10 obrazów, które trzeba zobaczyć

Gdański Memling, krakowski Leonardo, warszawskie portrety Rembrandta – o nich wiemy. Jednak arcydzieł jest u nas więcej.

05.12.2022

Czyta się kilka minut

Okładka dodatku Włóczykij / Anna Prusiewicz, Renata Surowiec DoLasu
Okładka dodatku Włóczykij / Anna Prusiewicz, Renata Surowiec DoLasu

Wojny, rozbiory, długi brak własnego państwa sprawiły, że nie mamy muzeów porównywalnych z paryskim Luwrem, nowojorskim Metropolitan Museum of Art czy madryckim Prado. Nie możemy się pochwalić dużymi kolekcjami malarstwa europejskiego, choć nie brak w polskich zbiorach arcydzieł, by wymienić „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga w Muzeum Narodowym w Gdańsku, „Damę z gronostajem” Leonarda da Vinci w Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, obrazy Rembrandta na Zamku Królewskim w Warszawie czy „Portret Stanisława Kostki Potockiego” Jacques’a-Louisa Davida w Pałacu Wilanowskim w Warszawie. To dzieła powszechnie znane i umieszczane na listach najcenniejszych. Jednak wybitnych obrazów jest znacznie więcej. Warto im się uważnie przyjrzeć podczas zwiedzania – ich historie mówią wiele zarówno o polskim kolekcjonerstwie, jak i dziejach naszego muzealnictwa.

SANDRO BOTTICELLI (1445-1510) „Madonna z dzieciątkiem, św. Janem Chrzcicielem i aniołem”, Muzeum Narodowe w Warszawie

Należał do tych, którzy „nauczyli Florencję szczęśliwości nieba i świętości ziemi” – pisał o nim John Ruskin, XIX-wieczny krytyk, „prawodawca gustu”, który wywarł ogromny wpływ na wyobraźnię artystyczną nie tylko na Wyspach Brytyjskich. Sandro Botticelli, za życia jeden z najsławniejszych twórców florenckich, potem długo zapomniany, właśnie dzięki tekstom Ruskina został odkryty na nowo. Jego malarstwo zafascynowało Prerafaelitów, a po nich kolejne pokolenia artystów. Dziś „Primavera” i „Narodziny Wenus” to ikoniczne przedstawienia, będące częścią globalnej wyobraźni.

Botticelli był przede wszystkim malarzem Madonn. Jedna z nich znajduje się w zbiorach warszawskiego Muzeum Narodowego. Przedstawia Marię z dzieckiem, św. Janem i aniołem – zamyśloną, spoglądającą ze smutkiem w dal. Wydaje się niemal nieobecna. Dzieciątko wychyla się ku widzowi, błogosławiąc światu. Anioł zaś trzyma w ręku księgę – jakby szukał w niej tekstu, który odnosi się do Jezusa. Jest też druga księga. Zamknięta jeszcze, ale niedługo zostanie zapisana.

W 1862 r. powołano w Warszawie Muzeum Sztuk Pięknych, później przemianowane na Muzeum Narodowe. Od początku miało zbierać zarówno sztukę polską, jak i europejską, dziś zbiory tej ostatniej należą do największych w naszym kraju. Dzieje placówki związane są ze skomplikowaną historią Polski, także powojenną. Udało się bowiem nie tylko odzyskać część zagrabionych przez Niemców kolekcji, ale do Muzeum Narodowego trafiły też obiekty pochodzące m.in. z tzw. Ziem Odzyskanych, w tym właśnie obraz Botticellego z dawnego Śląskiego Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu.

DOSSO DOSSI (1490-1542) „Jowisz malujący motyle”, około 1523-1524, Zamek Królewski na Wawelu – Państwowe Zbiory Sztuki, Kraków

To jeden z najbardziej tajemniczych obrazów w polskich zbiorach. Przedstawia ojca bogów w niecodziennej sytuacji: pracującego nad obrazem o temacie ulotnym, wręcz błahym. Tuż obok Jowisza siedzi Merkury i stanowczym gestem ucisza nadchodzącą Cnotę. Nikt nie może przeszkadzać władcy nieba i ziemi w tworzeniu malowidła.

Dosso Dossi stworzył obraz na zlecenie władcy Ferrary, ks. Alfonsa d’Este. Temat zaczerpnął z poematu wybitnego architekta i teoretyka Leona Battisty Albertiego o losach bogini Cnoty, która pragnęła opowiedzieć o nieszczęściach, jakie sprawiła jej Fortuna. Ale tekst Albertiego nie wyjaśnia tego, co przedstawiono na obrazie – wymyka się on bowiem jednoznacznym interpretacjom. Nie wiadomo, czy jest moralistyczną opowieścią, czy mówi o sztuce tworzenia, stanowiąc apoteozę malarskiej iluzji.

