Mapa wojny

Zrealizowana z wielkim rozmachem „Dunkierka” jest jednocześnie podobna do rozpisanego na obrazy reportażu literackiego. Czasem skupia się na banalnym szczególe, a zaraz potem panoramuje sytuację z lotu ptaka.

07.08.2017

Czyta się kilka minut

 / MATERIAŁY PRASOWE
/ MATERIAŁY PRASOWE

Jean Baudrillard uznał ongiś film „Czas Apokalipsy” Francisa Coppoli za przedłużenie wietnamskiej wojny. Dostrzegł w nim ten sam kosztowny pokaz siły – tę samą reżyserską megalomanię i machinę efektów specjalnych, która była udziałem amerykańskiej armii. W ten sposób film z założenia antywojenny zamienił się, jego zdaniem, w apoteozę wojny. Więcej: „wojna stała się filmem, film stał się wojną”. I nie trzeba być wielbicielem jego teorii symulakrów, by traktować każde wysokonakładowe kino wojenne z podobną podejrzliwością. Zdarzają się jednak filmy próbujące uciec przed tą pułapką. Kiedyś ów stan niewinności próbował osiągnąć Terrence Malick w „Cienkiej czerwonej linii”, dziś mamy „Dunkierkę” Christophera Nolana. Twórca światów możliwych („Incepcja”, „Interstellar”) i niemożliwych („Mroczny rycerz”) nareszcie, acz nie do końca, zszedł na ziemię. Tym razem skupił się, choć też nie do końca, na twardych faktach historycznych. Efektem jest kino niewolne od grzechów głównych ekranowej batalistyki – czyli wojna jako widowisko, czyli film jako narzędzie ideologii i propagandy – ale zarazem poszukujące nowego wyrazu, by zapewnić nam wirtualne uczestnictwo w wojennych wydarzeniach.

„Wyjdą/nie wyjdą” – tak można by najkrócej streścić akcję „Dunkierki”, chociaż wiemy z lekcji historii, jak zakończyła się operacja „Dynamo”. Czy załodze uda się załatać dziury w łodzi? Czy pilot zdąży rozbić szybę kokpitu, zanim jego samolot zatonie? Czy to możliwe, żeby 338 tysięcy żołnierzy alianckich udało się przetransportować przez kanał La Manche w zaledwie kilka dni, w dodatku pod niemieckim ostrzałem bombowym?

Nolan po mistrzowsku potrafi przykuć nas do ekranu i zmusić do zaciśnięcia kciuków za powodzenie akcji. Pisano już wiele o transowym rytmie opowiadania, punktowanym przez tykanie zegara, które czasem brzmi jak bicie ludzkiego serca, a czasem niczym tykająca bomba. Pisano o zmieniającej się perspektywie, która raz każe spojrzeć na ewakuację z wielkim oddechem, jakby oczyma Boga, to znów obejmuje sytuację spojrzeniem wojennego stratega albo, dla odmiany – zwykłego szeregowca, z jego strachem i wątpliwościami.

Trudno też nie zauważyć, jak twórczo autor zdjęć Hoyte van Hoytema, niegdysiejszy absolwent łódzkiej filmówki, potraktował wszystkie cztery żywioły: ziemię, wodę, powietrze i ogień. Doceniono też bezpośredniość, z jaką scenarzysta Nolan składa hołd okolicznym mieszkańcom, którzy na swych łajbach przetransportowali do brytyjskich wybrzeży tysiące aliantów. Wojskowi i cywile stali się w „Dunkierce” równorzędnymi bohaterami. Na dodatek, jak w mało którym filmie wojennym, zwłaszcza opowiadającym o wydarzeniach tego kalibru, bardzo dużo waży tu pojedyncze ludzkie życie, nie tylko żołnierskie. Dlatego śmierć ma wymiar kameralny, bez epatowania bebechami.

