Mistyka codzienności, czyli kruchość i tęsknota

O. Jan Andrzej Kłoczowski, teolog: Mistycy uczestniczą w ciemnościach, które towarzyszyły Jezusowi w Jego męce. To nie jest niewiara, to wiara w najczystszej, najbardziej szlachetnej i owocnej postaci. Rozmawiał Artur Sporniak.

01.04.2008

Czyta się kilka minut

Artur Sporniak: W prywatnych listach Matki Teresy odnajdujemy wstrząsający zapis wieloletnich zmagań duchowych. Misjonarka z Kalkuty odczuwała udręki z powodu - jak pisała - "utraty Boga, który mnie nie chce - Boga, który nie jest Bogiem - Boga, który naprawdę nie istnieje". Znamienne, że Katechizm Kościoła Katolickiego nie przewiduje takiej sytuacji. Na wątpliwości wiary odpowiada cytatem z kard. Newmana: "Dziesięć tysięcy trudności nie powoduje jednej wątpliwości" oraz wersetem z Ewangelii wg św. Jana: "Kto w Niego wierzy, nie pozostaje w ciemności" (12, 46). Czy zatem Matka Teresa straciła wiarę?

O. Jan Andrzej Kłoczowski: Nie dostrzegam w jej zapiskach utraty wiary. Bóg jest, ja mam być Jego oczyma, rękoma, mam kochać tych, którzy są najbardziej przez wszystkich opuszczeni - co do tego powołania Matka Teresa nie miała nigdy cienia wątpliwości. Wiedziała, co ma robić, znała drogę - to bardzo ważne. Natomiast ciemność towarzyszyła jej relacji z Bogiem - jej modlitwie. To zupełnie coś innego niż ciemność, o której pisze św. Jan Ewangelista. On ma na myśli nienawiść: miłość jest światłem, a nienawiść ciemnością.

Zgadzam się z redaktorem książki "Pójdź, bądź moim światłem", który twierdzi, że Matka Teresa zostanie uznana za jednego z największych mistyków. Dlatego, że mistyk jest do tego stopnia porażony blaskiem miłości Boga, że zdaje mu się, iż ogarniają go ciemności. Im większych ciemności doświadcza, tym jest bliżej Boga. Tak to tłumaczą wielcy mistrzowie duchowości, jak św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Avila czy patronka Matki Teresy - św. Teresa z Lisieux. Znamienne, że ta ostatnia ze względu na swoje duchowe doświadczenia doskonale rozumiała, czym są ciemności ateizmu. Dlatego modliła się za Nietzschego.

Jeżeli rzeczywiście chcemy docierać do niezniekształconego przez nasze projekcje obrazu Boga, musimy się liczyć z tym, że natrafimy na ciemności.

Czy to znaczy, że wiara Matki Teresy była całkowicie "ślepa" - zakonnica wierzyła jedynie siłą woli, bez żadnej odpowiedzi i żadnego pocieszenia, jakby wbrew sobie?

Nie siłą woli, tylko siłą miłości. W mistycznym doświadczeniu Matki Teresy charakterystyczne jest to, że pojawiło się ono w ramach powołania czynnego, a nie kontemplacyjnego. Ta zakonnica cała była skierowana w stronę najbardziej upośledzonych przez nędzę. Cała oddała się Bogu, by stać się Jego "narzędziem", nic sobie nie zostawiając. To swoisty paradoks: doświadczała w sobie ciemności, gdyż stała się światłem dla innych. Zwykle jesteśmy pośrednikami: najpierw otrzymujemy, potem dajemy i aby dawać, musimy otrzymywać. Matka Teresa nie doświadczała tego, że otrzymuje, gdyż Bóg działał przez nią swoją miłością jakby bezpośrednio. Bóg prowadzi mistyka do takiego przekroczenia siebie, że takiej osobie wydaje się, iż siebie traci i sobie zaprzecza. Zaczynamy trochę lepiej rozumieć, co to znaczy oddać się Bogu do końca.

