Bieda budżetówki: oni władzy nie obchodzą

PiS potrafi być bardzo hojny, gdy może liczyć na korzyści sondażowe. Jednak wśród pracowników budżetówki zbyt wiele jest kobiet i osób z wyższym wykształceniem.

04.06.2023

Czyta się kilka minut

Protest nauczycieli i pracowników oświaty. Warszawa, 9 października 2021 r.  / LESZEK SZYMAŃSKI / PAP
Protest nauczycieli i pracowników oświaty. Warszawa, 9 października 2021 r. / LESZEK SZYMAŃSKI / PAP

Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych domaga się drugiej podwyżki dla pracowników sektora budżetowego jeszcze w tym roku. W oświadczeniu z 30 maja OPZZ zwróciło uwagę, że w 2023 r. sfera budżetowa mogła liczyć na wzrost pensji w wysokości 7,8 proc., tymczasem tegoroczna inflacja jest wciąż kilkunastoprocentowa. Związkowcy przypominają też, że w latach 2021-2022 wskaźnik wynagrodzeń w budżetówce był zamrożony, w wyniku czego w zeszłym roku pensje realne spadły tam o ponad 5 proc. OPZZ domaga się podwyżki w sektorze budżetowym o 20 proc.

– Podczas obecnego kryzysu kosztów życia budżetówka dostała po głowie szczególnie mocno, gdyż przez dwa lata nie było żadnych podwyżek wyrównujących. Rząd jako pracodawca zachował się niczym bezwzględny „janusz biznesu” – wyjaśnia dr Michał Możdżeń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. – W ubiegłym roku płace w budżetówce w relacji do średniej krajowej były najniższe, odkąd zbierane są dane na ten temat, czyli od początku XXI wieku.

W ubiegłym roku przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wyniosło 6,4 tys. zł brutto. Według danych Szefa Służby Cywilnej, spośród 931 urzędów państwowych aż w 704 instytucjach średnie zarobki były niższe niż 5,7 tys. zł (czyli niższe niż 90 proc. średniej krajowej). W prawie połowie urzędów średnie wynagrodzenie nie przekraczało wręcz 5,1 tys. zł brutto (80 proc. średniej).

Nauczycielska bieda

Bardzo napięta atmosfera, połączona z głęboką frustracją, panuje w środowisku szkolnym. Związek Nauczycielstwa Polskiego w petycji złożonej do marszałek Sejmu Elżbiety Witek w drugiej połowie maja pisze: „Z powodu rekordowej inflacji wartość wynagrodzenia nauczycieli jest realnie coraz niższa, zwłaszcza w sytuacji niewielkiego wzrostu uposażenia od 1 stycznia 2023 r. Podana przez Główny Urząd Statystyczny średnioroczna inflacja wyniosła 14,4 proc., a wzrost wynagrodzenia w oświacie tylko 5,9 proc.” – napisano w uzasadnieniu. ZNP przygotowało też projekt ustawy podwyższającej średnie wynagrodzenie pedagogów o jedną piątą.

Szczególnie trudna jest sytuacja młodych pracowników oświaty i szkolnictwa wyższego. Ustawowe wynagrodzenie zasadnicze asystenta na uczelni jest tylko o kilka złotych wyższe od płacy minimalnej, która od 1 lipca wzrośnie do 3600 zł, ale obecnie wynosi 3490 zł brutto, czyli 2709 zł „na rękę”. – Sytuacja finansowa na uczelniach mocno się pogorszyła – mówi dr Możdżeń. – Mam nadzieję, że pewnym otrzeźwieniem będzie fakt, że niedawna podwyżka pensji minimalnej wymusiła podniesienie płac pracowników naukowych. W takiej sytuacji powinno być jasne, że mniej płacić akademikom już się nie da.


NBP NIE OBNIŻYŁ STÓP. ALE WSZYSCY WIEDZĄ, ŻE I TAK SPADNĄ

MAREK RABIJ: Przewidywalna polityka pieniężna bywa dla konsumentów gorsza od jej braku. Najbliższe miesiące mogą nam to udowodnić.


Początkujący nauczyciel zarabia najczęściej kilkaset złotych więcej od minimalnego wynagrodzenia w kraju. Pensje nauczycieli rosną wolniej od płacy minimalnej, średniego wynagrodzenia, a nawet inflacji, tymczasem już przed pandemią odstawały one od standardów europejskich. Według Eurostatu, w 2018 r. (ostatnie dostępne dane porównawcze) przeciętne zarobki w polskim szkolnictwie wynosiły 62 proc. średniej unijnej po uwzględnieniu parytetu siły nabywczej (czyli różnic w cenach). Tym samym były niższe m.in. od pensji pedagogów z Turcji, Rumunii czy Chorwacji.

