Zaufać kruchości

Jean Vanier: My ze starszego pokolenia powinniśmy prosić o przebaczenie. Stworzyliśmy zamknięty świat. Jako chrześcijanie zawsze byliśmy w nim obecni. Ale nie zawsze przekazywaliśmy wizję Ewangelii. Rozmawiali w Trosly-Breuil: Wojciech Bonowicz i Łukasz Tischner

09.09.2008

Czyta się kilka minut

Jean Vanier z podopiecznym /fot. KNA-Bild /
Jean Vanier z podopiecznym /fot. KNA-Bild /

Wojciech Bonowicz, Łukasz Tischner: Czym jest dla Pana doświadczenie mistyczne?

Jean Vanier: To poczucie bycia w komunii z Jezusem, które jednak nie eliminuje bólu. Mogę to opisać, porównując Arkę z New Age'em. Jaka jest różnica? New Age mówi o pokoju, harmonii, połączeniu ciała i ducha, seksualności i oddaniu. To bardzo piękne idee. Ale wizja Jezusa jest inna: "Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam". Posyłając uczniów do zranionego świata, Jezus wie, że doświadczą oni zranienia. Kiedy głosisz Dobrą Nowinę ubogim, nie wystarczy powiedzieć: "Jezus cię kocha". Trzeba powiedzieć: "Ja cię kocham". W imię Jezusa - ale to ja cię kocham. I wtedy zaczynają się schody, bo ubodzy bywają zrozpaczeni, agresywni, rozżaleni, w depresji...

Czasem myślimy o mistyce jako o wyrwaniu się z tego świata. Niektórzy tak właśnie tego doświadczali. Np. św. Jan od Krzyża musiał toczyć bezustanną wojnę ze swymi braćmi i swoje najgłębsze doświadczenia mistyczne przeżył wtedy, gdy był zamknięty w ciemnej celi więziennej w Toledo, pełen wewnętrznego cierpienia i zamętu. Doświadczenie Boga, które wówczas przeżył, było jak nagły przebłysk pokoju.

Zależy mi bardzo, aby pobożność łączyć z zaangażowaniem. Martwię się, że Kościół kładzie silny nacisk na pobożność i lęka się ubogich, uznając działania na ich rzecz raczej za humanitarne niż religijne. Tymczasem miłość, którą otrzymuję, musi wypływać ze mnie jako zaangażowanie na rzecz innych. Mistyka nie wyrzuca nas poza świat, ale w świat wprowadza. Jak połączyć Jezusa w Eucharystii z Jezusem, który mówi: "Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie..." (Mt 25, 35-36)? Zasadniczo ludzie nie odkryli jeszcze, że jedność z Jezusem w Eucharystii powinna oznaczać także jedność z ubogimi i zranionymi. Mistyka to dla mnie życie w komunii z ubogimi. Dzięki niej dane mi było przeżyć momenty głębokiego pokoju.

Komunia z ubogimi rozgrywa się w wymiarze ludzkim. Element mistyczny jest zapewne wpisany w to doświadczenie, ale jest zarazem jakimś dodatkiem, krokiem w nieznane.

I tak, i nie. Czasem zapominamy, że Słowo stało się ciałem i mieszkało w Nazarecie przez mniej więcej 30 lat... Nie wiemy dokładnie, co się wtedy działo, ale na pewno było to życie w komunii z Marią i Józefem - i z ubogimi. Jezus zaskakiwał. Nie był jak św. Jan Chrzciciel, który wyróżniał się ubiorem, jadł tylko miód i szarańczę. Ludzie krytykowali Jana Chrzciciela, bo był zbyt surowy. A Jezus jadł z ubogimi, obcymi, prostytutkami... I ludzie też Go krytykowali - bo był zbyt zwyczajny.

Ta zwyczajność Jezusa... W pierwszej encyklice Benedykta XVI uderzyło mnie spostrzeżenie, że agape i eros łączą się ze sobą w Bogu. Istnieje w Bogu jakaś "pasja", ale taka, która pozwala ludziom być sobą. Można traktować mistykę jako coś nadzwyczajnego, ale być może jest ona po prostu miłością do ludzi - taką, jaką kochał ich Jezus. W samym sercu przesłania Jezusa jest wskazanie: kochaj swoich nieprzyjaciół. Łatwo kochać tych, którzy ciebie kochają. To potrafi każde dziecko. Jezus mówi: kochaj nieprzyjaciół. Mów dobrze o tym, który cię obmawia, bądź dobry dla tego, który cię uderzył, módl się za tych, którzy cię odepchnęli i prześladowali. I wtedy odkrywamy, że miłość jest czymś bardzo prostym.

