Te przeklęte Muminki

Wśród uczestników literackiego łańcuszka, który opanował w ostatnich tygodniach Facebooka, wciąż króluje w roli Mamy Muminka. Choć jej samej niezupełnie o to chodziło.

15.09.2014

Czyta się kilka minut

Tove Jansson / Fot. Dan Hansson / SCANPIX / EAST NEWS
Tove Jansson / Fot. Dan Hansson / SCANPIX / EAST NEWS

Gdy samolot wlatuje nad poszarpane fińskie wybrzeże, ukazując archipelag niezliczonych wysepek, pamięć czytelnika wychowanego na Muminkach reaguje sekwencją skojarzeń. Dopiero teraz, myśli, można w pełni zrozumieć, jak to naprawdę mogło wyglądać: skały, groty, ciemny las, gdzie chroniła się Buka, samotne morskie latarnie, na których szczyt prowadzą rozklekotane schody. Przypominają się słowa scenarzysty Franka Cottrella Boyce’a, który przyznał, że dopiero odwiedziwszy Finlandię, uświadomił sobie, że miejsca, o których czytał w „Opowieściach z Doliny”, mają pierwowzór w rzeczywistości. Wcześniej wydawało mu się, że Finlandia jest czymś na kształt Narnii, wymyślonym przez Tove Jansson.

Dan Hill w eseju otwierającym książkę „Out of the Blue. The Essence and Ambition of Finnish Design” pisze, że letni domek na wyspie – mökki – uosabia dla Finów rodzaj archetypicznego schronienia, miejsce, gdzie można się oczyścić w bliskości z naturą: „Istotą mökki jest jego niedostępność, możliwość ukrycia się przed światem wśród swoich zajęć”.


Ukryte wśród drzew

W jednej z takich chatek, na wyspie Porvoo, odległej 50 km od Helsinek, mała Tove, której stulecie urodzin świętują w tym roku Finowie, spędzała czas od maja do września. Wycieczki na sąsiednie wysepki relacjonowała skwapliwie w pamiętnikach, a że jej główne lektury stanowiły w tym czasie książki przyrodnicze, z czasem zaczęła mieszać fakty z fantazją. Tak odkładał się zaczyn do tego, co później miało stać się serią opowieści o „najbrzydszych stworzeniach, jakie kiedykolwiek widziano” – jak początkowo o nich myślała, bazgrząc na ścianach wygódki pierwowzory muminkowych bohaterów – trolli, o których opowiadał jej ulubiony wuj Einar.

Jako dorosła kobieta zakochała się w Kummelskär, największej samotnej wyspie z archipelagu Pellinki, lecz mieszkańcy nie zgodzili się, by wybudowała tam dom. Bali się, że zagrozi to połowom. Zamieszkała więc na wyspie Klovharu, wyglądającej jak pęknięty atol z niewielką laguną pośrodku, otoczoną skałami. Wraz ze swoją partnerką, Tuulikki Pietilä, spędzała tam letnie miesiące przez kolejnych 30 lat z rzędu, dopóki obie nie zauważyły, że nie są już sprawne na tyle, by bezpośrednia bliskość morza wciąż oznaczała dla nich bardziej przygodę niż zagrożenie.

W jednym z opowiadań ze zbioru „Lato”, studium starości w zetknięciu z dojrzewaniem, bohaterki – babka i wnuczka – dowiadują się, że na sąsiedniej wyspie „jakiś dyrektor zbudował dom”, i niewiele myśląc podejmują ekspedycję, by przekonać się naocznie, jak to wszystko wygląda: „Teren nie został zniszczony, przeciwnie. Dyrektor kazał zbudować szerokie mostki transportowe nad wrzosami i łochynią, dbał o teren. Szarych krzaków jałowca nie ścięto. Ale wyspa stała się płaska i tak, bo nie pasowała do domu. Z tak niewielkiej odległości willa była dosyć niska, pewnie na rysunku wyglądałaby pięknie. Byłaby ładna wszędzie, tylko nie tutaj”.

Mökki – zauważa Dan Hill – nigdy nie jest widoczny z dala na horyzoncie. Jego obecność zdradzają co najwyżej drobne znaki – niewielkie jezioro u stóp, nadmorska sauna. Może być ukryty wśród drzew, wysyłając dyskretne sygnały jedynie nocą, dzięki światłom przebłyskującym przez gęste zagajniki sosen.

Jednym z tutejszych odpowiedników „miejskich legend” jest opowieść o czyimś ojcu, który wykupił całą połać wyspy lub kilka domów w sąsiedztwie swego mökki, by nikt nie zakłócał mu spokoju i nie zabudowywał otoczenia.


Jestem malarką!