Biednieją także urzędnicy. Według sprawozdania Szefa Służby Cywilnej w ubiegłym roku realnie spadły zarobki we wszystkich kategoriach administracji państwowej. W urzędach wojewódzkich o 6,4 proc., a w służbie cywilnej o 4,6 proc. Relatywnie mało stracili za to pracownicy w ministerstwach, gdzie pensje stopniały o 3,2 proc. Efekt? W zeszłym roku przeszło połowa naborów do służby cywilnej zakończyła się nieobsadzeniem stanowiska – najczęściej z powodu braku jakichkolwiek kandydatur. To odbija się na jakości administracji, nauki i usług publicznych.

– Pracownicy uczelni ratują się chałturzeniem. Nieprawdopodobnie dużo czasu tracimy na wykonywanie dodatkowych projektów, zleceń czy godzin wykładowych na innych uczelniach. Dzięki temu udaje nam się zarobić średnią krajową, ale ten czas moglibyśmy poświęcić na pracę naukową z prawdziwego zdarzenia. Nie mówiąc o tym, że powoduje to prekaryzację warunków pracy i płacy w tym sektorze – uważa dr Michał Możdżeń.

Dziel i rządź

To wszystko ma miejsce w czasie, gdy rząd chwali się rekordowymi wpływami podatkowymi. Ministerstwo Finansów rozpoczęło akcję informacyjną „Skąd te miliardy do budżetu”, w której wykazuje m.in. bardzo duży przyrost dochodów z podatków VAT i CIT – znacznie wyższy niż wynikałoby to ze wzrostu PKB. W takiej sytuacji pracownikom domeny publicznej powinno być lepiej, a nie gorzej.

– Pod względem relacji płac w budżetówce do PKB Polska jest czwarta od końca w Unii Europejskiej – tłumaczy dr Możdżeń. – Zjazd udziału płac sektora budżetowego w PKB w Polsce, jaki miał miejsce w ostatnich latach, jest doprawdy fenomenalny. Spadliśmy z okolic średniej unijnej niemal na sam dół.

Rząd stara się dbać tylko o niektóre grupy zawodowe. Służby mundurowe otrzymały w tym roku dodatek motywacyjny, zwiększający stopniowo pensję po przekroczeniu 15 lat stażu pracy. Przez policjantów nazywany jest „dodatkiem antyemerytalnym”, gdyż jego głównym celem jest zachęcenie funkcjonariuszy, by nie przechodzili na emeryturę już po 15 latach pracy. Nieźle się wiedzie także pracownikom ważnych spółek Skarbu Państwa. Według GUS w kwietniu wynagrodzenia w górnictwie wzrosły o 49 proc., czyli cztery razy więcej niż w całej gospodarce.

– Nie można powiedzieć, że w szeroko rozumianej budżetówce nie było żadnych podwyżek. Problem polega na tym, że objęły one tylko niektóre grupy ­zawodowe – wyjaśnia Marcin Duma, prezes instytutu badawczego IBRiS. – W niektórych urzędach specjaliści zarabiają ­porównywalnie do pracowników handlu detalicznego. Ale na przykład w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pensje są już bardziej zadowalające.

Rząd PiS prowadzi więc względem budżetówki politykę „dziel i rządź”. Wydawałoby się, że lekceważenie wielu grup zawodowych sektora budżetowego to dla władzy chybiona polityka. Wysokie podwyżki mogłyby zwiększyć poparcie dla rządu wśród tych pracowników. W polskich realiach takie działanie może mieć jednak sens, przynajmniej dla rządu. Trzeba pamiętać, że w sferze budżetowej zatrudnionych jest tylko 17 proc. ogółu pracowników w Polsce.


POLSKA. TU SIĘ PRACUJE

MAREK RABIJ: Na każdych stu Polaków w wieku produkcyjnym pracy nie ma dziś statystycznie 2,7 – to wyniki najnowszego, kwietniowego pomiaru bezrobocia.


– Ważna jest nie tylko wielkość tego sektora, ale też jego preferencje. Wiemy na przykład, że wśród osób z wyższym wykształceniem poparcie dla opozycji jest wyraźnie wyższe niż w całym społeczeństwie. Tymczasem w administracji czy edukacji zdecydowana większość pracowników ukończyła szkołę wyższą – tłumaczy Marcin Duma. – Ale już w policji czy straży pożarnej preferencje polityczne mogą być inne, gdyż kultura organizacyjna i specyfika tych instytucji w naturalny sposób przyciągają osoby o bardziej konserwatywnym nastawieniu. Poza tym nie należy zapominać o istotnej roli płci.

