Miejsca mocy

Polityk na stacji benzynowej to polityk swój, gdyż znajduje się w drodze. Niczym średniowieczny monarcha objeżdżający swe włości. Z hot dogiem w jednym ręku i kawą w drugim.

17.05.2021

Czyta się kilka minut

Przy drodze E69 do przylądka Nordkapp. Norwegia, lipiec 2008 r. / GRAŻYNA MAKARA
Przy drodze E69 do przylądka Nordkapp. Norwegia, lipiec 2008 r. / GRAŻYNA MAKARA

John McCain nazwał kiedyś Rosję stacją benzynową przebraną za państwo. Śledząc ostatnie doniesienia prasowe, można odnieść wrażenie, że Polska staje się właśnie państwem przebranym za stację benzynową.

Oto czwórka zamaskowanych polityków lewicy z apetytem spoziera na wegańskie hot dogi z Orlenu. Niepozorne zdjęcie opublikowane przez Adriana Zandberga było przez kilka dni tematem numer jeden dla krajowych komentatorów politycznych. To wyraz dystansu i autoironii? A może ostateczny znak przymierza między lewicą a prawicą? Symbol skonsumowania koalicji, o której liberałowie grzmieli po poparciu przez Zandberga i kolegów Krajowego Planu Odbudowy?

Jeszcze nie umilkły echa afery hotdogowej, a już Orlen ogłasza plany przejęcia PGNiG. Daniel Obajtek znów trafia na pierwsze strony gazet, raz jeszcze słyszymy o „polskich czebolach”. Po obu stronach politycznej barykady dudnią działa najcięższego kalibru: „suwerenność” – „zawłaszczanie”, „wstawanie z kolan” – „propagandowa machina”.

Stacje benzynowe i hot dogi podbiły naszą wyobraźnię i nie ma w tym nic przypadkowego. To kluczowe punkty na mapie współczesnej mitologii. Pod totemicznymi słupami ze znakiem orła, muszli czy zielonego kwiatka sytuują się dziś miejsca mocy. To tam politycy mogą zawrzeć pakt z potężnymi podziemnymi bóstwami, z którymi dawniej układano się na rozstajnych drogach albo w przydrożnych zajazdach.

Do pełna, panie Putin!

Róg dwudziestej czwartej West Street i Dziesiątej Alei. Na Manhattanie, oczywiście. Znacie ten adres? Nie? A Władimir Putin zna!

W roku 2003 otworzył tam stację benzynową. Między spotkaniem z kanclerzem Niemiec (dziś, ciekawostka, pracownikiem Rosnieftu) a wizytą w Camp David na długie rozmowy z George’em W. Bushem (zaczynał karierę w firmach naftowych) prezydent Rosji pojechał przeciąć wstęgę na zwyczajnej stacji paliw.

Wartość inwestycji oceniano wówczas na 55 tysięcy dolarów – tak właśnie, nie milionów i nie miliardów. Tłum gapiów do ostatniej chwili nie wierzył, że jeden z najpotężniejszych ludzi na świecie przerwie slalom między kolejnymi bankietami i spotkaniami dyplomatycznymi, żeby uczestniczyć w tak trywialnym wydarzeniu. Ale tak właśnie się stało! Najpierw syreny i błyski policyjnej eskorty, potem spomiędzy budynków wyłania się czarna limuzyna. Pracownicy stacji z zaniepokojeniem poprawiają uniformy. Jeszcze ostatnie poprawki, staranne ułożenie kubków do kawy i donutów (hot dogów w ofercie nie było) i oto jest!

Kiedy Paramgit Kumar zdecydował się skorzystać z niskooprocentowanej pożyczki oferowanej przez Lukoil i otworzyć pierwszą stację tej sieci w Ameryce, zapewne nie spodziewał się takiego rozgłosu. Na jeden dzień jego mały biznes stał się centrum politycznego kosmosu. Dziennikarze i lokalni politycy przepychali się w walce o miejsca najbliżej Putina. „Do pełna proszę, panie Władku!” – naigrywał się w nagłówku jeden z nowojorskich tabloidów. Ale ta próba zbudowania dystansu wcale nie była wiarygodna. Większość nowojorczyków była zachwycona wizytą prezydenta Rosji.

