Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Aby zatrzymać szybki wzrost wskaźników epidemicznych – w tym zwłaszcza liczbę leczonych na intensywnej terapii, która, bywało, podwajała się w ciągu kilku dni – na całym kontynencie wprowadzano w minionym tygodniu nowe restrykcje. Do niedzieli oficjalny lockdown ogłoszono w Czechach (dynamika epidemii była tu ostatnio największa w skali globu: liczba infekcji na 100 tys. mieszkańców, notowanych w ciągu 14 dni, sięgnęła 1211 – w Niemczech było to 118, a w Polsce 295) i Irlandii. W pozostałych krajach rządy unikały słowa lockdown, nawet jeśli restrykcje były tylko nieznacznie łagodniejsze niż wiosną.
I tak, w Hiszpanii, gdzie w miniony piątek zanotowano 20 tys. nowych infekcji i 231 zmarłych, ogłoszono znów stan nadzwyczajny (rząd może dekretami ograniczać swobody obywatelskie). We Francji, gdzie liczba dziennych infekcji sięgnęła 45 tys., w większości kraju obowiązuje nocna godzina policyjna. W Austrii do sześciu ograniczono liczbę osób, które mogą się spotkać w pomieszczeniach poza własnymi czterema ścianami. We Włoszech władze apelują, by nie opuszczać swej dzielnicy. W Brukseli praca zdalna jest obowiązkowa (chyba że jej wykonywanie jest niemożliwe); władze zakazały tu dzieciom chodzenia od drzwi do drzwi w Halloween. Sytuacja w Belgii jest niemal tak zła jak w Czechach: liczba nowych infekcji na 100 tys. mieszkańców w ciągu 14 dni sięgnęła 1116. W Walii zakazano supermarketom sprzedawania innych produktów niż „kluczowe” (zakaz, który obejmuje np. zabawki, jest czasowy: do 9 listopada). Pewne ograniczenia wprowadzono nawet w Szwecji, która dotąd unikała ostrzejszych restrykcji (za wysoką cenę: śmiertelność jest tu 10 razy wyższa niż w Norwegii i Finlandii).
Tendencja zauważana w wielu krajach to także coraz silniejsze napięcia społeczne i polityczne, na tle ograniczeń i kwestii, czy zrobiono wszystko, by zapobiec obecnej sytuacji. Przeciw restrykcjom protestują nie tylko epidemiczni negacjoniści, ale też przedstawiciele wielu branż, jak gastronomia i kultura. Podczas protestów dochodziło do zamieszek. W Neapolu przybrały one charakter, jak ujął to wiceszef włoskiego MSW, „miejskiej guerilli”, a podsycali je „kibice-chuligani, grupy kryminalne i polityczni ekstremiści”. W Berlinie nieznani sprawcy obrzucili nocą butelkami z benzyną budynek Instytutu Kocha, głównej instytucji koordynującej działania sanitarne. Ochroniarz ugasił płomienie.