W głównej obsadzie próżno szukać pierwszoligowych hollywoodzkich nazwisk, które swoim wizerunkiem heroizowałyby odtwarzane postacie do granic prawdopodobieństwa. Jest za to kwiat aktorstwa brytyjskiego i irlandzkiego: Kenneth Branagh, Mark Rylance, Cillian Murphy czy schowany pod maską pilota spitfire’a Tom Hardy, jedyny w tym składzie prawdziwy gwiazdor. Minimalistyczna muzyka Hansa Zimmera, w którą wkomponowano odgłosy maszyn wojennych (warkot silników, wycie syren) i dźwięki natury (chlupot fal, pomruki głębin), brzmi niemal awangardowo. Wreszcie, genialna koncepcja Nolana, by wystawić niemieckiego wroga poza kadr, a tym samym pozbawić go twarzy i skupić się wyłącznie na „tu i teraz” zamkniętych w pułapce aliantów.

To wszystko przy całym filmowym rozmachu ma zbliżyć „Dunkierkę” do rozpisanego na obrazy reportażu literackiego. Autor stosuje więc zmieniające się perspektywy: raz zagęszcza, raz rozrzedza czas, zatrzymuje go, a za chwilę przyspiesza, czasem skupiając się na banalnym szczególe, to znów panoramując sytuację z lotu ptaka. Jednocześnie Nolan jako podróżujący w czasie reporter wojenny rzadko oddaje głos swoim bohaterom, obserwuje ich raczej z dystansu, bardziej skupiony na dynamice samej operacji niż na wnętrzach jej uczestników – jakby podstawianie walczącym mikrofonu i głębokie zaglądanie im w duszę było w warunkach bojowych czymś nienaturalnym i nazbyt pięknoduchowskim.

Bo choć kino wojenne z natury swej ma gębę pełną patriotycznych frazesów, w „Dunkierce” dawkowane nam są one raczej z umiarem, aczkolwiek powtarzane kilkakrotnie słowo „dom” w znaczeniu home sweet home musiało w finale, zgodnie z duchem czasu, obrosnąć imperialną pychą. Urodzonemu w Londynie reżyserowi zarzuca się także nadmierną anglocentryczność w doborze postaci (przedstawiciele innych narodowości w szeregach aliantów potraktowani zostali bardzo symbolicznie). Film pozostawia jednak w ustach smak nieco gorzkawy. Ucieczka z okupowanego kontynentu nie jest co prawda przedstawiona jako spektakularne upokorzenie, ale daleko jej też do spektakularnego zwycięstwa. Bo nawet jeśli „Dunkierka”, jak chcą niektórzy, wpisuje się mimochodem w dzisiejszą politykę historyczną Wielkiej Brytanii, szykującej się do opuszczenia Europy i szukającej pokrzepienia w niegdysiejszym „cudzie”, to widz wychodzi z kina w nastroju mało bojowym. Film odtwarza akty indywidualnego heroizmu, ale zarazem potrafi zdystansować się wobec heroicznego mitu.

Dziennikarz „Guardiana” porównał stłoczonych na francuskiej plaży i czekających na ocalenie „naszych chłopców” do... dzisiejszych uchodźców koczujących u bram Europy. I miał podstawy do tak odległych skojarzeń. „Dunkierka” to bowiem film, w którym wojna nie jest chłopacką przygodą, widowiskową jatką czy patriotycznym freskiem, ale stosującą różne skale dynamiczną mapą wojny, której kawałki posklejano ze sobą za pomocą najbardziej podstawowych emocji. A jednocześnie quasi-reporterskim zapisem odrzucającym wszechwiedzącego i wszechobecnego narratora na rzecz uważnego, współuczestniczącego i współodczuwającego świadka. Tylko tyle i aż tyle. ©

DUNKIERKA (Dunkirk) – reż. Christopher Nolan. Prod. Francja/Holandia/USA/ Wielka Brytania 2017. Dystryb. Warner Bros.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2017