Św. Teresa z Lisieux opisała ciekawe doświadczenie. W jej wspólnocie była siostra, która poruszała się na wózku. Miała trudny charakter, była utrapieniem dla innych sióstr... Teresa uznała, że Jezus chce, aby ona pokochała tę siostrę. Ale ilekroć się do niej zbliżała, czuła wewnętrzny opór. Musiała uciekać. W Teresie było prawdopodobnie bardzo dużo cierpienia, które wyzwalała obecność tamtej siostry. Miłość i udręka są ze sobą w jakiś sposób powiązane, a spotkanie z ubogim i zranionym z początku burzy nasz spokój.

Mieszkałem kiedyś przez rok w domu naszej wspólnoty w Trosly dla najgłębiej upośledzonych. Pamiętam, jak bardzo wzruszała mnie kąpiel, przy której pomagałem podopiecznym. Dotykanie ich ciał, delikatność, z jaką trzeba je myć... Jest to coś bardzo głębokiego, co pomaga przezwyciężyć lęk obu stron. Ostatnio w Wielkiej Brytanii zabroniono opiekunom myć podopiecznych w pojedynkę (nie w Arce, ale w innych ośrodkach) ze względu na niebezpieczeństwo wykorzystania seksualnego. Tymczasem poprzez czułość i delikatność można ubogim objawić, jak bardzo są cenni.

Kiedy pomagam któremuś z moich przyjaciół wziąć prysznic, uświadamiam sobie, że jego ciało jest ciałem Jezusa. Nie twierdzę, że zawsze pojawia się takie odczucie. Ale niewątpliwie kiedy jesteś blisko czyjegoś ciała i dotykasz go, zmienia się coś wewnątrz ciebie.

Niedawno 19 francuskich seminarzystów przed święceniami spędziło miesiąc we wspólnotach Arki. Niemal każdy z nich powiedział mi potem, że czuje się przez ten pobyt przemieniony. Czy to było doświadczenie mistyczne? I co właściwie się stało? Otóż ludzie nastawieni głównie na pracę intelektualną zmienili się, kiedy musieli myć podopiecznych, dotykać ich ciał. Czyli musieli uważać nie tyle na idee, co na konkretnych ludzi - z ich oczami, ich płaczem, ich wrażliwością. Zejść z poziomu intelektualnego na poziom ciała. Być w rzeczywistej komunii z drugą osobą.

Co jest potrzebne, aby zaistniała taka komunia?

W naszych wspólnotach odkrywamy, że komunia różni się od wspaniałomyślności. W przypadku wspaniałomyślności czynisz dobro, ale nadal zachowujesz władzę. W przypadku komunii mamy po prostu relację do drugiego człowieka opartą na wzajemnej kruchości. W obrębie własnej świadomości jesteś bezpieczny. Ale w relacji tracisz władzę i poczucie bezpieczeństwa. Tak rodzi się wzajemność.

Mówi Pan o świętości ciała, ale czy doświadczenie ciała nie jest przede wszystkim zmysłowe?

Słowo "zmysłowe" ma konotacje erotyczne. Ja mówię o doświadczeniu wcielenia. To fundamentalne doświadczenie Maryi i Józefa z Jezusem w latach jego dzieciństwa. Kochać Jezusa to kochać Boga. A miłość do Jezusa była w tym czasie czymś bardzo ludzkim - polegała na dotykaniu Go, kąpaniu, karmieniu... Dotyk jest czymś fundamentalnym. Dla nas, mieszkańców Arki, jest on czymś zwykłym, ale większość ludzi boi się dotyku. Bo dotyk, podobnie jak czułość, może prowadzić do seksualności. Ale dotyk może być też wyrazem mojego szacunku dla ciebie. Mam zwyczaj od samego początku znajomości ściskać moich niepełnosprawnych przyjaciół za rękę lub ramiona. To przejaw szacunku dla ciała, objawiania jego drogocenności, nie zawłaszczania.

