Mówią dźwięki

Festiwal Tradycji i Awangardy Muzycznej KODY to przemyślane laboratorium dźwięków. Tematem przewodnim tegorocznej edycji była „Inna mowa”.

16.05.2016

Czyta się kilka minut

Performance dźwiękowy „Żywioły”, Lublin, 12 maja 2016 r. / Fot. Tomasz Kulbowski
Performance dźwiękowy „Żywioły”, Lublin, 12 maja 2016 r. / Fot. Tomasz Kulbowski

Inna mowa: niezwyczajna, zmieniona, dziwna i wyjątkowa. „Może być ozdobnie świąteczna i slangowo dosadna, może być mową miłości i nienawiści, dyskursem wiary i zwątpienia, przekleństwem i prośbą, pamięcią i antycypacją” – pisali w programie lubelskiego festiwalu KODY jego twórcy: Jerzy Kornowicz, Jan Bernad i Mirosław Haponiuk. I właściwie sam ten wstęp wystarczy, by zasępić się na chwilę nad tym, co się z nami dzieje.
Wystarczy rzut oka na kiosk z gazetami lub przydrożny billboard czy chwila spędzona przy radioodbiorniku, by przekonać się, że od dawna obowiązuje nas inna mowa, która zamiast przybliżać do siebie ludzi czy odsłaniać przed nimi prawdę, ma zupełnie przeciwne intencje. Co chce nam powiedzieć dziś mowa w muzyce? O tym miały być tegoroczne KODY.

Sacrum/profanum

Festiwal rozpoczął się po bożemu – w dominikańskiej bazylice św. Stanisława. Przed wejściem do kościoła publiczność mijała się jeszcze z dziećmi przygotowującymi się do pierwszej komunii. Koncert Ensemble Tourbillon (turbulencje) i sopranistki Olgi Pasiecznik, z programem złożonym z utworów francuskiego i włoskiego baroku, miał być punktem wyjścia rozważań nad mową – demonstracją głosu w postaci czystej.

Zespół prowadził, grając na violi da gamba, Czech Petr Wagner, a towarzyszyli mu Justyna Rekść-Raubo (viola da gamba) i Marcin Świątkiewicz (klawesyn). I choć w programie całego festiwalu koncert ten, zatytułowany „Na rozdrożu”, miał być niejako początkiem poszukiwań i eksperymentów, które przeprowadzać mieli kolejni zaproszeni na KODY artyści, to ponad godzinne spotkanie z pięknem dostarczyło silniejszych wrażeń niż niejedna brawurowa rejterada awangardy. Arie z oratorium „Magdalena u stóp Chrystusa” Antoniego Caldary czy fragmenty oper Pietro Baldassariego i Attilio Ariostiego w poruszającym i przeszywającym wykonaniu Pasiecznik, oraz pełne pasji, ale też radości wykonania partie instrumentalne Wagnera, mogły wprawić w błogie zadowolenie z kondycji naszego człowieczeństwa. Nie na długo.

W nieodległym Centrum Kultury Zamek gotowe już było widowisko, przygotowane przez kompozytorkę Jagodę Szmytkę i jazzowy kwintet Wojtka Mazolewskiego. Muzyce towarzyszyła multimedialna oprawa wizualna przygotowana przez kolektyw MoPiToe oraz tancerze, dramaturdzy, realizatorzy dźwięku i wizji. A wizja Szmytki była cokolwiek złożona. „RÊVE RAVE – międzygatunkowy performance w trzech narracjach” to, nawiązujący do tematu snu, ciąg dalszy zmagań autorki z tematem millenialnego zagubienia, prowadzonych pod wspólnym tytułem LOST. Muzyka była najlepszą częścią tego widowiska – jednak i w tej warstwie trudno było wyczuć, co jest tej koncepcji treścią, a co formą – co jedynie ironią, a co próbą powiedzenia lub chociaż zagrania czegoś serio. I rozumiem, że właśnie ten stan jest ową millenialną plagą i przyczyną tytułowego LOST, jednak wiedziałem to już przed seansem „RÊVE RAVE”.

