozpoczęli już przygotowania do następnego sezonu. Bo przedstawienie musi trwać, koniecznie z udziałem tych największych – największych od dawna, jak Messi czy Robben , albo tych, których wielkość te mistrzostwa przypieczętowały, np. Toniego Kroosa z Niemiec czy Jamesa Rodrigueza z Kolumbii, który mimo odpadnięcia w ćwierćfinale został królem strzelców imprezy.

Czy wypada w tym momencie ostudzić nieco zachwyty? Wspomnieć o przemęczonych gwiazdach, o lekceważonym zdrowiu zawodników (kilkakrotnie w ciągu mistrzostw obserwowaliśmy mrożące krew w żyłach sceny, w których piłkarze zderzali się głowami – niektórzy na moment tracili przytomność, a lekarze jak gdyby nigdy nic pozwalali im wrócić na boisko i grać dalej), albo zauważyć, że gra o tak wielką stawkę wyzwala pierwotne instynkty (Urugwajczyk Luis Suarez, gryzący w trakcie spotkania z Włochami obrońcę rywali Giorgio Chielliniego, Portugalczyk Pepe, uderzający „z byka” Niemca Thomasa Müllera)? Nade wszystko: jeszcze raz przypomnieć, że mistrzostwa rozpoczynały się pod znakiem protestów mieszkańców Brazylii, oburzonych, że cały zysk z imprezy rozdzielą między siebie panowie z FIFA, działający do spółki z przedstawicielami wielkich korporacji? Zdjęcia prezydenta FIFA Seppa Blattera siedzącego podczas finału w towarzystwie prezydenta Rosji Władimira Putina pokazywały, że sport nie dla wszystkich był w tych dniach na pierwszym miejscu.

Czas wielkich narracji

Kto powiedział, że czas wielkich narracji się skończył? Ile historii można opowiedzieć przy okazji tego turnieju? Od pierwszego meczu zaczynając: Brazylijczyka Neymara, który rozpoczął strzelanie bramek dla gospodarzy, niemal samodzielnie ciągnąc ich przez kolejne rundy mistrzostw, a gdy w trakcie meczu z Kolumbią wypadł przez kontuzję, cała gra Brazylii się rozsypała. Na ostatnim meczu kończąc: Lionela Messiego, który do wszystkich możliwych indywidualnych i klubowych sukcesów nie zdołał dorzucić sukcesu z reprezentacją Argentyny. Można by przy okazji wspomnieć inne gwiazdy światowej piłki, których los nie uszczęśliwił równie wybitnymi kolegami w drużynie narodowej, np. Cristiano Ronaldo, który szybko ten mundial opuścił, albo Zlatana Ibrahimovicia, który w ogóle na niego nie pojechał (a przy okazji, gdyby chcieć koniecznie dodać do tych opowieści tzw. polski akcent, wymienić nazwisko Roberta Lewandowskiego, w trakcie mistrzostw przedstawianego przez swój nowy klub – monachijski Bayern, gdzie zostaje kolegą aż siedmiu mistrzów świata).

Można opowiadać o tych, którzy zachwycili świat po raz pierwszy, jak wspomniany James Rodriguez. Samo opisanie gola 22-letniego Kolumbijczyka w meczu z Urugwajem, być może najpiękniejszego na mistrzostwach, sprawiłoby przyjemność każdemu narratorowi, a co dopiero obejrzenie go po raz kolejny: podziwianie, jak rozgrywający Monaco wynajduje sobie przestrzeń przed polem karnym rywali, jak w trakcie, gdy frunie do niego piłka, odwraca głowę, by sprawdzić, gdzie jest bramka, potem przyjmuje futbolówkę na pierś w taki sposób, że nadaje jej nowy kierunek, piłka spada w stronę jego lewej nogi, Rodriguez uderza ją z woleja, ona zaś unosi się, leci po łuku, by w końcu opaść tuż ponad rękawicą bramkarza, odbić się od poprzeczki i znaleźć miejsce w siatce. Kolumbia, którą reprezentował młody Rodriguez, została 20 lat temu naznaczona śmiercią Andresa Escobara – podczas mundialu w 1994 r. strzelca bramki samobójczej, po powrocie do ojczyzny zamordowanego przez fanatycznego kibica. Rocznicę tej bezsensownej straty przeżywaliśmy właśnie w trakcie turnieju, który był dla Kolumbijczyków wyjątkowo udany; tym razem piłkarzom w ojczyźnie zgotowano królewskie powitanie.

Można też mówić o tych, którzy już nigdy nie zachwycą. O włoskich weteranach, bramkarzu Buffonie i pomocniku Pirlo – zapewne porażka na mundialu niesie kres ich reprezentacyjnej kariery. Ale przede wszystkim o Hiszpanach, którzy przecież wygrywali mundial przed czterema laty, wcześniej i później triumfowali także w mistrzostwach Europy (od czasu dominacji reprezentacji Urugwaju z lat 1924-1930 historia nie znała drugiego przypadku tak długiego utrzymywania się jednego zespołu na szczycie) – a tym razem nie wyszli nawet z grupy.

