Prawdziwe jądro ciemności

Badanie, która śmierć wzbudza większe zainteresowanie, to zajęcie makabryczne, ale wiele ono wyjaśnia. Śmierć czterech milionów Kongijczyków świat uznaje najwyraźniej za mało heroiczną, najwyraźniej apolityczną, a zatem - niemedialną.

31.07.2006

Czyta się kilka minut

fot. KNA-Bild /
fot. KNA-Bild /

Powszechne wybory w Kongu, pierwsze od ponad 40 lat, niosą nadzieję: że gdy rząd zostanie wybrany, zawita do tego gnębionego wojną kraju prawdziwy i trwały pokój; i że po dziesięciu latach ubóstwa i śmierci kraj ten zejdzie wreszcie z listy ognisk nieustannego kryzysu humanitarnego, który wymaga rozległej pomocy z zewnątrz.

Ale czy Kongo - teoretycznie w stanie pokoju, odkąd rozejm w 2002 r. zakończył ośmioletnią wojnę domową, ale wciąż cierpiące od wybuchów przemocy - kiedykolwiek zajmowało na tej liście należne mu miejsce? Czy skala tragedii trawiącej Kongijczyków zyskała właściwą uwagę? Odpowiedź niestety brzmi: nie. Obojętność wobec nieszczęścia, jakie dotyka Kongo, była i jest niemal powszechna, chociaż liczby to nieszczęście ilustrujące - szczególnie kluczowy wskaźnik "nadmiernej umieralności", a więc ilości zgonów ponad średni poziom - są wstrząsające.

Międzynarodowy Komitet Ratownictwa (IRC), od 1996 r. zapewniający pomoc humanitarną w Kongu, przeprowadził w tym kraju, między rokiem 2000 a 2004, cztery badania umieralności. Okazało się, że w najbardziej doświadczanych strefach wskaźnik śmiertelności w latach objętych badaniem (1998-2004 r.) przekraczał "standard" dla Afryki Subsaharyjskiej o niemal 4 miliony zgonów. Oznacza to, że kryzys w Kongu jest najbardziej śmiertelnym spośród wszystkich na świecie od końca II wojny światowej, dystansując Bośnię, Kosowo, Darfur, a nawet tsunami w Azji Południowej. To śmiertelne żniwo, jednakże, przeszło praktycznie niezauważone.

Być może stało się tak ze względu na to, jak umierają Kongijczycy. W epoce natychmiastowej informacji więcej uwagi zwraca się na tych, którzy giną od przemocy niż na umierających wskutek chorób. Najnowsze kongijskie badania IRC pokazały, że tylko 2 proc. przypadków śmierci wiąże się bezpośrednio z konfliktem zbrojnym. Reszta wynika głównie z chorób łatwych do zapobieżenia i leczenia, które są pośrednim - ale nie mniej niszczącym - skutkiem walk. Tak wysoka umieralność w Kongu to głównie efekt gorączki (zwykle powodowanej przez malarię), biegunek, niedożywienia bądź chorób układu oddechowego. Prawie połowa ofiar miała poniżej pięciu lat. Ale nawet to nie przyciągnęło uwagi świata. Śmierć czterech milionów Kongijczyków została dobrze udokumentowana (raport IRC opublikował brytyjski magazyn medyczny "Lancet"), ale widocznie uznano ją za mało heroiczną, najwyraźniej apolityczną, a zatem - niemedialną.

To tym tragiczniejsze, że badania pokazały również, iż wskaźnik umieralności bardzo obniża się, gdy poprawia się bezpieczeństwo. W regionach, gdzie trwają walki, umieralność była o 76 proc. wyższa niż w regionach spokojniejszych. Przykładowo, przybycie oddziałów pokojowych ONZ mających w 2004 r. zapewnić bezpieczeństwo w mieście Kisangani przyniosło efekt wstrząsający: umieralność spadła z katastrofalnego poziomu 6,2 przypadków śmierci na tysiąc osób miesięcznie do normalnego (dla Afryki) poziomu wynoszącego 1,4.

Przewidując pewien wzrost zainteresowania Kongiem ze względu na nadchodzące wybory, IRC poszło o krok dalej. Zbadaliśmy, czy reakcje społeczności międzynarodowej były proporcjonalne do znanej już potrzeby zajęcia się tą katastrofą. Chociaż badanie, która śmierć wzbudza większe zainteresowanie, to zajęcie makabryczne, ale wiele ono wyjaśnia. Przyjrzeliśmy się z bliska trzem rodzajom reakcji na śmiertelne żniwo - a więc pomocy humanitarnej, misjom pokojowym i obsłudze medialnej, porównując sytuację Konga z innymi katastrofami humanitarnymi. W każdej kategorii Kongo spotkało się z najmniejszą uwagą.

***

Jednakże reakcje na kryzys taki jak ten kongijski zawsze są powiązane. Wraz z zainteresowaniem mediów wzmaga się pomoc humanitarna. Wielcy ofiarodawcy mogą być skłonni do wywierania nacisku na zwiększenie rozmiarów misji pokojowych, by chronić cywilów i działaczy organizacji humanitarnych. Z kolei obecność oddziałów pokojowych ułatwia pracę mediom.

Jeśli te czynniki zadziałają razem, pomogą w spełnieniu celu każdej akcji humanitarnej: ratowania życia.

ANNA HUSARSKA jest doradcą politycznym Międzynarodowego Komitetu Ratownictwa ( ). RICHARD BRENNAN jest lekarzem i dyrektorem Oddziału Zdrowia IRC.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006