Mniejsza połowa

Warto, żeby "wybrany przez naród" prezydent wiedział, iż nawet jeśli zdobędzie 100 procent głosów, będą to jedynie głosy uczestniczących w wyborach, nie zaś całego narodu. Blisko połowa ani na niego nie głosowała, ani tego wyboru nie pragnęła.

22.06.2010

Czyta się kilka minut

Po pierwszej turze wyborów kandydaci przeliczali procenty na osoby. Słusznie, bo nawet skromne 0,2 czy 0,3 procent, nie mówiąc o 14 proc., przekładało się na wcale pokaźne liczby. Mnie najbardziej zainteresowało 45,6 proc. z 30 453 805, czyli ci, którzy nie poszli do głosowania. Bo co z tego, że frekwencja w pierwszej turze była większa niż w pierwszej turze roku 2005, jeśli niemal połowa Polaków nie wzięła udziału w tym naszym święcie demokracji?

Do udziału w wyborach wzywał Kościół, zachęcali politycy, zachęcały media. Tyle powiedziano, że trudno przypuszczać, by blisko połowa uprawnionych, a dokładnie 13 886 935 Polaków nie wiedziało, o co chodzi. Dlaczego nie poszli? Janusz Korwin-Mikke wyjaśnił: nie głosował, bo na konkurentów nie chciał, a na siebie nie mógł; uważa, że na siebie głosować nie wypada.

Ale inni? Co ich powstrzymało? Grypa? Koklusz? Zapalenie korzonków nerwowych? Zwykłe lenistwo? Nie ma się co łudzić. Absencja większości z nich niewątpliwie była umotywowana. Pozostaje otwarte pytanie: umotywowana czym?

Mój skromny sondaż sugeruje następujące odpowiedzi. Nie poszli, bo nie wierzą, że wybór Iksa czy Igreka będzie miał jakikolwiek wpływ na ich życie i położenie. Mówią: tyle było już wyborów, tyle było wyborczych obietnic, a mój status ani trochę się nie zmienił na lepsze. Wciąż kiepskie zarobki (chodzi o budżetówkę), kiepskie emerytury, coraz większe wymagania, coraz trudniej. Nasz los, los takich ludzi jak my, nie obchodzi żadnego prezydenta.

Mówią inni: nie chcę głosować na kogoś, do kogo nie mam zaufania. Z żadnym z dziesiątki kandydatów się nie identyfikuję. Nie przemawia do mnie ani katolicyzm Jarosława Kaczyńskiego, ani liberalizm Bronisława Komorowskiego, nie dowierzam lewicy, bo pamiętam czasy PRL-u, a nowoczesność z gejowskimi małżeństwami mnie nie pociąga i nie chcę, by z moich podatków pokrywano koszta wszystkich zabiegów in vitro. Bawcie się beze mnie. I tak kogoś wybierzecie, ja w tym nie mam zamiaru brać udziału.

Jeszcze inni, widząc dwóch wiodących w wyścigu, nie idą głosować, bo wiedzą, że nawet z ich głosem inny kandydat nie ma żadnej szansy. Wreszcie są i tacy, których po prostu to, kto będzie prezydentem, jak będzie funkcjonował ich kraj, nie obchodzi. Żyją w świecie własnych spraw, własnych interesów, obecni-nieobecni członkowie wspólnoty narodowej.

Mało kto dziś pamięta, że były czasy wymuszonego i kontrolowanego udziału w wyborach. Wtedy odhaczenie na liście obecności w lokalu wyborczym mogło mieć poważne reperkusje w miejscu pracy, odbić się na karierze zawodowej (albo i partyjnej) i w ogóle na sytuacji życiowej. Dzisiaj jest to wolna decyzja, swobodny wybór, praktyczne ćwiczenie z demokracji.

Dlatego warto, żeby "wybrany przez naród" prezydent wiedział, iż nawet jeśli zdobędzie 100 procent głosów, będą to jedynie głosy uczestniczących w wyborach, nie zaś całego narodu. Blisko połowa ani na niego nie głosowała, ani tego wyboru nie pragnęła.

Chociaż wielu z nas ma obraz wymarzonego pana prezydenta, to prezydentem zostanie albo Bronisław Komorowski, albo Jarosław Kaczyński, i skutki tego prędzej czy później dosięgną zarówno tego, kto był za, jak i tego, kto był przeciw, a także tego, który nie głosował. Do czego służy prezydent - wyjaśnia w tym numerze Zdzisław Najder. Nie jest to bynajmniej tylko sprawa żyrandoli. Sprawa jest poważna. Słusznie zaraz po zakończeniu pierwszej tury wyborczej powiedział Jarosław Kaczyński, że koncepcje dobra Polski i dobra Polaków są u obu kandydatów zdecydowanie różne. Przed nami wielka debata na temat wizji przyszłości, a potem już tylko 4 lipca. Czy znowu 13 886 935 Polaków stwierdzi, że ich to nie dotyczy albo nie interesuje?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2010