Monarchia czy demokracja

We współczesnym Kościele odpowiedzialność za wspólnotę leży wyłącznie w rękach księży. Świeckich definiuje się negatywnie – to ci, którzy nie zostali obdarzeni charyzmatem kapłaństwa.

12.11.2018

Czyta się kilka minut

Msza święta inaugurująca IV Kongres Nowej Ewangelizacji na Jasnej Górze, 23 listopada 2017 r. / PRZEMEK KRZAKIEWICZ DLA „TP”
Msza święta inaugurująca IV Kongres Nowej Ewangelizacji na Jasnej Górze, 23 listopada 2017 r. / PRZEMEK KRZAKIEWICZ DLA „TP”

Sporo przemawia za tym, że w sprawie święceń kobiet Kościół nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Może to uczynić tylko sobór powszechny, najważniejsze zgromadzenie wszystkich biskupów, czyli Magisterium Kościoła. Kard. Christoph Schönborn, arcybiskup Wiednia, stwierdził niedawno: „To materia zbyt poważna, by można było zdecydować o niej ze stanowiska papieża”. A jeśli tak, to nieprędko ów problem zostanie rozstrzygnięty, soborów przecież nie zwołuje się nazbyt często, a ostatni odbył się zaledwie pół wieku temu.

Tymczasem jednak trudna sytuacja Kościoła, spowodowana w głównej mierze powtarzającymi się pedofilskimi skandalami wśród duchownych, rodzi naglącą potrzebę zajęcia się kwestią, wciąż wypływającą w dyskusjach na temat „»kryzysu«, któremu ulegają dzisiaj kapłani w pełnieniu swojej posługi, w życiu duchowym, a także w samej interpretacji natury i znaczenia kapłaństwa służebnego” (Jan Paweł II, adhortacja „Pastores dabo vobis”). Chodzi o wypracowanie takiego modelu kapłaństwa, który wychodziłby naprzeciw obecnym potrzebom Kościoła i świata.

Dominujący dzisiaj model, który można nazwać monarchicznym, znalazł się, jak się zdaje, na progu wyczerpania swoich możliwości, o czym od kilku dekad przekonuje katolicka teologia feministyczna. Zamiast oficjalno-kościelnego pomstowania i utyskiwania na nią, wypadałoby raczej przyjrzeć się jej propozycjom w tym względzie.

Przybysze z innej planety

W dziejach Kościoła posługa kapłana przybierała różne oblicza. Realizowano ją według rozlicznych modeli, zależnych od konkretnych czasów, kultur i regionów, w których Kościół pełnił swoją misję. Sam termin „kapłan”, w znaczeniu związanym z sakramentami, pojawił się dopiero ok. 200 r., a zatem blisko 170 lat po śmierci Jezusa, który jeśli już wspominał o kapłanach, to tylko o judaistycznych. W Kościele „kapłanami” nazywano najpierw biskupów, a następnie również prezbiterów.

Od tamtych czasów kapłaństwo przeszło taką transformację, że gdyby dzisiejszych księży umieścić wśród wiernych Kościoła apostolskiego, to zostaliby potraktowani jak przybysze z innej planety. Przypuszczam, że pierwsi wyznawcy i wyznawczynie Chrystusa mogliby nie dać wiary ich tłumaczeniom, że tak naprawdę są kapłanami „tymi samymi, tylko w inny sposób”. Aż do roku 70 Kościół apostolski kształtował się i rozwijał głównie w ramach judaizmu, z podstawową kultyczną funkcją Świątyni Jerozolimskiej i struktur synagogalnych. Nie dość powtarzać, że nie istnieli wtedy księża w dzisiejszym rozumieniu, jako grupa tych, którzy sakramentalnie zajmują się kierowaniem społecznością wiernych i sprawują wszystkie funkcje i posługi, które obecnie bezwzględnie do nich przynależą. Nie było tak, ale nie znaczy to, że już wtedy Kościół nie był – jak wyznajemy w Credo – jeden, święty, powszechny i apostolski.

Nowy Testament nie ukazuje nam organizacyjnego wzorca urzędów, posług i funkcji w Kościele, wzorca, który Kościół miałby bezwzględnie stosować aż do końca świata. Autorzy nowotestamentowi przedstawiają jednak Kościół apostolski wyposażony w objawione fundamentalne normy, służące Kościołowi późniejszych wieków jako punkt odniesienia i zasada tożsamości. Chodzi o normy, zgodnie z którymi ma on tworzyć odpowiednie struktury posługiwania w nieustannie zmieniającej się historii. Wśród tych norm znajduje się – po pierwsze – ideał apostolskiej jedności Kościoła i pluralizmu Kościołów różnych regionów, po drugie – koncepcja wspólnoty i służby, oraz – po trzecie – rozumienie autorytetu i przywództwa w Kościele. Apostolskość Kościoła wszystkich czasów polega na wierności właśnie tym normom, a wierność ta – jak uczą dzieje Kościoła – może się realizować w rozlicznych kształtach.

