Pokusy Boga

O. JAN ANDRZEJ KŁOCZOWSKI OP: Wiara nie jest podpisaniem umowy, w której wszystkie warunki są określone. Czasami jest zgodą na dramat, który – jeśli go zaakceptujemy – może okazać się oczyszczający.

23.04.2018

Czyta się kilka minut

Caravaggio  „Ofiarowanie Izaaka” (1596),  kolekcja prywatna / DOMENA PUBLICZNA
Caravaggio „Ofiarowanie Izaaka” (1596), kolekcja prywatna / DOMENA PUBLICZNA

ARTUR SPORNIAK: Czy Bóg wodzi nas na pokuszenie?

O. JAN ANDRZEJ KŁOCZOWSKI: Co to znaczy „pokuszenie”? Łacińskie tentatio jest odpowiednikiem greckiego peirasmon, które w dosłownym tłumaczeniu znaczy „doświadczenie”. Chodzi więc o sytuację próby, która oczywiście może też być pokusą. Jezus był kuszony przez szatana, który przedstawiał Mu pewne propozycje. Ale Biblia mówi także o tym, że lud wybrany kusił Boga na pustyni żądając jedzenia. „Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba, jak na pustyni w dniu Massa, gdzie Mnie kusili wasi ojcowie, doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła” – woła Bóg słowami Psalmu 95.

Czy pokusa nie jest próbą polegającą na nakłanianiu do zła?

To jedno ze znaczeń. We wstępie do Księgi Hioba mamy obrazowo przedstawioną debatę teologiczną – oto do tronu Bożego podchodzi także szatan, który w ówczesnej wyobraźni należał do istot mogących obserwować ludzi. Oskarża Hioba, że oddaje cześć Jahwe tylko dlatego, że dobrze mu się powodzi. I nakłania Boga, by wypróbował swojego wiernego sługę.

Kusi Boga?

Można tak powiedzieć. Bóg staje po stronie Hioba i odpowiada szatanowi: „Ja mu wierzę, on da radę. Masz – próbuj go!”. I tu mamy właśnie próbę.

Dość straszną...

...która jednak dotyczy sprawy fundamentalnej dla każdego wierzącego. U Mistrza Eckharta znalazłem ciekawą uwagę, że bardzo wielu ludzi traktuje Pana Boga jak świeczkę, przy pomocy której szuka czegoś, co jest im potrzebne. I gdy to znajdą, świeczkę odstawiają na półkę. XIV-wieczny mistyk dzięki tej metaforze wskazuje na kryterium wiary prawdziwej, to znaczy takiej, w której Bóg jest Bogiem, a nie narzędziem, którym człowiek się posługuje.

Dla mnie przykładem próby jest wstrząsająca scena modlitwy Jezusa w Ogrójcu: „Ojcze, oddal ode mnie ten kielich, ale nie moja, lecz Twoja niech się dzieje wola”. Kielich symbolizuje to niesłychanie trudne Jezusowe powołanie. Pojawia się trwoga – przecież bardzo ludzka! Jest to jakaś odpowiedź na Hioba.

„Nie takiego bowiem mamy Arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” – mówi autor Listu do Hebrajczyków.

Doświadczenie, które dotknęło Jezusa, jest bogatsze niż tylko pokusa. Jeżeli papieżowi nie podoba się tłumaczenie Modlitwy Pańskiej „i nie wódź nas na pokuszenie” i proponuje jego zmianę, chodzi mu właśnie o to szersze rozumienie greckiego peirasmon jako doświadczenia czy próby.

Ciekawe, że nasz Jakub Wujek w swoim tłumaczeniu Biblii w scenie ofiarowania Izaaka mówi, że Bóg kusi Abrahama.

Udaje, że namawia do zła?

Nie. Pamiętajmy, że na owych ziemiach składano pierworodnych w ofierze, by zapewnić sobie przychylność bogów. Opowieść o ofiarowaniu Izaaka miała ewidentnie służyć zakazaniu tych ofiar. Oczywiście Wujek, mówiąc o kuszeniu Abrahama, ma na myśli wystawianie go na próbę. Jakie rzeczywiste miejsce w moim życiu zajmuje Bóg? Próba to pokaże. Czasem Bóg zdmuchnie tę świeczkę Eckharta.

Nie jest to jednak próba, jaka zdarza się w życiu. Nakaz zabicia dziecka jest czymś strasznym!