„Siedemnaście odwiedzających przyjechało do Kummelskär (...) Jestem bardzo zła” – odnotowywała Tove na Klovharu w zapiskach wydanych później jako „Notatki z wyspy”. Dla niej też wyspa oznaczała przede wszystkim azyl, przystań, gdzie mogła zaszywać się na długie letnie miesiące i robić swoje zgodnie z życiową maksymą „Praca i miłość”. Postawa, którą w czasach, gdy promocja własnej osoby wydaje się koniecznością niezależną nawet od efektów twórczych dokonań, można by uznać za graniczącą z dziwactwem. Niestety, od pewnego momentu coś zaczęło przeszkadzać w zachowaniu dystansu. Tym czymś były właśnie Muminki, które stały się dla autorki zarazem błogosławieństwem i przekleństwem.

Po wybuchu muminkowego szaleństwa (nie natychmiast, pierwszy tom opowieści przemknął przez księgarnie niemal niezauważony) próbowała samodzielnie utrzymać je w ryzach, wierząc, że wówczas nie osaczą jej na tyle, by musiała zrezygnować z malowania. A uważała się przede wszystkim za malarkę („mój właściwy, ostatnimi laty jednak bardzo zaniedbany zawód”).

Potwierdza to jubileuszowa wystawa twórczości zebranej Tove, ulokowana w gmachu Ateneum, czyli dawnej Szkoły Rysunku Fińskiego Towarzystwa Artystycznego w Helsinkach. Korytarze tej szacownej budowli przemierzała kiedyś sama autorka, wówczas w roli studentki, i choć nie miała do swej szkoły nabożnego stosunku, a nawet nie zakotwiczyła w niej na dłużej, na przemian przerywając i znów zaczynając naukę, wybór właśnie tego miejsca na pokaźnych rozmiarów ekspozycję, złożoną zarówno z dzieł wypożyczonych z innych muzeów, jak i nieprezentowanych dotąd artefaktów z prywatnych kolekcji, należy odebrać jako ukłon wobec nieliterackiej części jej twórczości. I choć Muminki zajmują na wystawie należne miejsce, kuratorka Tuula Karjalainen – wzorem Tove – również nie pozwoliła im nadmiernie zdominować narracji, w miarę sprawiedliwie ustalając proporcje.

Przemierzając kolejne sale, w których przedstawiono obrazy i rysunki Tove w chronologicznym porządku, nabiera się pewności, że gdyby nie Muminki, zapamiętano by ją przede wszystkim jako malarkę. Nie tylko w rodzinnym kraju i nie na podobnej zasadzie, jak tych ludzi, którzy próbują po trosze wszystkiego, ale nie we wszystkich dziedzinach starcza im talentu, więc w biogramach wzmiankuje się z grzeczności, że również malowali lub kolekcjonowali, dajmy na to, chińskie wazy.

Malarstwo, rysunek, pisanie – u Tove wszystkie te dyscypliny rozwijały się równolegle, można wyśledzić w nich podobne motywy. Jak w niepokojącym „Tajemniczym pejzażu” z początku lat 30. Sugestywnie odmalowana scena jak z baśni lub snu – na pierwszym planie krajobraz o wyrazistych, ciemnych kolorach, z kilkoma pociągniętymi czerwonym pędzlem drzewami – jak wielkie tętnice na czarnym tle, zaś w oddali wynurza się zarys miasta-utopii, jakiego nie powstydziłby się Le Corbusier czy Gropius.


Ewolucja Niuchacza

W powietrzu czuje się zapowiedź katastrofy. A gdy już wybuchła, powstała „Rodzina”, wojenny portret familii Janssonów, zgromadzonych wokół czerwono-białej szachownicy. Alegorie ze śmiercią grającą w szachy z rycerzem i zmaganiami Finów z Rosjanami podczas wojny zimowej nasuwają się same, przypominając zarazem, że „Kometa nad Doliną Muminków” powstała nie tyle ku pokrzepieniu serc, jak Sienkiewiczowska „Trylogia”, lecz ku oswojeniu lęków, głównie własnych, z którymi nietrudno się jednak – zwłaszcza teraz – utożsamić. Z tego samego okresu pochodzi seria wyeksponowanych w witrynach satyrycznych okładek do pisma „Garm”, wyszydzających Hitlera do spółki ze Stalinem.

W jednym z tych rysunków pojawia się prototyp Muminka, niejaki Niuchacz, który mignął już w twórczości Tove 10 lat wcześniej, jako czarny, masywny, ale jeszcze słabo zaokrąglony troll. Można prześledzić jego ewolucję: najpierw zmienia barwę na białą, potem stopniowo pęcznieje, nabiera ciała, najbujniejsze kształty zyskując w okresie, gdy sięga szczytów popularności, mnożąc się pod postacią figurek, maskotek i łakoci, łypiąc okiem z firanek, chusteczek, kartek wielkanocnych, puzzli i koszy na śmieci. To wtedy jego twórczyni napisze, wściekła: „Rzygam już tymi Muminkami!”.

