Miasto pomarańczy

Azulejos to ceramiczne płytki mieniące się wielością barw. Fascynujące bogactwem motywów wpisanych w paski, trójkąty, wieloramienne gwiazdy i romby. Technikę ich produkcji Arabowie przejęli od Chińczyków w XII wieku i szybko przenieśli do swych europejskich posiadłości. Dziś azulejos zdobią andaluzyjskie zabytki i biurowce. Każda taka płytka, stanowiąc zamkniętą całość, jest jednocześnie integralną częścią mozaiki. Te „błyszczące kamyki” (arab. al-zulaich) to najlepsza metafora Sewilli. Jej dzieje skupiają bowiem w sobie historię Andaluzji, Hiszpanii, wreszcie - całego kontynentu.

04.05.2003

Czyta się kilka minut

Siedemsettysięczna stolica Autonomicznej Republiki Andaluzji. Jej ulice, obsadzone niezliczonymi drzewkami pomarańczy, roztaczają delikatny, orzeźwiający zapach. Miasto odbijające się w wodach Gwadalkiwiru, przez długie lata czerpiące swe bogactwo z rzeki, która otwierała drogę do Nowego Świata. Ojczyzna świętego biskupa Izydora (556-636), który tu właśnie pisał swe encyklopedyczne dzieło i tu kierował szkołą, ale także ojczyzna demonicznej Carmen (jedna z arii opery Bizeta jest hymnem na cześć tego miasta), pewnego sprytnego Cyrulika i flamenco. I jeszcze Don Kichota, bo Miguel de Cervantes pisał swą powieść w tutejszym więzieniu królewskim. Świat skrajnych emocji, w którym uroczystości Wielkiego Tygodnia przeplatają się z żywiołową Feria de Abril. Przewodnikowe uproszczenia są tu pomocne - wskazują kierunek poszukiwań znaczeń przestrzeni.

Szachowa batalia

Bo pełna ekspresji zmienność sewilskich nastrojów wynika być może ze zmienności losów prastarego miasta, na którego murach znalazł się dumny napis: „Herkules mnie zbudował, Cezar otoczył murami i wieżami, święty król zdobył”. Najpierw, w II wieku p.n.e., byli tu Iberowie. Założoną przez nich osadę, Hispalis, jako pierwsi przejęli Fenicjanie i Kartagińczycy, a po wojnach punickich - Rzymianie, co zapewniło miastu rozwój w obrębie Imperium. Scypion Afrykański, zakładając tu osadę dla weteranów wojennych, na długie lata zapewnił pracę współczesnym archeologom. To stąd, z Colonia Julia Romana, wywożono do Rzymu opasłe amfory oliwy. Aż do czasów, kiedy pojawili się barbarzyńcy: Wandalowie, Suebowie, po nich zaś Wizygoci. Wreszcie, w 712 r. nowi władcy, Maurowie, nadali miastu nazwę - Iszbiliya.

To właśnie Maurowie - rezydujący tu przez pół tysiąclecia Abbasydzi, Almorawi-dzi, Almohadowie - doprowadzili miasto do prawdziwego rozkwitu. W 1068 r. na tron w tym muzułmańskim królestwie (takie małe państewka nazywano wówczas „taifa”, od arabskiego słowa ta'ifa, oznaczającego ród) wstąpił... poeta Al Mutamid. A choć był on nie tylko miłośnikiem sztuki, ale i wybitnym strategiem, niewiele mógł poradzić, gdy dziesięć lat później muzułmańskiemu państwu zagroził chrześcijański władca Alfons VI, Imperator totius Hispaniae władający Kastylią, Galicją i Leónem.

Sposób na uratowanie miasta znalazł dopiero wezyr Al Mutamida, również poeta - Ibn Ammar. Udał się do obozu chrześcijan zaopatrzony w kunsztowne szachy ze złota, hebanu, aloesu i sandału. Zaproponował Alfonsowi, zapalonemu miłośnikowi tej gry, rozegranie partii. Jej wynik miał zadecydować o losach wojny. Po kilku godzinach nieprzyjaciel odstąpił od oblężenia, a zwycięski wezyr triumfalnie wrócił do Sewilli.

Opowieść przypomina o czymś ważnym: prastarą - zastępującą prawdziwe wojny - grę przywieźli z Persji do Europy właśnie Arabowie. A figura Królowej oznaczała kiedyś Wezyra. Perskie słowo „fersam” zamieniło się jednak w kastylijskie „ferza”, później w prowansalskie „fierce”, aż wreszcie we francuskie „vierge”. Tak szachowy Wezyr stał się Dziewicą, Królową. Choć zawodowy szachista i dziś powie o popularnej „królówce” - Hetman.