Od tego niecodziennego obrazu rozpoczyna się „Blow­out” – wydana dwa lata temu bestsellerowa książka Rachel Maddow. Tytuł trudno przełożyć, bo słowo blowout jest równie proteuszowe jak sama ropa. Może oznaczać wytryśnięcie ropy na powierzchnię, rozsadzenie czegoś przez ciśnienie, druzgocące zwycięstwo, które zmiata przeciwników, a także raut. Każde z tych znaczeń ma swoje miejsce w dziennikarskim śledztwie Maddow. Łatwiejszy do przełożenia jest obszerny podtytuł: „Skorumpowana demokracja, Rosja jako państwo zbójeckie i najbogatszy, najbardziej niszczący przemysł na Ziemi”.

Lukoil wchodził na rynek amerykański jako kolejna wśród wielu firm, bo Rosja chciała pokazać się jako kolejne wśród wielu państw. Przewidywalny, racjonalny partner, z którym można robić interesy. Tak po prostu. „Tego dnia, w roku 2003 – pisze Maddow – prezydent Putin odwiedził stację benzynową, by przekonać wszystkich nowojorczyków i wszystkich Amerykanów w ogóle, że Rosja może przynieść stabilność i solidność dokładnie w momencie, gdy Ameryka naprawdę ich potrzebowała”. Stacja pana Kumara stała się politycznym symbolem właśnie dlatego, że była tylko stacją. Była wyjątkowa w swojej zwyczajności.

Przemysł naftowy często przedstawia się jako domenę „realnej polityki”, gdzie liczą się pieniądze, terytoria i konkretne interesy. Stacje benzynowe przypominają nam z kolei o tym, jak to Realne polityki w fascynujący sposób przeplata się z Wyobrażonym czy Symbolicznym. Nie ma rzeczywistej władzy bez władzy nad wyobraźnią. Stacje dostarczają interesom szyldów i ludzkich twarzy. Są miejscem, gdzie globalne przepływy ropy i pieniędzy przecinają się z życiowym doświadczeniem zwykłego obywatela. To na stacji zbrojne konflikty i rewolucje w odległych krajach albo wahania na egzotycznych giełdach zamieniają się w konkretne cyferki na dystrybutorze. Związek między cenami paliw a poparciem dla bieżącej władzy jest politologom doskonale znany. Ale stacje to coś znacznie więcej. Nadają abstrakcyjnym procesom konkretne kolory, logotypy, twarze, a nawet – za pośrednictwem hot dogów czy kawy – smaki i zapachy.

Dlatego stacje benzynowe są miejscami mocy późnej nowoczesności, wybornym przykładem współczesnej mitologii. Mało kto zrozumiał tę prawdę tak dobrze jak Władimir Putin.

Ropa musi płynąć!

He, who controls the spice, controls the universe” – kto kontroluje przyprawę, kontroluje wszechświat. Oto ­najsłynniejsze zdanie z „Diuny” Franka Herberta – sagi science fiction opowiadającej o polityce, ekonomii i ekologii społeczeństwa uzależnionego od potężnej substancji napędzającej wszechświat. „The spice must flow” – przyprawa musi płynąć. Oto jedyne i najważniejsze prawo tego fikcyjnego uniwersum. O przyprawę toczą się wojny, przyprawa wyznacza sojusze, przyprawa napędza postęp technologiczny, kulturowe trendy i społeczne rewolucje.

Nagrodzoną Pulitzerem „Naftę” (tytuł oryg. „The Prize”, „Stawka”) Daniela Yergina czyta się momentami jak niskobudżetową kalkę „Diuny”. To także opowieść o małej, skalistej planecie, której historia, technologia i polityka nierozerwalnie związane są z pewną wysokoenergetyczną substancją. Ta planeta to Ziemia. Naszą przyprawą jest ropa.

Yergin rozpoczyna swoją opowieść od jednego z zapomnianych punktów zwrotnych w historii świata – momentu, gdy Winston Churchill postanowił przestawić brytyjską flotę z węgla na ropę. Następnie autor prowadzi nas przez kolejne wojny, konflikty i globalne kryzysy aż do końca stulecia. Yergin pokazuje, że ropa nie tylko zmieniła sposób, w jaki napędzamy nasze machiny wojenne, oraz stawki, o które toczy się wojna. Zmieniła także ekonomię, a poprzez nią – każdy aspekt naszego życia. Przez stulecie biznes naftowy urósł do roli największego i najważniejszego biznesu na planecie. Stał się pierwszym prawdziwie światowym przemysłem i wyznaczył kurs globalizacji.

