Mamy miesiączkę

Wstyd, ból i temat tabu. Czy o kobiecej fizjologii można otwarcie rozmawiać?

10.12.2018

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK
/ JOANNA RUSINEK

Pięć lat – tyle czasu zajmuje miesią­cz­kowanie statystycznej kobiety. Od pierwszej menstruacji do menopauzy, odliczając ciąże, połogi i karmienie piersią. Kilka dni w każdym kolejnym miesiącu.

O doświadczeniu, które dotyczy ponad połowy populacji, publicznie prawie się nie mówi. Jeśli już temat się pojawi, traktowany jest technicznie lub protekcjonalnie. Czasem kobiecy cykl sprowadza się do farsy – powstają reklamy środków higienicznych z niebieskim płynem, który symbolizuje krew, albo skecze kabaretowe o napięciu przedmiesiączkowym. Słychać pytania typu: „Jesteś zła, masz okres?”.

W kulturze masowej przywykliśmy do widoku krwi, która wiąże się z przemocą czy chorobą. Jedyna krew, która nadal budzi strach i obrzydzenie, to krew menstruacyjna.

Rewolucja seksualna przełomu lat 60. i 70. przyniosła swobodę w mówieniu o seksie, ale temat kobiecej fizjologii pozostawiła praktycznie nietkniętym. Gloria Steinem w 1978 r. opublikowała słynny już artykuł „Gdyby mężczyźni mogli menstruować”. „Odpowiedź jest dosyć oczywista – menstruacja stałaby się powodem do dumy, godnym pozazdroszczenia, męskim wydarzeniem” – pisała. Po 40 latach nic się nie zmieniło.

HANNA to 30-latka z małej miejscowości, dziś mieszka w dużym mieście. Opowiada:

Jako młoda dziewczyna byłam uczona, że wszystkiego, co kryje się pod stanikiem i majtkami, trzeba się wstydzić. Zaczęłam miesiączkować, gdy miałam 17 lat – dawno po koleżankach z klasy. Dlaczego nie zostałam skonsultowana z ginekologiem? „Bo do takiego lekarza idzie się w ciąży albo z chorobą weneryczną” – słyszałam.

Wyłożyłam wtedy bieliznę papierem toaletowym. Dopiero wieczorem, gdy krwawienie nie przechodziło, założyłam podpaskę, wiedziałam, gdzie mama je trzyma. Powiedziałam jej dopiero po trzech dniach. Reakcją było krótkie „aha”.

Gdy miałam 18 lat, mama wylądowała w szpitalu na oddziale ginekologicznym, miała zabieg. Do dzisiaj nie wiem, jaki, bo o „kobiecych sprawach” się nie rozmawia.

Niedawno urodziłam córkę. Ze strony mamy nie padło ani jedno pytanie na temat porodu. Nie wiem, czy genetycznie ja lub moja córka możemy być zagrożone tą „kobiecą chorobą”. Tabu i wstyd są silniejsze niż troska o nasze zdrowie.

Mama pracuje w służbie zdrowia. Jest wykształcona. Urodziła pięcioro dzieci.

Co nam robi tabu

Natalia Miłuńska jest edukatorką i antropolożką współczesności. Od 18 lat prowadzi wykłady i warsztaty dla kobiet, które chcą otworzyć się na swoje ciało, nauczyć się korzystać z tego, że cykliczność kobiety daje jej wiele możliwości. – Często słyszę, że to intymny temat i nie można nim epatować, np. robiąc wielkie „halo” z okazji pierwszej miesiączki. W końcu znalazłam odpowiednie porównanie: jeśli moi znajomi biorą ślub, to powinni to zrobić w ukryciu – po co tym epatować, skoro potem będą uprawiać seks. To się dzieje, ale czy musimy wszyscy o tym rozmawiać? – pyta. – Niektórych doprowadzam do szału, kiedy mówię, że lubię swoją miesiączkę. Bo w naszym społeczeństwie trzeba jej nie lubić, wstydzić się.

Według Miłuńskiej tabu, jakie istnieje wokół okresu, ma źródło w kilku rzeczach: – Im bardziej wojownicza jest kultura, w której żyjemy, tym bardziej ciało kobiece, menstruację i poród uważa się za nieczyste, zagrażające sile. To obserwacja antropolożki Ruth Benedict. Istotne jest również religijno-kulturowe tabu związane z mówieniem o ciele i seksualności w ogóle, uznawanie ciała za grzeszne – wylicza. – Boimy się miesiączki także dlatego, że brakuje nam wielu doświadczeń związanych z ciałem, nie widzimy porodów, wszystko wokół jest sterylne.