Po panowaniu Arabów pozostała jednak w Sewilli nie tylko umiejętność gry w szachy. Na Dziedzińcu Pomarańczowym znajduje się studnia z czasów, kiedy byli tu Wizygoci, przez Arabów używana do rytualnych ablucji. Przestrzeń dziedzińca jeszcze dziś zamykają lekkie, ale dające poczucie bezpieczeństwa mury pozostałe po dawnym meczecie, zbudowanym w 1173 r.

Symbolem miasta jest do dziś wysoki, 97-metrowy minaret dwunastowieczne-go meczetu. Oszczędzony w wielkiej akcji burzenia wszystkiego, co muzułmańskie, która przeszła tędy w XV w., stał się przykatedral-ną dzwonnicą i nazywany jest teraz Wieżą Giralda. Innym arabskim znakiem jest Torre del Oro - dwunastoboczna Złota Wieża, w dawnych czasach obłożona złocistymi płytkami azulejos. W XIII w. były dwie takie wieże, po dwóch stronach Gwa-dalkiwiru. Kiedy rozpinano między nimi łańcuch, żaden nieprzyjaciel nie mógł wpłynąć do portu.

Ale największą metaforą podwójnej, budującej harmonię poprzez kolejne starcia, muzułmańsko-chrześcijańskiej tradycji Sewilli są być może Reales Alcazares, czyli Pałace Królewskie. Wspomnieniem przepychu czasów Almohadów jest Puerta del León, prowadząca aż do Patio del Yeso, prostokątnego ogrodu, który kiedyś był częścią fortyfikacji. Na Bramie Lwów widać podobiznę tego zwierzęcia. Trzyma krzyż i wstęgę z napisem „Ad Utrunque” („Gotów na wszystko”).

Madonna Żeglarzy

W 1248 r., po wielomiesięcznym oblężeniu, Ferdynand III Święty zdobył Sewillę i wypędził stąd ludność arabską. Kilka wieków później, w latach 1551-1558, Karol V wzniesie mu królewską kaplicę w najważniejszej świątyni miasta. Ale nad grobem zdobywcy jeszcze na początku trzeciego tysiąclecia przeczytać będzie można znacznie starsze inskrypcje. Po łacinie, sta-rohiszpańsku, hebrajsku i arabsku głoszące chwałę Ferdynanda: „Najuczciwszy, najbardziej prawdomówny, najszczerszy, najśmielszy, najdumniejszy (...), najbardziej bogobojny i największy sługa Boży - to on zdobył miasto Sewillę, głowę całej Hiszpanii”.

Gdy w Pałacach zamieszkali władcy chrześcijańscy, nadal korzystali z usług islamskich rzemieślników. W połowie XIV w. Piotr Okrutny sprowadzał do przebudowy swej rezydencji nie tylko muzułmańskich majstrów z Toledo i Grenady, ale także spore fragmenty meczetów. Nic dziwnego, że nie szczędził środków ani wysiłku - przecież tu mieszkała jego ukochana Maria de Padilla.

Pałace Królewskie otwierają jeszcze jeden ważny rozdział historii. W zachodnim skrzydle mieszczą się Pokoje Admirała (Cu-artos del Almirante). Ich częścią jest kaplica, w której znajduje się niezwykły obraz namalowany w latach 1531-1536 przez Alejo Fernandeza. To „Madonna Żeglarzy”, nazywana też czasem, jakby bardziej „praktycznie”, „Madonną sprzyjających wiatrów”. Spod Jej stóp wypływają potężne żaglowce. Pod rozwianym płaszczem kryje się tłum postaci. Wśród nich widać Kolumba i jego towarzyszy, braci Pinzón, Vespucciego, Juana de la Cosę i oczywiście cesarza Karola V.

Taki obraz nie może dziwić w tym miejscu. W Pokojach Admirała rodziły się bowiem marzenia o Nowym Świecie. Tutaj hiszpańscy królowie przyjmowali wielkich podróżników. W 1496 r. Kolumb opowiadał o drugiej podróży do Ameryki. Żegnano Magellana, gdy wyruszał w podróż dookoła świata.