Sekundy geniuszy

Pary półfinałowe tworzyły Holandia z Argentyną i Niemcy z Brazylią; wydawałoby się: nic bardziej oczywistego, bo mówimy o zespołach tworzących historię piłki ostatnich kilku dekad. Ale przecież zanim tak się to skończyło, na mundialu pokazały się drużyny skazywane na pożarcie, np. maleńka Kostaryka, która zajęła pierwsze miejsce w swojej grupie, wyprzedzając trzech dawnych mistrzów świata, ale także Algieria, USA i w mniejszym stopniu Chile.

Jest takie zdanie, opisujące słynne mundialowe trafienie Holendra Dennisa Bergkampa w meczu z Argentyną, w 1998 r.: „U geniuszy sekundy trwają dłużej niż u zwykłych śmiertelników”. Jedną z takich sekund przeżył Robin van Persie frunąc w powietrzu do dośrodkowania Daleya Blinda, by zdobyć bramkę w meczu z Hiszpanią. Inną – uderzający piłkę z woleja w meczu z Holandią Australijczyk Tim Cahill. Jeszcze inną, po wymianie podań, w której uczestniczył cały zespół – Chilijczyk Alexis Sanchez w meczu z Hiszpanią. Wyliczam tu bramki, pamiętając wszakże słynne zdanie historyka taktyki piłkarskiej Jonathana Wilsona, że gole są przeceniane, i pamiętając, ile z nich nie padło dzięki fantastycznej grze bramkarzy, takich jak Ochoa z Meksyku, Navas z Kostaryki czy przede wszystkim Howard z USA, interweniujący w trakcie meczu z Belgią aż 15 razy. Zresztą w redagowanym przez Wilsona piśmie „Blizzard” można przeczytać również, w kontekście piłkarskiego widowiska, że piękno rodzi się w zmaganiu.

Ucz się od sąsiada

Tylko czy ci Niemcy naprawdę się zmagali? Pogrom, który sprawili Brazylii (7:1 w półfinale), przewyższył jeszcze ten, który Holendrzy sprawili Hiszpanom (5:1). Trudno ten mecz porównywać z jakimkolwiek innym i być może najmądrzej byłoby powiedzieć, że był to po prostu wypadek przy pracy. Na tym poziomie, przy takim zaawansowaniu technicznym piłkarzy i taktycznym trenerów, wyniki 7:1 po prostu się nie zdarzają – a ten się zdarzył, i to w półfinale mundialu...

„My wiemy, jak wygrywać ważne mecze”, mówił po prostu kapitan tej drużyny Philip Lahm. Jego kolegom wszystko się w trakcie mistrzostw udawało. Kapitalne interwencje bramkarza Manuela Neuera. Stałe fragmenty gry, wykonywane przez Toniego Kroosa. Pobicie przez Mirosława Klose rekordu liczby bramek strzelonych na mundialach. Perfekcyjne odbiory Bastiana Schweinsteigera, umożliwiające grającym z przodu zawodnikom (skutecznemu Thomasowi Müllerowi zwłaszcza) wyjścia z kontrą. Nawet zmiany udawały się trenerowi Niemców Joachimowi Löwowi – rezerwowi Schürrle i Götze zdobywali bramki, gol tego drugiego w finale dał drużynie mistrzostwo świata.

Gdyby chcieć w tym miejscu wprowadzić drugi polski akcent, trzeba by wspomnieć... nie, nie o Mirosławie Klose i Łukaszu Podolskim, chłopakach z Opola i Gliwic, którzy wygrali mundial, ale o reformie, którą niemiecka federacja przeprowadziła przed kilkunastoma laty – stawiając ją za przykład polskim działaczom piłkarskim. Efektem zmian w szkoleniu tamtejszej młodzieży – inwestycji w klubowe akademie i w trenerów zajmujących się pracą z młodymi piłkarzami – było pojawienie się pokolenia zawodników, odnoszących sukcesy w młodzieżowej, klubowej, a wreszcie dorosłej piłce reprezentacyjnej (w wyjściowej jedenastce na Argentynę pojawiło się sześciu mistrzów Europy do lat 21 z 2009 r.; w tym samym roku Niemcy wygrywali mistrzostwa do lat 19 i 17 – liderem tych najmłodszych był strzelec bramki w tegorocznym finale Mario Götze). Efektem zmian w samej reprezentacji, po klęsce na Euro 2004, było powierzenie jej otwartemu na technologiczne nowinki, pracę z psychologami sportu, specjalistami od przygotowania fizycznego itp. Jürgenowi Klinsmannowi – kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy inne Niemcy, podczas mistrzostw w 2006 r., obecny trener Joachim Löw był asystentem i najbliższym współpracownikiem Klinsmanna.

Może najprzyjemniejsze w tym turnieju było ostateczne pożegnanie ze stereotypem niemieckiej bezwzględności i siły. Bezwzględnie i siłowo grali na mundialu Brazylijczycy, za to Niemcy – jak niegdyś Brazylijczycy właśnie – imponowali wyobraźnią i artyzmem. To oni trzeci turniej z rzędu strzelili najwięcej bramek. To oni umieli zarówno rozgrywać piłkę (nierzadko liderzy drużyny wymieniali po sto i więcej podań w trakcie jednego spotkania), jak i błyskawicznie zaatakować. Nestor polskich dziennikarzy sportowych Stefan Szczepłek napisał, że kiedy na nich patrzy, zapomina o wojnie – czas, żebyśmy zapomnieli i my.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2014