Aneta Cruz-Kąciak, opowiadaczka historii i współtwórczyni Czerwonej Wstążeczki (warsztatów dla mam i córek o pierwszej miesiączce), mówi, że milczymy na temat menstruacji, bo nie mamy odpowiedniego języka, by o niej rozmawiać: – Słownictwo jest medyczne lub dziecinne, wulgarne lub zupełnie nijakie. Uczestniczki warsztatów wspominają słowa, które usłyszały 20 czy 40 lat temu, kiedy zaczęły miesiączkować: „Biedactwo, już cię TO spotkało”, „Teraz będziesz musiała z TYM jakoś żyć”. Chcą te doświadczenia przepracować, żeby nie przekazywać schematów dalej: córkom, wnuczkom, siostrzenicom.

BOŻENA ma czterdzieści parę lat, pracuje w branży farmaceutycznej. Mówi:

Mama przygotowywała mnie do pierwszej miesiączki – wiedziałam, że ona miesiączkuje, co się wtedy dzieje. Gdy dostałam pierwszy okres, tata przyniósł mi bukiet kwiatów. Do dziś pamiętam, jak mi go wręczał.

Niedawno, po pięciu latach stosowania antykoncepcji hormonalnej, ponownie dostałam okres. To był wspaniały czas spokoju, kiedy nie miesiączkowałam. Mam trudność głównie ze względów higienicznych – toalety są niedopasowane do potrzeb kobiet, nie ma gdzie się umyć. Myślę, jak do tego przygotować córkę – czuję, że niewiele się zmieni, a ona też będzie musiała stosować chałupnicze metody, nieprzystające zupełnie do XXI wieku.

W cykliczności siła

– Menstruacja przez wiele kobiet traktowana jest jak coś zbędnego, co utrudnia życie. Nie rozumieją, że miesiączka również jest pewnego rodzaju darem – opowiada Preeti Agrawal, pochodząca z Indii ginekolożka, która od ponad 30 lat mieszka w Polsce. – Większość kobiet traktuje ją czysto technicznie, chce unormować zaburzenia lub myśli o niej w kontekście antykoncepcji. Podejście, że miesiączka może nam służyć, jest zaskoczeniem dla wielu kobiet w kulturze zachodniej.

– Wiele kobiet nie lubi miesiączki i nie chce dotykać tego tematu, dopóki nie znajdzie się w okresie przed menopauzą. Wtedy zaczyna czuć, że traci coś ważnego – mówi Miłuńska. – Mamy silną definicję społeczną, według której menopauza to koniec kobiecości. A to nie jest prawda.

ASIA, 25-latka po polonistyce. Oto jej opowieść:

Byliśmy z rodzicami na wakacjach nad morzem, w ciepły dzień siedzieliśmy na plaży. Zapytałam mamę, dlaczego nie wchodzi ze mną do wody – powiedziała, że ma „te dni”. Miałam wtedy sześć lat i nic z tego nie zrozumiałam.

W IV klasie podstawówki przyszły panie, które miały nas uświadamiać, przyniosły podpaski, które nam później rozdały. Chłopców wygoniono z klasy, poszli grać w piłkę na boisko.

Pierwszą miesiączkę dostałam w III klasie gimnazjum. Zawsze miałam z nią problemy – przychodziła nieregularnie, była bardzo bolesna. W szkole zdarzało się, że wymiotowałam z bólu. Wiele osób tłumaczyło mi wtedy, że na pewno boli mnie tak, jak wszystkie kobiety, tylko widocznie jestem bardziej wrażliwa na ból.

Do ginekologa poszłam dopiero, jak miałam 20 lat, po antykoncepcję. Okazało się, że mam problemy hormonalne.

Mama zadzwoniła do mnie niedawno, tuż po tym, jak wyszła w pośpiechu do pracy. Poprosiła, żebym sprawdziła w łazience, czy wyrzuciła podpaskę i czy „czegoś” przypadkiem nie widać – żeby tata lub brat niczego nie zauważyli.

Czerwony Namiot

– Pamiętam koleżankę, która dostała pierwszą miesiączkę, gdy miała 12 lat: wstydziła się powiedzieć o tym mamie. Zamiast używać tamponów i podpasek, zakładała kilka par majtek. Dwa lata później zaszła w niechcianą ciążę. Choć to miało miejsce w latach 90., to z doświadczenia Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton wynika, że dziś dziewczęta mają podobne przeżycia – opowiada Alina Synakiewicz, jedna z edukatorek Grupy. – Milczenie, mówienie o okresie jako o czymś obrzydliwym, robienie awantury córkom, które pierwszy raz krwawiły – tak temat menstruacji pojawia się w polskich domach.