Kiedy czytamy Nowy Testament (szczególnie listy św. Pawła), uderza, że rozmaite funkcje i posługi, dzisiaj związane tylko z księżmi, pełniły różne osoby. Apostoł, ucząc o tzw. charyzmatach w Kościele, czyli o powołaniach, których Duch Święty udziela wierzącym „tak, jak chce” (1 Kor 12, 11), pisze: „I tak ustanowił Bóg (...) najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami. Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają dar czynienia cudów? Czy wszyscy posiadają łaskę uzdrawiania? Czy wszyscy przemawiają językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć?” (1 Kor 12, 28nn).

W innych miejscach Paweł doda do tej listy charyzmatów – posług i funkcji – powołania apostoła-kobiety, ewangelisty, pasterza, napominającego, diakona, diakonisy, udzielającego jałmużny, opiekującego się chorymi, biskupa, starszego, kierującego wspólnotą... I znowu: Paweł byłby zdumiony, gdyby w jego czasy trafił dzisiejszy kapłan, przekonujący, że w nim jednym i jedynym spotyka się większość z owych posług i funkcji, że on sam i apostołuje, i pasterzuje, i naucza, i ewangelizuje, i rządzi, i kieruje, itd.

Powtórzmy: według Nowego Testamentu normy apostolskiej aktywności dotyczącej przywództwa w Kościele, głoszenia Ewangelii i zachowywania jedności wiązały się z Duchem Świętym, który „tak, jak chce”, udzielał wierzącym powołań, za którymi szły funkcje kościelne i posługi, sprawowane we wspólnocie przez różne osoby. „W kolejnych stuleciach nie liczyła się materialna wierność strukturom Kościoła apostolskiego, ale formalna wierność tym normom (...). Wynika z tego, że Kościół w każdym okresie swojej historii posiada swobodę w dostosowywaniu swojego religijnego przywództwa do społeczno-politycznych ideałów konkretnego czasu i do reorganizowania posługi w odpowiedzi na potrzeby ludu chrześcijańskiego, pod warunkiem, że przywództwo to stara się wcielać normatywne wartości objawione w nauczaniu Jezusa i posłudze Kościoła apostolskiego” (ks. Gregory Baum).

Demokratyzacja Kościoła

Monarchiczna koncepcja kapłaństwa, skupiającego w sobie wszystkie kierownicze i inne posługi kościelne, była odpowiedzią Kościoła na zmieniające się historyczno-kulturowe uwarunkowania przeszłości. I tak niestety trwa do dzisiaj: w modelu tym kościelne przywództwo spoczywa w rękach tylko i wyłącznie kapłanów, tzn. jedynie oni mają prawo podejmowania decyzji w Kościele jako instytucji, bo – jak się przyjmuje – do takiego decydowania uprawniają jedynie święcenia kapłańskie.

Świeckim, w tym wszystkim kobietom, czyli 98 proc. członków Kościoła, przypada jedynie rola wykonawców kapłańskich decyzji, co najwyżej – jeśli taka wola kapłana – głos doradczy. W modelu monarchicznym w wymiarze instytucjonalnym świeccy zasadniczo skazani są na podporządkowanie kapłanom. W Polsce księża domagają się czasem od świeckich odpowiedzialności za Kościół, zwykle ograniczając ją do odpowiedzialności za powołania kapłańskie – cóż to jednak za odpowiedzialność, jeśli nie może ona uczestniczyć w podejmowaniu decyzji? Na czym ma polegać odpowiedzialność, która nigdy nie odczuje ciężaru podjęcia decyzji złej lub radości podjęcia decyzji dobrej?

W monarchicznym modelu kapłana nie ma miejsca na eklezjalną odpowiedzialność czy współodpowiedzialność świeckich. Odpowiedzialność za Kościół złożono tylko w ręce tych, którzy przyjęli święcenia kapłańskie. I trudno się temu dziwić, zważywszy że kapłanów w doktrynie Kościoła definiuje się pozytywnie – z pomocą Ducha Świętego są oni obdarowani charyzmatem, powołaniem kapłańskim – i dlatego mają za co być odpowiedzialni. Z kolei świeckich definiuje się negatywnie – jako tych, którzy nie zostali obdarzeni charyzmatem kapłaństwa.