Muminki zabierały jej czas, który chciała przeznaczyć na inne artystyczne działania. Nie chciała dać się zamknąć w jednej szufladce, cały czas szła naprzód, rozumiejąc jak mało kto, że artysta, by pozostać przy życiu, musi nieustannie sprawdzać sam siebie, zaprzeczać sobie, palić mosty. Chciała pisać inne książki – dla dzieci i dorosłych. Próbować nowych stylów malarskich – po pierwszych surrealistycznych obrazach poprzedzających II wojnę światową przyszedł czas fascynacji impresjonizmem, modernizmem, aż po abstrakcję na ostatnich kompozycjach z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Cieszyła się, mogąc ilustrować ulubione lektury cudzego autorstwa – choć jej rysunkowe interpretacje „Alicji w krainie czarów” i „Hobbita” wzbudziły kontrowersje i szybko o nich zapomniano.

W styczniu 1961 r., przytłoczona pracami nad muminkowym komiksem, wyznaje: „Nie będę w stanie napisać już nic więcej o tych szczęśliwych idiotach, którzy przebaczają sobie nawzajem, nigdy nie rozumiejąc, że zostali oszukani”. Być może dlatego Tatuś Muminka musi uciec z Hatifnatami, a w ostatniej części historii znika cała rodzina.


Samotność w wieży

Na jednym ze zdjęć otwierających helsińską wystawę widzimy smukłą Tove w kostiumie kąpielowym na tle skał. Ma rozradowaną minę, podobnie jak na filmie wyświetlanym w jednej z kolejnych sal, gdzie podskakuje i tańczy w wianku na włosach, starsza o ponad dekadę. Oba zdjęcia pochodzą z wyspy.

Gdyby nie konsekwentnie wybierany azyl – najpierw zaadaptowane na pracownię mieszkanie w wieży przy Ulrikasborgsgata w Helsinkach, potem Klovharu – nie dziwilibyśmy się dzisiaj, przemierzając kolejne sale Ateneum, że całe to bogactwo zdołała wytworzyć jedna drobna kobieta, nawet żyjąca wyjątkowo długo i nieposiadająca rodziny w tradycyjnym sensie. Zwłaszcza że przy swoim uwielbieniu samotności, niechęci do zrzeszania się, promowania i publicznych wystąpień, nie lekceważyła czytelników, odpisując własnoręcznie na każdą wiadomość i prowadząc biznesową korespondencję, której rozmiarów można się tylko domyślać. Wyeksponowane na wystawie sążniste listy do przyjaciół, zwłaszcza Evy Konikoff, ilustrowane kolorowanymi szkicami, tak drobiazgowymi, że chcąc odnotować wszystkie szczegóły, trzeba pochylać się nad gablotą, to osobne dzieła sztuki w miniaturze.

Jeden z wyspiarskich etapów malarskiego wcielenia Tove to abstrakcyjne, oszczędne w wyrazie szkice przypominające malarstwo japońskie – czarne i szare kreski, gdzieniegdzie kapnięcie ostrego koloru. Japonia i Finlandia mają wiele wspólnego, pisze Dan Hill w swojej analizie fińskiej tożsamości: „Europejczyk wielokrotnie może poczuć się tutaj jak na Wschodzie. Te dwa kraje łączy upodobanie do ciemności, unoszącej się w powietrzu pary, samotności i ciszy – zwłaszcza w obrzędach ablucji. Ciemny las, podobnie jak wnętrze japońskiego domu, pogrążone w mroku, ujawnia swój urok dopiero po dłuższej kontemplacji”. Czy to przypadek, że najsilniejszy odłam muminkowego szaleństwa opanował właśnie Japonię?

„Lata”, podobnie jak innych, dorosłych książek Tove, nie odebrano najlepiej. Publiczność oczekiwała dalszego ciągu Muminków, krytycy utyskiwali, że „nie jest już znaną i kochaną Tove Jansson, tylko taką, która upiera się pisać literaturę piękną”. Strzeżcie się, piszący, zwłaszcza docenieni debiutanci – ten los będzie i waszym udziałem, już zawsze będzie się oczekiwać od was powtórzeń sprawdzonych fraz i niemiłosiernej eksploatacji raz poruszonych tematów.

Odlatujących z helsińskiego lotniska Vantaa żegna Moomin Shop. Na wieszaku w kształcie Hatifnatów o pobłyskujących fluorescencyjnie oczach, który może posłużyć i za latarnię, rozwieszono muminkowe gadżety. Na tle grupy podróżnych, z zachwytem obracających w dłoniach magnesy, breloki do kluczy i kubki z fragmentami komiksu o Muminkach, odcina się wyraźnie zagubiona starsza kobieta. W końcu podchodzi do lady i bez zażenowania, głośno zapytuje ekspedientkę: – Kim one są?

Ta wyjaśnia, dyskutujący między sobą klienci milkną, odkładają prezenty na półkę i nadstawiają uszu, jakby zobaczyli yeti. – Och – mówi turystka. – U nas w Australii dotąd o nich nie słyszałam.

Śmiem przypuszczać, że gdyby Tove mogła być świadkiem tej rozmowy, wyszłaby ze sklepu rozpromieniona.


Wykorzystane w tekście wypowiedzi Tove Jansson pochodzą z biografii „Mama Muminków” Boel Westin, wydanej w 2012 r. przez wydawnictwo Marginesy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2014