Reklama

Ładowanie...

Mała Mi

Mała Mi

13.04.2003
Czyta się kilka minut
Ma nos jak Mimbla -wąski u nasady, rozklapciany na końcu, w kształcie odwróconego kieliszka do szampana. Szerokie usta, cienkie wargi, duże zęby. Wygląda na osobę trochę złośliwą, ale nie wiem, ile w tym prawdy, po prostu przywykłam myśleć o niej jak o Małej Mi. Ubiera się bez kokieterii (z pewnością nie jest paniusią). Ciągle zapominam, że Tove Jansson nie żyje.
G

Gdy zadebiutowała pierwszym tomem opowieści o „Muminkach”, przekroczyła trzydziestkę, a jej zawodowa pozycja utalentowanej graficzki była już ugruntowana. Pierwsza ilustracja jej autorstwa ukazała się drukiem w młodzieżowym pisemku, kiedy miała zaledwie 14 lat. Mało kto wie, że malowała obrazy i jest autorką kilku murali - wielkich dekoracji naściennych. Na wystawie w Muzeum Sztuki w Tampere w rocznicę śmierci Tove wystawiono 380 prac. Jej ilustracje do „Muminków” są wspaniałe - pasują do fabuły jak guzik do pętelki. Idealne braterstwo słowa i obrazu.

Wydaje mi się, że ją znam i rozumiem na wylot. Czy raczej wydawało mi się, aż do dnia, kiedy przeczytałam jej dwie książki dla dorosłych. Pierwsza to zbiór opowiadań „Podróż z małym bagażem”, druga - autobiograficzna „Córka rzeźbiarza”.

Czekając na katastrofę

Psychoterapeuta miałby pełne ręce roboty - tyle tu zagadek! Na początek: dlaczego „córka rzeźbiarza”, a nie „córka ilustratorki”? Gdzieś przeczytałam, że była bardzo przywiązana do matki... Dziwnie sportretowała rodziców, niewiele tu czułości, ojciec wydaje się wręcz antypatyczny. Podobno nienawidził wszystkich kobiet z wyjątkiem Tove i jej matki. Czy to nie dziwne - całe życie rzeźbił kobiece akty...

Znamienne - w książce nie ma ani jednej wzmianki o młodszych braciach. Można zgadywać, że to opowieść o wczesnym dzieciństwie (miała sześć lat, kiedy urodził się Olov, a dwanaście, kiedy dołączył do rodziny Lars - być może ta różnica wieku sprawiła, że Tove wydaje się być jedynaczką). Nic tu nie jest pewne, bo książka nie przypomina typowej autobiografii - stanowi raczej zbiór impresji, w których fantazje dziewczynki przenikają się z rzeczywistością i nie wiadomo, co jest prawdą, a co zmyśleniem. Jeśli wierzyć autorce, nigdy nie była dzieckiem „z elementarza” - we własnej literackiej interpretacji Tove nie ma żadnych cech dziecka poza dziecięcą „nagą” wrażliwością, nadwrażliwością... hiper-wrażliwością na granicy choroby. Tove nie tuli się, nie płacze, nie plecie głupstw. Za to bardzo często się boi - w milczeniu, w samotności, z zaciśniętymi zębami. Czasami bywa zazdrosna i mści się. Ze zdjęć spogląda brzydkie, poważne dziecko z szeroką twarzą, o lekko skośnych oczach. Każda opowieść jest gonitwą wyobraźni - galopującej, przywołującej ciągle nowe obrazy, fantasmagorie, niebezpieczeństwa... Po tej lekturze zrozumiałam, że ta dziwna skandynawska czarownica miała obsesję ZAGROŻENIA. Zaczęłam liczyć słowa -„bezpieczeństwo”, „niebezpieczeństwo” ciągle powracają. Być może to się przytrafia nadwrażliwym dzieciom, które mają dar (czy raczej piętno) ożywiania fantazmatów. Jak Homek.