Z Kolumbem związane jest zresztą jeszcze jedno sewilskie miejsce - katedra. Największy kościół gotycki w świecie. Wśród wszystkich świątyń chrześcijańskich - trzecia pod względem wielkości (przewyższają ją pod tym względem tylko Bazylika św. Piotra w Rzymie i katedra św. Pawła w Londynie). Wznoszono ją przez cały wiek XV - trochę „konkurencyjnie” wobec katedry w Toledo. Teofil Gautier napisze o sewilskiej świątyni w 1840 r.: „W nawie środkowej, mającej oszałamiającą wysokość, paryska Notre Dame mogłaby bez trudu spacerować z podniesioną głową”. A Fernando Chueca Goitia doda: „Wszystko jest surowe i majestatyczne, jak gdybyśmy nagle zostali przeniesieni ze świata rzeczywistego do gigantycznej groty, urządzonej przez
olbrzyma opanowanego obsesją geometrii, symetrii i porządku”.

Pośrodku południowej nawy poprzecznej znajduje się grobowiec wielkiego odkrywcy: czterej heroldowie reprezentujący cztery królestwa Hiszpanii niosą na ramionach potężną trumnę. Ale czy Kolumb spoczywa w niej naprawdę? Przecież ostatnią jego wolą było, by pochowano go na karaibskiej wyspie La Espanola. Życzenia nie spełniono, w 1506 r. zwłoki podróżnika znalazły się w sewilskim klasztorze kartuzów. Podobno Karol V przetransportował je w końcu na Karaiby, ale nie ma na to dowodów. Kiedy specjalna komisja mająca sprawdzić autentyczność tej historii pojechała w 1795 r. na San Domingo, zabrała stamtąd pierwszą z brzegu urnę i przewiozła ją na Kubę. Po jakimś czasie ta sama urna znalazła się w Sewilli. Wydaje się więc, że spór między miastami roszczącymi sobie pretensje do grobu Kolumba nigdy się nie skończy.

Natomiast z pewnością w Sewilli znajduje się obejmujący 3000 tomów księgozbiór podróżnika, ofiarowany tutejszej kapitule katedralnej przez jego syna, Fernana Colóna.

„Nowy Rzym”

Trzeba przyznać, że Sewilla zawdzięcza odkrywcom Nowego Świata wiele. To dzięki nim powstała tu przecież Casa de Con-tratación - powołana przez królową Izabelę państwowa izba handlu i finansów, praktycznie zapewniająca miastu monopol w prowadzeniu interesów z zamorskimi koloniami. Dzięki nim wyrosła tu metropolia, ze swoimi 150 tys. mieszkańców trzecia co do wielkości w ówczesnej Europie.

Rozwój gospodarczy, ale także religijne konflikty, stymulowały rozkwit kultury. Katolicka Hiszpania walczyła z reformacją, a jedną z metod w tej wojnie było dążenie do uznania dogmatu Niepokalanego Poczęcia Marii - stąd w kościołach Sewilli tak wiele przedstawień Immaculaty. Najsłynniejszy znajduje się w tutejszej katedrze - to Virgen de los Reyes, Niepokalana Dziewica Królów. Figura z drewna modrzewiowego, ozdobiona klejnotami, ukryta pod srebrnym baldachimem. Wtajemniczeni wiedzą, że jej ręce i głowę można poruszyć za pomocą specjalnego mechanizmu. Choć papież ogłosi dogmat o Niepokalanym Poczęciu dopiero w 1855 r., cała Hiszpania oddana zostanie w opiekę Madonnie nazywanej Purisima znacznie wcześniej, w 1614 r. Ale w Sewilli nie brak także wizerunków świętego Piotra. Czy dlatego właśnie już w czasach renesansu nazywano Sewillę „nueva Roma”?

Około roku 1600 działali tu Francisco Pachedo (zwolennik rzymskiego klasycyzmu) i Francisco Herrera, najpewniej pierwsi nauczyciele samego Diego Velazqueza.

Ich zdolny uczeń wyjechał już jednak w wieku 23 lat do Madrytu - robić karierę na dworze Filipa IV. Na dworze przedziwnym, łączącym rozbudowaną biurokrację z baśniową nieprzewidywalno -ścią, głośną bigoterię z ukrywaną skrzętnie rozwiązłością. W takim środowisku Velazquez musiał zostać realistą - nawet w tak mistycy-zującej epoce jak ta, w której przyszło mu żyć. O portrecie, który nadworny artysta Filipa IV namaluje dla Innocentego X, papież powie, że jest „aż nazbyt prawdziwy”. Andaluzyjczyk nie zostanie bowiem nigdy dworakiem. Na powstałej cztery lata przed śmiercią malarza słynnej kompozycji „Las Meninas” („Dworki”), która w założeniu miała przedstawiać epizod dworskiej codzienności, najważniejszy nie jest ani władca, ani jego małżonka. Może nawet nie mała infantka w niewygodnej krynolinie. Uwagę przykuwa inna, odbita w lustrze postać: pozostająca w półcieniu, ale wyraźna. W jej ręku zauważyć można małą malarską paletę.