Kobiety w wieku produkcyjnym są zasadniczo mniej skłonne do sympatyzowania z obecną władzą. Według majowego sondażu IBRiS (26-27 maja), poparcie dla PiS wśród kobiet w wieku 18-39 lat wynosiło tylko 13,6 proc. W starszej grupie wiekowej (40-59) osiągnęło ledwie 17,5 proc., czyli wciąż znacznie mniej niż w całym elektoracie. Tymczasem wiele zawodów sfery budżetowej jest sfeminizowanych. Według GUS, przeszło 80 proc. nauczycieli w Polsce to kobiety. W zeszłym roku panie stanowiły też trzy czwarte kandydatów do służby cywilnej (wśród aktualnie zatrudnionych stanowiły 54 proc.).

– Rząd, mając ograniczoną pulę dostępnych środków, musi zdecydować, czy wydać je na podwyżki dla budżetówki, czy jednak na 800 plus lub kolejne wypłaty dla emerytów – wyjaśnia Marcin Duma. – Seniorzy to osoby znacznie częściej głosujące na PiS. Z punktu widzenia władzy „trzynastka” i „czternastka” wydają się lepszą inwestycją.

Rakiety gorsze niż strajki

Według obliczeń dr. Michała Możdżenia, które opublikował 28 maja na Twitterze, emerytury netto to jedyna kategoria dochodów, która w zeszłym roku realnie wzrosła. Pensje realne w sektorze budżetowym cofnęły się za to do początku 2020 r. Rządzący niewiele jednak tym ryzykują, gdyż zaniedbywanie domeny publicznej nie jest przez Polaków szczególnie źle widziane.

– W czasach transformacji głęboko zakorzeniono w Polakach przekonanie, że państwo jest nieudolne. Wprowadzenie 500 plus i zapowiedź 800 plus tylko te przekonania potwierdziły, gdyż owe programy są de facto abdykacją państwa. Macie pieniądze i zorganizujcie sobie to, czego państwo nie potrafi – tłumaczy Marcin Duma. – III RP została ufundowana na przekonaniu, że obywatel powinien zadbać o siebie sam. Paradoksalnie PiS swoją transferową polityką społeczną takie postawy jeszcze umocnił.

Widać to chociażby w podejściu do mieszkalnictwa. Według zeszłorocznego badania CBOS większość Polaków nie oczekuje od państwa budowy mieszkań czynszowych, komunalnych czy ­socjalnych, tylko dofinansowania zakupu lokali własnościowych na kredyt. Co ciekawe, największe poparcie dla wspierania kredytów mieszkaniowych zanotowano w grupie najbiedniejszych, którzy i tak nie mają zdolności kredytowej.


REWOLUCJA MIESZKANIOWA PIS PONIOSŁA KLĘSKĘ

PIOTR WÓJCIK: Jeśli tanie kredyty się nie sprawdzą, czeka nas społeczna katastrofa. Młode pokolenie nie będzie w stanie się usamodzielnić.


– Jako społeczeństwo postchłopskie chcemy przede wszystkim posiadać. Własność daje nam poczucie bezpieczeństwa. Współdzielenie czegokolwiek niespecjalnie nas interesuje, co znajduje potwierdzenie w modelu państwa, które stworzyliśmy – mówi prezes IBRiS.

Kwestie ekonomiczne staną się ważnym elementem postępującej kampanii wyborczej. To nie pauperyzacja niektórych grup zawodowych będzie jednak wiodącym wątkiem, tylko poczucie niepewności wśród ogółu Polaków. – Gdy pytamy ludzi o to, jak sobie radzą dzisiaj, to dominują odpowiedzi, że całkiem nieźle. Problem jest inny. Od czasu pandemii COVID-19 Polacy nie mają możliwości zaplanować sobie przyszłości i zapewnienia stabilności finansowej – tłumaczy Marcin Duma. – Na te nastroje nakładają się kwestie kulturowe, a więc samochody spalinowe czy konsumpcja mięsa. W świadomości kogoś, kto dopiero co dorobił się na tyle, żeby kupić sobie auto, doniesienia o przyszłym zakazie dla pojazdów spalinowych budują poczucie zagrożenia.

Dlatego też dla rządu zdecydowanie bardziej opłacalne jest przeforsowanie chociażby planu bezpłatnych autostrad niż dofinansowanie sektora publicznego. Zapowiedź zwiększenia nakładów na szkolnictwo wywarłaby mniejsze wrażenie na elektoracie PiS niż straszenie w mediach publicznych, że opozycja popiera zakaz jedzenia mięsa.

PiS umiejętnie odczytuje nastroje społeczne i dostosowuje do nich swoją politykę ekonomiczną. Jednak prezes IBRiS ostrzega, że takie podgrzewanie poczucia zagrożenia jest dla prawicy ryzykowne, gdyż kilka nieprzewidzianych zdarzeń może podważyć wiarę, że obecna władza skutecznie dba o bezpieczeństwo. Dla ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego protesty płacowe budżetówki wydają się dziś mniejszym zagrożeniem niż jedna rosyjska rakieta znaleziona pod Bydgoszczą.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Oni władzy nie obchodzą