„...Nie wolno wchodzić na bagno - pomyślał Homek. Małym Homkom nie wolno, a duże nigdy tu nie przychodzą. Ale nikt poza mną nie wie, dlaczego tu jest niebezpiecznie... Bo późną nocą przejeżdża tędy wielki wóz-widmo na ciężkich kołach. Z daleka słychać, jak turkocze, ale nie wiadomo, kto nim powozi...

- Nie! - zawołał Homek i wzdrygnął się. Nagle ogarnął go lęk, szedł od żołądka wgórę. Dopiero co nie było żadnego wozu, nikt nigdy o nim nie słyszał. Ale gdy wymyślił go sobie, natychmiast stał się rzeczywistością. Był wprawdzie gdzieś daleko, lecz tylko czekał w mroku, żeby się wytoczyć.^..) Zaczął węszyć, aby zorientować się w kierunku wiatru, po czym ruszył naprzód. Myślał o wężach przyczajonych w mule i o żywych grzybach, pełzających tuż za nim - aż w końcu naprawdę zaczęły wyrastać gdzieś w trawie”.

Homek - fantasta, notoryczny kłamczuch, ćwiczy swoje konfabulacyjne talenty na młodszym braciszku. Ta, pochodząca z Doliny Muminków, para Homków nie została wyssana z palca. W „Córce rzeźbiarza” Tove wspomina o nie odstępującym jej towarzyszu dziecięcych zabaw - chłopcu imieniem Poju. „Poju ma zawsze katar, umie grać na fortepianie i trzyma ręce przed sobą, jakby chciał przepraszać albo się bał, że go ktoś napadnie. Zawsze go straszę, a on zawsze za mną chodzi, bo chce być straszony”. Biedny Poju, na szczęście nie umarł ze strachu -to profesor Erik Tawaststjerna, sławny krytyk muzyczny i biograf Jeana Sibeliusa.

Być może za sprawą talentu do straszenia najlepsze w książkach Tove są opisy nadchodzących katastrof - „Kometa nad Doliną Muminków”, portret Buki, czy (moje ulubione) opowiadanie o Filifionce oczekującej na wielki sztorm, który zmiecie jej dom z powierzchni ziemi. I - tamże - genialna rozmowa z Gapsą, która przyszła z konwencjonalną sąsiedzką wizytą. Neurasteniczna, nadwrażliwa Filifionka po jednej stronie stołu i paniusiowata Gapsa, zmumifikowana w swoich mieszczańskich cnotach po stronie drugiej... Pyszna rozmowa! Ach, Pilchy, Chwiny, Tokarczuki - uczta się od Tove!

„...Mówiła pani o wietrze - odezwała się nagle Filifionka. - O wietrze, który porywa bieliznę. Ale ja mówię o cyklonach, o tajfunach, droga Gapso. O trąbach powietrznych, tornadach, burzach piaskowych... O falach, które porywają domy... Ale przede wszystkim mówię o sobie samej i o moich lękach, chociaż wiem, że to nie wypada. Wiem też, że to się źle skończy. Myślę o tym przez cały czas. Nawet kiedy piorę chodnik. Czy pani odczuwa podobnie?

- Zazwyczaj dobrze robi ocet - powiedziała Gapsa wpatrując się w swoją filiżankę. - Szmaciane chodniki nie tracą koloru, jeśli się wleje trochę octu do płukania”.

Tove-dziecko musiała się czuć jak Filifionka - jedyna wtajemniczona, jedyna przeczuwająca nadchodzące niebezpieczeństwo, świadoma zagrożeń ignorowanych przez tych głupich dorosłych. Tylko ona wiedziała, że czarna tiulowa spódnica mamy ma drugie sekretne życie i bywa kosmatym zwierzęciem. Że góry lodowe czasami przypływają do brzegu i połykają dzieciom latarki.

