Jeszcze będzie lepiej

Rodzi się nowa postać chrześcijaństwa, która może się stać wiarygodnym głosem dla świata. Ideologiczna religijność nie ma szans.

23.12.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

To będzie rok jubileuszu Reformacji, a zatem okazja do pogłębienia ekumenii, zaś dla katolików wezwanie, aby zrozumieć i przedstawić Lutra w szerszym kontekście – niemieckiej, średniowiecznej mistyki, z której jego teologia wyrosła. Konieczne będą publikacje i wykłady na temat „Luter dla katolików”. Jednocześnie takie szersze spojrzenie na Lutra może pogłębić jego pojmowanie także u ewangelików. Cały ubiegły rok zachwycałem się aktualnością i głębią dzieła jednego z inspiratorów Lutra – Mistrza Eckharta. W szeregu kazań komentowałem jego zdanie: „Zewnętrzny człowiek ma zewnętrznego boga, wewnętrzny człowiek ma wewnętrznego Boga”.

Tu przechodzę do drugiego wyzwania, nie tylko na przyszły rok: trzeba się wyrzec „zewnętrznej religii” dla powierzchownych ludzi, religii, która może być ideologicznie nadużyta do szerzenia nacjonalizmu, ksenofobii i nienawiści. Trzeba wypłynąć na głębię, od nowa objawiać radykalizm Ewangelii – tak jak systematycznie robi to papież Franciszek. Myślę, że przyszły rok pogłębi przepaść między ludźmi, których „chrześcijaństwo” polega na nienawiści (do „liberałów”, emigrantów, muzułmanów i homoseksualistów), a ludźmi, którzy poważnie traktują ewangeliczne wezwanie do solidarnej miłości, która łamie wszystkie granice.

Każdy kolejny rok będzie oznaczać kolejny krok na drodze globalizacji. Potrzeba większej integracji politycznej Europy jest jej naturalną częścią, bo wobec konkurencji wielkich mocarstw (szczególnie ze względu na imperialistyczne ciągoty Rosji Putina), europejskie narody nie mogą przetrwać jako odizolowane byty. W 2017 r. Rosja znowu zrobi wszystko, aby wspierać w Europie nacjonalistów (szczególnie w czasie wyborów prezydenckich we Francji) i szerzyć niewiarę w Unię Europejską. W tym procesie znacząco wspierają Rosję niektórzy katoliccy „ultrasi”. To wezwanie dla europejskich katolików, aby kultywować proces integracji Europy, jednocześnie nie tracąc realizmu i wiarygodności (to znaczy wyrzec się pokusy tryumfalizmu i wszelkiej romantycznej nostalgii po średniowiecznej Christianitas).

Wizja Ratzingera

Kilka lat po Soborze młody teolog Joseph Ratzinger przedstawił pesymistyczną wizję Kościoła przyszłości. W książce „Wiara i przyszłość” pisał, że Kościół w roku 2000 będzie małą, biedną wspólnotą ludzi duchowo rozwiniętych i zaangażowanych, wspólnotą bez przywilejów społecznych. Czy ta wizja może się spełnić?

Niektórzy teolodzy i biskupi, którzy byli aktywnymi uczestnikami Soboru, stając potem wobec antyautorytarnej rewolucji kulturalnej późnych lat 60. nabrali wątpliwości, czy Kościół – za sprawą otwartości na współczesny świat – nie obrał złego kierunku. Ratzinger był jednym z nich. Szereg jego tekstów, poczynając od lat 70. XX w. aż po jego niemal apokaliptyczne kazanie na początku konklawe w 2005 r., naznaczone są kulturowym pesymizmem, a niekiedy i depresyjnym spojrzeniem na współczesną Europę i przyszłość Kościoła na Zachodzie (szczytem był tu wywiad przeprowadzony przez włoskiego fundamentalistycznego dziennikarza Messoriego). Tym cenniejsza jest późna teologia Ratzingera – zaskakująca pochwała „zdrowej świeckości”, akcent na użyteczność wzajemnego uzupełniania się wiary i świeckiego humanizmu (szczególnie w rozmowie z Habermasem w Monachium) i na konieczność otwarcia w Kościele przestrzeni dla poszukujących (niezbyt szczęśliwie nazwanej „dziedzińcem pogan”). Ratzinger był do głębi Europejczykiem, nie brał za bardzo pod uwagę „chrześcijaństwa globalnego”, które prawdopodobnie odciśnie swoje piętno także na Europie – co już dziś widać po ożywczym impulsie pierwszego papieża z Ameryki Południowej.

Ale także największy z teologicznych inspiratorów Soboru, Karl Rahner, który został aż do śmierci wierny swojej proroczej wizji otwartego i pielgrzymującego Kościoła w duchu „Gaudium et spes” i „Lumen gentium”, oczekiwał „Kościoła małych grup” ze znanej z Ameryki Łacińskiej teologii wyzwolenia. Jednak ta „kenotyczna” postać Kościoła nie wiodła go ku pesymizmowi – widział w niej szansę na drogę ku głębinom. Podobnie jak dziś papież Franciszek, widział Kościół, który wyrzeka się wszelkich postaci tryumfalizmu i zamknięcia w getcie, oraz jako siłę, której źródłem nie jest „władza”, ale autentyczność.

