Lubię wszystko, co robię

KS. TOMÁŠ HALÍK, teolog: Źle znoszę wysiłki „obrońców naszej chrześcijańskiej cywilizacji”, aby z wiary robić ideologię polityczną.

02.07.2018

Czyta się kilka minut

Ks. Tomáš  Halík, kwiecień 2010 r. / GRAŻYNA MAKARA
Ks. Tomáš Halík, kwiecień 2010 r. / GRAŻYNA MAKARA

LIDOVÉ NOVINY”: Z okazji jubileuszu 70. urodzin napisał Ksiądz autobiograficzną książkę „Czy to było życie?”. Na początku pada tam pytanie Księdza współpracownicy, Scarlett: „A Ty znowu piszesz o sobie?”. Co Ksiądz jej odpowiedział?

TOMÁŠ HALÍK; Powiedziałem, że piszę nie tylko o sobie, ale też o ponad półwieczu historii społeczeństwa i Kościoła oraz o Bogu. Nie jestem historykiem, żeby starać się o „obiektywność”, i nie piszę traktatu teologicznego. Daję osobiste świadectwo – nic więcej i nic mniej. Często byłem we właściwym czasie i we właściwym miejscu, spotykałem właściwych ludzi i te doświadczenia – także doświadczenia charakteru duchowego – mogą wzbogacić również innych.

Przy pisaniu pierwszych dwóch książek, którymi przed mniej więcej dwudziestu laty rozpocząłem swoją pisarską drogę – „Pytałem się dróg” i „Co nie jest chwiejne, jest nietrwałe” – wybrałem styl, który swoimi „Wyznaniami” odkrył święty Augustyn: kombinację autobiografii z refleksją filozoficzno-teologiczną. Reakcje na te książki zachęciły mnie do dalszego pisania. Przypominam sobie kilkoro młodych ludzi, którzy mi mówili, że dzięki mojej książce pojednali się z rodzicami, bo zrozumieli, w jakim czasie przyszło im żyć. Niektórym z czytelników świadectwo mojej wiary jako nieustającego poszukiwania umożliwiło nowe rozumienie religii. Zrozumieli, że nie chodzi tu o zbiór „poglądów i przekonań”, o ideologię, ale też nie o bezkrytyczną identyfikację z jakąś instytucją i jej dogmatami.

Wiara i wątpliwości potrzebują się nawzajem jak dwie dopełniające się i szukające równowagi siostry. Wiara bez namysłu i krytycznych pytań może ulec degeneracji do poziomu bigoterii, fundamentalizmu i fanatyzmu. Z drugiej strony nieumiejętność poruszania się wśród własnych wątpliwości i brak odwagi, aby wkroczyć z nadzieją i zaufaniem w obłok tajemnicy, tam, gdzie jest coś więcej niż tylko to, co „dotykalne i możliwe do udowodnienia” – mogą prowadzić do cynizmu, zgorzkniałego sceptycyzmu i powierzchownego materializmu. Dojrzała wiara jest drogą z powierzchni życia do jego głębi. Nie jest nią sentymentalno-folklorystyczna nostalgia „tradycjonalistów”, nie jest to też schlebiający współczesności „progresywizm” ani komercyjna oferta ezoteryków i sekciarzy.

Uważa Ksiądz, że Boga można szukać także opowiadając własną historię, i że czyniąc to nie należy ukrywać własnych wahań. Jakie wahania Księdza osobiście dotknęły?

Zawsze mną wstrząsa, jak słyszę gromkie porykiwanie o wierze w stylu odpustowych zapiewajłów. Źle też znoszę wysiłki „obrońców naszej chrześcijańskiej cywilizacji”, aby z wiary robić ideologię polityczną. A w Ameryce czułem przesyt ulicznych i telewizyjnych „ewangelizatorów”. Pytam czasem sam siebie, ze wstydem i grozą, czy ja mam coś wspólnego z tak wulgarną wersją religii.


