Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przy wielkim stole, ustawionym w imponującym studiu na Placu Czerwonym, siedzieli w towarzystwie Jurgena Klinsmanna Gary Lineker, Alan Shearer i Rio Ferdinand – jeden przez drugiego znakomici niegdyś piłkarze reprezentacji Anglii. Analizowali występ swoich następców. Podkreślali bardzo dobre przygotowanie trenera Garetha Southgate’a. Chwalili świetną grę pomocnika Jordana Hendersona. Komplementowali młodego bramkarza Jordana Pickforda. Słuchali, jak Gabby Logan przepytuje Harry’ego Kane’a, Harry’ego Maguire’a, Dele Alliego i Fabiana Delpha, który na kilkadziesiąt godzin wrócił do kraju, bo akurat podczas meczu z Kolumbią rodziła się jego trzecia córka („może powinna mieć na imię Samara?” – podpowiadała dziennikarka). Dziwna rzecz jednak: im więcej mówili o tym, co właśnie obejrzeli, tym bardziej miałem wrażenie, że wcale ich to nie cieszy. Naprawdę ożywiali się wtedy, kiedy mogli wrócić do przeszłości, która zresztą unosiła się nad całym programem. Już otwierający transmisję, świetny skądinąd montaż serii rzutów karnych kończących spotkanie z Kolumbią został płynnie połączony z podobnymi scenami z angielskiej historii – raz widzieliśmy Garetha Southgate’a, jak przy ławce rezerwowych przygląda się jedenastkom wykonywanym przez jego podopiecznych, raz patrzyliśmy, jak młodszy o 22 lata sam podchodzi do rzutu karnego i strzela prosto w ręce bramkarza.
Wrażenie to sięgnęło zenitu w samej puencie programu. Nie uwierzycie: reprezentacja Anglii awansowała właśnie, po raz trzeci w historii i po raz pierwszy od dwudziestu ośmiu lat, do półfinału mundialu, futbol naprawdę może wrócić do domu, a Gary Lineker i Alan Shearer zamiast świętować, raz jeszcze sięgnęli do archiwów. Na zakończenie wspaniałego dnia nowej i młodej Anglii puścili kawałek filmu dokumentalnego o sir Bobbym Robsonie, ilustrowany zdjęciami z poprzedniego półfinału – zakończonego, jak pamiętacie, klęską w rzutach karnych z Niemcami. Zamiast po raz ostatni tego dnia popatrzeć na rozradowanego Kane’a, śmiejącego się Alliego, podskakującego z nadmiaru adrenaliny Pickforda czy wyraźnie stremowanego obecnością tylu kamer Maguire’a, musieliśmy oglądać łzy Gascoigne’a i smutek młodszego prawie o trzy dekady Linekera. Było to jak nagłe pociągnięcie styropianem po szybie.
Czytaj także: Michał Okoński po ćwierćfinale Anglia-Szwecja: Historia pewnej piosenki
Wiem, możecie wzruszyć ramionami: po co zawracać sobie głowę jakąś tam transmisją w BBC, zwłaszcza że nie od dziś wiadomo, iż – niezależnie od niewątpliwego uroku prowadzącego jej flagowy program piłkarski Linekera – eksperci tej stacji uchodzą w świecie co bardziej zorientowanych kibiców i dziennikarzy za symbole zadowolonej z siebie ignorancji (zwłaszcza na tle gości zapraszanych np. do studia Sky Sports). Piszę o tym jednak, bo sprawa wydaje mi się uniwersalna i wykraczająca poza problem pokazywania nam piłki nożnej.
Oczywiście można się zatrzymać i na tym poziomie, pytając, na ile znaczna część komentarzy i krytyk formułowanych pod adresem dzisiejszego pokolenia piłkarzy; komentarzy i krytyk płynących z ust byłych zawodników i trenerów, podyktowana jest chęcią obrony własnego miejsca w historii i niepokojem, że oto za chwilę zostanie się zdetronizowanym. Można też zauważyć – pozostając na bezpiecznym, angielskim poziomie, choć przychodzą mi do głowy polskie analogie – że do detronizacji właśnie doszło. Że jakkolwiek tak chętnie żyjącym czasem przeszłym miłośnikom futbolu czasem trudno takie rzeczy zauważyć, to w swojej karierze reprezentacyjnej panowie Trippier, Henderson, Alli, Sterling czy Kane osiągnęli właśnie więcej niż uważani za legendy tamtejszej piłki Neville, Gerrard, Lampard, Rooney czy Owen. Że nie musimy czekać kolejnych dwudziestu lat, by dostrzec, iż wywalczyli sobie miejsce w historii nie tylko angielskiego futbolu. Nikogo z niej zresztą nie wypychając – tamci przecież zawsze już będą jej częścią. Po prostu dopisując swoje rozdziały.
Jest jednak coś więcej: coś, czego być może doświadczacie na co dzień w swoim życiu i w pracy, i co widzicie w życiu politycznym czy medialnym. To blokujące miejsce młodszych pokolenie starsze, które dawno już stoczyło swoje największe bitwy i przeżywa je w kółko, nie zauważając, że boje młodszych są równie intensywne, o ile nie intensywniejsze, a jeżeli nawet obiektywnie tamte były ważniejsze, to w każdym razie zmagania ich następców dzieją się teraz. To mogą być przełożeni, to mogą być, nie daj Bóg, rodzice i starsze rodzeństwo. Owszem, ci najwięksi potrafią się w porę odsunąć – i wtedy czasami młodsi sami do nich przychodzą, szukając ich wiedzy i doświadczenia. Ono przecież nie zniknęło, choć nie zawsze daje się zastosować do nowej rzeczywistości.
Tyle się mówiło przy okazji meczu z Kolumbią o angielskiej traumie rzutów karnych – ale to nie była trauma chłopaków, którzy mieli je wykonywać. Kiedy Anglia przegrywała tamten półfinał z Niemcami, większości z nich nie było na świecie. Oni piszą swoją własną opowieść. Wy piszecie ją także.