– Zastanawiam się, jakie podejście do menstruacji miałyby polskie nastolatki, gdyby słyszały o obecnym w wielu kulturach „Czerwonym Namiocie”: miejscu, do którego szły miesiączkujące kobiety, żeby odpocząć, spotkać się z koleżankami, zrobić sobie masaże, przyjemnie spędzić czas – mówi Synakiewicz. – Niestety, współczesne nastolatki dorastają w kulturze, w której ideałem jest kobieta sterylna, ukrywająca płyny wydostające się z ciała.

– Pierwsze doświadczenia miesiączkowania, nastawienie do ciała w trakcie menstruacji, przekładają się na podejście do własnej seksualności, cielesności i do porodów – opowiada Karolina Anweiler, pedagożka i doula. Żeby poznać swój cykl i – jak tłumaczy – zacząć traktować miesiączkę jako wskazówkę do działania, trafiła na warsztaty Natalii Miłuńskiej. Teraz wspólnie przygotowują Projekt Motylek dla dojrzewających dziewcząt.

– Gdy zaczynałam pracę jako doula, było bardzo mało dobrych historii związanych z porodem. Dobrych historii miesiączkowych też jest za mało. Widzę, że to podobnie się toczy – wierzę, że tematy miesiączkowe też przebiją tamę i popłyną, jak historie porodowe kilka lat temu.

DARIA, księgowa przed pięćdziesiątką, opowiada:

Pamiętam z dzieciństwa ludowy zwyczaj: pierwszą podpaskę od miesiączkującej dziewczynki należy zakopać, co ma sprawić, że nie będzie miała bóli miesiączkowych. Nie pamiętam, czy moja mama ją zakopywała, ale chyba wzięła ją wtedy ode mnie. Nawet jeśli to zrobiła, nie udało jej się zakląć rzeczywistości.

Kiedy córka zaczęła dojrzewać, kupiłam książkę dla dziewczynek i przerobiłyśmy razem temat. Pierwsza miesiączka przyszła dla niej dość łatwo, choć jeszcze nie była świadoma całego procesu, miała niewiele ponad 10 lat. Po prostu zawołała z łazienki: „Mamo, chyba dostałam właśnie tę miesiączkę”. Cieszyłam się, że powiedzenie o tym przyszło jej tak swobodnie.

Nie być jak własna matka

– Matki dziewczynek, które zaczynają miesiączkować, chcą najczęściej potraktować temat inaczej niż ich własne matki – mówi Małgorzata Sikora-Borecka, pedagożka i doula, współtwórczyni Czerwonej Wstążeczki. – Nie chcą powtarzać milczenia, które panowało w domu. Nie chcą też ograniczać swojej roli tylko do powiedzenia córce, gdzie znajdzie podpaski czy tampony i jak ma z nich korzystać. Coraz częściej chcą wspólnie uhonorować moment wejścia w kobiecość. Po to przychodzą z córkami na nasze warsztaty. Z perspektywy kilku ostatnich lat widać, że świadomość, jak ważna jest pierwsza miesiączka, wzrasta. Choć wiemy, że skala naszych warsztatów to nawet nie kropla w morzu potrzeb. Wiele kobiet wciąż ma problem, by otwarcie rozmawiać o miesiączce, często nie potrafi rozpoznawać swojego cyklu, musi pokonać własne tabu.

– Moment pojawienia się pierwszej miesiączki w wielu kulturach obchodzony jest uroczyście, tradycje przekazywane są od pokoleń. W Indiach odbywa się z tej okazji mała ceremonia: zbiera się najbliższa rodzina, dziewczyna występuje w uroczystym stroju, dekorowana jest kwiatami – opowiada dr Agrawal. – Wejście w kobiecość jest odbierane jako coś ważnego, dzięki temu młoda kobieta czuje się szanowana i dowartościowana.

ALEKSANDRA ma 32 lata, mieszka w Szkocji. Chce się podzielić swoją historią:

Gdy dostałam pierwszą miesiączkę, nie wiedziałam nawet, że coś takiego istnieje. Miałam 10 lat. W łazience zobaczyłam, że krwawię, zaczęłam piszczeć z przerażenia. Przybiegła mama i zaczęła mnie uspokajać. Nie pamiętam, co wtedy mówiła.

