Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zamieszczone w tym numerze artykuły więcej mówią o nas niż o targowiskach i galeriach (patrz zwłaszcza wywiad z socjologiem Tomaszem Szlendakiem).
Jeśli chodzi o Kraków, to w opisach tych przestrzeni zabrakło mi krakowskich kloszardów. Bezdomnych, których związek z obu analizowanymi typami przestrzeni – a dokładniej z Galerią Krakowską i najstarszym tutejszym targowiskiem, Starym Kleparzem – jest szczególny. Dodajmy, że Galeria Krakowska (otwarta w 2006 r.) znajduje się w odległości kilku minut piechotą od Rynku Kleparskiego (targowiska od ponad 650 lat).
Nie sądzę, by galeria była konkurencją dla Kleparza i vice versa. Obie te przestrzenie są dla bezdomnych ważne, ale w różny sposób.
Zacznijmy od galerii. Zawsze wysiadują na ławkach ustawionych w jej długich pasażach. Czasem też snują się po obszernych halach wejściowych. W ciepłe dni można ich spotkać także na zewnątrz, przy wejściach do galerii. Najbardziej interesujący są jednak ci, którzy siedzą. Siedzą tam godzinami nie tylko dlatego, że w zimie jest ciepło, a w lecie panuje tam przyjemny chłodek klimatyzacji. Siedzą tam przede wszystkim dlatego, że pobyt w galerii jest dla nich ważnym, upragnionym doznaniem wychodzenia z samotności i nieznośnej izolacji.
Kiedy tak godzinami siedzą w lśniącym i eleganckim otoczeniu nieruchomi, anonimowi i milczący, wtedy, chociaż nie mają pieniędzy na zakupy, czują się zrównani ze spieszącymi gdzieś klientami drogich butików, niosącymi firmowe eleganckie torby z zakupami lub popijającymi kawę w przeszklonym lokalu. Jeśli siedzą spokojnie, nikt ich stąd nie przepędza. W końcu galeria jest dla wszystkich.
Iluż z nich, jeśli nie wszyscy, wyczołguje się rano z jakiegoś barłogu swojej samotności, gdzieś na marginesach społeczeństwa, i przychodzi tu przeżyć – iluzoryczną wprawdzie, ale zawsze jakąś – wspólnotę z innymi i bez pytania o pozwolenie być na równych prawach razem z innymi. Rzadko proszą o wsparcie. Widziałem radość w ich oczach, kiedy proszący o parę groszy na jedzenie usłyszą zaproszenie na wspólny posiłek w którymś z galeryjnych barów. Pytanych, co by zjedli, trzeba ośmielać, bo zawsze z jadłospisu wybierają dania najtańsze.
Kloszardzi z Kleparza są inni. Bo Kleparz to miejsce, gdzie ludzie się znają. Nasi kloszardzi z Kleparza egzystują w życzliwym świecie. Imają się doraźnych prac, zatrudniani przez właścicieli sklepików. Wnoszą towar, sprzątają itp. To są doraźne zajęcia, ale podejrzewam, że bezdomni – nawet ci, którzy by mogli pracować – nie szukają stałego zatrudnienia. Wolą popracować tyle, aby przeżyć z tego dzień, dwa, byle się nie wiązać stałym zobowiązaniem. Na Kleparzu, w pobliżu targowiska często się spotyka osoby, które proszą o wsparcie. W niewielkiej odległości od placu targowego spotykamy kilkanaście osób sprzedających rozłożone na chodniku warzywa, owoce, grzyby oraz przedmioty bardzo używane.
Przy rozłożonych na ziemi płachtach stoją, często dość leciwe, kobiety. Przychodzą wcześnie rano, w porze, w której nabywców starych, znoszonych butów, lekko zaśniedziałej patery, znoszonej kurtki czy damskiej torebki z całą pewnością nie uświadczysz. Na pytanie, po co przychodzą tak wcześnie, nieodmiennie odpowiadają, że w pustym mieszkaniu, w samotności tkwić się im nie chce. Motywacje więc na Kleparzu nie zawsze są natury czysto materialnej. Z tego stania nad „towarem” może czasem wpadnie im parę złotych, na pewno jednak mniej niż staruszce proszącej przechodniów o pieniądze na lekarstwo. Ale one nie chcą żebrać, te dzielne starsze panie.
Na Kleparzu, jak pewnie i na innych targowiskach świata, spotykają się jako sobie równe „wszystkie stany”: profesorowie uniwersytetu i lud nieuczony, pisarze i analfabeci, ludzie młodzi i emeryci, a wśród nich niżej podpisany. Stąd wiem, że Stary Kleparz jest Krakowowi do zachowania normalności niezbędny. Nic mu na szczęście nie grozi. ©℗
CZYTAJ TAKŻE:
- Niemal 30 lat temu skończyła się epoka pustych wystaw i półek. Między Czarnym Piątkiem a Mikołajem warto zapytać, co zrobiliśmy z wolnością kupowania. Tekst Marka Rabija >>>
- Prof. Tomasz Szlendak, socjolog: Przechodzimy od modelu konsumpcji, w którym demonstruje się własną wyższość przy pomocy samochodu albo butów, do modelu, gdzie wyróżniamy się tym, jak spędzamy wolny czas.
- Bazary przetrwały wojnę, komunę, a nawet ekspansję hipermarketów. Czy padną pod presją gentryfikacji? Tekst Rafała Wosia.