Sobór Watykański II nie potrafił zdefiniować świeckich pozytywnie. Nie potrafili tego także późniejsi papieże, cytując negatywne określenie Vaticanum II: „Przez pojęcie »świeccy« rozumie się wszystkich wiernych, którzy nie są członkami stanu duchownego i stanu zakonnego prawnie ustanowionego w Kościele”. W wypadku świeckich – inaczej niż kapłanów – zda się, że nie ma żadnych podstaw do ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności za Kościół, bo jak można być odpowiedzialnym za coś, czego się nie otrzymało w darze, kim się nie jest i nie będzie z woli Ducha Świętego?

Istnieją mocne podstawy, by wątpić, że kapłaństwo monarchiczne w Kościele odpowiada dzisiejszej sytuacji Kościoła i świata, szczególnie zaś społeczeństw demokratycznych. „W naszych czasach – pisze ks. Peter Neuner, teolog z Niemiec – demokracja, w teorii przynajmniej, powszechnie uchodzi za wartość samą w sobie i za kwintesencję praw człowieka i godności osoby. W tych właśnie państwach, których kultura i ład społeczny wyrosły na bazie chrześcijańskiego rozumienia osoby ludzkiej i jej godności, ludzie przy najlepszej nawet woli nie mogą pojąć, dlaczego akurat w ludzie Bożym nie są wprowadzane w życie te formy demokratycznego postępowania i współdziałania, które są dopuszczalne bez naruszania otrzymanego od Boga ustroju Kościoła i jego orędzia. Hamując proces takiej demokratyzacji, kierownictwo Kościoła naraża go niechybnie na utratę wiarygodności”.

Oczywiste jest przy tym, że natura Kościoła wyklucza demokrację w znaczeniu socjologiczno-politycznym, która prawdę uzależnia od procedur demokratycznych i decyzji większości. Jeszcze raz Neuner: „W Kościele władza nie pochodzi od ludu do tego stopnia, żeby normatywna była wola większości. Kościół został powołany do istnienia decyzją Boga i niezmiennie od niej zależy”. Natura Kościoła jednak wyklucza również „monarchiczne formy panowania, ponieważ są sprzeczne z teologią wspólnoty”.

Kapłaństwo monarchiczne nie przystaje dziś do demokracji i domaga się głębokiego uzgodnienia i skorelowania z jej specyfiką. Demokracja stała się zasadniczym wyzwaniem dla Kościoła jako instytucji, szczególnie dla kapłaństwa, a tymczasem w podstawowym na przełomie XX i XXI w. dokumencie Magisterium Ecclesiae na temat kapłanów – „Pastores dabo vobis” – w ogóle nie pojawia się to słowo, ani tym bardziej nie mówi się o demokratyzacji w Kościele.

Partnerstwo, nie podporządkowanie

Demokratyczne spojrzenie na kapłaństwo bliskie jest katolickiej teologii feministycznej, chociaż zastrzega ona, że istniejące systemy demokratyczne nie są wolne od struktur patriarchalnych, dyskryminujących kobiety. Dlatego w wysuwanym w tej teologii postulacie demokratyzacji Kościoła, a tym samym – modelu kapłaństwa, chodzi nie tylko o eklezjalne wykorzystanie mechanizmów i elementów świeckiej demokracji, ale o wprowadzenie w życie Kościoła demokracji, którą można określić jako charyzmatyczną, w nawiązaniu do teologii charyzmatów Nowego Testamentu i charyzmatycznego przełomu, jakiego w nauczaniu o Kościele dokonał Sobór.

A przełom ten celnie scharakteryzował ks. Bogdan Snela: „Postawienie problemu charyzmatów przez II Sobór Watykański spełnia w historii dogmatów rolę podobną do tej, jaką spełnił Sobór Nicejski dla nauki o Trójcy Świętej, Efeski i Chalcedoński dla chrystologii, a Trydencki dla sakramentologii. Po raz pierwszy bowiem w historii soborów problem charyzmatów został podjęty w urzędowych wypowiedziach Kościoła w całej swej teologicznej, ściślej eklezjologicznej treści, jaka zawiera się w przekazie biblijnym”.