Czytaj także: Ks. Tomáš Halík: Jeszcze będzie lepiej


Wierzę, że chodzi tu o tajemnicę, której nie można opowiedzieć słowami i pojęciami, a lepiej używać cudownej, poetyckiej mowy metafor. Chrześcijanie nie powinni starać się przekrzykiwać reklam tego świata, ale raczej prowadzić w ciszy do świątyni sumienia, gdzie Bóg przemawia delikatnymi podmuchami. Pamiętaj: zdejmij buty, bo ziemia, na której stoisz, jest święta.

Czym dla Księdza jest pisanie?

Lubię wszystko, co robię, i co od upadku komunizmu mogę już robić publicznie. Lubię moją pracę naukowo-pedagogiczną na uniwersytecie, liturgię, kazania i działalność w duszpasterstwie akademickim w kościele św. Salwatora w Pradze. Lubię wykłady i podróże naukowe po świecie, spotkania z czytelnikami. Ale pisanie książek sprawia mi najwięcej radości. Oczywiście jest to związane z przestrzenią, w której powstają wszystkie moje książki. To pustelnia nad Renem, w której przez pięć tygodni nie widzę człowieka, telewizji, radia czy gazet, gdzie pisanie jest moją formą modlitwy i medytacji. Przed biurkiem do pisania jest ołtarz z wystawioną Eucharystią i niekiedy piszę dosłownie na klęczkach. W czasie roku akademickiego mogę pisać artykuły, polemiki czy teksty naukowe. Ale porządna książka musi powstawać zupełnie inaczej. Ten czas na pisanie to jest taka mała wycieczka w głąb siebie. W ciszy i samotności inaczej pracują mózg i zmysły. Inaczej postrzegam barwy i zapach lasu, śpiew ptaków, smak chleba i wina, ciepło z otwartego kominka, ale także moje własne sny. Niekiedy kładąc się spać nie wiem, jak pisać dalej, a rano po obudzeniu mam w głowie gotowy nowy rozdział.

Był Ksiądz ochrzczony, ale potem wyrastał w rodzinie, w której nie praktykowano religii katolickiej. Co w 18. roku życia skierowało Księdza na drogę ku Kościołowi?

To była długa droga. Nie wykluczam, że na jej początku był między innymi protest przeciw ideologii ateistycznej, wmuszanej przez reżim. Zawsze miałem skłonność do podważania wszystkiego, co wymuszone, zawsze lubiłem oglądać rzeczywistość także z drugiej, niewidocznej strony. W szarej, zapleśniałej i zatęchłej atmosferze realnego socjalizmu oczarowała mnie katolicka kultura, pełna uduchowienia muzyka, architektura sakralna, literatura wielkich katolickich powieściopisarzy i poetów, jak i sztuka współczesna. Do dziś, kiedy wprowadzam ludzi w tajemnicę wiary, używam nagrań z mszy Strawińskiego, reprodukcji „Ukrzyżowania” i „Ostatniej Wieczerzy” Salvadora Dalego, powieści Mauriaca, Bernanosa, Greena. Wielkim odkryciem był też dla mnie Chesterton i katolicyzm angielski.

Dopiero później była filozofia i teologia. Do Kościoła jako instytucji cały czas miałem daleko. Musiało dopiero przyjść osobiste spotkanie z mądrym, przyjaznym ojcem Reinsbergiem, pełnym humoru i wrażliwości na piękno. Jeszcze potem, za czasów Praskiej Wiosny, spotkałem całą generację wielkich kapłańskich osobowości, ludzi, którzy stracili lata w komunistycznych, a niektórzy też hitlerowskich kazamatach, w obozach koncentracyjnych i kopalniach uranu. To byli moi intelektualni i moralni nauczyciele. Cała generacja praskich studentów, intelektualistów i artystów lat 60. nigdy by nie przekroczyła progu kościoła, gdyby ich przez ten próg nie przeprowadził właśnie ojciec Reinsberg i następni: Zvěřina, Mandl. Oni przekazali mi tę służbę odźwiernego. Myśląc o tym, czuję wdzięczność, pokorę i odpowiedzialność.

