Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Miłosierdzie trzeba rozumieć jako działanie miłości, która jest mocna i która uzdrawia. W naszym potocznym doświadczeniu to, co jest miłosierdziem, skłonni jesteśmy rozumieć jako coś słabego. Słabego w znaczeniu tego, komu się tego miłosierdzia udziela, bądź też pewnej słabości tego, który jest szafarzem miłosierdzia. To jednak nie jest prawda. Jeżeli miłosierdzie jest pochyleniem się nad czyimś bólem czy nieszczęściem, to nie po to, aby go w tym utwierdzić, tylko po to, aby go z tego bólu czy nieszczęścia wyprowadzić. W tym sensie miłosierdzie jest wezwaniem, by bardzo głęboko wejść w doświadczenie bólu i słabości drugiego człowieka po to, żeby mu pomóc i podnieść go. Możemy zatem powiedzieć, że miłosierdzie jest czynną miłością w świecie, w którym jest zło.
To, co Jan Paweł II czy Franciszek mówią o miłosierdziu, dla mnie osobiście jest jakąś odpowiedzią na głębokie wyzwanie stawiane chrześcijaństwu przez myślących ludzi, jak choćby Wisława Szymborska, która w wierszu „Schyłek wieku” pisała: „Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka / dobrego i silnego, / ale dobry i silny / to ciągle jeszcze dwóch ludzi”.
Ewangeliczne miłosierdzie rozumiem jako połączenie w jednym człowieku dobra i siły. Chodzi o siłę, która służy nie niszczeniu, tylko budowaniu i uzdrowieniu. ©
Autor jest dominikaninem, filozofem religii, znanym kaznodzieją i rekolekcjonistą.