Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Słowo Symeona wywołuje w naszych oczach niemal natychmiast obrazy, które współkształtowały naszą religijną wrażliwość, jak choćby przejmujące przedstawienie Smętnej Dobrodziejki od krakowskich franciszkanów czy z podkrakowskich Staniątek: Maryja, z siną twarzą, z milczącymi łzami na policzkach, z siedmioma mieczami utkwionymi w sercu – obraz, który z kolei przywołuje całą pasyjno-maryjną pobożność, skoncentrowaną na bolesnych doświadczeniach, jakich nie szczędziło Jej życie: od narodzin Syna w stajni po Jego haniebną śmierć na krzyżu.
Wiemy wszakże, że ani Symeon, ani również Łukasz (który zapisał jego słowa), nie mogli mieć tego obrazu przed oczyma. Żyli kilkanaście wieków wcześniej, nim się ukształtowała owa tradycja… Miecz wymierzony w stronę serca Maryi wywoływał w nich zupełnie inne konotacje, czerpane – rzecz jasna – ze Starego Testamentu.
Które? Trudno odpowiedzieć z całą pewnością…
Być może jednak myśleli (i Symeon, i Łukasz) o tekście proroka Ezechiela (zob. Ez 21, 8-19): „Powiedz ziemi izraelskiej: Tak mówi Pan: Oto Ja jestem przeciw tobie i dobędę miecza mego z pochwy i wytnę spośród ciebie sprawiedliwego i grzesznika. (…) Miecz mój wyjdzie z pochwy na wszelkie ciało od południa aż do północy. (…) Mów: Miecz, miecz! Wyostrzono go i wyczyszczono. Na krwawy bój wyostrzono, by lśnił jak błyskawica, wyczyszczono… zawisł on nad moim ludem… wielki miecz, który wokół was krąży”.
Miecz, o którym mówi Ezechiel, nie jest przenośnią ani przypowieścią. Jest realny do bólu. Konkretny. Okrutny. Jest narzędziem w rękach Babilończyków, którzy lada moment zdobędą Jerozolimę. Tych, których nie zabiją, uprowadzą do niewoli. Kara dla ludu wyprowadzonego ongiś z niewoli egipskiej, który nie potrafił pozostać wierny w wolności – we własnym państwie. Miecz – kara za powszechny grzech! Nie tylko ówczesnego Izraela. Kara za grzech każdego i każdej z nas! „Zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6, 23).
Rozumiemy, że Bóg ma „prawo” wymierzyć ów miecz w stronę każdego i każdej z nas. Ale nie w stronę Jezusa – świętego po trzykroć; i nie w stronę Maryi – na mocy zasług Jezusowych niepokalanej – zachowanej od grzechu i najświętszej. A jednak! W sprawiedliwości Boga – tożsamej z miłosierdziem (!) – miecz Boga dosięga Jezusa. W następnej zaś kolejności – i przy zachowaniu wszystkich proporcji – współpracującą z Nim w dziele odkupienia Jego Matkę. On i Ona nadstawiają swoje Serca na miecz wymierzony we mnie. I w Ciebie.
To jest prawdziwa Ewangelia. Dana nam. Ale i zadana!
Zadana nam jest taka postawa: solidarności z człowiekiem grzesznym. Nie w jego grzechu. Ale w jego konsekwencjach. W zadośćuczynieniu. We wspólnej pokucie. Ekspiacji. Zadane nam jest takie „bycie przy”, które jasno deklaruje: „Nie zostawię Cię samego z twoim problemem. Ciężarem. Grzechem. Poniesiemy go razem”. To trudne. O wiele łatwiej – w przekonaniu o własnej niewinności – powiedzieć: Nie moja rzecz!