Dlaczego Ksiądz wybrał właśnie Kościół rzymskokatolicki? Przecież rodzice Księdza byli pod wpływem masarykowskiego humanizmu, a Ksiądz sam w młodości interesował się husytyzmem.

Przekonał mnie ogromny pluralizm kultury katolickiej, barwność rozmaitych zakonów, duchowości, teologii i sposobów artystycznego wyrażania, wielka różnorodność katolicyzmu w różnych narodowych kulturach. Prostota przestrzeni ewangelickiej robi na mnie wielkie wrażenie, ale boję się, że byłoby mi tam trochę ciasno. Prawosławie ma tę mistyczną głębię, ale w odrażający sposób łączy się też z rosyjskim nacjonalizmem. Katolicyzm, czyli powszechność, uniwersalizm postrzegam jako ekumeniczną otwartość. Rzymski katolicyzm to tylko jego element.

Czy Księdza tajne święcenia nie przypominały przypadkiem filmu szpiegowskiego?

Tak, do biskupa zawieźli mnie w aucie, przykrytego płaszczem. W 1977 r. w prywatnej kaplicy biskupa Aufderbecka w Erfurcie przyjąłem święcenia diakońskie, a rok później kapłańskie. W filmie telewizyjnym czeskiej telewizji „Trzynasta komnata” osobiste świadectwo tego wydarzenia przedstawił naoczny świadek, biskup Reinhard Koch. Na drugi dzień w zamkniętej kaplicy jednego z klasztorów odprawiłem swoją pierwszą mszę. Prosto z tej kaplicy poszliśmy z biskupem Meissnerem, późniejszym kardynałem, oglądać w telewizji transmitowaną na żywo pierwszą papieską mszę Jana Pawła II.

Dlaczego wybrał Ksiądz działalność w Kościele podziemnym, a nie w tym oficjalnym? Czy to nie cud, że policji nigdy nie udało się Księdza zdekonspirować?

Dla człowieka, który spotykał się z dysydentami oraz odmawiał zaakceptowania okupacji w latach 70., nie było innej drogi. Do kontrolowanego przez reżim seminarium wtedy by mnie nie przyjęto, ale przede wszystkim sam nigdy nie czułem powołania, aby być proboszczem. Czułem jasne powołanie do duszpasterstwa akademickiego, do łączenia kapłaństwa ze świeckim zawodem i temu powołaniu pozostałem wierny do dziś.


Czytaj także: Ks. Tomáš Halík: Tropem proroka


Przygotowania do tej służby w warunkach podziemnych to były nie tylko studia i formacja duchowa, ale też kurs konspiracji. Mieliśmy wtedy do dyspozycji specjalne przywileje, podobne do tych, które Watykan dał kiedyś prześladowanym księżom w Meksyku. Była to na przykład możliwość odprawiania mszy w bardzo nietradycyjnej przestrzeni. Do wymogów konspiracji należał zakaz mówienia o swoim kapłaństwie członkom rodziny, bo z doświadczenia było wiadomo, że do dekonspiracji najczęściej dochodzi właśnie w gronie rodzinnym. Jak się później okazało, tajna policja prowadziła na mnie grubą teczkę, traktując mnie jako nieprzyjaciela reżimu. Nie mieli jednak w rękach żadnych dowodów, które by pozwoliły mnie postawić przed sądem. Byłem wielokrotnie przesłuchiwany, nie wolno mi było podróżować czy pracować na uczelni, ale procesu mi nie wytoczyli.

Czy trudne było dla Księdza to, że nie mógł Ksiądz podpisać Karty 77?

Wielu moich najbliższych przyjaciół należało do założycieli Karty. Ale moi kościelni zwierzchnicy dali mi jasny wybór: albo opozycja polityczna w stałym towarzystwie tajnej policji, albo trwanie w pieczołowicie zakonspirowanej sieci podziemnego Kościoła. Wybrałem to drugie, ale potem, w drugiej połowie lat 80., i tak musiałem opuścić tajne struktury i grać va banque. Stałem się wtedy członkiem trójki najściślejszych współpracowników kardynała Tomaška, który dzięki temu wsparciu zmienił się z ostrożnego hierarchy w międzynarodowy symbol oporu przeciw reżimowi. Wtedy już jednak nawet tajna policja przeczuwała zbliżający się koniec i choć notowała wszystko, to jednak bardzo mało interweniowała.