Ciemna noc

Wspomniany przez Ojca św. Jan od Krzyża twierdził, że przynosząca największe udręki tzw. ciemna noc ducha jest zarazem najgłębszym oczyszczeniem mistyka. W duchowym doświadczeniu Matki Teresy jest, jak się wydaje, coś więcej niż tylko oczyszczenie, jest udział w męce Chrystusa, która zbawia…

Rzeczywiście, w jej życiu w jakiś wyjątkowy sposób objawiła się tajemnica Krzyża. W swoich zapiskach przyznaje, że bliska jest jej scena modlitwy Jezusa w Ogrójcu i Jego wołanie na Krzyżu: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił". Widocznie do istoty takiej ofiary należy utrata jasnej wizji zmartwychwstania. I tego doświadczają mistycy w największych swoich próbach.

Pascal miał przenikliwą intuicję, gdy mówił, że "Jezus będzie umierał do końca świata". Mistycy uczestniczą w ciemnościach, które towarzyszyły Jezusowi w Jego męce. Powtarzam: to nie jest niewiara, to wiara w najczystszej, najbardziej szlachetnej i owocnej postaci.

Czy to nie pocieszające: nasze zmagania z wątpliwościami w wierze mogą mieć głęboki teologiczny sens?

W dodatku nie jesteśmy sami. Matka Teresa obiecała: "Jeśli kiedykolwiek będę Świętą, na pewno będę Świętą od »ciemności«. Będę ciągle nieobecna w Niebie - aby zapalać światło tym, którzy są w ciemności na ziemi". Ważne jest, by mimo wszystko iść naprzód. "Bądź wierny. Idź" - to etyczne przesłanie Pana Cogito nabiera głębokiego religijnego sensu w konfrontacji z doświadczeniem Matki Teresy i innych mistyków.

Św. Teresę z Lisieux nachodziły - jak sama mówiła - "rozumowania najgorszych materialistów". Pokonywała te pokusy wiernością "mimo wszystko". "Ach! Niech Jezus mi wybaczy, jeśli sprawiłam Mu przykrość, lecz dobrze wie, że nie mając radości, która płynie z Wiary, staram się przynajmniej postępować według wiary" - pisała. Łatwo jednak powiedzieć: "Bądź wierny. Idź". Czy w ciemnościach wiary mistyk może być pewny, że nie pobłądzi?

Po ukazaniu się w ubiegłym roku anglojęzycznego wydania listów Matki Teresy pojawiły się komentarze, że słynna misjonarka była zakłamana: propagowała wiarę, sama jej nie mając. Te oskarżenia jednak bledną wobec tego, co sama o sobie pisała do spowiedników. Była znacznie bardziej przenikliwa od publicystów, którzy się teraz nią zajmują. Sama pytała w listach do kierowników duchowych: "Czy to nie zwodzenie ludzi?".

To charakterystyczne dla mistyków, że mają o sobie jak najgorsze mniemanie. Uważają się za wielkich grzeszników, doświadczając pokus niewiary sądzą, że balansują na krawędzi bluźnierstwa, a nawet wątpią w możliwość swojego zbawienia. Jednocześnie są niezwykle pokorni, a ich zmagania przynoszą zdumiewające owoce. Ten fakt stanowi ważne kryterium, gdyż "po owocach poznacie ich". Widząc owoce, można być pewnym, że nie pobłądzili.

Matka Teresa potrafiła za sobą pociągnąć rzesze młodych dziewcząt, kapłanów i wolontariuszy. Jej działalność zadziwiła świat - nawet ten laicki, który przyznał jej pokojową Nagrodę Nobla. Można by powiedzieć, że zmieniła naszą wrażliwość. Jednocześnie tak długie doświadczenie wewnętrznych ciemności chroniło ją, by nie popadała w "duchowość sukcesu". I rzeczywiście, w listach znajdujemy świadectwa, że zaszczyty były jej obojętne. Nikogo, prócz kierowników duchowych, nie obciążała swoim cierpieniem. Przeciwnie, dla innych miała uśmiech i gesty miłości. W książce zapisana jest ciekawa anegdota: kiedyś Matka Teresa zobaczyła jedną z sióstr, która miała smutną minę. Zapytała ją: "Co powiedział nam Jezus: mamy nieść krzyż przed Nim, czy iść za Nim? Dlaczego próbujesz iść przed Nim?". Siostra odeszła uśmiechnięta.