Do Madrytu, pojechał także „malarz mnichów”, Francisco de Zurbaran, urodzony w Estremadurze, ale związany z Sewillą. Portretowani przez niego dominikanie, hiero-nimici, bracia miłosierdzia są realistyczni, choć artysta nie malował ich z natury. A jednocześnie czasem przypominają archaiczne stożki, wprawione w ruch w jakiejś teatralnej, nieziemskiej przestrzeni. Oprócz mnichów tworzył także Zurbaran wizerunki „świętych panien”. Święta Małgorzata idzie właśnie na rynek, zrobić zakupy przed kolacją. Święta Kasylda niesie róże (w które któregoś dnia zamienił się chleb ofiarowywany codziennie ubogim). Spełniając miłosierny uczynek, nie zapomniała o zabraniu szminki do ust. Obydwie to andaluzyjskie kobiety, takie same, jakie jeszcze dziś można spotkać na ulicach Sewilli.

Pozostał tu następca Zurbarana i... jego rynkowy konkurent, dla jednych „mistrz przedstawień Niepokalanej”, dla innych tylko „malarz przesłodzonych dewocjonaliów” - Bartolome Esteban Murillo. Jego zamaszyste, ruchliwe postaci, roztopione w kolorach, cieniach i światłach znaleźć można choćby w sewilskiej katedrze albo w tutejszym Hospital de la Caridad. Ale najważniejsze jest coś innego. To właśnie Murillo stworzył wszechobecny dziś typ przedstawiania Niepokalanej w sztuce, łącząc jej postać z fragmentem Apokalipsy, mówiącym o Niewieście odzianej w słońce, z księżycem pod stopami, w koronie z dwunastu gwiazd.

Ciemna strona

Nie wszystkim żyło się dobrze pod rządami chrześcijan. Gdy wyparto już Arabów, celem agresji stali się Żydzi, których obecność w tym miejscu poświadczona jest przynajmniej od I wieku n.e. Andaluzyjscy Żydzi odegrali dużą rolę w podboju Półwyspu przez Arabów. Współżycie Sefardyjczyków z Wizygotami układało się bowiem harmonijnie tylko do czasu, gdy lud ten przyjął chrześcijaństwo (589 rok). Wkrótce potem zaczęły się pogromy. Tymczasem tolerancyjni Maurowie powierzali Żydom zarząd zdobywanych miast. Z czasem Sefardyjczycy stali się pośrednikami między światem islamu a chrześcijaństwem. Wydawało się, że harmonia trwać będzie wiecznie.

W 1391 r. gwałtownie podniesiono podatki. Rozwścieczona ludność Sewilli, widząca w każdym Żydzie poborcę podatkowego, wdarła się do dzielnicy zamieszkałej przez wyznawców judaizmu. Nie bez winy byli tutejsi dominikanie. W pogromie zginęło niemal cztery tysiące ludzi. Zniszczono wszystkie synagogi. To była jednak dopiero zapowiedź tego, co nastąpiło już wkrótce, a co miało znaleźć swój wyraz sto lat później. Gdy tumulty zaczęły się powtarzać, obejmując także Kordobę i Walencję, wielu Żydów postanowiło się ochrzcić. Natychmiast oskarżono ich, że czynią to tylko pozornie.

Gdy w 1477 r. do Sewilli przybyli Izabela i Ferdynand, aby rozwiązać spór między tutejszymi magnatami, zwrócił się do nich tutejszy przeor dominikanów Alonso de Hojada, wskazując na istnienie tajnego sprzysiężenia wśród conversos, czy też, inaczej mówiąc, marranos. Już w następnym roku papież Sykstus IV udzielił zgody na utworzenie trybunału Świętej Inkwizycji. I choć Izabela i Ferdynand nie byli zachwyceni tym pomysłem (wśród ich doradców wielu było konwertytów), nadchodził czas Tomasa de Torquemady. Tylko do 1488 r. przeprowadzono w Sewilli 700 egzekucji i orzeczono ok. 5000 innych kar. W 1492 r. - zgodnie z dewizą Królów Katolickich:„Jeden naród, jedno państwo, jedna wiara” - rozpoczął się proces masowego wypędzania Żydów.

