Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W trudnej kategorii reinterpretacji utworów Gainsbourga poziom mistrzowski wyznaczają, moim zdaniem, melancholijne albumy Micka Harveya oraz avantjazzowa składanka Tzadika (m.in. Mike Patton, Marc Ribot, Fred Frith i John Zorn). Jak na tym tle prezentuje się wydany w piętnastą rocznicę śmierci artysty album "Monsieur Gainsbourg Revisited"?
Nie po raz pierwszy okazało się, że brytyjskie rozumienie erotyki nijak ma się do francuskiego. To, co w oryginale było zmysłowym, ale też dowcipnym (lub przeciwnie - cynicznym) flirtem, tu często okazuje się nudne i banalne. Duet dwóch piękności, Cat Power i modelki Karen Elson, śpiewających wciąż szokujące "Je T'Aime", miał zabrzmieć szczególnie pikantnie - wyszedł niestety groteskowo. Podobnie jak - w założeniu mroczna - wersja "Au Revoir Emmanuelle" w pozbawionej polotu wersji Tricky'ego. Niewybaczalną krzywdę zrobiono Marianne Faithfull (wymarzonej interpretatorce Gainsbourga!), każąc jej śpiewać "Lola Rastaquouere" przy akompaniamencie remizowego pseudoreggae. Równie żenująca jest hiphopowa wersja "Comme Un Boomerang"...
Reszta płyty w pełni wynagradza te potknięcia. Mroczno-zmysłowy klimat przy minimalistycznym podkładzie udało się wykreować zarówno Portishead ("Requiem For Anna"), jak i obdarzonej zwodniczo słodkim głosem Carli Bruni ("Those Little Things"). Udaną próbą przełożenia muzyki Gainsbourga na język współczesnego rocka okazały się interpretacje The Kills ("I Call It Art") i Franz Ferdinand ("A Song For Sorry Angel" z gościnnym udziałem Jane Birkin). Teatralna, trochę campowa interpretacja i wyrafinowane aranżacje nadały zupełnie nowego smaku piosenkom "I Just Came To Tell You That I'm Going" (Jarvis Cocker z Pulp i Kid Loco), "Boy Toy" (Marc Almond) i "L'Hôtel" (Michael Stipe z R.E.M.). I najpiękniejsze zaskoczenie: Brian Molko wykonujący "Requiem For A Jerk" (z Faultline i Françoise Hardy) i "The Ballad Of Melody Nelson" (z Placebo). Te same piosenki zaśpiewane zachrypniętym barytonem steranego życiem bywalca paryskich knajp i wysokim głosem androgynicznego neurotyka z londyńskiego klubu opowiadają całkiem różne historie - jednak równie przejmujące.
Na tle innych płyt w rodzaju "tribute to" album "Monsieur Gainsbourg Revisited" wypada nieźle. Odradzałabym jednak traktowanie go jako wstępu do twórczości wielkiego Francuza - tę znajomość koniecznie trzeba zacząć od oryginału.