Obok tajnego kapłaństwa miał Ksiądz cywilny zawód – był Ksiądz socjologiem, a potem psychoterapeutą w klinice dla alkoholików. Czy to był dobry układ, aby dawać świadectwo religijne, nie zwracając na siebie uwagi w mrowisku niewierzących?

Połączenie kapłaństwa z zawodem cywilnym uważam za model, do którego Kościół za jakiś czas wróci. Swoje wcześniejsze miejsca pracy pod naciskiem tajnej policji musiałem opuścić. Oni widocznie uznali klinikę dla alkoholików i narkomanów za środowisko, w którym nie mogę nikogo ideologicznie zepsuć. Ale ja się nie starałem pacjentów nawracać. Uważałbym to za sprzeniewierzenie się roli psychoterapeuty. Mimo to świadectwo bliskości człowieka uważałem za integralną część kapłańskiego powołania.

Gdy komunizm w latach 80. zaczął się walić, pracował Ksiądz nad wizją duszpasterskiego programu Dziesięciolecia. Kreślił on wizję pomocy, jakiej mógłby udzielić Kościół przy duchowym odrodzeniu społeczeństwa. Jak Kościół wykorzystał szansę, którą był obecny w społeczeństwie głód wiary?

Źle. W Kościele wygrały iluzoryczne próby powrotu do czasów przed komunizmem. Dbałość o własne instytucjonalne interesy przysłoniła poczucie odpowiedzialności za całe społeczeństwo. Moje pełne przerażenia wezwania z początku lat 90., aby ster łódeczki czeskiego Kościoła obrócić w zupełnie innym kierunku, nic nie pomogły. Tylko narobiłem sobie wrogów.

Jak Ksiądz wspomina pierwsze osobiste spotkanie z Janem Pawłem II?

To była prywatna kolacja, dzień przed upadkiem muru berlińskiego – piszę o niej szczegółowo w nowej książce. Opisuję też miesięczny pobyt w Sekretariacie Stanu w Watykanie, w czasie przygotowań pierwszej wizyty papieża w roku 1990 w Czechosłowacji. Funkcjonowałem wtedy trochę jak oficer kontaktowy między Janem Pawłem II a prezydentem Havlem, bo wtedy jeszcze nie mieliśmy kontaktów dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. Owszem, pośredniczyłem w przekazywaniu kilku osobistych wiadomości między nimi, ale jeśli obaj zabrali te wspomnienia z sobą do grobu, to i ja czuję powinność uszanowania ich tajemnicy.

W swojej książce pisze Ksiądz o wstrząsie, którym po aksamitnej rewolucji był kontakt ze środowiskiem Wydziału Teologicznego. Zmuszono Księdza do odejścia stamtąd. Czy to było rozczarowanie?

Tak, to była ciężka próba wiary w Kościół i gorzkie otrzeźwienie po epoce konspiracji, kiedy marzyłem o zupełnie innej postaci Kościoła. Dziś jestem wdzięczny ówczesnemu kierownictwu Wydziału za to, że mnie wypluło tak, jak wieloryb wypluł Jonasza. Pozwoliło mi to przenieść się z dusznego, klerykalnego środowiska Wydziału Telogicznego na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Karola, gdzie sam w latach 60. studiowałem. Tak rozpoczęła się moja kariera akademicka, możliwość wykładania i uzyskiwania nagród na prestiżowych uniwersytetach kilku kontynentów. O tym wszystkim nie mógłbym nawet marzyć na Wydziale Teologicznym. Potwierdziło się hiszpańskie przysłowie: Bóg pisze równo po krzywych liniach.

Czy pogodzenie się z celibatem jest trudne? Nie jest on przeżytkiem?