Naprawa Kościoła

Dokąd zmierza Franciszek? Jest on wielkim prorokiem naszego czasu, jego reforma Kościoła jest bardziej niż potrzebna. Podobnie jak święty z Asyżu i on usłyszał Boże wezwanie: „Franciszku, napraw mój dom” – i zaczął działać. Kościół katolicki w reakcji na rewolucję obyczajową lat 60. XX w. wyraźnie przesadził z naciskiem na moralność seksualną. Próby kryminalizowania aborcji, demonizowanie kondomów, związków homoseksualnych i studiów nad gender miejscami stały się głównymi tematami kazań i zasadniczym kryterium prawowierności. Papież Franciszek miał odwagę tę redukcję chrześcijaństwa do podobnych kwestii nazwać „neurotyczną obsesją”.

Chodzi tu zapewne (szczególnie w sprawach obrony nienarodzonych) o kwestie ważne, ale jednak nie mogą one zakrywać spraw dla Ewangelii ważniejszych, właśnie tych, które papież Franciszek wydobywa z cienia: miłosierdzia, przebaczenia, solidarnej miłości, odpowiedzialności za biednych i cierpiących, co dziś oznacza przede wszystkim emigrantów, ochronę środowiska naturalnego i nacisk na rolę sumienia w decyzjach moralnych. Jestem przekonany, że wraz z papieżem Franciszkiem – tak samo, jak wcześniej było ze świętymi, którzy go inspirują, Franciszkiem z Asyżu i Ignacym Loyolą – zacząć się może nowy rozdział w dziejach chrześcijaństwa. Rodzi się taka postać chrześcijaństwa, która może się stać wiarygodnym i niepowtarzalnym głosem wśród wszelkich prądów, które mają ambicję duchowego i moralno-kulturowego wpływania na proces globalizacji. Globalizacja bowiem nie może zatrzymać się na poziomie ekonomiczno-administracyjnym, potrzebuje też inspiracji duchowo-moralnej– nie może to jednak być ideologia, która by dążyła do dominacji, totalności.

Ideologiczne chrześcijaństwo nie ma szans. Nasz świat pozostanie pluralistyczny, ale chodzi o to, aby ten pluralizm wiódł ku symfonii, a nie do kakofonii.

Papież Franciszek może spełnić ogromne nadzieje, które łączą z nim także ludzie spoza katolickich granic tylko jeśli na jego wezwanie chrześcijanie odpowiedzą „wypłynięciem na głębię”. Kiedy nie zatrzymają się na powierzchownym kulcie osobowości sympatycznego papieża (jak to się przydarzyło wielu czcicielom Jana Pawła II, i to nie tylko w jego rodzinnej Polsce). Sobór Watykański II został przygotowany dzięki intensywnej pracy intelektualnej teologów tamtej epoki; taki wysiłek towarzyszył także soborowym pracom. Czuję, że głębokie, odważne i tak potrzebne reformatorskie kroki papieża Franciszka również potrzebują większego wsparcia ze strony myślicieli chrześcijańskich.

Spór o „Amoris laetitia”

W ostatnim roku przeżywaliśmy ostrą dyskusję na temat możliwości dopuszczenia do komunii w indywidualnych przypadkach osób rozwiedzionych, które żyją w ponownych związkach. Otwarcie takiej możliwości przez papieża w adhortacji „Amoris laetitia” zostało niedawno podważone przez czterech kardynałów, domagających się od Kongregacji Nauki Wiary i od Franciszka jasnej deklaracji, czy nauka doktrynalna Kościoła została zmieniona.

List czterech kardynałów jest klasycznym przykładem tego, jak hipokryzja faryzeuszów, największych nieprzyjaciół Jezusa, jest w Kościele ciągle żywa. Forma i zawartość tego listu oraz widoczne zamiary jego autorów mocno przypominają sceny, w których faryzeusze chcą zapędzić Jezusa do kąta i budują pułapki: „Mistrzu, czy to właściwe płacić podatek cesarzowi? Czy to właściwe uzdrawiać w szabat? Prawo nakazuje nam kamienować cudzołożników – co ty o tym myślisz?”.

Autorzy listu w rzeczywistości nie pytają. Wszak oni już mają swoją odpowiedź i „mają swoją nagrodę” – wsparcie ludzi, którzy boją się wolności, jaka promieniowała z Jezusa i jaka dziś promienieje z papieża Franciszka. Ci czterej kardynałowie już mają po swojej stronie tych, którzy się gorszą nad odpowiedzią, że szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu, że litera zabija, a duch ożywia. Oni już mają w dłoniach kamienie na „cudzołożników” i nie chcą słyszeć zdania: „Który z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem!”.