Płótno kilkakrotnie zmieniało właścicieli, by w 1888 r. trafić w ręce Karola Lanckorońskiego, jednego z najwybitniejszych polskich kolekcjonerów. Obraz znalazł się w jego pałacu w Wiedniu. Zrabowany podczas wojny przez nazistów, nie został zwrócony rodzinie, lecz zawisł w Kunst­historisches Museum. Dopiero w 1999 r. austriacki sąd uznał prawa Lanckorońskich do obrazu. W 2002 r. Karolina Lanckorońska ofiarowała go na Wawel – dopełnił jej dar z 1994 r., w ramach którego przekazała do Krakowa ponad 500 obiektów. Zamek Królewski w Warszawie zyskał wtedy dwa arcydzieła Rembrandta.

SOFONISBA ANGUISSOLA (1532-1625) „Autoportret przy sztalugach”, 1554, Muzeum – Zamek w Łańcucie

Była pierwszą malarką, która odniosła tak znaczące sukcesy. Giorgio Vasari w słynnych „Żywotach” pisał o niej z uznaniem: „Umiała nie tylko rysować, malować, portretować z natury i sporządzać kopie, ale niezależnie od innych wykonywała obrazy niezwykle pięknie”. W 1559 r. została zaproszona przez Filipa II na dwór hiszpański. Wykonała wtedy cały szereg portretów rodziny królewskiej. Portretowała także siebie – przed nią żaden malarz nie wykonał tak wielu własnych wizerunków. W obrazie przechowywanym w Łańcucie pokazała siebie przy ­sztalugach: młodą kobietę ubraną w ciemną suknię. Pracuje nad obrazem przedstawiającym Madonnę z Dzieciątkiem. Patrzy wprost na widza, jakby chciała powiedzieć: jestem malarką, zobaczcie, co potrafię.

W Muzeum Narodowym w Poznaniu można zobaczyć „Grę w szachy”, najsłynniejsze dzieło Anguissoli. Obraz łańcucki – zapewne zakupiony przez księżnę Izabelę Lubomirską – przypomina o bogactwie dawnych zamkowych zbiorów, które w większości zostały w 1944 r. wywiezione za granicę, a następnie sprzedane przez ostatniego ordynata Alfreda Potockiego.

HENDRICK TER BRUGGHEN (1588-1629) „Piłat umywający ręce”, 1617, Muzeum Narodowe w Lublinie

W polskich zbiorach nie ma ani jednego dzieła Caravaggia, ale są obrazy wybitnych caravaggionistów, twórców nie tylko z Włoch, ale też z Hiszpanii, Francji czy Holandii, którzy podchwycili podejmowane przez niego tematy, a przede wszystkim brutalny realizm czy stosowanie ostrych kontrastów światła i cienia. Do najwybitniejszych należy Hendrick ter Brugghen, który po nauce malarstwa w Utrechcie wyjechał w ponad 10-letnią podróż artystyczną do Włoch. Tam poznał dzieła Caravaggia, którego styl rozpropagował następnie w Holandii. Tworzył obrazy rodzajowe, jednak przede wszystkim podejmował tematy religijne. Bohaterów przedstawiał jako zwykłych ludzi, z ich niedostatkami i ułomnościami. Bliskich tym, których codziennie spotykał na ulicach.

Tak jest w przypadku „Piłata umywającego ręce” z lubelskiego muzeum. Prokurator Judei to stary, zmęczony człowiek. Dwóch służących pomaga mu obmyć dłonie. Światło, gest mycia, przeciekająca przez dłonie woda, skupione twarze Piłata i jego sług – wszystko to sprawia, że mamy poczucie, iż wydarzyło się coś symbolicznego.

FRANCISCO DE ZURBARÁN (1598-1664) „Madonna Różańcowa adorowana przez kartuzów”, 1638-1639, Muzeum Narodowe w Poznaniu

To jedno z najbardziej monumentalnych dzieł w polskich muzeach. Wybitny hiszpański malarz stworzył je na zamówienie zakonu kartuzów do głównego ołtarza ich kościoła w Jerez de la Frontera. Przedstawił w nim Marię jako tronującą Królową. Na jej kolanach stoi Dzieciątko. Razem trzymają błękitną kulę symbolizującą świat. Towarzyszą jej aniołowie. Poniżej grono zakonników, którym przewodzi reformator modlitwy różańcowej o. Dominik Hélion, modlący się do Madonny. Dzieło jest pełne barokowego przepychu, ale jednocześnie Zurbarán stworzył obraz wyrafinowany kolorystycznie, a oszałamiającą biel mniszych habitów skontrastował z całymi partiami ukrytymi w głębokim cieniu.