W jakimś wywiadzie pisarka powiedziała, że jej dzieciństwo było szczęśliwe: „Było mieszanką bezpieczeństwa i przygody. Mieszanką naprawdę dobrą”. Ja jej wierzę, ale czym zatem jest autobiograficzna książka? Prowokacją? Czystym zmyśleniem? W centrum fabuły (napisanej z punktu widzenia małego dziecka) tkwi dziewczynka - zuchwała i osamotniona, która gra w „teatrze jednego aktora”, gdzie dorośli są zaledwie statystami czy wręcz rekwizytami. Tylko kuchta - opiekunka dziecka wydaje się realna. Niebezpieczeństwa, które Tove tak umiejętnie oswaja w opowieściach o Muminkach, tutaj są wszechobecne, są immanentną częścią dziecięcego kosmosu.

Domowa cyganeria

Siłą opowieści Tove są kapitalnie scharakteryzowane postacie - każda z nich ma swoją odrębną osobowość, zarazem jednak ma cechy archetypiczne; jest znakiem, symbolem pewnej ludzkiej kasty. We wszystkich tomach Muminków pisarka powołała do życia przeszło 60 postaci. Głęboko wierzę, że będzie to życie wieczne (jak literatura). Próbuję zgadywać w czyim futerku... pod czyją sierścią... w czyjej skórze ukryła się sama autorka. Wskazówek szukam właśnie w autobiograficznej „Córce rzeźbiarza” i - bardziej zaszyfrowanej - „Podróży z małym bagażem”.

Z prawdziwą detektywistyczną frajdą śledzę tropy, które prowadzą od dziwnej autobiografii ku Dolinie Muminków. I tak na przykład w ojcu Tove, rzeźbiarzu Victorzedrugiego. Nigdzie nie było mu dobrze. No i znikł - odszedł z Hatifnatami, tymi małymi wędrownikami. (...)

- Czy Tatuś stał się teraz Hatifnatem? - zapytał Muminek.

- Nie, skądże - odrzekła Mama. - Oni go po prostu zwiedli zabierając ze sobą”.

Zwiedli... dobre sobie! A więc Tatuś po prostu dał nogę i przepadł nie zostawiwszy nawet listu pożegnalnego. Kiedy dzielna Mama z synkiem znajdują w końcu zmokniętego, usmarkanego rozbitka siedzącego na drzewie pośrodku wielkiego rozlewiska, zguba spogląda na syna i wygłasza banalną kwestię wszystkich Tatusiów Marnotrawnych: „Mój kochany chłopcze, jak ty urosłeś!”.

Victor Jansson (co znamienne - młodszy od swojej żony) robi wrażenie niefrasobliwego artysty z wąsikiem, ze skłonnością do wesołych biesiad z kolegami. Wzmianka w książce Tove o tatusiowych ucztach (w których mamie nie wolno było uczestniczyć) przyczyniła się zapewne do tego, że we wszystkich notkach biograficznych pisarki, kiedy mowa o rodzinnym domu, pojawiają się słowa: „cyganeria”, „bohema artystyczna”. Victor Jansson, rzeźbiarz monumentalnych kobiecych golasów o masywnych udach i płaskich brzuchach, nie jest patriarchalnym „padrone”. Z pewnością kochał Tove, chociaż ona wydaje się powątpiewać, czy aby bardziej niż rozpieszczaną małpkę Poppolino. A jednak to on rozpycha się we wspomnieniach córki, podczas gdy mama pozostaje w cieniu - wiecznie pochylona nad rysunkami pracowita córka pastora. Ciekawe, czy miała torebkę? I czy smażyła naleśniki?

Mari i ionna

Najdosłowniej sportretowaną osobą jest Anna. Obok niematerialnych, niedookreślonych rodziców pojawia się cielesna, mająca zapach i kształt kucharka. I to ona partneruje Tove w zabawie, równa statusem i rozumem (choć nie wyobraźnią) - prosta i przewidywalna. Okazuje się, że niżej przytoczona, zawarta w „Muminkach” historia z biżuterią pochodzi od Anny.

