Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tego zdania, wypowiedzianego w Radiu Zet przez Jarosława Gowina, nikt nie pamięta. I nic dziwnego: w tym samym wywiadzie szef resortu nauki powiedział, że gdy był ministrem sprawiedliwości, „czasami nie starczało do pierwszego”, spełniając tym samym marzenie opozycji, satyryków i twórców memów.
Gowin ośmieszył w ten sposób słuszny postulat podniesienia pensji najwyższych urzędników. Ośmieszył, bo współrządzi krajem, w którym mediana zarobków wynosi 2,5 tys. zł na rękę. Słuszny, bo pensje szefów i wiceszefów resortów, odpowiedzialnych za milionowe budżety i strategie rozwoju dużego kraju, są skandalicznie niskie w porównaniu z uposażeniami specjalistów i zarządzających na tzw. wolnym rynku; bo ta sytuacja sprzyja negatywnej selekcji do administracji rządowej; bo albo ugruntuje patologiczny system „dokarmiania” ministrów, m.in. wspomnianymi premiami, albo przeciwnie: spowoduje falę populizmu, czyli obcinania na pokaz wszelkich dodatkowych apanaży, co zdążył już zapowiedzieć premier Morawiecki.
„Powinni dostawać minimalne wynagrodzenie, powinni być traktowani jak zwykły pracownik w zakładzie” – to bodaj najłagodniejszy komentarz do słów ministra na forum jednego z tabloidów, których populistyczny dyktat wyznacza od lat politykę państwa w tej kwestii.
Wypowiedź Gowina tylko ten dyktat umacnia. ©℗