Obraz po kasacji zakonu w 1835 r. trafił do prywatnych kolekcji, a następnie stał się własnością króla Francji Ludwika Filipa. Był prezentowany w słynnej Galerii Hiszpańskiej w Luwrze. Po jego abdykacji został sprzedany w 1853 r. na aukcji w Londynie. Nabywcą był Atanazy Raczyński, jeden z najwybitniejszych polskich kolekcjonerów. Zbierał współczesną mu sztukę niemiecką, ale był też zainteresowany twórcami z Półwyspu Iberyjskiego – jest autorem pierwszej historii sztuki Portugalii. Dziś obraz jest własnością Fundacji im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu, które posiada jedną z najwybitniejszych kolekcji malarstwa europejskiego od XIV po przełom XIX i XX w.

JEAN-ÉTIENNE LIOTARD (1702-1789) „Dama w tureckim stroju z wachlarzem”, Łazienki Królewskie w Warszawie

Obraz jest dziełem szwajcarskiego malarza, który za życia był cenionym na europejskich dworach portrecistą, a dziś jest na nowo odkrywany. Jego zmysł obserwacji, ostrość spojrzenia, także na samego siebie – stworzył cały cykl niezwykłych autoportretów – a jednocześnie chłodna, niemalże fotograficzna precyzja, z jaką oddawał szczegóły, sprawiły, że jego dzieła są bliskie współczesnej wrażliwości. Liotard zasłynął jako twórca pasteli, jednak ten niewielki, liczący sobie zaledwie 16,7 x 19,5 cm obraz wykonał farbami olejnymi. Przedstawia on kobietę w tureckim stroju, siedzącą na otomanie – malarz fascynował się kulturą Imperium Osmańskiego. Wszystko jest tu niesłychanie wysmakowane kolorystycznie: czerwień siedziska, błękit poduszek, biel obszycia płaszcza.

Obraz, prezentowany przez Liotarda w Paryżu, a potem w Londynie, ostatecznie trafił do zbiorów Stanisława Augusta Poniatowskiego. Obecnie jest własnością muzeum Łazienki Królewskie, które do dziś przechowuje część królewskiej kolekcji mającej – w zamierzeniu króla – stać się zaczątkiem narodowych zbiorów.

ÉLISABETH VIGÉE-LEBRUN (1755-1842) „Portret Pelagii z Potockich Sapieżyny”, 1794, Zamek Królewski w Warszawie

Élisabeth Vigée-Lebrun zajmuje szczególne miejsce w dziejach sztuki przełomu XVIII i XIX w. Mimo ograniczeń, które wtedy przed kobietami stawiano, zdobyła tytuł nadwornej malarki Marii Antoniny, a w 1783 r. została przyjęta w poczet Akademii Królewskiej – wcześniej naprawdę niewielu artystkom się to udało. Pasmo sukcesów przerywa wybuch rewolucji francuskiej. Malarka, blisko związana z królewskim dworem, decyduje się na wyjazd. Podróżuje po Włoszech, by ostatecznie dotrzeć do Petersburga. Do stolicy Rosji jedzie przez Wiedeń. I to w tym mieście portretuje Pelagię Potocką, żonę ks. Franciszka Sapiehy (lista Polek i Polaków uwiecznionych przez Élisabeth Vigée-Lebrun jest długa).

To jeden z najbardziej efektownych obrazów francuskiej malarki. Przedstawia młodą kobietę ubraną w luźną, przewiewną suknię w kolorze oliwkowej zieleni. Nieoficjalnie, nawet intymnie – Pelagia Potocka została ujęła w tanecznej pozie. W tle widać pejzaż z dymiącym Wezuwiuszem. Dzieje obrazu dobrze pokazują skomplikowane losy polskich zbiorów. Przechowywany w pałacu Sapiehów w Dereczynie, w 1832 r. został skonfiskowany przez Rosjan. Zwrócony rodzinie w 1862 r. przez cara Aleksandra II, kilkukrotnie zmieniał właścicieli. Wreszcie w 1986 r. prof. Edward Lipiński ofiarował go do zamkowych zbiorów, których ważną częścią są prywatne dary.