Kiedy patrzyliśmy na Matkę Teresę za jej życia, widzieliśmy jasną twarz. Jej uśmiech nie był maską skrywającą wewnętrzne ciemności. Była w niej jakaś wielka jasność.

Ale ta jasność, jak dziś wiemy, była dla innych, nie dla niej.

Dług karmiczny i miłosierdzie

Znamienne, że najszybciej docenili ją... sami Hindusi: już w 1962 roku przyznali jej tytuł "Padma Shri" - jedno z najwyższych hinduskich wyróżnień.

To jeden z najbardziej zdumiewających faktów. Musimy pamiętać, że w kulturze hinduskiej do cierpienia podchodzi się inaczej, niż jesteśmy przyzwyczajeni. W Indiach nędzarz był zostawiony sam sobie - taka jest jego dharma i musi do końca spłacić dług karmiczny. Matka Teresa nie przejmowała się dharmą ani długiem karmicznym, tylko zbierała nędzarzy z ulic Kalkuty. Nie po to, żeby ich uzdrawiać, tylko po to, żeby przywrócić ich człowieczeństwu godność. Najwyraźniej jej działalność spowodowała jakieś zmiany w świadomości Hindusów, skoro pochowano ją z najwyższymi honorami państwowymi.

Ale też spotykała się z krytyką, że otrzymując od ofiarodawców duże pieniądze, nie wykorzystywała ich na ratowanie życia, a przecież także na tym polu mogłaby wiele zdziałać...

O ile rozumiem jej zamysł, nie chciała swojego zakonu przekształcić w organizację społeczną. Nie chciała też zastępować służby zdrowia. Chciała być z najbardziej pogardzanymi. W ten sposób stała się świadkiem przeciwko obojętności świata.

Skrajna nędza często wpychała w grzech. Matka Teresa przekonywała, że gdyby jej się udało choćby jednego biedaka uratować przed wiecznym potępieniem, jej działalność miałaby sens. Takie myślenie wynikało z surowego przedsoborowego wychowania religijnego. Można je odwrócić: czy miłość ostatecznie ma sens, gdy choć jeden biedak umiera w grzechu? Czy to znaczy, że miłujący Bóg wtedy przegrywa?

Chrystus umarł na Krzyżu za wszystkich. Czy wszyscy będą zbawieni? Tego nikt nie wie.

Ale myślę, że świadomość, iż nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, i w tym sensie skazani jesteśmy na klęskę, jest bliska świadomości chrześcijańskiej. Mamy zadanie konkretne: próbować pomagać temu oto człowiekowi, który jest w potrzebie i stoi przede mną, a co z tego wyniknie - powierzać Bogu. Chrześcijaństwo nie stawia sobie totalitarnych celów. To komunizm chciał zbawić wszystkich. Złudną drogą jest branie na własne barki całego zła tego świata. Zmaganie się każdego człowieka ze swoim losem, życiem, historią jest wielką tajemnicą i nie nam to osądzać. Nie znamy przecież wszystkich dróg Bożego miłosierdzia.

Cena sukcesu

Powróćmy do mistyki. Co oprócz zdumienia i podziwu może dla nas wynikać z mistycznego doświadczenia Matki Teresy?

Świadomość tego, że rozwój wiary ma charakter dynamiczny. Jeżeli chcemy się duchowo rozwijać, musimy zdawać sobie sprawę, że także i w naszym życiu mogą pojawić się okresy duchowej posuchy. Zwykle wtedy mamy odruch wpadania w panikę - sądzimy, że Bóg się od nas odwraca. Wielcy mistrzowie duchowości uczą nas tego, że taka próba wiary może być bardzo owocna. Mamy tendencję, by w Boży obraz wpisywać wiele naszych pomysłów. Bóg nas z tego oczyszcza. Okres posuchy może być na przykład okazją, by wyróść wreszcie z wiary dzieciństwa w wieku czterdziestu lat.