„Mama Muminka kiwnęła głową potakująco. Siedziała z pyszczkiem pochylonym nad taflą wody i patrzyła na dno.

- Tam leży coś błyszczącego - powiedziała.

- To twoja złota bransoletka - odparł Mu-minek. - I naszyjnik Panny Migotki. Czy to nie jest dobry pomysł?

- Wspaniały - przyznała Mama. - Odtąd zawsze będziemy trzymać naszą biżuterię tutaj, w brązowej źródlanej wodzie. Tu wygląda o wiele ładniej”.

A tak brzmi podobna scena w „Córce rzeźbiarza”:

„- W potoku jest złoto - powiedziała Anna. - Poszukaj.
Ale ja nie widziałam żadnego złota.

- Trzeba je tam samemu włożyć - wyjaśniła Anna. - Złoto w brązowej wodzie jest cudowne. I rozmnaża się. Coraz więcej i więcej złota.

Poszłam więc do domu i przyniosłam wszystko, co mieliśmy złotego, i perły też. Włożyłam do wody i wyglądało przepięknie. (...) Następnego dnia nie było śladu złotych przedmiotów ani pereł. Wydawało mi się to dziwne.

- Z potokami nigdy nic nie wiadomo -powiedziała Anna. - Złoto czasem rośnie i rośnie, a czasem znika pod ziemią. Ale może znów się pokazać, jeżeli się nic o nim nie mówi.

Wróciłyśmy więc do domu i nasmażyłyśmy naleśników”.

Mamy tu dwa detektywistyczne wątki: złoto i naleśniki. Czyżby to Anna była pierwowzorem Mamusi Muminka? A kim w takim razie jest Signe Hammarsten Jansson, czyli mama Tove? Z pewnością nie Gapsą i nie Filifionką. Nie jest też Too-Tiki, bo to ponad wszelką wątpliwość ustalili biografowie pisarki. Pod postacią Too-Tiki - krępej kobiety w pasiastej koszulce - kryje się Tuulikki Pietila, graficzka, towarzyszka życia Tove.

Nie będę udawać, że nie intryguje mnie seksualna tożsamość mojej ulubionej pisarki. Chichoczę jak Mimbla, kiedy myślę o tym, że połowa Wielkiego Skandynawskiego Kwartetu - czwórki najwybitniejszych pisarzy dla dzieci (Zacharias Topelius, Hans Christian Andersen, Astrid Lindgren, Tove Jansson) - była homoseksualna. Ach! Gapsom by się to nie spodobało! Teoria o tym, że trzeba doświadczyć poczucia „inności”,żeby stać się wiarygodnym rozmówcą dzieci (permanentnie skazanych na inność w świecie dorosłych) - wydaje się potwierdzać. Rodzina Jansson była „inna” na kilka sposobów - należała choćby do szwedzko-języcznej mniejszości w Finlandii. Pisane po szwedzku książki Tove długo musiały czekać na fiński przekład.

W zbiorze opowiadań „Podróż z małym bagażem” zawarte są dwa („Zabić George'a” i „Fajerwerki”), których bohaterkami są mieszkające pod jednym dachem kobiety: Ionna i Mari. Jest między nimi dziwna relacja - Mari jest niepewna, ciągle w rozterce, nie umiejąca podjąć decyzji, trochę uwieszona na Ionnie - stanowczej, skupionej, pozbieranej. Mari pisze, Ionna robi odbitki na graficznej prasie - to, wydawałoby się, nie pozostawia wątpliwości, kto jest kim. Dedukuję (drogi Watsonie), że Ionna, Too-Tiki i Tuuliki Pietila to jedna osoba, a Mari to zapewne Tove. To by się zgadzało - Too-Tiki z Doliny Muminków jest przecież małomówna i rzeczowa. Trudno mi się jednak pogodzić z tą afektowaną, chwiejną Tove. Stanowczo wolałam widzieć w niej Małą Mi - bezczelnego, bezrozumnie odważnego chuligana w kiecce.