Przez dwa lata byłam jedyną miesiączkującą dziewczynką w klasie. To było bardzo bolesne, nie mogłam się ruszać, na lekcje wf-u przynosiłam zwolnienia. Moja nauczycielka kiedyś głośno to skomentowała, wtedy dowiedziała się reszta klasy. Nazywali mnie „krwawiącą”, dziewczyny mówiły, że jestem brudna i śmierdzę. Nauczycielka nie reagowała. Kobieta. Czułam, że coś jest z „tym” nie tak, skoro nawet dorosła osoba pozwala, by z tego powodu się ze mnie wyśmiewano.

Wiele razy lądowałam w szpitalu z powodu bóli menstruacyjnych, kilka razy z pracy zabrała mnie karetka. Traktowano mnie jak hipochondryczkę – przecież wszystkie kobiety mają okres i nie trzeba z tego powodu robić dramatu. W badaniach nie wychodziło nic złego. Zaczęto mi wmawiać, że ten ból mam w głowie, że go sobie wymyślam. Padały słowa, że to nerwica, że powinnam się leczyć, ale u psychologa. Zdiagnozowano mnie dopiero w Szkocji. Na początku się ucieszyłam: że wreszcie ktoś uwierzył, że ta choroba ma nazwę, że można ją leczyć. Później szybko otrzymałam kubeł zimnej wody, gdy dowiedziałam się, że endometriozy wyleczyć się nie da.

Przeznaczona do cierpienia

O miesiączce milczy się także w gabinetach lekarskich. – Kobiety nie mówią o tym nie dlatego, że jest to krępujące, bo u ginekologa pojawiają się tematy o wiele bardziej wstydliwe, ale dlatego, że słyszały już setki razy od otoczenia, łącznie z personelem medycznym, że miesiączka musi boleć – tłumaczy Tomasz Songin, ginekolog. – Dziewczyna, która zaczyna miesiączkować, dostaje silny przekaz, że takie jest przeznaczenie kobiety: cierpieć co miesiąc. Cierpiała i babcia, i matka, więc również ona musi to zaakceptować. I kobiety zaczynają myśleć: że skoro tak ma być, to po co poruszać ten temat. Niewiele decyduje się na rozmowę, czy miesiączka powinna tak boleć, czy wszystko jest w porządku.

Jak oswajać ciało i cieszyć się z własnej fizjologii, kiedy bóle menstruacyjne nie pozwalają funkcjonować? – Na ćwiczenia do mnie często sprowadzała kobiety bolesna miesiączka – opowiada Kamila Raczyńska-Chomyn, edukatorka seksualna, doula i trenerka mięśni dna miednicy. – Im częściej słyszałam od pacjentek, że miesiączka to przekleństwo, tym więcej rozmawiałyśmy o tym, jak ją przeżywały, gdy były dziewczynkami, jaki był u nich w domu klimat wokół kobiecej fizjologii. Najczęściej nie był przyjemny, a miesiączka od początku była traktowana jak klątwa. Żeby pomóc z bólem, starałam się pomóc pacjentkom w akceptowaniu swojej fizjologii. Wtedy zdałam sobie sprawę, że naprawdę jestem w mniejszości kobiet, które lubią swoją miesiączkę i świetnie się w jej trakcie czują – choć ja to też musiałam sobie wypracować.

– Chciałam odczarować ten temat, udowodnić, że to nie jest obrzydliwe i nie powinno się kojarzyć ze wstydem i milczeniem. Założyłam profil na Facebooku, Panią Miesiączkę, z historiami kobiet, które usłyszałam. Okazało się, że one chcą o niej opowiadać, tylko nie mają na to przestrzeni – opowiada Raczyńska-Chomyn.

IRENA jest wieloletnią nauczycielką:

Do menstruacji miałam zawsze neutralny stosunek. Zmienił się, kiedy dostałam od chłopaka swój pierwszy kubeczek menstruacyjny. To był przełom. Zobaczyłam, jak piękna jest krew menstruacyjna. Ta krew mnie nadal fascynuje, co miesiąc czuję się jak performerka, która produkuje czerwoną farbę. Miałam czas w życiu, że podlewałam krwią menstruacyjną kwiaty, że celebrowałam miesiączkę, zakładając na siebie coś czerwonego lub malując na czerwono paznokcie.

Okres, wersja eko

Statystycznie kobieta zużywa podczas całego życia około 10 tysięcy podpasek. O ekologicznym podejściu do miesiączki, o kubeczkach menstruacyjnych czy ­wielorazowych podpaskach, również mówi się coraz głośniej – temat nabrał rozpędu dzięki modnym ruchom zero waste, rezygnowaniu z reklamówek, dyskusjom o odpowiedzialności za śmieci, które produkujemy.