Czas/bezczas

Drugiego dnia festiwalu, w imponującym, budowanym od 40 lat wnętrzu Centrum Spotkania Kultur – we foyer mieszczącej 1000 widzów sali operowej – głos zabrał pomysłodawca KODÓW – Jan Bernad, zapraszając zgromadzonych w podróż do źródeł mowy. Wystąpił on w roli reżysera i demiurga muzycznego performance’u z udziałem 10 śpiewaczek z prowadzonego przez niego Zespołu Muzyki Tradycyjnej Ośrodka „Rozdroża” oraz Hansa van Koolwijka grającego na skonstruowanej przez siebie instalacji dźwiękowej Bambuso Sonoro. W wielkie, rozłożone po całym foyer bambusowe flety dął rozbudowany system pomp sterowanych przez Holendra.

Najważniejsze jednak działo się pośrodku sceny, gdzie młode śpiewaczki malowały dźwiękami ptaków, zwierząt i wyobrażonych stworów, by po chwili mowy te przemienić w tradycyjną słowiańską pieśń. W ten sposób mowa zatoczyła koło: od artykulacji emocji przez język międzyludzkiej komunikacji po śpiew, którym chcemy przybliżyć sobie to, co niewyrażalne – zaś „Rozdroża” po raz kolejny udowodniły, że są jedną z najciekawszych grup wokalnych w Polsce.

Ostatnią premierą powstałą na zamówienie KODÓW była w tym roku opera Piotra Kurka (muzyka) i Michała Libery (libretto) pod cokolwiek hermetycznym tytułem „Bluszczowe prześniegośladowce z antycznego chałatu” – na dwa głosy kobiece (Natalia Przybysz, Anastazja Bernad), trąbkę (Kamil Szuszkiewicz) i puzon (Hilary Jeffery) oraz podwójną obsadę instrumentów perkusyjnych (Jerzy Rogiewicz i Hubert Zemler). Za pretekst posłużyła twórcom spisana w książce „World without Us” („Świat bez nas”) Alana Weismana wizja świata, z którego z dnia na dzień znikają ludzie, a natura budzi się na nowo w pozostawionej przez nas scenografii. W minimalnej, pustej przestrzeni opasanej czarną folią, na białej podłodze rozstawieni zostali muzycy-aktorzy. I choć niezwykle trudno było dosłyszeć splecione ze sobą słowa mówione, wygłaszane, wyśpiewywane i wykrzykiwane przez wokalistki, relacje muzyczne między perkusyjnym rytmem tego nowego świata a dętym powietrzem, które szuka nowych dróg po opuszczonej planecie – 2000 lat po końcu ludzkiego świata – było doświadczeniem intrygującym.

Weekendowy finał KODÓW otworzyły muzyczne rozważania nad dwoma kluczowymi mitami naszej kultury. Opowieść o Hiobie przedstawił ukraiński zespół pod kierunkiem Vlada Troitskyiego, zaś interpretację legendy o miłości Tristana i Izoldy – utwór Davida Langa „Love Fail” wyśpiewały Quince Contemporary Vocal Ensemble. Epilog KODÓW to koncerty zespołu Theater of Voices Paula Hilliera i duetu CocoRosie (rozmowę z Davidem Langiem publikujemy poniżej).
Lubelski festiwal jest jednym z najważniejszych w Polsce muzycznych laboratoriów, w którym z jednej strony goszczą uznani profesorowie dźwiękowych eksploracji, z drugiej – młodym artystom dane są narzędzia i warunki do najodważniejszych artystycznych eksperymentów. Otaczające nas kulturowe i muzyczne kody powinniśmy badać, zmieniać i łamać regularnie, dla własnego bezpieczeństwa, częściej niż raz do roku. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2016