Sprzeczność i ucieczka

Tove Jansson i jej przyjaciółka mieszkały na wyspie. Właściwie to dziwne, że na scenerię swoich książek pisarka wybrała Dolinę, bo to WYSPA jest jej żywiołem i środowiskiem naturalnym. W co drugim opowiadaniu dla dorosłych pojawia się mała skalista wysepka, usłana gniazdami mew i kaczek. W „Córce rzeźbiarza” także - to wyspa Porvoo w Zatoce Fińskiej oddalona pięćdziesiąt kilometrów od Helsinek, gdzie rodzina Jansson wyjeżdżała rokrocznie pod koniec maja, żeby powrócić do miasta dopiero z końcem września. We wspomnieniach Tove czuje się, że prawdziwe życie toczyło się na wyspie, podczas gdy pobyt w mieście był tylko snem zimowym (nic dziwnego zatem, że pisarka kazała Muminkom zasypiać na zimę, z brzuchami pełnymi igliwia). To właśnie na wyspie Porvoo rozgrywa się akcja książki „Tatuś Muminka i morze”.

Wyspa... ucieczka od ludzi... izolacja - wszystko to uchroniło pisarkę przed wścibstwem dziennikarzy i fanów. Podobno nie cierpiała rozgłosu. Z jej opowiadań można się domyślać, że nie przepadała za ludźmi - motyw ucieczki od ich natręctwa ciągle powraca.

Jest jakaś niepojęta sprzeczność pomiędzy „Doliną Muminków”, a „dorosłą” twórczością pisarki. Przestałam ją rozumieć. Po prostu w jej pisarstwie dla dorosłych nie znajduję ani grama tego optymizmu, który uosabia Dolina. Więc może jednak odwaga Małej Mi i niewzruszony spokój Mamy Muminka były tylko niespełnioną tęsknotą autorki?

Ktoś powie, że to prostacki obyczaj odnosić wprost literacką fikcję do doświadczeń pisarza. Zgoda! Tove musiałaby obrosnąć białym, aksamitnym futerkiem i zawiązać kokardkę na ogonie, żeby nas zadowolić. Jednak ciągle brzydko się bawimy w deszyfrowanie literatury. A Tove Jansson zadbała o to, żeby zadanie nie okazało się łatwe. Przesłanie książek o Muminkach czytam następująco: „Świat jest dziwny i niebezpieczny, ale my sobie zawsze poradzimy”. Natomiast z „dorosłej” twórczości Tove odczytuję taki komunikat: „Świat jest dziwny i niebezpieczny i ni cholery sobie z nim nie poradzimy, najprawdopodobniej umrzemy smutni i samotni”. Który z nich jest fałszem?

*

Niemal wszyscy pisarze dla dzieci podejmowali próby prozatorskie dla dorosłych i z reguły nie dorównywały one „dziecięcym”. Tak było choćby z Milne'em i z Andersenem. Opowiadania Tove dla dorosłych są bardzo dobre, ale to „Muminki” są WIELKIE. Tak jak cesarz chiński, który chciał zapewnić sobie nieśmiertelność za sprawą terakotowej armii, tak Tove ma swoją armię - są w niej Mimble, Gapsy, Paszczaki, Filifionki, Homki, Gryzilepki, Niewidzialne Myszy, Ryjki, Bezdomne Piżmowce, Trolle Domowe, Wuje Truje, Migotki, Driady, Hatifnatowie, Topiki i Topcie, Bufki, Buki, Mrówkolwy, Sniffy, Smoki i zapominalskie Jeże...

Mam taką sekretną zabawę - całą redakcję „Tygodnika Powszechnego” obsadzam w rolach napisanych przez Tove. Kostium Włóczykija rezerwuję dla Jacka Podsiadły (gdyby ktoś miał wątpliwości, odsyłam do „Lata Muminków”, rozdział szósty i dalsze), co do pozostałej obsady możemy się dogadać... 

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Podobne teksty

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]