„Koty na dzień”, „Jesienne jeże”, „Wędrówka żurawi” – to nazwy kolorowych ekologicznych podpasek wielorazowych, które produkuje Natalia Miłuńska w założonej przez siebie firmie Naya.

– Uważam, że każda kobieta powinna używać tego, co lubi i co jest dla niej wygodne. Nie mam misji zbawiania świata, bo nie lubię, kiedy mówi się ludziom, co powinni. Tu chodzi o alternatywę i świadomość. Podpaski i tampony są bielone chlorem, a ponieważ to tabu, nie ma regulacji, które wymagałyby, żeby na opakowaniach podawać skład chemiczny – tłumaczy Miłuńska. – Wiem, że kubeczek menstruacyjny jest zrobiony z medycznego silikonu, a podpaska wielorazowa to bawełna. Mamy więc alternatywę przyjazną dla ciała i ekologiczną, co uważam za bardzo ważne.

„Babskie” sprawy

W Polsce nie przeprowadza się żadnych badań związanych z menstruacją. Nie wiemy, jaka jest prawdziwa skala zainteresowania ekologicznymi środkami higienicznymi. Nie mamy żadnych danych dotyczących ubóstwa związanego z okresem.

– W zeszłym roku przed świętami zebrałyśmy górę podpasek dla domu samotnej matki. Większość ludzi wysyła im ciuchy i zabawki, a mało kto pamięta, że te wszystkie kobiety mają przecież miesiączkę – mówi Raczyńska-Chomyn.

– W mojej pracy zorganizowano punkt zbiórki materiałów higienicznych dla bezdomnych kobiet – opowiada Asia. – Przed przekazaniem rzeczy szef poprosił, żebyśmy posortowały podpaski i tampony, bo to przecież „babskie sprawy” i on nie będzie tego dotykał.

Natalia Miłuńska: – Potrzebna jest wiedza: o cyklu, o tym, że krew miesięczna nie jest brudna ani toksyczna, że w zależności od tego, jakich środków higienicznych się używa, ta krew może śmierdzieć lub nie. Narosłe wokół tematu mity potęgują w nas wstyd. A żeby miesiączka przestała być tabu, potrzebne są kobiety, które będą mówić o swoich doświadczeniach. ©℗

Imiona niektórych bohaterek zostały zmienione.


CZYTAJ TAKŻE:

Iwona Chmielewska, ilustratorka, pisarka: Ludzie wciąż boją się kobiecej płodności jako nieokiełznanej, nieznanej siły. Przeraża ich biologiczna strona kobiety. Stąd chyba cały problem.

O „Królestwie dziewczynki” pisze także Agata Okońska >>>

Czy comiesięczne krwawienie menstruacyjne może wejść na łamy prasy? Katolickiej? Piszę ten tekst w nadziei, że może – albowiem dlaczego nie? - Anna Dziewit-Meller w felietonie o menstruacji >>>


PRAWO, NIE LUKSUS

▪ 1/3 dziewczynek w różnych krajach Azji opuszcza szkolne lekcje z powodu miesiączki. Nie mają dostępu do środków higieny i toalet, a świadomość na temat dojrzewania jest bardzo niska (UNICEF i WaterAid)

▪ Kłopoty z dostępem do podpasek ma średnio 500 mln kobiet na całym świecie. W Indiach z 355 milionów dziewcząt tylko 12 proc. stać na używanie środków higienicznych (UNICEF i WHO)

▪ Human Rights Watch ogłosiła w 2017 r., że swobodny dostęp do podpasek to kwestia praw człowieka. Organizacja wezwała państwa do zagwarantowania kobietom dostępu do środków higienicznych, toalet i edukacji.

▪ Najwięcej w temacie walki z period poverty, ubóstwem związanym z okresem, dzieje się w Wielkiej Brytanii – we wrześniu 2018 r. Szkocja stała się pierwszym miejscem na świecie, które systemowo zapewnia darmowe podpaski i tampony we wszystkich placówkach edukacyjnych; organizacja Bloody Good Period zapewnia darmowe środki higieniczne ­uchodźcom i osobom starającym się o azyl; po ulicach Londynu od listopada jeździ Tampon Taxi, który dostarcza darmowe podpaski i tampony kobietom w kryzysie bezdomności; za darmo udostępniono je także w toaletach na stadionach klubów piłkarskich (m.in. Manchester City i Liverpool).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2018