Ale bycie z ubogimi, z ich kalekimi ciałami, wiąże się także z doświadczeniem ciemności, niepokoju. Tak jest np. w przypadku rodziców, którzy wychowują niepełnosprawne dziecko i są tym niekiedy tak udręczeni, że mieliby ochotę się go pozbyć.

Ilekroć wkraczamy do jakiejś wspólnoty, dotykamy ciemności. Nie mówię tylko o wspólnotach z ludźmi niepełnosprawnymi, ale o każdej ludzkiej wspólnocie. Jezus nie obiecywał nam życia usłanego różami. Jeśli ci rodzice dotykają ciemności, oznacza to, że nie otrzymali takiej pomocy, jakiej potrzebują - ani od Kościoła, ani z innej strony. Pewna kobieta, która mieszka niedaleko Trosly z ciężko upośledzonym synem, usłyszała od księdza w swojej parafii, że to jej krzyż, który musi dźwigać. A powinna była usłyszeć, że ten ksiądz przyjdzie raz na tydzień, żeby pomóc jej w kąpieli syna.

Istnieje bardzo głęboko zakodowane przekonanie, że osoby niepełnosprawne są karą od Boga. Tego się nie mówi głośno, ale sposób, w jaki ludzie żyją i postępują, zdradza, że tak myślą. Podziwia się instytucje, w których pracują wspaniałe siostry, zajmujące się osobami z upośledzeniem, a nie podziwia się samych tych osób, nie dostrzega się, że to przede wszystkim one są wspaniałe!

Niepełnosprawni są ludźmi, którzy nas zmieniają - wiodą od społeczeństwa rywalizacji do społeczeństwa akceptacji. W społeczeństwie rywalizacji każdy chce wygrywać, każdy chce mieć władzę. A ciało Chrystusa oznacza społeczeństwo akceptacji. Św. Paweł mówi, że najsłabsze i najmniej okazałe części ciała są mu konieczne do życia i winny być szanowane. Ludzie niepełnosprawni są właśnie "najmniej okazali", a zarazem naprawdę konieczni  temu ciału, które tworzymy.

W "Tajemnicy Jezusa", komentując spotkanie Jezusa z Nikodemem, pisze Pan, że Nikodem chce pewności i prawa. A Jezus pokazuje mu, że wiara wiąże się z brakiem poczucia bezpieczeństwa i niepewnością. Ale czy wiara może się obejść bez pewności?

Wiara jest harmonią. Możemy wypowiedzieć Credo i w ten sposób wyrazić nasze poczucie pewności. Ale w wierze nie chodzi o życie w pewności, lecz o to, czego chce od nas Duch Święty. Chodzi o to, by odkryć, że zostaliśmy powołani do życia, w którym doświadczymy cierpienia, własnego i innych, że nie wiemy, jak je znosić, i że musimy wierzyć, iż Jezus da nam siłę, byśmy wytrzymali. Wiara, która rozbrzmiewa w Credo, daje pewność, ale sposób, w jaki ją przeżywamy, jest czymś zupełnie innym. Jesteśmy powołani, by iść za Jezusem, nie wiedząc, dokąd nas zaprowadzi. To jest podróż przez ciemność. Ale z momentami jasności.

Jeśli jesteś oddany Kościołowi, społeczeństwu, zawsze pojawią się chwile, kiedy nie będziesz wiedział, co zrobić. Jezus mówi do Nikodema: masz narodzić się z Ducha. Popatrz na wiatr, który owiewa ci twarz - nie wiesz, skąd wieje i dokąd pędzi. Ważne, aby pozwolić, by Duch nami pokierował. Tak właśnie jest z Arką. Nie wiem, czy będzie istniała za 10 lat. Zawsze będą ludzie niepełnosprawni, ale czy zawsze będą ludzie, którzy zdecydują się żyć z nimi dzień po dniu?

Jaką rolę w wierze odgrywa intuicja?

Mieliśmy w Trosly wspaniałego psychiatrę, który zmarł w zeszłym roku. Ludzie mówili, że nawet po wypiciu z nim piwa czuli się lepiej. Chociaż odzywał się bardzo rzadko, miał w sobie moc ujawniania ich cierpień i uzdrawiania ich. Może tak właśnie objawia się intuicja?