Na dodatek dotyczy ona obietnicy, którą Bóg sam złożył Abrahamowi, że jego potomstwo będzie liczne jak gwiazdy na niebie i że stanie się ojcem narodu wybranego. Ta próba dotyczy nie tylko ojcostwa Abrahama. Samo ojcostwo zostało mu podarowane jako znak nadziei dla narodu, który miał z tego ojcostwa powstać. Zatem Bóg zaprzecza sam sobie!

Chce mu odebrać to, co obiecał.

A może właśnie jest to ostateczny sprawdzian? Powołanie wyróżnia człowieka. Czy idziesz za powołaniem dlatego, że cię powołuje Bóg, czy dlatego, że jesteś wyróżniony? W żydowskiej tradycji dyskusji nad ofiarą Izaaka jest mowa o tym, że Bóg również Abrahamowi udowodnił, iż dzieci nie są „nasze”. Dziecko nie jest niczyją własnością.

Gdyby próbować bronić Boga w tej biblijnej historii, to można by powiedzieć, że On przecież jest panem życia i śmierci – nie można Mu zatem czynić wyrzutu, że chciał śmierci Izaaka. Mamy tu do czynienia z paradoksem, który wynika z tego, że próbujemy Boga oceniać z ludzkiej perspektywy.

Religia nie jest bajeczką dla dzieci, głoszącą, że jak będziesz grzeczny, to wszystko będzie dobrze. Religia to opowieść o tym, że w świecie, w którym jest zło i dobro, człowiek został powołany do życia z Bogiem. Według pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju zerwanie pierwotnego przymierza z Bogiem w raju przez pierwszy grzech powoduje, że żyjemy na wygnaniu – w wyobcowaniu. Przymierze ma być odbudowywane, ale już we współpracy ze zranionym człowiekiem. Poza tym niebezpieczne jest przekładanie politycznych kategorii władzy i przemocy na Boga.

Raczej etycznych kategorii – czy przykazanie „nie zabijaj” nie jest absolutne? Bóg może nakazać zabić?

Bóg nie pozwolił zabić Izaaka. Wystawił na próbę Abrahama, sprawdzając, czy był gotów oddać to, co było dla niego najcenniejsze, czyli długo wyczekiwanego syna. Bóg dość brutalnie zapytał: Ja czy twój syn?

Jeden ze starożytnych komentarzy do tej biblijnej sceny mówi, że Abraham dał się do końca prowadzić Bogu, bo wiedział, że znajdzie On jakieś rozwiązanie. I się nie pomylił: zamiast Izaaka ofiarował baranka zaplątanego rogami „przypadkowo” w pobliskich zaroślach. Okazało się, że Bóg nie może sobie zaprzeczyć.

Ciekawie to komentuje współczesny filozof Jacques Derrida w eseju „Darować śmierć”. Zwraca on uwagę, że to głos Jahwe ukształtował tożsamość Abrahama. Zatem usłuchanie Jego głosu było jedyną szansą dla Abrahama, aby mógł pozostać sobą.

Zgadzam się z tym. Trudno wyobrazić sobie większą próbę.

Myślę, że dlatego nas tak frapuje ta opowieść, bo coś mówi o Bogu. Ale gdy spojrzymy z perspektywy Izaaka, to mógł on zobaczyć w ojcu fanatyka religijnego.

Pod warunkiem, że przykładamy nasze postmodernistyczne miary.

Tak patrzył już Kierkegaard.

Pamiętajmy, że duński filozof-romantyk zmagał się z surowym Bogiem protestanckim. Protestantyzm ma to do siebie, że relację między człowiekiem a Bogiem przedstawia bardziej dramatycznie. My, katolicy, chowamy się w spowiedź, sakramenty, Matkę Bożą i próbujemy rozładowywać napięcie spowodowane niewspółmiernością Boga i człowieka.

Spowiadam już wiele lat i mam świadomość, jak wielki jest to sakrament, ale spotykam też ludzi, którzy traktują spowiedź jako proste załatwienie nieumiejętności radzenia sobie z samym sobą.

Zresztą Kierkegaard tekst o ofiarowaniu Izaaka w „Bojaźni i drżeniu” traktował też jako polemikę z własnym Kościołem. Pastor powie kazanie o ofierze Abrahama, po czym wraca spokojnie do domu i je obiad, który mu żona ugotowała. Tymczasem stajemy tutaj wobec jakiejś wielkiej tajemnicy – wręcz grozy! Gdy Bóg wkracza w rzeczywistość ludzką, nie jest mitologicznym tworem przychodzącym, by wszystko zagłaskać.