Przyglądając się życiorysom mistyków, którzy za życia dokonali wielkich dzieł, można, jak się wydaje, odnaleźć pewną prawidłowość - wszyscy oni doświadczali intensywnych okresów ciemności i właśnie w nich byli najbardziej skuteczni. Tak było w przypadku Matki Teresy, św. Teresy z Avila - założycielki karmelitanek bosych, czy św. Pawła od Krzyża, którego kazania pasyjne wywarły wielki wpływ na religijność XVIII wieku. Dzisiaj podziwiamy dokonania Jana Pawła II. Czy przypadkiem za nimi nie kryją się podobne duchowe zmagania?

Nie wykluczałbym tego. Na pewno w życiu Karola Wojtyły kryje się jakaś tajemnica. Być może proces beatyfikacyjny ujawni nowe fakty. Przecież książka "Pójdź, bądź moim światłem" to zredagowane wypisy z procesu beatyfikacyjnego Matki Teresy.

Ci święci mistycy wyraźniej wskazują na tajemnicę chrześcijaństwa, które uczy, że za prawdziwy sukces płaci się sobą, a nie sprawnością działania. Nie można zostać misjonarką miłości, odbywszy odpowiedni kurs przygotowawczy.

Miłość rodzi się w ciemności, a doświadczenie pustki czy nawet nicości może być bardzo płodne. Tego zwykle nie rozumieją niektóre nurty charyzmatyczne, dbające o wysoki stopień przeżyć emocjonalnych - takiej radości "na siłę". Doświadczanie ciemności wiary jest dla nich gorszące. Tymczasem chrześcijaństwo nie jest triumfalistyczne.

W książce "Drogi człowieka mistycznego" pisał Ojciec, że mistyka jest drogą poznawania Boga i zarazem poznawania siebie. Czy zatem jest nam ona do zbawienia niezbędna?

Nie.

Nic nie tracimy, jeśli nie doświadczymy w życiu stanów mistycznych?

Mistyk jest jedną z postaci religijnych - nie jedyną. Prorok nie musi być mistykiem. Podobnie kapłan czy apostoł. Warunkiem więzi z Bogiem nie są stany mistyczne. Tym warunkiem jest miłość. Człowiek, który szuka przeżyć mistycznych, szuka siebie, a nie Boga, nie jest zatem prawdziwym mistykiem. Natomiast w każdym akcie religijnym jest aspekt mistyczny, jeśli ten akt rozwija nas duchowo. A będzie nas rozwijał, jeśli pozwolimy się w nim prowadzić Bogu. W tym sensie mistykiem jest dziecko, które z prostotą serca modli się do Pana Jezusa, i starzec, który w bezradności zawierza Bogu swoją niemoc. Nie musimy przechodzić po kolei wszystkich etapów doświadczeń mistycznych, z taką wnikliwością opisanych przez św. Jana od Krzyża.

Przyznam, że Ojciec mnie trochę uspokoił, gdyż lektura listów Matki Teresy przyprawia o wyrzuty sumienia. Człowiek myśli sobie: "Gnuśny jestem, nic nie wart, niewiele wiem o życiu duchowym, niewiele przeżywam, nie mówiąc o trosce o zbawienie innych"...

Cóż, nie zaszkodzi przyjrzeć się tym wyrzutom... Jeżeli modlisz się szczerze i rzeczywiście zależy ci choć trochę na tym, co Bóg sądzi o twoim życiu, to już jest mistyka. Mistyka nie jest uwieńczeniem życia wiary, jest wymiarem, który towarzyszy naszemu życiu wiary.

Czy nie jest tak, że każdy ma trochę inną drogę do Boga, zatem nie musi się odnajdywać w opasłych tomach dzieł św. Jana od Krzyża?