Historia XX wieku to historia ropy naftowej. Od gorączki ropy nie mniejszej niż gorączka złota i łowców przygód przeczesujących pustynie w poszukiwaniu szczęścia (ang. wildcat drillers), aż po gigantyczne korporacyjne maszyny w sensie zarówno dosłownym (olbrzymie platformy w rodzaju ­Deepwater Horizon), jak i metaforycznym. „Historia ropy naftowej to decyzje, które zaważyły na losach świata – pisze Yergin – niektóre starannie przemyślane, inne podjęte pod wpływem impulsu. Żaden inny sektor przemysłu nie przypomina nam tak dosadnie o znaczeniu ryzyka i nagrody, żaden inny nie zachęca tak silnie do przemyślenia relacji między przypadkiem a przeznaczeniem”.

Sądzę, że historia byłaby dla nas znacznie lepszą nauczycielką życia, gdybyśmy uczyli się jej nie poprzez daty panowania królów, wojny i traktaty, a właśnie poznając zmienne dzieje gospodarowania energią. W ten sposób o przeszłości opowiada nie tylko Yergin, ale też np. Václav Smil – postać zasługująca bez wątpienia na oddzielny artykuł. Współczesny naukowy pustelnik, autor kilkudziesięciu obszernych monografii, w których szczegółowo analizuje np. wpływ gęstości energetycznej drewna w typowym lesie bukowym na możliwości rozwoju średniowiecznych miast. Na kartach fascynujących książek Smila strategie generałów i ambicje władców ustępują pola matematyce i fizyce. Wojny wygrywają kilodżule, a nie porywające przemowy. Ostatecznie, jak lubi powtarzać Smil, energia okazuje się jedyną uniwersalną walutą. Wszystko, co czynimy, wymaga jakiejś jej formy. Kto kontroluje energię, kontroluje wszechświat.

W debacie o polskiej szkole ścierają się często frakcje „potrzebujemy więcej historii” oraz „uczymy za dużo historii”. Książki Yergina czy Smila doskonale pokazują, dlaczego to fałszywa dychotomia. Historia dostarcza najlepszej możliwej lekcji fizyki. Bez fizyki nie zrozumiemy historii. Im szybciej dostrzeżemy ten głęboki związek między historią a fizyką, tym większa jest szansa, że wyzwolimy się spod panowania podziemnych bóstw ropy, gazu i węgla i skorygujemy obecny kurs wiodący wprost ku klimatycznej katastrofie.

Nowi bogowie i ich ołtarze

Relacje władzy są związane z przepływami pieniędzy, które z kolei opierają się na przepływie surowców. Wszystko ostatecznie sprowadza się do jakiejś formy krążenia energii. Żeby zrozumieć daną cywilizację, trzeba się przyjrzeć dostępnym dla niej źródłom energii. To one wyznaczają ograniczenia i możliwości. To wokół przepływów energii – przeciw potężnej sile entropii – krystalizuje się z mozołem cała nasza kultura. To o tych przepływach opowiadają nasze najpotężniejsze mity.

Ten kulturowy wątek także pojawia się w „Nafcie” Yergina. Ropa to najpierw trudne do przecenienia światło lamp naftowych, potem narodziny samochodu i samolotu, coraz dalsze i coraz powszechniejsze podróże i globalny przewóz dóbr. To powszechna dostępność transportu samochodowego umożliwiła rozwój hipermarketów, zmieniając nasze nawyki konsumenckie. Bez transportu nie byłoby podmiejskich multipleksów, które w latach 90. wywróciły do góry nogami przemysł filmowy, trwale zmieniając reguły gry w Hollywood. Jednak najbardziej oczywistym znakiem napędzanej ropą transformacji świata jest coraz gęstsza sieć dróg usianych motelami, punktami odpoczynku dla podróżnych i – oczywiście – stacjami benzynowymi.