Współcześnie mamy tendencję do łagodzenia rzeczywistości – także religijnej. Nie opowiadamy dzieciom bajek braci Grimm, bo są zbyt straszne. Straszna też się nam wydaje opowieść o ofiarowaniu Izaaka. A ona pokazuje, że w relacji z Bogiem może nadejść czas próby. Zresztą – jak już wspomniałem – obustronnej. Izraelici trafili do niewoli babilońskiej, bo wystawiali cierpliwość Boga na próbę.

Jak mówi prorok Ozeasz: „On to nas pobił, On ranę przewiąże”.

Ozeasz mówi w imieniu Boga: miłości chcę, nie ofiary, a wyście chcieli się wykręcić taką intensywną kultyczną religijnością – nie o to mi chodzi, chcę głębokiej relacji! W dojrzewaniu do głębokiej wiary mogą zdarzyć się „pobicia” dla otrząśnięcia się. Apostołowie też byli pobici śmiercią Jezusa.

Trzeba wyrosnąć z obrazu Boga jako kochającego ojca?

Zastanówmy się, czy nie mamy zbyt sentymentalnego rozumienia miłości.

Takie rozumienie jest ponętne...

Bo jesteśmy ludzikami, którzy zamiast Boga chcą mieć świeczki. A życie jest ciemne. Często stawia nas przed koniecznością wyboru, za który musimy brać odpowiedzialność. Abraham mógł powiedzieć „nie” – był wolny. Ale czy wtedy stałby się ojcem naszej wiary?

Świecki biblista Michał Wilk idzie jeszcze dalej: „Żądaniem ofiary z Izaaka Bóg kwestionuje całe religijne doświadczenie patriarchy, a tym samym kwestionuje... samego siebie. W swej duchowej wędrówce patriarcha wkracza w etap zwany ciemną nocą wiary”.

W ciemności zawierza Bogu. Jego ciemność polega na tym, że dla niego Bóg obietnicy przedstawia się jako Bóg kłamstwa. Próba na miarę wielkości wiary Abrahama. My z tego rozumieć możemy tyle, że wiara polega na zaufaniu, które się sprawdza w trudnych momentach. Albo możemy uciec w pobożność: „Kiedy Ojciec zagniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze”. U Kierkegaarda tego nie ma.

Św. Paweł mówi o Abrahamie, że poszedł nie wiedząc, dokąd zmierza. W wierze jest moment zawierzenia, kiedy nie wiemy, dokąd wiara zmierza. Wiara nie jest podpisaniem umowy, w której wszystkie warunki są określone. Czasami jest zgodą właśnie na dramat, który – jeśli go zaakceptujemy – może okazać się oczyszczający.

W porządku, jeśli ów dramat odbywa się na forum wewnętrznym między człowiekiem i Bogiem. Zwykle jednak dotyka on także innych ludzi – np. Izaaka.

Komentatorzy dopowiadają, że gdy Izaak zapytał: „Oto ogień i drwa, a gdzie jest jagnię na całopalenie?” i Abraham mu odpowiedział: „Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie”, chciał powiedzieć: „ufaj Bogu, tak jak i ja ufam”.

Przerażenie Izaaka, tak wstrząsająco odmalowane przez Caravaggia w scenie ofiarowania, wskazuje, że na niewiele się to zdało.

Jednak wolę postrzegać tę opowieść w poetyce greckiej tragedii niż psychologicznych rozważań.

Wracając do „wodzenia na pokuszenie” przez Boga, mamy w Piśmie Świętym stwierdzenia, które mu zaprzeczają. Np.: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci” (Jk 1, 13). Papież prawie dokładnie powtórzył te słowa.

Przepraszam, gdy jednak Jezus zapowiadał swoją śmierć, niejaki Piotr poszedł do niego i powiedział: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Za co został nazwany szatanem, czyli kusicielem. Jezus był kuszony nie tylko na pustyni przez szatana, ale także przez ludzi.

No ale: „Wierny jest Bóg i nie pozwoli kusić was ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10, 13).

I tu jest cały sens wezwania z Modlitwy Pańskiej: Panie, proszę, nie wystawiaj mnie na próbę, bo nie wiem, czy dam radę!

Jeśli Bóg nie pozwala kusić nas ponad to, co potrafimy znieść, skąd nasze ciągłe upadki?

