„Pokażcie, jak żyć w pokoju"

Podczas gdy tragedia w zachodniosudańskim Darfurze przykuwa uwagę świata, kruchy pokój w Sudanie Południowym trwa prawie niezauważony.

10.01.2007

Czyta się kilka minut

Z lewej: kobieta ze szczepu Dinka. Z prawej uchodźca wracający do domu z Chartumu /fot. A. Husarska /
Z lewej: kobieta ze szczepu Dinka. Z prawej uchodźca wracający do domu z Chartumu /fot. A. Husarska /

Z perspektywy Aweil - pokrytego pyłem miasta, prawie graniczącego z Darfurem - zakrawa na cud, że porozumienie pokojowe, podpisane 9 stycznia 2005 r. przez w większości muzułmańskich Arabów z sudańskiej Północy oraz głównie chrześcijańską i animistyczną ludność Południa, jeszcze się utrzymuje. Po 20 latach wojny domowej, która pochłonęła dwa miliony ofiar, wszyscy Sudańczycy odczuwają autentyczną ulgę.

Jednakże na południowym froncie nie jest całkiem spokojnie. Starcia w listopadzie w mieście Malakal w prowincji Górnego Nilu (na południu Sudanu) pochłonęły życie około 150 osób. Walki te były najpoważniejszym jak dotąd pogwałceniem porozumienia pokojowego: wymiana ognia nastąpiła między Sudańskimi Siłami Zbrojnymi, reprezentującymi rząd z Chartumu na Północy, a Sudańską Ludową Armią Wyzwolenia, która na mocy tamtego porozumienia stała się armią rządu Południowego Sudanu ze stolicą w Dżubie.

Tutaj, w Aweil, bezpieczeństwo jest kwestią najważniejszą. Armie z Północy i z Południa miały teoretycznie stworzyć Połączone Siły Zintegrowane, te jednak nie są ani "połączone", ani "zintegrowane": arabskojęzyczni żołnierze z Północy spotykają członków plemienia Dinka z Południa tylko raz w miesiącu, gdy ich dowódcy zbierają się w białym namiocie Misji Narodów Zjednoczonych, która utrzymuje w Sudanie około 10 tys. błękitnych hełmów, kontrolujących porozumienie pokojowe. To efemeryczna konstrukcja, która może prowadzić do starć podobnych do tego w Malakal, i grożąca wybuchem chaosu.

Patrząc szerzej, niezrealizowane pozostają kolejne kluczowe aspekty porozumienia pokojowego: status i sposób podziału obszarów granicznych (włącznie z Abyei, jedną z prowincji bogatych w ropę), rozbrojenie sił podporządkowanych Północy z również obfitującej w ropę prowincji Górnego Nilu oraz podział zasobów (znowu chodzi o ropę). Ta ostatnia kwestia jest szczególnie delikatna: we wspólnym Rządzie Jedności Narodowej zarówno ministerstwo finansów, jak i ministerstwo energii kontrolują Sudańczycy z Północy, ale 80 proc. zasobów ropy znajduje się na Południu.

Nierozwiązana kwestia linii demarkacyjnej może odegrać zasadniczą rolę w przewidzianym na ten rok spisie ludności. Jeszcze ważniejszy okaże się tu zapewne postęp w "odtwarzaniu struktury ludności" sprzed wojny, czyli powrót wysiedlonych. Spis jest tylko jednym z trzech sprawdzianów, które Sudańczyków z Południa czekają w nadchodzących latach: w 2008 r. zaczną się powszechne wybory (które skończą się w lipcu 2009 r.), a rok 2011 przyniesie referendum niepodległościowe na Południu.

Dwie dekady wojny spowodowały wewnętrzne - tzn. w obrębie Sudanu - wysiedlenie czterech milionów ludzi i zmusiły dalsze pół miliona do uchodźstwa za granice kraju, głównie do sąsiednich Ugandy, Kenii i Etiopii. Ci ludzie właśnie zaczynają wracać.

I to masowo. W mieście Warawara (na północ od Aweil) oczekuje się przybycia nawet 45 tys. powracających do domów z Południowego Darfuru i Chartumu. Wszystkich między lutym a kwietniem, gdy dzięki porze suchej przejezdne staną się drogi.

Do Dżuby wracający uchodźcy przybywają głównie na barkach, którymi płyną Nilem z Kosti w pobliżu Chartumu. Wielu z nich przebywa tę trzytygodniową podróż, śpiąc na dachach barek, które w ładowniach wiozą towary handlowe.

Powracający uchodźcy wysiadają na obskurnym nadbrzeżu między rdzewiejącymi czołgami - pamiątkami wojny, przed którą uciekli. ONZ przydziela im równowartość trzymiesięcznego wyżywienia. Oczekuje się, że później będą już na powrót zintegrowani ze swymi dawnymi społecznościami.

Cały ten proces przyjmowania tak wielkiej liczby niedawnych uchodźców i ich reintegracji stanowiłby gigantyczne wyzwanie nawet dla o wiele bardziej doświadczonych przywódców od tych, którzy zasiadają w Rządzie Południowego Sudanu.

Tym bardziej że nie jest gotowa infrastruktura niezbędna do przyjęcia powracających: szpitale i szkoły są zrujnowane, za mało jest pracy, za to zdecydowanie za wiele broni. Tak więc opóźnienia w wypłatach łatwo prowadzą do strzelanin, wywoływanych przez rozwścieczonych ludzi albo przez żołnierzy, jak to się stało dwukrotnie w ciągu jednego tylko grudniowego tygodnia. Trzeba dodać, że w sytuacji, gdy całe pokolenie Sudańczyków z Południa pamięta wyłącznie wojnę, ich przywódcy dysponują bardzo nielicznymi zasobami kadr do budowy pokojowego systemu rządów.

Dżuba, która szczyci się czterema z czternastu kilometrów asfaltowych dróg w całym Południowym Sudanie, jest kwaterą główną pracowników ONZ i innych organizacji humanitarnych. Ściany naszych biur wyklejone są mapami - bliźniaczo podobnymi do wojennych map sztabowych - ze strzałkami w różnych kolorach i o grubości odzwierciedlającej przewidywaną liczbę powracających uchodźców. Stale rewiduje się plany awaryjne i na nowo rozdysponowuje zasoby konieczne do ich przyjęcia.

Pomoc tych organizacji najbardziej potrzebna jest poza stolicą. W Aweil Międzynarodowy Komitet Ratownictwa (IRC) jest jedyną międzynarodową organizacją pozarządową. Dostarczamy tu usługi medyczne, wodę i infrastrukturę sanitarną oraz wspieramy działania obywatelskie, grupy kobiet, młodzieży i inne inicjatywy walczące o praworządność.

Każdy, z kim rozmawiałam w Aweilu prosił o pomoc. Eksperci używają na jej określenie terminu capacity building, czyli szkolenie kadr. Ale większość Sudańczyków powiada po prostu: "Proszę, nauczcie nas, jak być państwem", "Pokażcie nam, jak żyć w pokoju". Oczywiście, takie wsparcie jest najlepszą pomocą, jakiej zewnętrzny świat może Sudańczykom dostarczyć.

I musi zrobić to szybko.

ANNA HUSARSKA jest doradcą politycznym Międzynarodowego Komitetu Ratownictwa (IRC); w internecie:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2007