Miłość jest czymś, czego nie da się zamknąć w prawie. Faryzeusze dążyli do tego, żeby wszystko obwarować prawem: to możesz robić w szabat, a tego nie. Jezus uczy czegoś innego: uczy miłości do ludzi, czyli objawiania im, że są cenni. Ale jak to robić? To właśnie jest kwestia intuicji. Ufam, że to Duch Święty działa poprzez nas.

Kogo w  naszym świecie symbolizuje Nikodem? Biskupów?

Nas wszystkich. Wszyscy lubimy bezpieczeństwo, jakie zapewnia nam prawo. Nie tylko biskupi, także księża, ojcowie i matki, nauczyciele... Całe wychowanie polega na tym, by nauczyć ludzi wcielać prawo, przestrzegać reguł. Ale chodzi też o to, by pójść dalej niż prawo, czyli pokazać innym, kim są, poprzez naszą miłość. Wcielamy prawo, a jednocześnie odkrywamy Ducha, który prowadzi nas głębiej niż ono.

Jak nauczać wiary, która musi stale konfrontować się z niepewnością? W dzisiejszym polskim Kościele widzimy przede wszystkim przywiązanie do prawa, pewników...

Pytanie brzmi: gdzie jest miejsce na wolność? I jak przejść od siły płynącej z prawa do siły, która płynie z obecności? Niebezpieczeństwo wiąże się z tworzeniem struktury, która ma kształt piramidy. Papież mówi biskupom, biskupi zwykłym księżom, a oni wiernym... To raczej przekazywanie prawa niż miłości.

Miłość nie polega na tym, by robić coś dla ludzi, ale by objawić im, że są ważni, że są dziećmi Boga. Jeśli są dziećmi Boga, to musimy ich słuchać. Cała tajemnica Kościoła polega na tym, jak słuchać ludzi, a zarazem ich nauczać. I jak uczyć ludzi słuchania. Jeśli jesteś wolny, by słuchać, to słuchanie wyzwala cię i ty wyzwalasz innych, by byli sobą.

Jak dowiadujemy się, że ktoś nas kocha? Kiedy miałem 13 lat, poprosiłem ojca, żeby pozwolił mi wstąpić do marynarki wojennej. Zapytał tylko, dlaczego, a potem powiedział, że mi ufa. W 1942 r. popłynąłem do Anglii na transportowcu. Wiele lat później uświadomiłem sobie, że dzięki temu, iż ojciec mi zaufał, ja także mam zaufanie do siebie. Ojciec pozwolił mi zaufać mojej intuicji, dzięki czemu mogłem potem wziąć odpowiedzialność za to, o co poprosiłem.

Dochodzimy w ten sposób do fundamentalnej prawdy, że nauczać ludzi to mówić, że im ufamy.

Wielu ludzi pojmuje życie religijne jako wyrzeczenie się wolności. Trywializując: skoro są przykazania, nie ma wolności.

W życiu każdego z nas pojawiają się momenty, kiedy mamy jakiś kłopot z Kościołem. To normalne. Tak jak normalne jest to, że ludzie szukają w religii bezpieczeństwa. Przyjęcie porządku religijnego powinno jednak prowadzić do większej wolności, do rozwoju życia duchowego i miłości do Jezusa. Chodzi o to, aby nie kierował nami lęk przed utratą bezpieczeństwa. Chodzi o wolność bycia sobą i wolność kochania ludzi takimi, jacy są. Życie religijne nie oznacza poczucia bezpieczeństwa i wolności od pokus tego świata. W miejsce jednych pokus mogą pojawić się następne, np. pokusa, żeby traktować siebie jako lepszego od innych. Tymczasem nie ma lepszych i gorszych - wszyscy jesteśmy ludźmi okaleczonymi.

Jednak istnieje wizja piekła i potępienia. W oparciu o nią łatwo ukształtować sobie obraz Boga jako okrutnego władcy, którego trzeba udobruchać. W takiej wizji nie ma chyba miejsca na ludzką wolność?

Problem polega na tym, by odkryć, że Bóg jest bardzo kruchy i ranliwy. Że niczego nam nie narzuca, lecz proponuje, zaprasza... Przypominają się słowa Apokalipsy: "Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał" (Ap 3, 20) - co oznacza, że Jezus stanie się jego przyjacielem. Jezus nie wyważa drzwi, lecz czeka i wzywa nas wszystkich - ludzi religijnych i niereligijnych - byśmy otwarli swoje serca, aby bardziej kochać. Więc nie jest to potężny imperator...