Celibat jest zawsze trudny, a dla niektórych ludzi jest nie do udźwignięcia. Nie jestem z drewna, nie mam w żyłach atramentu czy święconej wody. Nie jestem ani eunuchem, ani homoseksualistą. Jestem normalnym mężczyzną. W pewnym wieku życie w celibacie było dla mnie trudne, ale nigdy nie było nie do zniesienia. Zobowiązanie celibatu wziąłem na siebie świadomie i dobrowolnie w trzydziestym roku życia i nigdy go nie złamałem. Wiedziałem, że z wielkim trudem przychodziłaby mi ryzykowna służba w podziemiu, kiedy jedną nogą stale byłem w kryminale, gdybym jeszcze dodatkowo czuł odpowiedzialność za żonę i dzieci. Także dziś żyję w takim zawodowym napięciu, że rodzina by mi się prawdopodobnie szybko rozpadła.


Czytaj także: Ks. Adam Boniecki: Chwiejne, czyli żywe


Nie należę zatem do wojowników zwalczających celibat. Z drugiej strony myślę sobie też tak, jak to daje do zrozumienia papież Franciszek, że nadszedł czas, aby znowu, jak przed wiekami, celibat nie musiał być koniecznie związany ze służbą kapłańską. W końcu już dziś Kościół katolicki ma wielu żonatych księży w swojej wschodniej gałęzi czy księży, którzy przeszli z Kościoła anglikańskiego. Sam poznałem wielu mężczyzn, którzy byliby dobrymi księżmi, ale z powodu celibatu nimi nie zostali. Niestety, spotkałem też wielu takich, którzy nigdy księżmi zostać nie powinni, ale stali się nimi po to, by pod zasłoną celibatu, świadomie czy nieświadomie, ukryć orientację homoseksualną. Dlatego to chyba dobrze, że nastąpiło ujawnienie kościelnych skandali seksualnych. To przewietrzy kościelne środowisko i chyba powinno prowadzić do uzdrowienia kościelnego stosunku do seksualności w ogóle. Jako spowiednik wielu setek ludzi przez czterdzieści lat służby wiem swoje o tych sprawach.

Jak to jest być księdzem w czeskim społeczeństwie, gdzie religijność nie jest oczywistością? Nie czułby się Ksiądz lepiej w społeczeństwie, które – jak Ksiądz pisze w książce – jest religijnie przesolone?

Nasz Pan dobrze wiedział, dokąd mnie posyłał. W tradycyjnym, katolickim środowisku masowego Kościoła chyba bym za dużo prowokował. Cechuje mnie głęboki brak zaufania do kultury większościowej, do opinii publicznej, do głosu ludu. Większość się w większości wypadków myli. Dlatego jestem radykalnym przeciwnikiem referendów czy bezpośredniej demokracji i zawsze podkreślam, że demokracja nie może zamienić się w dyktaturę większości, że jej istotą jest ochrona mniejszości i legalizacja opozycji.

Wszystkie rzeczy wielkie w kulturze, religii, nauce czy sztuce zawsze zaczynały się jako przedsięwzięcie wyśmiewanej, a często prześladowanej mniejszości. A kiedy te idee w końcu stały się dla większości oczywistością, to często były już tak zwulgaryzowane, że pojawiała się kolejna reforma. Historia chrześcijaństwa to kolejne reformacje – tak twierdzi już św. Augustyn. Chrześcijaństwo musi być otwarte dla wszystkich. Jednocześnie Jezus realistycznie powiedział, że jest to stroma i wąska ścieżka, którą kroczą nieliczni. Przypowieść o soli także nie jest wezwaniem do chrześcijaństwa masowego.

Współczesny kurczowy konserwatyzm części młodego kleru u nas i w świecie uważam za dziecięcą chorobę, z której większość – mam nadzieję – wyrośnie. Nawet ich psychologicznie rozumiem, to jest forma protestu przeciwko większości w ich środowisku.

W swoje 50. urodziny w naszej gazecie przeczytał Ksiądz wywiad z Václavem Havlem, który wymieniał Księdza jako dobrego kandydata na prezydenta. Sam Ksiądz napisał kiedyś, że jako dziecko chciał być niedźwiedziem polarnym, a być może i prezydentem. Czy kusi Księdza wizja filozofa na tronie?