Bo nie potrafimy skorzystać z ręki, którą do nas wyciąga. Po prośbie „i nie wódź nas na pokuszenie” następuje prośba: „ale nas zbaw od złego”. Obie należy czytać razem – nie wolno rozdzielać: jeśli spotykają nas próby, Bóg wybawia nas od nich. Jeżeli tylko zechcemy skorzystać z Jego pomocy.

Jezus sam nas uczy, by zwracać się do Boga „Ojcze”, jak do kogoś bliskiego – grozy tu nie ma.

Ale to nie znaczy, że nie będziemy poddawani próbom. Powiem banalnie: życie jest nieustanną próbą. Jest oczywistością, że prędzej czy później przyjdzie jakaś choroba, człowiekowi załamią się plany życiowe, itd. Nie chodzi tylko o grzech.

A jak czytać kuszenie Jezusa na pustyni?

To tekst, w którym odrzucony jest pewien – chciałoby się powiedzieć: szatański – obraz mesjanizmu. Mesjasz to władca zdecydowany i silny, ale jednocześnie człowiek pokoju – wszędzie wprowadza ład, porządek, trójpodział władz i pokój zaczyna panować nad całym światem. Wszyscy są szczęśliwi.

Gdy próbujemy poukładać: Boga, świat, grzech, cierpienie, zło – to musimy wyjść poza naszą perspektywę i wprowadzić tego tajemniczego trzeciego. Niezbędnym do układanki okazuje się szatan. Pokazuje to właśnie Księga Rodzaju.

Skąd się wziął wąż w raju? A ostatecznie skąd zło? Starożytna interpretacja jest taka, że to odpowiedź pychy, która nie chciała uznać Boga. „Będziecie jako bogowie znający dobro i zło” – mówi wąż do Ewy. Z tym, że termin „znać” nie mówi o stanie wiedzy, tylko o decyzji, czyli: będziecie decydujący o tym, co dobro, a co zło. Myślę, że najlepszym traktatem demonologicznym są „Listy starego diabła do młodego” C.S. Lewisa.

Dlaczego?

Bo Lewis pokazuje działanie diabła we współczesności i dobrze uchwytuje intuicję pychy: jak Nieprzyjaciel może tak kochać te dziwne, śmieszne, głupie stworzenia zwane ludźmi? I stąd bunt: to, co myśmy mieli dziedziczyć, przekazał tym nieowłosionym małpom!

Inna interpretacja – przedstawiona przez św. Bonawenturę – jest taka, że Bóg szatanowi pokazał jako najwyższe stworzenie kobietę – Maryję – i to go tak wściekło.

Innymi słowy nasza mała historia zanurzona jest w jakichś Bożych zmaganiach z siłami, których nie rozumiemy. Naszym zadaniem jest ufać pomimo wszystko.

Na tym polega religijne spojrzenie na świat i życie. Wchodzisz w zastany świat i masz zmierzyć się z próbą swojego życia. Ale nie zostajesz sam – to jest bardzo ważne. Modlitwa „Ojcze nasz” jest odmawiana przez tego, który jest przekonany, że Bóg jest potężniejszy niż pokusa i zło.

Ale zdaje się, że polscy biskupi nie chcą zmieniać „i nie wódź nas na pokuszenie”?

Tłumaczą, że ponieważ Watykan tego nie żąda, nie będą się w to angażować. W Polsce mamy ciekawą sytuację – mszał posługuje się tłumaczeniem „i nie wódź nas na pokuszenie”, natomiast Liturgia Słowa za Biblią Tysiąclecia używa „i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”. Możemy zatem oba tłumaczenia usłyszeć podczas tej samej mszy.

Jaki byłby z tego wniosek? Mnie nie przeszkadza pierwsza wersja, pod warunkiem, że „pokuszenie” będziemy rozumieć szerzej, jako sytuację próby. Czyli stanięcia przed wyborem, który spowoduje rozmaite trudności.

Po to, żebym dojrzał...

...i potwierdził wyborem wiarę nie tylko jako zadeklarowaną, ale taką, z której wynikają decyzje życiowe. ©℗

Fot. Grażyna Makara

JAN ANDRZEJ KŁOCZOWSKI jest dominikaninem, filozofem religii, historykiem sztuki. Kiedyś – opiekun legendarnego duszpasterstwa akademickiego „Beczka” i nieformalny duszpasterz Studenckiego Komitetu „Solidarności”; dziś – wychowawca kilku pokoleń „dwunastkowiczów” (uczestników mszy sprawowanej co niedzielę w południe w krakowskim kościele dominikanów).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2018