Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na szczęście mamy odpowiednie urzędy, które bronią naszych praw, ale zanim nas obronią, to nas zdążą sprawdzić. A przecież zachodzą - w sprawie legalnie chorych - następujące wątpliwości. Czy leżenie jest zawsze wskazane (przy chorobach płucnych lepiej podobno posiadywać, a czy posiadywanie się liczy jako chorowanie)? Czy obowiązkowo trzeba leżeć samemu, bo przecież chory też człowiek i czasem... ? Czy w takim przypadku komisja badająca sprawę trwa na posterunku do końca, żeby móc przepytać? I czy w ogóle choremu wolno?
Żarty ale niezbyt wesołe, bo chociaż wiem, że się w końcu obronimy, to są to pomysły rodem z tego samego źródła, źródła - wydawało się - już wyczerpanego. A mianowicie u ich podstawy stoi pogląd, że skoro są naruszający prawo, to trzeba sprawdzać wszystkich. Podejrzani są wszyscy. Dawniej nieoczekiwany dzwonek do drzwi budził zrozumiały lęk, teraz wracamy do tego samego stanu, chociaż oczywiście nie w tym stopniu.
A przecież wolność w kraju liberalnym to przede wszystkim wolność prywatna. I tylko niesłychanie doniosłe powody mogą usprawiedliwiać naruszenie tej wolności. Co więcej, za naruszenie tej wolności grozi kara, a co najmniej odszkodowanie. Mój dom i mój teren prywatny jest moim królestwem (zwłaszcza moim - MK) i prawo dobrze mnie chroni. Z wyjątkiem coraz liczniejszych wyjątków. W moim, naiwnym, przekonaniu wszystkie te wyjątki naruszają Konstytucję. I znowu nie o to chodzi, żeby Trybunał Konstytucyjny nas obronił, ale o samą zasadę działania przy tworzeniu takich przepisów, które mają przecież sankcję ustawodawczą. Na nieodległym horyzoncie widzę następne pomysły: sprawdzanie stanu majątku i rzeczy wartościowych (na razie się nie udało), sprawdzanie, skąd wziąłem pieniądze, których zresztą nie mam (pomysł polityków opozycyjnych), gdybym był biznesmenem lub chciałbym zostać politykiem, albo inną osobą publiczną; sprawdzanie, czy aby kogoś w domu nie molestuję, sprawdzanie czy nie używam rzeczy z przemytu i wreszcie sprawdzanie czy wisi w domu krzyż, a flaga narodowa jest prawidłowych rozmiarów. Do jednego od razu się przyznam, więc proszę nie sprawdzać, kiedy śpiewam hymn narodowy, to fałszuję, co - jak słychać - grozi karą.
I tak świat na skutek terroryzmu i innych zagrożeń staje się światem coraz mniej liberalnym. W Wielkiej Brytanii - o zgrozo - wprowadza się dowody osobiste, ale czy musimy te zapewne konieczne restrykcje posuwać jeszcze dalej. Czy podstawowa reguła prawa: co nie jest zakazane jest dozwolone, przestaje powoli być stosowana? Polski parlament chciałby, mam takie wrażenie, uregulować życie jednostek, ale nie potrafi uregulować życia państwa. Na nas więc się wyżywa.
We wspomnianej Wielkiej Brytanii ojcowie liberalizmu przez cały XIX wiek toczyli dyskusję, której zresztą nie ma końca. Była to bardzo poważna dyskusja dotycząca wolności prywatnej. A mianowicie, co zrobić z pijakami, czy im pozwalać pić na umór ze wszystkimi tego konsekwencjami, czy też wprowadzać jakieś państwowe ingerencje? Idea wolności wskazywała na pierwsze rozwiązanie, ale jedyne rozumne ograniczenie wolności, czyli sytuacja, kiedy realizując swoją wolność ograniczam cudzą wolność - na drugie. Otóż każda propozycja ograniczenia wolności prywatnej powinna polegać przede wszystkim na rozstrzygnięciu, czy realizując moją wolność prywatną ograniczam czyjąś wolność. Jeżeli nie, to fora ze dwora, czyli precz z mojego domu.