Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” mówi: „Rząd jest ciągle oskarżany o to, że nie budujemy społeczeństwa obywatelskiego, a przecież na ten cel przeznaczane są miliardy złotych. Tyle że często okazuje się, iż są to fundacje, które były podporządkowane politykom poprzedniego układu rządzącego”.
Tę niepokojącą wypowiedź można odczytać tak: za pieniądze podlegające rządowi pasą się opozycyjne fundacje. To irytuje rząd, więc rząd zaprowadzi porządek! Porządki ma zaprowadzać minister odpowiedzialny za społeczeństwo obywatelskie i podległy mu „departament społeczeństwa obywatelskiego” w Kancelarii Premiera. Minister z departamentem przygotują ustawę i powołają Narodowe Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego. Nowy urząd będzie trzymał pieniądze w garści. W ten sposób dotowanie społeczeństwa obywatelskiego zostanie scentralizowane.
Mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony widać, że wiele fundacji i stowarzyszeń jest po to, żeby opłacać sute etaty zarządów. To sprawia, że gotowe są tulić się do władzy, która ma pieniądze.
Z drugiej – jaka jest gwarancja, że nowa biurokratyczna struktura coś zmieni? Parę osób dostanie pracę, a kasa pójdzie nie do „obcych”, tylko do „swoich”. Zresztą sam pomysł, by społeczeństwo obywatelskie miało ministra, departament i narodowe centrum, brzmi idiotycznie.
To oczywiste, że opozycja będzie miała używanie. – Co dalej? – zapytają. – Urząd strażników demokracji? Najlepiej podległych ministrowi wojny i uzbrojonych! Departament strażników wolności słowa? Dajmy mu siedzibę przy ulicy Mysiej.
Pomysł rządu jest niemądry, a w praniu może się okazać niebezpieczny. Nie wierzę jednak w złe intencje. To nie Putin, raczej Haszek. ©℗