WASSILY KANDINSKY (1866-1944) „Wieczór”, 1902-1903, Muzeum Narodowe we Wrocławiu

Jest uważany za jednego z twórców malarstwa abstrakcyjnego. Jego książki „O duchowości w sztuce” oraz „Punkt i linia a płaszczyzna” wpłynęły na myślenie o całej nowoczesnej sztuce. Mniej znana jest jego wcześniejsza twórczość, która ostatecznie doprowadziła go do porzucenia figuracji w malarstwie. Urodzony w Moskwie na miejsce studiów wybrał Monachium, uznawane wówczas za jedno z najważniejszych centrów artystycznych w Europie. Tam poznał niemiecki symbolizm i secesję, twórczość impresjonistów, ale też zafascynował się ówczesną teozofią. W Monachium zaczyna samodzielnie tworzyć, włącza się w tamtejsze życie. Z tego okresu pochodzi „Wieczór”, jedyny obraz Kandinskiego w polskich zbiorach publicznych. W Muzeum Narodowym we Wrocławiu można zresztą zobaczyć twórczość najwybitniejszych malarzy niemieckich oraz z tym krajem związanych – tworzących od końca XVIII po pierwsze dekady XX w.

To nastrojowy krajobraz przedstawiający kobietę z małym dzieckiem na spacerze. Powoli zachodzi słońce – trawa nadal jest intensywnie zielona, czubki drzew zabarwiły się na czerwono, ale zaczyna zapadać mrok. Malarz uchwycił stan przejścia, podszytą melancholią chwilę między końcem dnia i nadchodzącą nocą. Obraz zapowiada przyszłą, ekspresjonistyczną twórczość artysty, ale też oddaje stan niepokoju, mocno obecnego w twórczości przełomu XIX i XX w.

SOPHIE TAEUBER-ARP (1889-1943) „Kompozycja”, 1931, Muzeum Sztuki w Łodzi

Należy do grona artystek, które w pierwszych dekadach XX w. współtworzyły awangardową sztukę. Wiąże się z dadaizmem, jednym z najbardziej radykalnych zjawisk w sztuce tych czasów. Bierze udział w wystąpieniach dadaistów w słynnym zuryskim Cabaret Voltaire. Tam też poznaje swojego przyszłego męża Hansa Arpa – potem przez lata będą współpracować. Sama zaczyna tworzyć prace abstrakcyjne, stając się jedną z pionierek sztuki nieprzedstawiającej. Jest ceniona, jednak po śmierci w tragicznym wypadku w 1943 r. jej twórczość pozostaje w cieniu dorobku męża. Dopiero w ostatnich dekadach zostaje uznana za jedną z kluczowych postaci sztuki I połowy XX w.

Powstały w 1931 r. obraz należy do kompozycji dynamicznych – artystka odchodzi od rygorów symetrii, której podporządkowane były jej wcześniejsze prace. Tworzy przemyślane układy abstrakcyjnych form geometrycznych: kół, kwadratów oraz linii prostych, a cała kompozycja jest zbudowana na kontraście koloru – czerwieni, szarości, odcieni niebieskiego czy zieleni, ale także kształtów oraz wielkości poszczególnych figur.

Obraz ten Sophie Taeuber-Arp ofiarowała tworzonej z inicjatywy artystów Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Nowoczesnej Grupy a.r., po raz pierwszy zaprezentowanej w Łodzi w 1931 r. Zgromadzone wówczas prace m.in. Hansa Arpa, Maksa Ernsta, Theo van Doesburga, Katarzyny Kobro, Fernanda Légera i Władysława Strzemińskiego zdefiniowały Muzeum Sztuki jako muzeum awangardy. Dziś są jedną z najcenniejszych kolekcji w kraju.

YNETTE YIADOM-BOAKYE (ur. 1977) „Obserwatorka wiosny”, 2013, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Urodzona w Londynie w rodzinie pochodzącej z Ghany stała się jedną z najbardziej znanych i cenionych brytyjskich artystek – w Tate Britain trwa właśnie jej duża monograficzna wystawa. Tworzy wizerunki osób w różnym wieku, zwykłych, przeciętnych ludzi. To portrety „na niby”, bo osoby przez nią namalowane nigdy nie istniały. Łączy ich pozaeuropejskie pochodzenie przodków – jakby artystka chciała przedstawić tych, dla których w wielowiekowej tradycji zachodniego malarstwa nie było miejsca. Osoby na jej obrazach łączy też pewna tajemniczość.

Taką zagadkową postacią jest „Obserwatorka wiosny” – młoda kobieta uchwycona w chwili, w której odwraca głowę. Patrzy za siebie: zdziwiona, zaskoczona, może przerażona. Obraz jest częścią starannie tworzonej od 2005 r. muzealnej kolekcji, która umożliwia poznawanie polskiej sztuki powstającej w ostatnich dekadach w kontekście twórczości z innych krajów. Pokaże ją jako pełnoprawną część większej całości, bez kompleksów i zamykania na własnym podwórku. Musimy jednak poczekać na zakończenie budowy siedziby muzeum przy pl. Defilad – otwarcie ma nastąpić w połowie 2024 r. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2022

Artykuł pochodzi z dodatku „Jesienny Włóczykij Kulturalny 2022