Ładowanie...
Miasto kobiet
Miasto kobiet
Stałam w tłumie wkurzonych osób, które przyszły pod Sejm, by wyrazić swój sprzeciw przeciwko próbom majstrowania w sprawie edukacji seksualnej dzieci i młodzieży. Myślę zresztą, że większość z nas tam obecnych po raz pierwszy krzyczała takie słowa na ulicy, bo dotychczas nie mieliśmy tej potrzeby. Aż nadeszła, niestety.
Kiedy myślę o osobach proponujących Polkom i Polakom nowe rozwiązania prawne dotyczące sfery edukacji seksualnej, zastanawiam się, skąd biorą się różne tego typu obsesje? Skupienie się środowisk związanych z Fundacją Pro-Prawo do Życia i Komitetem Inicjatywy Ustawodawczej „Stop pedofilii” na kwestiach związanych z okolicami rodnymi współobywateli jest wyjątkowo silne.
Może to ocena pochopna i krzywdząca, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że myśli tych ludzi nieustająco krążą wokół jakiegoś wyuzdanego seksu. W sumie można by im nawet tego zazdrościć – badania seksuologów wskazują przecież, że generalnie Polacy kochają się coraz mniej i niestety nie seks im na co dzień w głowie. No ale, jak widać, nie wszystkim.
Czytając o horrendalnych pomysłach inicjatywy „Stop pedofilii”, wciąż myślę o swoich dzieciach. Bo przecież nawet moje osobiste wysiłki, by przekazać im możliwie fachową, odpowiednio podaną, mającą ich dobrze wyposażyć na przyszłość wiedzę o rozwoju człowieka, o seksie, o odpowiedzialności, zgodzie, antykoncepcji, ale także o możliwych zagrożeniach, jakie niesie ze sobą ta sfera, spełzną na niczym, jeśli dzieci te w swoich przyszłych relacjach natrafią na osoby takiej rzetelnej edukacji pozbawione. I doprawdy – drżę na tę myśl, mając głębokie przekonanie, że działania Mariusza Dzierżawskiego et consortes są wymierzone bezpośrednio w zdrowie fizyczne i psychiczne moich osobistych dzieci. Trafia mnie przy tym potężny szlag, aż mi zęby zgrzytają, dlatego nie zawaham się jeszcze i sto razy wyjść na środek ulicy Wiejskiej i krzyczeć różne słowa, których do tej pory nie krzyczałam w tym miejscu.
„Wyjdź, zajmij sobą przestrzeń, zaanektuj ją dla siebie i wykrzycz to, co cię gniecie” – mówi w filmie dokumentalnym „City of joy” Eve Ensler, autorka kultowych „Monologów waginy”. Ale wbrew pozorom nie kieruje tych słów do studentek gender studies na którymś z zachodnich uniwersytetów. Stoi bowiem przed grupą kilkudziesięciu mieszkanek Demokratycznej Republiki Kongo, w ośrodku rehabilitacyjnym City of Joy, stworzonym w 2011 r. dla ofiar gwałtów wojennych.
Kiedy mieszkanki ośrodka w ramach terapii grupowej opowiadają swoje historie, trudno wziąć głośniej oddech. Gwałty na kobietach i dziewczynkach to taktyka wojenna stara jak świat, wciąż jednak aktualna i skuteczna, niszcząca społeczeństwa z gigantyczną siłą rażenia. W Kongo brutalne gwałty dokonywane przez lokalne milicje mają wciąż miejsce, zwłaszcza w wioskach położonych w okolicy kopalń surowców takich jak koltan (tak, ten sam, bez którego nie byłoby komputera, na którym piszę ten tekst). Przemoc wobec kobiet, jaka dokonuje się na oczach ich mężów i dzieci, niszczy całkowicie społeczności lokalne, których spoiwem były te kobiety. Upokorzona ludność miejscowa zazwyczaj opuszcza te okolice na zawsze, pozostawiając oprawcom swobodne pole do działania i dostęp do bezcennych odkrywek.
Nie muszę pewnie dodawać, że wielkie korporacje i rządy mocarstw zachodnich nie mają wielkiego interesu w uspokojeniu sytuacji. W warunkach niepokoju i tumultu interesy robi się znacznie prościej, a kobiety w Kongo, jak w wielu innych krajach Afryki, w których wydobywane są bezcenne surowce, są po prostu składane na ołtarzu dobrobytu Zachodu.
City of Joy jest zaś miejscem, gdzie kobietom doświadczonym przez przemoc seksualną próbuje się pomóc przekuć ich ból i rozpacz w siłę. Założyciel ośrodka – ginekolog i aktywista doktor Denis Mukwege – razem ze współpracowniczkami, m.in. z Eve Ensler, w ciągu pół roku intensywnych zajęć (terapii psychologicznej, rehabilitacji, lekcji samoobrony, nauki języka angielskiego, podstaw rolnictwa) zmienia te bezbronne i kruche ofiary w kobiety, które wracają do swoich wiosek i stają się lokalnymi liderkami, zarzewiem zmian, jaskółką czyniącą wiosnę. I robią to skutecznie, a jedną z podstawowych lekcji, jakie tam dostają, jest lekcja edukacji seksualnej. Na zajęciach, które widzimy w filmie, terapeutka prosi uczestniczki, by powiedziały na głos słowo „wagina”. Są tak zawstydzone, że szepczą je półgębkiem, a jedna z nich mówi „nauczono nas, że to grzech mówić takie słowa”.
Kontrola nad ludzką seksualnością, nad zdrowiem reprodukcyjnym kobiet jest wciąż kartą przetargową, którą nieustająco ktoś chce grać. Dziś w Polsce bronimy prawa do rzetelnej edukacji seksualnej naszych dzieci, edukacji opartej na prawdzie, nie na obsesji. Jak w filmie mówi Eve Ensler: „Gdy zaczynamy mówić prawdę, przerywamy ciszę i zmieniamy świat”. ©
Czytaj także: Porozmawiajcie z nimi: Edukacja seksualna nie jest kategorią wyodrębnioną od reszty rzeczywistości, o której mówi się specjalnym tonem w specjalnym czasie. Ona wpisuje się w codzienną relację z dzieckiem.
Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
Kup książkę
Podobne teksty
Newsletter
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]