W całej Hiszpanii nie pozostała ani jedna synagoga. Pierwszą odbudowano dopiero na początku XX wieku. Ustawę, zrównującą prawa żydów, protestantów i katolików, przeprowadził rząd hiszpański w... 1990 r.

W madryckich muzeach znaleźć można dwa - bardzo różne - obrazy. W Museo del Prado znajduje się obraz Pedra Berruguete z 1495 r., przedstawiający Auto da fe. Uwagę widza skupiają na nim inkwizytorzy: rozdyskutowani, ale spokojni, zajęci czytaniem akt procesowych albo znudzeni codzienną powtarzalnością swojej pracy. Jeden z nich zasnął, odchylając w tył głowę, jednak poczucie obowiązku nie pozwoliło mu wypuścić z rąk kodeksu. Przywiązani do pala skazańcy, usytuowani w rogu kompozycji, zdają się prawie niewidoczni w tłumie oprawców. Niepokoją jedynie suche gałęzie na pierwszym planie.

Na obrazie przedstawiającym „Trybunał inkwizycyjny” Francisco de Goyi (ok.1812--1814) ze zbiorów Real Academia de San Fernando, sen ogarnął już wszystkich. Oniryczność koszmaru podkreślona jest jeszcze zamglonym, łudzącym światłem, rozlewającym się w przestrzeni i osiadającym na twarzach sędziów. Uniformy, przypominające błazeńskie stroje, upodabniają ich do jakichś monstrualnych, przerażających karłów. Czy obydwa te obrazy nie stanowią aby świadectwa jakiejś ówczesnej „banalności zła”?

W XVII wieku potęga Sewilli zaczęła słabnąć. Najpierw, w 1649 r. miasto zdziesiątkowała epidemia dżumy. Wkrótce okazało się, że koryto Gwadalkiwiru jest tak zapiaszczone, że pierwszeństwo w handlu z Ameryką trzeba oddać Kadyksowi. Znakiem ostatecznego upadku było trzęsienie ziemi, które nawiedziło Sewillę w 1755 r.

W kryzysie pogrążała się zresztą - i to na dwa stulecia - cała Hiszpania. Nie mogła tego zmienić wielka Wystawa Ibero-Amerykańska, zorganizowana w Sewilli w 1929 r., która miała świadczyć o rozkwicie gospodarczym czasów Primo de Rivery. Nadchodziła wojna domowa i wieloletnia dyktatura generała Franco.

Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w 1975 r., gdy Juan Carlos został obwołany królem. W 1978 r. uchwalono konstytucję, gwarantującą demokrację parlamentarną. W 1982 r. Hiszpania wstąpiła do NATO, a w 1986 r. do Wspólnoty Europejskiej.

Wyrazicielem wszystkich tych zmian znów okazała się stolica Andaluzji. To właśnie tutaj zorganizowano Wystawę Światową „Expo ‘92”, przypominającą o pięćsetleciu odkrycia Ameryki. Choć Expo nie było oszałamiającym sukcesem, w ciągu 176 dni tereny wystawowe odwiedziło blisko 420 tys. gości. Wyspę między dwiema odnogami rzeki zamieniono w wielki ogród. Zasadzono 350 tys. drzew, stworzono sztuczne jezioro, kanały, fontanny i wodospady. Tak, jak przed wiekami robili to, rozkochani w sztuce ogrodniczej, tutejsi Arabowie.

W centrum Wystawy znalazł się odnowiony na tę okazję klasztor kartuzów Santa Maria de las Cuevas. W tym miejscu Kolumb przygotowywał drugą podróż do Nowego Świata. Tu przechowywał osobiste dokumenty. Tu wreszcie przez 27 lat spoczywały jego zwłoki. Potem klasztor pod-upadł, aż wreszcie londyński biznesmen zamienił go w fabrykę ceramiki. Teraz odzyskał pierwotny blask.

W wyborze miejsca, w którym znalazło się centrum Wystawy, kryje się metafora. Poprzez architektoniczny znak historia stała się nadzieją przyszłości. Znów rodzą się bowiem marzenia o Nowym Świecie.

W pracach nad artykułem korzystałam m.in. z książki BRIGITTE HINTZEN-BOHLEN „ANDALUZJA. SZTUKA i ARCHITEKTURA”, 1999, Wydawnictwo Konemann, Kolonia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2003