Zgodnie z teologią charyzmatów zasadą porządku (łac. ordo) Kościoła i w Kościele jest Duch Święty, który udziela każdemu wierzącemu i wszystkim wierzącym, nie tylko kapłanom – „tak, jak chce” – swoich charyzmatów, powołań, a tym samym określa rodzaj ich kościelnych funkcji i posług – dla dobra Kościoła. Duch w sakramencie chrztu włącza każdego wierzącego w Chrystusa tak radykalnie, że „nie ma już Żyda ani poganina, niewolnika i wolnego, kobiety i mężczyzny, wszyscy bowiem jesteśmy kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Gal 3, 28). W porządku charyzmatów ani pochodzenie etniczne, ani status społeczny, ani płeć nie stanowią przeszkody czy warunku wstępnego dla Ducha Świętego. Kościół jest – winien być – wspólnotą równych sobie uczennic i uczniów, którzy i które mają realizować swoje powołania w porządku otrzymanych charyzmatów. W porządku, ale nie w podporządkowaniu: w ordo, ale nie w subordo.

Teologia feministyczna odcina się od tego, do czego w tym kontekście Kościół i teologia silnie przywykli: od pojęcia hierarchii. Rezygnuje z niego, bo zakłada ono i konserwuje sytuację, w której jedni wierni są „ponad”, a inni „pod”, czyli dominację jednych nad drugimi w Kościele, co teologia ta z istoty wyklucza. Różnice między posługami nie mają opierać się na podporządkowaniu, ale na różnorodności powołań udzielanych wierzącym przez Ducha Świętego, tj. na różnorodności charyzmatów.

Charyzmaty z istoty są „demokratyczne”. Każdy wierzący otrzymuje od Ducha swoje własne powołanie dla dobra Kościoła, co zakłada – z jednej strony – że nie ma lepszych czy gorszych powołań, ważniejszych czy mniej ważnych, nadrzędnych i podrzędnych, dominujących i podporządkowanych. Z drugiej strony zakłada to, że każdy chrześcijanin ma wnosić do Kościoła jakieś dobro w zgodzie z otrzymanym powołaniem i z wzajemnością istniejącą między różnymi powołaniami. A jeśli tak, oznacza to konieczność udziału każdego – na miarę swojego własnego charyzmatu i odpowiedzialności za inne – w odpowiedzialnym współdecydowaniu o życiu Kościoła.

Elisabeth Schüssler Fiorenza pisała: „Jako obraz Boskiej Mądrości jesteśmy Kościołem (ekklesia), zgromadzeniem wolnych dorosłych obywateli, którzy mają prawo i obowiązek decydować o naszej własnej i naszych dzieci przyszłości. ­Ekklesia jako podejmujące decyzje zgromadzenie pełnych obywateli podkreśla starożytną rzymską i średniowieczną maksymę [kościelną]: co dotyczy wszystkich, winno przez wszystkich być określane”.

Zgodnie z teologią charyzmatów Ducha Świętego decyzje za Kościół nie mogą spoczywać w rękach jednej grupy, od której jednostronnie uzależnieni są inni i której inni są w istotnych sprawach Kościoła całkowicie podporządkowani. Teologia feministyczna, rezygnując z pojęcia hierarchii, w zamian proponuje partnerstwo. „Feministyczne style przywództwa – pisała Letty M. Russell – winny czerpać swój model zachowania z paradygmatu partnerstwa. Taka perspektywa patrzenia na rzeczywistość ustanawia normy języka, myślenia i działania w modelu partycypacji autorytetu we wspólnocie. Paradygmat ten zawiera partnerstwo, przyjaźń, wspólnotowość, relacyjność, wzajemność i matriarchat. Zmierzają one nie tylko do obalenia paradygmatu dominacji, ale również do poszukiwania alternatywnego sposobu organizowania naszej rzeczywistości i świata, mniej szkodliwego dla ludzi, natury i całego stworzenia”.

Z punktu widzenia paradygmatu partnerstwa przywództwo sprawowane jest w powiązaniu z innymi, poprzez szukanie form współuczestnictwa innych we władzy i autorytecie. Władza nie ma kumulować się na szczycie Kościoła, ale winna być sprawowana tak, by inni mogli w niej uczestniczyć.

W koncepcji kapłaństwa i posługiwania, wypracowanej przez teologię feministyczną, kluczową rolę odgrywają pojęcia demokratyzacji, współdecydowania (wspólny udział wszystkich wierzących w podejmowaniu decyzji w sprawach Kościoła) i partnerstwa, przede wszystkim zaś charyzmatu, powołania przez Ducha Świętego. Wydaje się, że pojęcia te i rzeczywistość, która by im odpowiadała w Kościele, są raczej nieobecne w monarchicznym modelu kapłaństwa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2018