Miłość kochana

Nazwanie po imieniu własnych przewin nie jest przyjemne. Można uciec w legalizm: wszystko gładko wyliczyć bez postawienia sobie pytania najważniejszego: co to ma wspólnego z Panem Bogiem?

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Mówienie o "spowiadaniu się" , "chodzeniu­ do spowiedzi", "przystępowaniu do­ spowiedzi" jest mylące. Brzmi tak, jakby najważniejsze było opowiadanie o swoich grzechach. Tymczasem mniej chodzi o wpatrzenie się w siebie i spoglądanie wstecz, bardziej o oderwanie wzroku od siebie i popatrzenie w kierunku Pana Boga. Uświadomienie sobie swoich win ma prowadzić do zachwytu Miłosierną Miłością. Lepiej mówić "Sakrament Przebaczenia" albo "Sakrament Pojednania".

W postaci, w jakiej od Soboru Trydenckiego (XVI w.) sprawuje się ten sakrament, jednym wydaje się on zbyt trudny, innym zbyt łatwy. Zbyt trudny, bo trudność sprawia mówienie o swoich intymnych sprawach obcemu, być może śmiertelnie tym znudzonemu człowiekowi. Zbyt łatwy, bo proporcje między uczynionym złem i ciążącym człowiekowi poczuciem winy a łatwością uzyskania rozgrzeszenia zdają się urągać poczuciu sprawiedliwości.

W pierwszych wiekach Kościół niezbyt wiedział, w jaki sposób ma się posługiwać udzieloną mu przez Chrystusa władzą odpuszczania grzechów ("Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane", J 20, 23). Rozgrzeszenie z grzechów popełnionych po chrzcie można było otrzymać tylko jeden raz w życiu. Procedury pokutne były długie i uciążliwe. Rozgrzeszenie oznaczało przywrócenie do wspólnoty. Później, kiedy już dopuszczono możliwość wielokrotnego, indywidualnego pojednania (koniec VI w.), pokuty wyznaczono według specjalnie opracowanych "taryfikatorów": każdemu grzechowi przypisana była określona pokuta. Pokuty były ciężkie i rozciągnięte w czasie, dalekie od dzisiejszych w stylu: "odmów, synu, w wolnym czasie trzy razy »Zdrowaś Maryjo«". Ta praktyka trwała od VI do XII w. Odejście od niej było reakcją na nadużycia (np. nakładanie jako pokuty ofiar pieniężnych, dopuszczanie wynajmowania przez zamożnych pokutników zastępców do odbycia np. pielgrzymki itp.) oraz, jak sądzę, z potrzeby uświadomienia człowiekowi, że odpuszczenia grzechów nie otrzymuje się w efekcie pokutnych wyczynów, tylko że są one aktem Bożego miłosierdzia, owocem odkupienia przez Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Pana Jezusa Chrystusa.

Wyznawanie grzechów...

Nazwanie po imieniu - nawet przed sobą samym - własnych przewin, nie jest przyjemne. Wyznanie ich wobec reprezentującego Kościół spowiednika zmusza do tego i siłą rzeczy zniechęca. Rzecz jasna, można się tak spowiadać, że się tego uniknie. Od konfrontacji z nieprzyjemną prawdą o sobie można się wymigać przez swoisty legalizm, sprowadzenie wszystkiego do naruszania przepisów: opuszczałem modlitwy, nie byłem na niedzielnej Mszy, zjadłem mięso w piątek. Do tego można ewentualnie dodać kilka przekleństw, coś z dziedziny seksu. Bez dociekania motywów, bez rozpoznawania swojego nastawienia do bliźnich, traktowania pracy zawodowej ("nikomu nic złego nie robię!").

Można to wszystko gładko wyliczyć bez postawienia sobie pytania najważniejszego: co to wszystko ma wspólnego z Panem Bogiem?

Grzech jest pojęciem religijnym. Żal za grzechy to nie zażenowanie, że coś takiego mogło się przytrafić właśnie mnie, to nie wstyd, nawet nie poczucie winy. Poczucie winy jest patrzeniem na siebie i patrzeniem wstecz. Istotę żalu za grzechy wykrzyczał kiedyś młody Francesco - św. Franciszek. Biegł przez pola i - jak zanotowano w starych kronikach franciszkańskich - głosem wielkim i żałosnym, wołał we francuskiej mowie: "Miłość nie jest kochana! Miłość nie jest kochana!". Wielu wtedy myślało, że oszalał.

Czego nie oczekuję od spowiednika? Nie oczekuję, by mi tłumaczył, że postąpiłem źle. Jeśli się z czegoś spowiadam, to znaczy, że sam uważam, iż było to złe. Chociaż... Zdarzało mi się, że na pytanie, czy rzeczywiście penitent uważa coś za grzech, spowiadający się szczerze odpowiadał, że nie. I dodawał, że spowiada się z tego, bo taki punkt znalazł w rachunku sumienia.

Nie oczekuję zachęt do poprawy. Jeśli już przystąpiłem do tego sakramentu, to dlatego że chcę się poprawić. Chociaż... Zdarza się, że spowiedź traktuje się jak jednorazowy bilet do Komunii św., którą z różnych racji należy przyjąć (pogrzeb w rodzinie, ślub, chrzest, Pierwsza Komunia dziecka). Wtedy sakrament zostaje potraktowany jak magiczny zabieg. Chociaż... czasem jest to głębokie przeżycie duchowe, zaczerpnięcie powietrza przed powrotem do stanu, który zamyka drogę do sakramentów. Sytuacja niedopuszczalna kanonicznie, ale może łagodniej traktowana przez Boga, który przecież uwzględnia stopień niezawinionej ignorancji kanonicznej i autentyczną tęsknotę.

Nie oczekuję od spowiednika banalnych, pobożnych i niestety nie zawsze zbyt mądrych pouczeń i rad. Chyba że ktoś o coś zapyta lub poprosi o pomoc w rozwiązaniu trudnych spraw. Ale ksiądz wtedy musi się liczyć z tym, że kolejny grzesznik wyzna: "kląłem w duchu na księdza i na tego typa, który się spowiadał przede mną i pół godziny gadał".

Następna część "Przewodnika po spowiedzi"ukaże się za tydzień.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2008