Na marginesie opowieści o wojskowej strategii i załamaniach giełdy Yergin kreśli fascynującą i nieoczywistą historię wyłaniania się współczesnego modelu stacji z wieloma dystrybutorami, sklepikiem, toaletami, a przede wszystkim z ikonicznymi znakami widocznymi z odległości wielu kilometrów (lub wielu mil). Shell, BP, Esso – oto imiona nowych bogów, które od lat inspirują artystów i filozofów, poczynając od kultowego „Twenty Six Gasoline Stations” Eda Ruscha, przez lirycznych „Autonautów z kosmostrady” Julia Cortázara i Carol Dunlop, po „Społeczeństwo konsumpcyjne” Jeana Baudrillarda i „Podziemnych bogów” Umberta Eco. W każdej z tych książek przydrożne stacje okazują się ołtarzami nowej religii. Są idealnym przykładem tego, co francuski socjolog Marc Augé opisuje jako „nie-miejsca” – przestrzenią, o którą ledwie zawadzamy zmierzając dokądś indziej – a zarazem pozostają punktami bardzo silnie naznaczonymi symbolicznie. To dlatego, że ropa naftowa wchłonęła i zagospodarowała bardzo stare mity.

Nowi bogowie mają globalne aspiracje, ale też lokalną konkurencję. W miarę jak Orlen pożera kolejne spółki, budując naftową potęgę na miarę naszych możliwości, produkuje też mitologię na miarę naszych aspiracji.

Także w Polsce stacje benzynowe są współczesnymi miejscami mocy. Zarówno w sensie dosłownym, fizycznym, jak i metafizycznym. Tę metafizykę stacji paliw dawno już wyczuli politycy, chętnie ładujący swoje semiotyczne akumulatory w świątyniach Shella czy Orlenu. Wegańskie hot dogi Adriana Zandberga i jego ekipy to tylko kolejne zdjęcie do albumu, w którym już od dawna poczesne miejsce zajmował chociażby Donald Tusk z kubkiem stygnącej kawy medytujący na tle widocznego w oddali napisu „TIR CZĘŚCI”. Tuskobusy, Dudabusy czy żółty kamper Szymona Hołowni to wszystko znaki eksponujące bliskość ludziom poprzez bycie w ruchu. Biurokrata w Warszawie jest obcy, bo pozostaje nieruchomy. Polityk na stacji benzynowej to polityk swój, gdyż znajduje się w drodze. Niczym średniowieczny monarcha objeżdżający swe włości. Z hot dogiem w jednym ręku i kawą w drugim. Cyborg podpięty do betonowo-naftowej sieci, która łączy go bezpośrednio z marzeniami i pragnieniami wyborców.

Zjedzenie czegoś „w drodze” to najbliższy odpowiednik napicia się benzyny dostępny dla śmiertelników. Forma komunii z nowymi bogami, niepodzielnie panującymi nad XX i wciąż jeszcze nad XXI stuleciem.

Sploty ukrytej sieci

Jeszcze raz oddaję głos Yerginowi: „W XXI wieku jesteśmy tak zależni od ropy, a ropa jest tak uwikłana we wszelkie nasze codzienne poczynania, że rzadko zdarza nam się zatrzymać i zastanowić nad jej olbrzymim znaczeniem. To ropa sprawia, że możemy mieszkać tam, gdzie mieszkamy, i żyć tak, jak żyjemy – dojeżdżać do pracy, podróżować. Ropa decyduje nawet o tym, gdzie prowadzimy zaloty”. Choć to ostatnie stwierdzenie jest dość mocno zakorzenione w kulturze amerykańskiej z jej niezliczonymi przydrożnymi motelami i samochodowymi randkami, to cała reszta niewątpliwie odnosi się również do Polski.

Lubimy fantazjować o tym, że jesteśmy społeczeństwem cyfrowym, ponowoczesnym, prawie niematerialnym. Fascynujemy się wirtualnością, przepływami informacji, zdalnym charakterem naszej kultury. Ale prawda jest taka, że to paliwa kopalne, niestety, wciąż stanowią krwiobieg naszej gospodarki. Za każdą infostradą ukrywa się autostrada, nie ma przepływu gigabajtów bez stabilnej mocy elektrowni, niewychodzenie z domu jest możliwe właśnie dlatego, że gdzieś na świecie dymią fabryki, płyną kontenerowce, pędzą furgonetki wiecznie spóźnionych kurierów.

Sekret polega na tym, że w XXI wieku bogowie ropy, węgla i gazu zmienili strategię. Poprzednie stulecie należało do nich otwarcie. Chromowane zderzaki, krążowniki szos, dumne sponsoringi, czarne złoto… Dziś znacznie częściej podziemni bogowie pozostają bóstwami ukrytymi. Stali się patronami niewidzialnej sieci oplatającej naszą planetę.

