Może trzeba ostrożniej

Tak jak papieskie pomniki, niestety w większości brzydkie albo byle jakie, będą się mnożyły wspomnienia i niedyskrecje, ploty i anegdoty, podkolorowane coraz bardziej życiorysy, antologie najdowolniej zestawiające cytaty z nauczania Jana Pawła II i dowodzące wszystkiego, co kto chce.

13.11.2005

Czyta się kilka minut

Dwa są powody, dla których wracam do prywatnych listów Papieża do Marka Skwarnickiego (“Pozdrawiam i błogosławię", wyd. Świat Książki), mimo że zostały już obszernie omówione przez ks. Adama Bonieckiego (“TP" nr 42/05). Jeden powód jest czysto praktyczny: w tzw. komentarzach Skwarnickiego znajduje się kilka stwierdzeń wymagających sprostowania. Druga przyczyna to generalna wątpliwość dotycząca zastosowanej tu metody wydawniczej - i od niej zacznę, bo to z niej moim zdaniem rodzą się także tematy do sprostowań (a nie one są tu najważniejsze).

Ogłoszenie drukiem prywatnych listów Jana Pawła II, i to niemal zaraz po Jego śmierci, stało się oczywiście sensacją. Wydawca nadał temu - i dalej nadaje - maksymalny rozgłos, a zrozumiałe podniecenie sprawia, że recenzje zaczęły się ukazywać jeszcze przed oficjalnym wypuszczeniem książki na rynek. Sukces wydawniczy może bić wszelkie rekordy nie tylko dlatego, że wszystko, co wyszło spod pióra Jana Pawła II, cieszy się ciągle zainteresowaniem, ale i dlatego, że Marek Skwarnicki zdążył tu być pierwszy.

Bariera dyskrecji w sferze relacji prywatnych, jaka dotąd w naszej tradycji istniała przynajmniej w odniesieniu do postaci otoczonych szczególną czcią, raz przełamana, przestaje obowiązywać. Jak powszechnie wiadomo, Jan Paweł II zachował wszystkie kontakty przyjacielskie sprzed wyboru na Stolicę Piotrową, stąd także i zakres jego korespondencji prywatnej (a odpisywał na każdy list!) ma zasięg wręcz trudny do wyobrażenia. Po książce “Pozdrawiam i błogosławię" zapewne zaczną się ukazywać następne, przygotowane przez kolejnych korespondentów Jana Pawła II. Pytanie, jak to będzie robione, nabiera tym większej wagi. Bowiem Marek Skwarnicki listy Papieża zdecydował się opatrzyć uwagami, które nazywa “komentarzem" i które mają zastąpić to, co w wydawaniu korespondencji jest regułą: jej obustronność. Ważną szczególnie wtedy, gdy wydawane listy są z reguły odpowiedziami.

Skwarnicki tłumaczy na wstępie, że swoje listy pisał bez kopii, a oryginały pewnie spoczywają gdzieś w archiwach watykańskich. Dlaczego jednak w takim razie adresat korespondencji papieskiej - skoro uważał, że czekać nie może ani miesiąca, o latach nie mówiąc - nie poprzestał skromnie na zwykłych przypisach, które rozszyfrowywałyby niewymienione nazwiska, dopełniały daty itp.? Tymczasem wprowadza prawdziwą publicystykę ex post, a co więcej: stosuje zaskakującą metodę domysłów, pisząc co chwila: “Ojcu Świętemu chodziło zapewne o...", “Papież mógł mieć na myśli...", “to zapewne refleks wątku...", “chodzi zapewne ogólnie o..." itd.

Mam ogromne wątpliwości, czy jest to uprawnione w stosunku do tak wyjątkowego korespondenta i czy tego rodzaju dywagacje mogą wychodzić spod pióra kogoś, kto nie jest obiektywnym badaczem, lecz autorem listów, których nie poznajemy, a w dodatku - to już cecha szczególna tego wydania - stanowi stronę bolesnego konfliktu, o którym Papieżowi donosi i który stanowi temat kolejnych papieskich odpowiedzi. Czytamy te odpowiedzi, nie wiedząc, jak za każdym razem problem został przedstawiony, i “komentarze" pisane dzisiaj nic tu nam pomóc nie mogą.

Na ten właśnie wątek natychmiast zwrócili uwagę wszyscy po kolei recenzenci. Chodzi oczywiście o konflikt Marka Skwarnickiego z redakcją “Tygodnika" po trzydziestu kilku latach jego w niej ożywionej działalności. Odejścia i powroty, nawiązywanie współpracy z innymi pismami i recenzowanie dawnych kolegów zajmuje, jak wynika z odpowiedzi Jana Pawła II, w listach jego korespondenta nieraz miejsce priorytetowe. Nie zamierzam tego recenzować, wyjąwszy zdziwienie w jednym tylko punkcie. Problemy “Tygodnika" w początkach tzw. “ery transformacji" stanowiły - jak wynika z tych samych listów Jana Pawła - przedmiot dialogu Papieża z Jerzym Turowiczem. Także tzw. “młoda redakcja" przedstawiała Papieżowi swoje problemy - i listownie, i na rzymskim spotkaniu w roku 1994. Jeśli nasz dawny kolega-senior o tym wiedział, może nie wszystkie “charakterystyki" pisma i postaw kolegów, zawsze niestety wartościujące, były na miejscu?