Ale wielu ludzi nie chce słabego, kruchego Boga.

Tak, to jest wyzwanie. Przecież Jezusa ukrzyżowano. I dzisiaj także mógłby zostać ukrzyżowany. Znamienny jest 6. rozdział Ewangelii według św. Jana. Z początku wszyscy podążają za Jezusem, ponieważ zdziałał cuda. Może uzdrowi moje dziecko, pozwoli mi znaleźć pracę itd. Potem jest rozmnożenie chleba, ale następnego dnia w Kafarnaum Jezus mówi rzeczy szalone: "Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim" (J 6, 56) - co również znaczy: jest moim przyjacielem. I wszyscy się odwracają. Mamy tu przejście od sytuacji, kiedy wszyscy napierają na Jezusa, bo może uzdrowić dziecko albo dać pracę, do czegoś całkiem innego: do przyjaźni z Jezusem, która jest równoznaczna z wejściem w pewną kruchość, słabość. Jezusa otacza wielka udręka ludzi. I On sam także przeżywa wielką udrękę. Bo jeśli kogoś kochasz, a napotykasz opór, rodzi się udręka. Jezus wydaje siebie na ofiarę, ale ludzie tego właściwie nie chcą. Chcą czegoś innego.

W historii chrześcijaństwa wciąż powraca ten motyw: krucjaty, biskupi w wielkich pałacach - i nagle pojawia się św. Franciszek z Asyżu, który wszystkich szokuje, bo objawia, kim jest Jezus. W jego testamencie znajdujemy piękne zdanie: "Mnie, bratu Franciszkowi, Pan dał tak rozpocząć życie pokuty: gdy byłem w grzechach, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry. Pan sam wprowadził mnie między nich i okazywałem im miłosierdzie. I kiedy odchodziłem od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i ciała; i potem nie czekając długo, porzuciłem świat". Doznał nawrócenia, gdy odkrył, że trędowaci są ludźmi, w których przebywa Bóg. To samo dotyczy osób niepełnosprawnych.

Czy ma Pan jakieś życzenie na swoje 80. urodziny?

Nie mam już więcej marzeń... U Szekspira (Szekspir jest wspaniały!) jest taka piękna fraza, kiedy król Lear mówi do Kordelii: "Gdy mnie poprosisz o błogosławieństwo, / Klęknę przed tobą i sam będę błagał / O przebaczenie" (tłum. S. Barańczak). My ze starszego pokolenia powinniśmy prosić o przebaczenie. Nie przekazaliśmy tego, co powinniśmy. Stworzyliśmy zamknięty świat. Jako chrześcijanie zawsze byliśmy w nim obecni. Ale nie zawsze przekazywaliśmy wizję Ewangelii.

Ewangelia jest bardzo ludzka. Jezus jest bardzo ludzki. Bardzo ludzka jest Jego wizja miłości, otwartości, niesienia pokoju... Nie poprowadziliśmy ludzi tam, gdzie powinni się kierować.

Autorzy dziękują Alinie Zakrzewskiej i Karolowi Okęckiemu

JEAN VANIER, ur. 10 września 1928 r., syn generalnego gubernatora Kanady, w wieku 13 lat wstąpił do marynarki wojennej. W 1950 r. porzucił służbę wojskową, żeby "pójść za Jezusem". Studiował teologię i filozofię, zamierzał przyjąć święcenia kapłańskie. Jednak pod wpływem duchowego nauczyciela, o. Thomasa Phillipe'a, związał swoje życie z osobami z upośledzeniem umysłowym. W 1964 r. zamieszkał z dwójką niepełnosprawnych mężczyzn w małym domku w wiosce Trosly-Breuil na północny wschód od Paryża. Tak powstała pierwsza wspólnota Arki. Dziś na całym świecie jest blisko 130 wspólnot, w których asystenci mieszkają razem z podopiecznymi. W 1971 r. uczestniczył w powołaniu nowego ruchu, "Wiara i Światło", również skupionego wokół niepełnosprawnych. Jest autorem wielu książek, ostatnio opublikował "Tajemnicę Jezusa" (2008), jest też bohaterem książki Kathryn Spink "Cud, przesłanie i historia. Jean Vanier i Arka" (2008).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2008