Rzeczywiście, każdy idzie własną drogą. Co nie przeczy temu, że dążenie do niezapośredniczonego duchowego kontaktu z Bogiem jest w każdym z nas.

Kraina, gdzie wszystko jest inaczej

W swojej książce jednak powtarza Ojciec za św. Augustynem, że żyjemy w "krainie, gdzie wszystko jest inaczej" - czyli tam, gdzie wszystko jest nie tak, jak być powinno. Pyta też Ojciec za św. Teresą z Avila: "Jak jest możliwe dalsze życie ze świadomością zjednoczenia, które jest już właściwie osiągnięciem najwyższej nagrody?". Czy mistyka przypadkiem nie unieważnia świata i naszego zwyczajnego życia?

Nie chodzi o unieważnienie, tylko o przemianę świata. Matka Teresa nie unieważniała świata ani spraw ludzkich. Przeciwnie, przychodziła im z pomocą. Uczyła nas na przykład, jak niesłychanie ważny jest dotyk jako gest miłości. Przywołam Bergsona, który w książce "Dwa typy wiary" twierdzi, iż prawdziwego mistyka poznać można po doskonale rozwiniętym... zmyśle organizacyjnym. To by się zgadzało: i Matka Teresa, i św. Teresa z Avila były doskonałymi organizatorkami.

Natomiast co do pytania o możliwość dalszego życia po zjednoczeniu mistycznym, pomyślmy: czy ktoś, kto doświadczył wielkiej miłości, nie będzie za nią tęsknił? Czy cokolwiek innego może mu ją zastąpić? Miłość jednakowoż nie prowadzi do mizantropii czy do abnegacji. Przeciwnie: miłość nas mobilizuje, wskazuje nowe zadania, tu - w tym życiu. Jezus po zmartwychwstaniu pytał uczniów, czy mają coś do jedzenia. Pragnienie Boga jest ściśle związane z nowym, głębszym otwarciem się na drugiego i pełniejszym spotkaniem się z nim. I to pokazują swym życiem mistycy.

To skąd zatem ta "zupełna śmierć dla wszystkich rzeczy tego świata", o której mówi Teresa z Avila, a Ojciec cytuje?

Śmierć - czyli dystans. Wiem, że rzeczami tego świata się do końca nie nasycę, że ostatecznie nie mogę się na nich opierać. Źródło jest gdzie indziej. Pamiętajmy, że mówimy o rozwoju duchowym - dynamicznym procesie, który ma swoje etapy. Jeżeli czytamy o "pogardzie dla świata", to nie należy tego rozumieć jako negację stworzenia, tylko jako ascetyczną poradę: odwróć się teraz od świata, by móc potem dojrzalszym i mądrzejszym do niego powrócić.

Św. Teresa z Lisieux, choć prosta i niewykształcona, miała genialne intuicje. Pisała: "Oddając się Bogu, serce nie traci swej przyrodzonej czułości. Przeciwnie, ta czułość wzrasta, stając się czystszą i bardziej boską". Czyli nie trzeba się bać mistyki?

Nie trzeba się bać Boga. Jego bliskość nie niszczy, tylko rozgrzewa, choć czasem jest bardzo bolesna. Wbrew temu, co mówią ateiści, człowiek i Bóg nie są antagonistami. Są sobie przeznaczeni.

Skoro mistyka jest drogą poznania i Boga, i człowieka, to co o sobie dowiadujemy się dzięki niej?

Dwóch rzeczy: że składam się z kruchości i tęsknoty.

Wobec tego, czym jest świętość?

Miarą świętości jest wielkość miłości, która przybliża mnie do Boga i drugiego człowieka. Święci pokazują, że nie jesteśmy skazani na banalność i przeciętność, a wiara nie powinna nam się kojarzyć z bezruchem i lodem.

O. Jan Andrzej Kłoczowski (ur. 1937) jest dominikaninem, teologiem i filozofem, kierownikiem katedry Filozofii Religii Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Wydał m.in. "Drogi człowieka mistycznego" (2001).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2008