A już na pewno parę stwierdzeń z “komentarzy" trzeba sprostować albo uściślić. Oto one:

Pierwsza wzmianka Skwarnickiego o odwołaniu ks. Andrzeja Bardeckiego z funkcji asystenta kościelnego “TP" pojawia się pod datą 30 marca 1991, a Skwarnicki nic wtedy nie wyjaśnia, Jan Paweł II zaś tylko wzmiankuje, że pamięta o nim codziennie w modlitwie. Nie mamy więc pojęcia, czy Skwarnicki (wtedy jeszcze będący w zespole redakcyjnym) jak my wszyscy odebrał to odwołanie jako szok i niczym nieuzasadnioną krzywdę dla księdza Andrzeja. Do tej samej kwestii wraca jednak Skwarnicki po raz drugi i to dopiero pod datą 6 grudnia 1993, a więc dwa i pół roku później, komentując naprawdę trudno zrozumiałe zdanie z listu Papieża: “Kard. Macharski zajął słuszne stanowisko, że asystent nie może być tylko do »kiwania głową«". To zdanie nie może odnosić się do listu odwołującego, który znamy wszyscy i w którym zarzutem wobec asystenta kościelnego jest tylko, że list pasterski Kardynała Metropolity ukazał się w tym samym numerze co krytyczny artykuł o prezydenturze Lecha Wałęsy (sic!). Nieprawdą jest więc to, co pisze Skwarnicki w komentarzu, że odwołanie nastąpiło “bez podania powodu". Niestety, tu właśnie znajomość korespondencji z Krakowa byłaby niezbędna, żeby zrozumieć stanowisko, jakie wobec tej niesłychanie bolesnej sprawy zajął nasz tak wybitny kolega...

Wzmianka o ks. Stanisławie Musiale, jedyna w “komentarzach", zawiera stwierdzenie, że “umarł nagle". To tak jakby Marek nie pamiętał ani choroby, ani agonii parotygodniowej, kiedy modliliśmy się wspólnie o ratunek dla niego.

Trzecia sprawa do sprostowania to “komentarz" do listu z 18 sierpnia 2004, w którym Jan Paweł II odnosi się do śmierci Czesława Miłosza. “Ten list, podobny do innego, wysłanego na ręce kardynała Macharskiego, utorował Czesławowi Miłoszowi drogę na Skałkę" - pisze Skwarnicki. Jakby nie pamiętał, że decyzję społeczną o pochowaniu poety na Skałce zaakceptował bez trudu przełożony paulinów krakowskich, o. Andrzej Napiórkowski, a list Papieża - ale do kardynała Macharskiego, nie do Skwarnickiego - zapobiegł tylko zapowiadanym awanturom podczas pogrzebu, którymi groziły oszalałe w nienawiści grupy “narodowo-katolickie", co powodowało, że władze kościelne niemal do końca wahały się przed poprowadzeniem konduktu pogrzebowego przez ulice Krakowa.

Ze sposobem, w jaki nasz dawny kolega nieustannie charakteryzuje negatywnie “młodą redakcję", pisząc o “liberalnym odłamie katolicyzmu otwartego", “odstępstwie od pełnej lojalności wobec Kościoła", “upartyjnieniu pisma" itp. i przeciwstawiając temu pozytywne postawy innych pism katolickich, nie chcę polemizować. Ani jeden z kolegów, którzy po roku 1989 przewinęli się przez naszą redakcję, nie zasługuje moim zdaniem (także w późniejszej swojej działalności) ani na kąśliwość, ani na skazujące werdykty. Niejeden należy dziś do czołówki poważnej publicystyki i edytorstwa, w tym o tematyce kościelnej i papieskiej. Ale to już trudno, prawem jest wolność sądów i słowa...

***

Tyle na temat sprostowań. Nie oczekuję zresztą, by spełniły one swoją rolę. Wersja “konfliktowa" jest tym bardziej sensacyjna, im bardziej ostra i uproszczona. Ale na koniec chciałabym jeszcze wrócić do kwestii obchodzenia się ze spuścizną po Janie Pawle II.

Mamy bowiem do czynienia z procesem, który trwa i nabiera przyspieszenia. Wiele czynników się na to składa: szczery pietyzm połączony z powierzchownością, ale i miłość własna autorów oraz chęć zaistnienia z chęcią zysku sprzęgnięta. Tak jak pomniki - niestety w większości brzydkie albo byle jakie - będą się mnożyły wspomnienia i niedyskrecje, ploty i anegdoty, podkolorowane coraz bardziej życiorysy, antologie najdowolniej zestawiające cytaty z nauczania papieskiego i dowodzące wszystkiego, co kto chce.

Mamy już przecież “autobiografię" Papieża, napisaną przez jakąś panią. Mamy także osobny zbiór papieskich homilii adresowanych, zdaniem wydawcy, do pielgrzymów z Radia Maryja, a więc ich legitymizujących. Będziemy zapewne mieli także następne zbiory listów prywatnych Papieża. Jak zapanować nad tym żywiołem, aby nie tylko nie popełniać błędów rzeczowych, ale także nie budować nieprawdziwych przesłań i nie nadużywać największego autorytetu, jaki został dany naszej epoce? I nie marnować tego, z czego czerpać możemy jeszcze przez pokolenia? Czy wezwanie do ostrożności i większych wymagań nie powinno być bardziej wyraziste?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2005