Wichry rentowności

Przejęcie Lotosu przez Orlen to dla podatników świetne ćwiczenie z kapitalizmu politycznego – bo sens operacji nie sprowadza się do pytania „czy”, lecz „jak”.

27.07.2020

Czyta się kilka minut

Przygotowania do uroczystego przyjęcia setnej dostawy skroplonego gazu ziemnego do terminalu LNG w Świnoujściu, 3 lipca 2020 r. / ROBERT STACHNIK / REPORTER
Przygotowania do uroczystego przyjęcia setnej dostawy skroplonego gazu ziemnego do terminalu LNG w Świnoujściu, 3 lipca 2020 r. / ROBERT STACHNIK / REPORTER

Jeśli nazwy mogą być wyznacznikiem celów, to przemianowanie Ministerstwa Skarbu Państwa na Ministerstwo Aktywów Państwowych miało z pewnością podkreślić, że państwo polskie nie zamierza dłużej pokornie całować niewidzialnej ręki rynku. Akurat rząd PiS nigdy nie ukrywał, że tzw. spółki Skarbu Państwa – choć w wielu z nich państwo jest tylko jednym z właścicieli – powinny aktywnie wspierać rządowego właściciela w realizacji jego celów politycznych. Opozycja nazywa to ordynarnym upolitycznieniem i łamaniem wolnorynkowych reguł, ale rząd woli widzieć w tym odmianę społecznej odpowiedzialności biznesu kontrolowanego przez państwo. I w sumie miałby do tego prawo – gdyby prócz długofalowych celów nie chodziło także (jeśli nie przede wszystkim) o doraźne polityczne kalkulacje.

Bo rząd każe

Lista decyzji, które spółki Skarbu Państwa podejmowały w ostatnich latach na przekór rachunkowi zysków i strat, za to zawsze na życzenie władz, na pierwszy rzut oka może wydać się krótka – zwłaszcza jak na prawie pięć lat rządów PiS. Każda z nich wiązała się jednak z wydaniem setek milionów złotych. Mamy tu zakup nierentownych kopalni węgla kamiennego przez polskie grupy energetyczne, a raczej ukrycie strat tych pierwszych w zyskach drugich. Była też akwizycyjna gorączka Pekao S.A., który najpierw został odkupiony od włoskiego właściciela przez konsorcjum z udziałem państwowego PZU, a następnie sam przymierzał się do przejęcia Alior Banku i mBanku.

Dla porządku trzeba odnotować kilka drobiazgów, jak przejęcie przez Orlen kontroli nad resztkami upadłego Ruchu czy utworzenie Funduszu Inwestycji Kapitałowych, który dał rządowi narzędzie do bezpośrednich zakupów akcji w imieniu Skarbu Państwa. I wreszcie wielki finał tej polityki, jakim stało się najpierw połączenie Grupy Energa, jednego z największych producentów i dostawców prądu w Polsce (11,4 mld zł przychodu w 2019 r.) z największym producentem paliw w kraju – Orlenem (111,2 mld zł), a następnie rozpoczęcie fuzji z paliwowym numerem dwa, jakim jest w Polsce Lotos (29,5 mld zł przychodu w 2019 r.) i z jeszcze większym od niego holdingiem PGNiG (42,02 mld). Z połączenia tych aktywów powstałby gigant z przychodami rzędu 195 mld zł rocznie.

Wszystko to oczywiście w imię „interesu podatników” i „obrony narodowych interesów gospodarczych”. Choć nie sposób nie zapytać słowami starorzymskiej paremii cui prodest? Kto naprawdę zyska na tej polityce?

Czarne, ale nie złoto

Do proponowanej fuzji identycznie podeszła Komisja Europejska, wydając na nią 14 lipca zgodę – pod warunkiem zbycia przez kupującego 30 proc. udziałów w rafinerii Lotos „wraz z towarzyszącym dużym pakietem praw zarządczych”. Orlen musi też pozbyć się 389 stacji Lotosu w Polsce, czyli ok. 80 proc. tej sieci. Jak mówiła jeszcze przed ­akceptem ­wiceprzewodnicząca Komisji Margrethe Vestager, planowane przejęcie może bowiem prowadzić „do ograniczenia konkurencji oraz wyższych cen lub mniejszego wyboru paliw i produktów pokrewnych dla klientów biznesowych i konsumentów końcowych w Polsce i innych państwach członkowskich”. Słowem: istnieje ryzyko, że słony rachunek za biznesowo-polityczną roszadę polskiego rządu obywatele zapłacą przy tankowaniu. Orlen to nie tylko numer jeden w detalicznym obrocie paliwowym (blisko 1800 stacji), ale też główny dostawca benzyn i oleju napędowego dla swoich konkurentów.

Zgoda Brukseli na polską megafuzję była jednak formalnością. Komisja Europejska nie udziela ich wprawdzie z automatu (dość przypomnieć zablokowanie połączenia dwóch gigantów europejskiego rynku kolejowego, czyli Siemensa i Alstomu), ale w tym przypadku komisarze musieli uwzględnić jeszcze jeden element. Dla firm paliwowych niewątpliwie nadchodzą ciężkie czasy. Nowy Zielony Ład, który się marzy Brukseli, oraz jego odpowiedniki w innych regionach świata oznaczają stopniowe pożegnanie gospodarki opartej na wszystkich paliwach kopalnych – nie tylko na węglu. Największym przegranym tej zmiany będzie przemysł naftowy, który w zeszłym roku osiągnął przychody na poziomie 3,3 bln dolarów – co dałoby mu piąte miejsce na liście najzamożniejszych krajów świata, gdyby potraktować go jako samodzielny organizm państwowy.