Stacje benzynowe są widomym znakiem ich macek. Jak grzyby wyrastające na powierzchnię z niewidzialnej grzybni przenikającej cały las. Dlatego właśnie są tak istotnymi znakami relacji władzy i podporządkowania. Logo sieci służy oznaczaniu terenu. Reprodukowane na przydrożnych słupach, kubeczkach, gadżetach, ale też na listach sponsorów – za każdym razem przypomina, do kogo należy dana przestrzeń.

Kontrola przepływów energii w społeczeństwie to także kontrola nad przepływami pieniędzy. Procent od każdego tankowania (czy hot doga) idzie na wybrane cele – Polską Fundację Narodową, lobbing w amerykańskim kongresie, bieg pamięci żołnierzy wyklętych albo przewrót polityczny w jakimś odległym kraju.

Ale stacje benzynowe to coś więcej niż doskonałe narzędzie pozyskiwania funduszy i uprawiania polityki. To przykład tego, czym jest i zawsze była polityka. Każda stacja jest punktem, w którym spotyka się Realne przepływów energii z Symbolicznym i Wyobrażonym nowych mitów. To właśnie ten punkt styku jest polityką, bo polityka to odziewanie przepływów energii w mity. Dlatego stacje benzynowe są najbardziej politycznymi miejscami, jakie można sobie ­wyobrazić. Władimir Putin zrozumiał to lepiej niż ktokolwiek inny.

Kto rządzi światem?

Na koniec wróćmy jeszcze do „Blow­out” i opowieści, od której zaczęliśmy całą tę podróż. Książka Maddow, znanej z mocno antyrosyjskich poglądów, pozwala spojrzeć na historię Putina w nowy, ciekawy sposób. Prezydent Rosji nie jest diabolicznym reżyserem światowego ładu, lecz bezwolną ofiarą potężniejszych od siebie sił – podziemnych przepływów energii, pieniędzy i władzy.

„Okazuje się – stwierdza Maddow – że w ciągu ostatnich piętnastu lat Putin popełnił błędy – wielkie, podstawowe, trudne do naprawienia błędy. Tak właśnie dzieje się, kiedy ktoś próbuje zbudować przyszłość swojego kraju na ropie i gazie. Decyzje Putina odarły Rosję ze zdolności uczciwego konkurowania w światowej gospodarce i polityce, ograniczając jego strategiczne możliwości do nieapetycznego menu, z którego Putin i jego aparatczycy wybierają dzisiaj. Jego wysiłki, aby przywrócić Rosji pozycję światowego supermocarstwa, nie polegają już na zdolnościach i know-how. Polegają na kantowaniu. Putin i jego sługusy kantują na rynkach finansowych, kantują na olimpiadach, kantują w swojej własnej oszukanej demokracji, stosują też oszustwa, by innych demokracji pozbawić”.

Innymi słowy, według Maddow prezydent Rosji nie jest już najpotężniejszym człowiekiem na świecie, który zniżył się do otwarcia stacji benzynowej. Jest zaledwie franczyzobiorcą, którego możliwości wyznacza przyjęty wiele lat temu model biznesowy. To nie Putin kontroluje ropę naftową. To ropa kontroluje Putina.

To ważna przestroga dla każdego polityka! Putin zapragnął wykorzystać moc podziemnych bóstw do swoich celów. Ale Przedwieczni nie dają się wykorzystywać. Ich nie da się okantować, zastraszyć, otruć. To oni są mistrzami złudzeń straszliwszymi niż najgorsi dyktatorzy, to oni trują na skalę, o której tajne służby mogą tylko fantazjować. Ostatecznie to podziemni bogowie wykorzystują polityków, nigdy odwrotnie. Właśnie w momencie, gdy myślisz, że masz ich w garści, stajesz się tylko marionetką. Nikt nie kontroluje ropy. Ropa kontroluje wszechświat. Musi płynąć.

Ale nic nie trwa wiecznie. Otwarta przez Putina stacja splajtowała kilka lat temu. Dziś na jej miejscu wznosi się luksusowy apartamentowiec. W XXI wieku potężni bogowie deweloperki coraz odważniej wznoszą swe szklane świątynie, rzucając wyzwanie nawet władcom podziemi. Ale to już zupełnie inna historia.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2021