Ale właśnie taki jest sens dokumentu „Amoris laetitia” – i to dobrze, że papież im nie odpowie, bo także Jezus w podobnej sytuacji milczał „i czynił palcem znaki na piasku”. „Kto może zrozumieć, niech zrozumie” – Jezus wiedział, że niektórzy ludzie nie chcą słyszeć i nie chcą rozumieć. I widocznie wiedział, że tacy sami ludzie będą nawet za dwadzieścia wieków nosić długie, purpurowe treny i ozdobne frędzle. Przed tymi, którzy nakładają na ludzi ciężkie brzemiona, ale sami ich nawet palcem nie tkną, Jezus stanowczo przestrzegał.

Kryzys wiary?

Istnieje obawa, że za procesem sekularyzacji kryje się wysychanie źródeł wiary. Proces sekularyzacji nie jest jednak końcem chrześcijaństwa albo końcem religii. To bardzo pożyteczny kryzys. Z jednej strony był to szczególnego rodzaju rozwód „wiary chrześcijańskiej” i „religii” (religii w sensie głównej siły integrującej społeczeństwa, języka zrozumiałego dla wszystkich).

Kościelne chrześcijaństwo stało się jednym z „poglądów na świat”, podczas gdy w rolę społeczną, którą przestała pełnić „religia”, wszedł szereg fenomenów – współczesna nauka, oświeceniowa kultura humanistycznego wykształcenia, polityczne ideologie wraz z nazizmem i komunizmem, nacjonalizm, media, a dziś chyba najbardziej kapitalistyczna ekonomia wolnego rynku.

Chrześcijaństwo nadal szuka swojego miejsca we współczesnej kulturze, inkulturacja w nowoczesnym społeczeństwie nie udała się mu zbyt dobrze, tak jak się to udało w przypadku „wcielenia chrześcijaństwa” do wielu innych, wcześniejszych kultur, szczególnie europejskich. Paradoksalnie powodem było to, że sekularyzacja miała wiele cech chrześcijaństwa – właściwie oznaczała ona szczególną „absorpcję” szeregu wartości chrześcijańskich do współczesnej kultury (genialnie analizował to Charles Taylor w wykładzie „A Catholic Modernity?”). W reakcji na wojny religijne wytworzyło się szczególne „ponadwyznaniowe, ponadkościelne” chrześcijaństwo intelektualistów, które potem zmieniło się w oświeceniowy, świecki humanizm. Z nim dziś prowadzimy dialog, zalecony przez Sobór.

Postnowoczesna kultura – co dla wielu zaskakujące – jest szczególną szansą na odnowę chrześcijaństwa, na odkrycie jego głębszej, dojrzalszej formy. To chrześcijaństwo, które mocno skorzystało na tym, że przeszło przez oczyszczający ogień nowoczesnej krytyki. W teologii i filozofii religii ten bliski mi prąd nazywa się „anateizmem” („znów wierzyć”). Jednym z jego prekursorów był Paul Ricoeur. Nie boję się zatem o teologię. Nie boję się o wiarę wykształconych, nawykłych do myślenia ludzi. Będzie bardziej indywidualistyczna, nie będzie łatwo ją „dyscyplinować” kościelnym autorytetem, ale będzie głębsza i żywsza niż wiara sprowadzona do roli folkloru.

Mam jednak obawy o przyszłość „Kościoła ludowego”, który w procesie modernizacji straci swoją społeczno-kulturalną biosferę. Obawiam się, że wielu ludzi, którzy nie zostali w środowiskach kościelnych wychowani do samodzielnego myślenia – albo opuści wiarę, albo wpadnie w różne formy fundamentalizmu.

Już teraz notujemy wzmożenie irracjonalnych form wiary (szukanie cudów, angażowanie się w religijność emocjonalną, fascynacja prywatnymi objawieniami). To naturalny skutek tego, jak wielu głosicieli i nauczycieli wiary nie wzięło do siebie poważnie wielkiego ostrzeżenia Jana Pawła II, że „wiara bez myślenia jest niebezpieczna”. ©

Przeł. Tomasz Maćkowiak

Ks. prof. TOMÁŠ HALÍK (ur. 1948) jest czeskim filozofem, teologiem, psychologiem i duszpasterzem; w czasach komunistycznych był tajnie wyświęconym na księdza współpracownikiem opozycji. Po 1989 r. był m.in. doradcą prezydenta Václava Havla, a także konsultantem Papieskiej Rady ds. Dialogu z Niewierzącymi. Autor wielu religijnych bestsellerów, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof, teolog, psycholog, duszpasterz. Wykładowca Uniwersytetu Karola w Pradze. Profesor socjologii, i teologii, doktor filozofii. Laureat Nagrody Templetona (2014) przyznawanej za przekraczanie barier między nauką a wiarą. W czasach komunizmu jedna z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2017