Los wysiedleńców

Na pierwszy rzut oka nie ma związku pomiędzy rwandyjskim ludobójstwem sprzed 12 lat a wyborami powszechnymi, które odbyły się właśnie w Kongu. A jednak...

17.08.2006

Czyta się kilka minut

Kongijscy uchodźcy. Fot. KNA-Bild /
Kongijscy uchodźcy. Fot. KNA-Bild /

Tutaj, w prowincji Południowego Kivu, związek taki, niestety, istnieje. Gdy 25 milionów wyborców oddawało swoje głosy w całym Kongu, tutaj - podobnie jak w Północnym Kivu, Katandzie i w regionie Ituri - miejscowi mężczyźni i kobiety troszczyli się nie o to, na kogo głosować, lecz jak nie zostać zabitym, zgwałconym bądź obrabowanym.

To wszystko robota bojówek, zwykle po to, aby przejąć kontrolę nad lokalnymi kopalniami. A więc nad diamentami, złotem, miedzią i kobaltem, tym naturalnym błogosławieństwem - a raczej przekleństwem - bogatej ziemi Konga.

W Południowym Kivu pojawia się jeszcze jedna komplikacja: plemię Hutu z Rwandy chce w ten niejako pośredni sposób odzyskać władzę, utraconą w 1994 r. w wyniku wojny w swoim kraju. Dokonane przez Hutu ludobójstwo pochłonęło tam prawie pół miliona ofiar - ludzi z plemienia Tutsi - ale w efekcie doprowadziło Hutu do porażki. Wielu wojowników przedostało się potem przez granicę właśnie do Południowego Kivu.

Dziś, gdy motywem ich działalności jest zwykły bandytyzm bądź dążenie do hegemonii, efekt jest ten sam: oni żyją tu, a żyjąc, zamieniają Południowe Kivu w kolejny rozdział nieustającej rwandyjskiej tragedii.

Na wiejskich drogach Południowego Kivu czuje się wyborczy klimat: drewniane domki pysznią się kolorowymi plakatami osób z rządu, którzy startują w wyborach. Obok nich wiszą czarno-białe, skserowane zdjęcia innych kandydatów.

Szczególnie duże i kolorowe są plakaty Josepha Kabili, szefa rządu tymczasowego ustanowionego w 2002 r., po ugodzie mającej zakończyć wieloletni konflikt w Kongu. Zadanie zapewnienia pokoju wciąż jeszcze jest przed Kabilą, ale jak dotąd jest on najbardziej znanym kandydatem, co może przynieść mu zwycięstwo.

Jednak wyników wyborów z 30 lipca nie poznamy jeszcze przez kilka tygodni. Na razie trwa długie i skomplikowane liczenie głosów - w kraju, który na długo pozostanie uzależniony od pomocy z zewnątrz.

Tutaj, w Południowym Kivu, przejawia się to dwojako - pod postacią ciężarówek należących do chińskich budowlańców, którzy stawiają tu most (komunistyczne Chiny w ogóle bardzo aktywnie wkraczają do krajów Afryki) oraz dżipów organizacji humanitarnych. I bezpieczeństwo, i pomoc humanitarna dla Konga przychodą z zewnątrz.

Chińscy budowniczowie są bowiem częścią MONUC, misji Narodów Zjednoczonych w Kongu, największej, jaką kiedykolwiek wysłano, bo liczącej 18 tys. ludzi. Dziś, biorąc pod uwagę, że kraj ten ma 58 mln mieszkańców i powierzchnię prawie porównywalną do całej Europy Zachodniej, "błękitnych hełmów" jest tu bardzo niewiele, siły MONUC zaś nie mogą powstrzymywać partyzantów przed napadaniem na tutejszą ludność. Nie potrafi też zapobiec temu źle opłacana, źle wytrenowana i źle wyposażona armia kongijska.

Na przykład do Luhago, gdzie właśnie dojechałam po kilkugodzinnej podróży wertepami z Bukavu, bojownicy Hutu działający na terenie Południowego Kivu przybyli dziesięć dni temu, zabili jedną osobę, kolejną ranili, uprowadzili siedem, następnie wypuszczając jedną z nich, aby zażądać półtora tysiąca dolarów okupu - sumy niewyobrażalnej dla kongijskiej wsi - za sześciu pozostałych jeńców.

Po tych wydarzeniach ponad tysiąc ludzi zbiegło z Luhago, bojąc się "pogan z lasu", jak miejscowi nazywają napastników. Dla nowych wysiedleńców stworzono tymczasowe lokum.

Mimo że ilość wysiedleńców w Południowym Kivu - dziś około 200 tys. - spadła o połowę w porównaniu z rokiem 2004, to jednak są oni nadal zagrożeni.

Walki w Południowym Kivu nie są odosobnione, więc wszystkie działające tu organizacje pozarządowe przekazały Międzynarodowemu Komitetowi Ratownictwa IRC (pomagającemu przesiedleńcom i uchodźcom) zwierzchnictwo nad tzw. Mechanizmem Błyskawicznego Reagowania. Zaczyna on działać wtedy, gdy następuje ucieczka zagrożonej ludności ze swych miejsc zamieszkania.

W 48 godzin po ucieczce ludzi z ich domów dokonuje się oceny sytuacji i, jeśli trzeba, dostarcza się wysiedleńcom przygotowane w magazynach zestawy pierwszej potrzeby. Każdy taki zestaw zawiera przybory do gotowania, dwa koce, płótno namiotowe, dwie kostki mydła i kanister. Wspomaga się także miejscowy punkt pierwszej pomocy. Tak szybko, jak to możliwe, pojawiają się też służby przygotowujące latryny i sanitariaty, bo ważniejsze nawet od żywności jest zapobieżenie epidemii.

Zanim wysiedleńcy zaczną dbać sami o siebie, przewiduje się dla nich tylko jedną rację wysokoenergetycznych sucharów. Dlaczego nie więcej? Bo celem jest raczej zachęcenie ludzi do powrotu w miarę szybko do ich domów, gdy tylko pozwolą na to względy bezpieczeństwa, a nie tworzenie kolejnych obozów, gdzie byliby oni zależni od pomocy.

Podejście takie cechuje wszystkie międzynarodowe organizacje działające w Kongu. Chodzi o wsparcie ludzi w tym, aby sami mogli dbać o swoje potrzeby, a nie o robienie z nich wiecznych odbiorców jałmużny.

Ale w Luhago prawie nikt nie ma teraz głowy do długofalowych strategii. Myśli się tu raczej o natychmiastowych skutkach wyborów oraz o tym, czy bardzo krucha stabilizacja nie stanie się po nich jeszcze słabsza. W Południowym Kivu minie jeszcze sporo czasu, zanim przestanie się odczuwać dramatyczny wpływ rwandyjskiej tragedii sprzed kilkunastu lat.

ANNA HUSARSKA jest doradcą politycznym Międzynarodowego Komitetu Ratownictwa (www.theIRC.org). Stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2006