Czytaj także: Zgoda Komisji Europejskiej na fuzję Orlenu i Lotosu, dwóch największych polskich producentów paliw, to początek wielkich zmian w branży surowcowo-energetycznej.


 

Każdego dnia na świecie wydobywa się obecnie około 90 mln baryłek ropy naftowej (czyli około 1,3 mln ton), głównie na potrzeby branży paliwowej. Jeszcze kilkanaście lat temu perspektywy dla tej branży szacowano z myślą o zasobach ropy nadających się do eksploatacji. Dziś głównym zagrożeniem jest malejący popyt. Jeden z największych producentów paliw, Shell, szacuje, że kres dominacji benzyny i diesla w branży motoryzacyjnej nadejdzie najpóźniej za 20 lat i te dwie dekady to czas, w którym producenci paliw muszą w dłuższej perspektywie zadbać o technologiczną alternatywę dla energii z paliw kopalnych. A w krótszej – o jak najtańszą ropę i jak najniższe koszty produkcji, aby z taniejącego produktu jak najdłużej wyciskać satysfakcjonujące marże.

Zaciekły zeszłoroczny wyścig globalnych inwestorów po akcje debiutującej na giełdzie firmy Saudi Aramco, z której złóż pochodzi dziś co dziesiąta sprzedana baryłka na świecie, miał właśnie takie podłoże. Saudyjska ropa jest najtańsza w produkcji i jej wydobycie będzie opłacalne jeszcze długo po tym, gdy sens straci eksploatacja złóż na Syberii, amerykańskich łupków czy funkcjonowanie platform wiertniczych na Morzu Północnym.

Duży może taniej

87 eksploatowanych obecnie złóż ropy na terenie Polski dostarcza co roku nieco ponad 936 tys. ton tego surowca, czyli kroplę w morzu zapotrzebowania szacowanego przez Ministerstwo Energii na ­ 24-25 mln ton rocznie. Resztę musimy importować.

Połączenie Lotosu z Orlenem, który wchłonie też PGNiG i Energę, wydaje się więc kluczowe dla przetrwania spółki na trudnym środkowoeuropejskim rynku paliwowym. Jeden duży gracz będzie mógł kupić w hurcie ropę w cenie nieco niższej od tej, którą Orlen, a zwłaszcza mniejszy Lotos, utargowałyby oddzielnie – i w ten sposób nadal kontrolować także wzrost cen detalicznych. Wakacje to dobry moment do zaobserwowania, że paliwo w Polsce wciąż jest zauważalnie tańsze niż u bliższych i dalszych sąsiadów z UE. I to nie tylko w porównaniu z państwami o znacznie wyższym PKB w przeliczeniu na głowę – jak Niemcy, Francja czy Włochy – ale też na tle krajów, które pod tym względem wypadają słabiej od Polski (np. Chorwacja czy Rumunia). Obecność dwóch dużych rodzimych graczy na polskim rynku bez wątpienia działała stabilizująco na ceny. W tym kontekście cenne może być dla nas porównanie z Węgrami, które przy niemal identycznym PKB per capita mają droższe paliwo (obecnie różnica sięga 30 groszy na litrze).

Tamtejszy rynek cierpi jednak na dwie choroby. Pierwszą jest dominacja jednego podmiotu, koncernu MOL. Drugim jego upolitycznienie, przez co strategia cenowa spółki jest podporządkowana doraźnym interesom politycznym Budapesztu. Węgierski skarb państwa jest właścicielem ledwie 15,24 proc. akcji spółki, ale przy rozproszonym akcjonariacie ma w niej i tak decydujący głos.

Dokładnie tak samo jest w Orlenie. Nieco ponad 27 proc. akcji pozwala rządowi decydować o kierunku rozwoju całej firmy.

Janusowe oblicze

Dlatego pod największym znakiem zapytania stoi przyszłość drugiego strategicznego celu, jaki przyświeca połączeniu, czyli transformacji energetycznej. Nowy „Megaorlen” powstały po fuzji czterech spółek będzie mieć wszystko, czego potrzeba do sprawnego przekształcenia z firmy zajmującej się przetwórstwem kopalin w dostawcę czystej energii odnawialnej. Może poza jednym – zielonym światłem od polityków dla rozpoczęcia tego procesu.

Prezes Orlenu Daniel Obajtek zapewnia przy niemal każdej okazji, że elektromobilność to przyszłość firmy i chętnie pozuje do zdjęć przy kolejnych stacjach do ładowania aut elektrycznych. Rzeczywistą skalę zaangażowania koncernu w ten sektor najlepiej oddają jednak jego własne statystyki: na blisko 1800 stacji Orlenu tylko 43 umożliwiają szybkie doładowanie baterii (stan na maj 2020).

Strategiczne zgrupowanie aktywów energetycznych państwa w jednym czebolu w nieunikniony sposób może zatem prowadzić do konfliktu wielkich polskich interesów gospodarczych i cywilizacyjnych z doraźną kalkulacją polityczną rządu. Jedną, chętnie pokazywaną twarzą nowego Orlenu będzie elektro­mobilność. Drugą – przejęte wraz z Energą kopalnie Polskiej Grupy Górniczej, które rząd zamierza utrzymywać przy życiu wbrew rachunkowi zysków i strat.

Puenta, w której mowa o rachunku wystawionym „wszystkim podatnikom”, z pewnością należy do najbardziej zgranych chwytów publicystycznych. W tym przypadku trudno jednak o inną. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2020