Czasy mamy takie, że raczej bym wolał być polarnym niedźwiedziem niż czeskim prezydentem. Myślę, że dla naszego społeczeństwa jestem najbardziej pożyteczny tam, gdzie jestem, i to nie tylko w kraju, ale przede wszystkim za granicą, gdzie nasz kraj na wielu forach reprezentuję i chyba nie robię tego źle.

Jakie plany na następną dekadę? Będzie Ksiądz szukał leku dla naszego sfrustrowanego społeczeństwa?

Zacząłem kolejną książkę i pracuję nad trzema międzynarodowymi projektami badawczymi. Bardzo mnie inspiruje myśl papieża Franciszka, że Kościół ma być szpitalem polowym. Rozumiem to tak, że ma rozwijać terapeutyczną rolę wiary, ale poświęcać też wiele uwagi diagnozie, prewencji i leczeniu infekcji i uzależnień, do jakich należą populizm, szowinizm i ksenofobia czy fundamentalizm religijny wraz z wykorzystywaniem religijnych symboli i retoryki do szerzenia strachu, nienawiści i usprawiedliwiania przemocy.

Niedawno wraz z ks. prof. Paulem Zulehnerem z Uniwersytetu Wiedeńskiego zapoczątkowaliśmy inicjatywę wsparcia reformatorskiej myśli papieża. Udało nam się zorganizować międzykontynentalną sieć ponad 1400 profesorów teologii z całego świata i kilku dziesiątek tysięcy innych ludzi. Teraz zaczynamy tę sieć wykorzystywać, zgromadziliśmy inspirujące pomysły z 50 krajów z pięciu kontynentów i na tej podstawie chcemy opracować propozycje praktycznych kroków do rozwijania terapeutycznej roli religii i do prewencji przed jej destrukcyjnymi postaciami. Zatem: nie sądzę, żebym się w kolejnej dekadzie nudził – jeśli tylko Pan Bóg da mi zdrowie. ©

Przełożył: TOMASZ MAĆKOWIAK

Powyższy tekst jest skróconą rozmową, która ukazała się 6 czerwca w czeskim dzienniku „Lidové Noviny”. Dziękujemy ks. prof. Tomášowi Halíkowi za zgodę na publikację wywiadu.

NAJWAŻNIEJSZE KSIĄŻKI TOMÁŠA HALÍKA

„CO NIE JEST CHWIEJNE, JEST NIETRWAŁE. Labiryntem świata z wiarą i wątpliwościami” – to książka, którą powinien przeczytać każdy, kto poszukuje wartości duchowych. Przestrzega, że bez trudu zmagania się z pytaniami droga wiary zawsze będzie iluzją. Życie, świat i sam człowiek dla siebie jest labiryntem. We wstępie Václav Havel pisze o autorze: „Jest to twarz człowieka myślącego, tolerancyjnego, w dobrym tego słowa znaczeniu wątpiącego, któremu dane jest kształtować sobie przede wszystkim samemu pogląd, a nie ulegać ślepej doktrynie”.

„WZYWANY CZY NIEWZYWANY. Bóg się tutaj zjawi” – to wykłady Halíka wygłoszone na całym świecie. Ale napisane w formie eseju. Oksford, Fryburg, Cambridge, Mannheim, Berlin, Saarbrücken, Akwizgran, Strasburg, Rohr, Warszawa, Lublin, Rzym, Paryż, Moskwa, Wiedeń. Czyta się jak opowieść o dzisiejszym świecie i jego zmaganiach. O człowieku i jego nadziei. O Kościele, Europie, o postmodernizmie i postchrześcijaństwie. ©

TOMASZ DOSTATNI OP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof, teolog, psycholog, duszpasterz. Wykładowca Uniwersytetu Karola w Pradze. Profesor socjologii, i teologii, doktor filozofii. Laureat Nagrody Templetona (2014) przyznawanej za przekraczanie barier między nauką a wiarą. W czasach komunizmu jedna z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2018