Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
rano usłyszałam Pana rozmowę z dziennikarzem w TVP1. Zdziwiło mnie, że wypowiadając się "ze smutkiem" o sprawie księdza Cz., całkowicie pominął Pan fakt w tej sprawie zupełnie zasadniczy, jakim było zerwanie przez niego jesienią 1984 r. wszelkiej dalszej współpracy z SB, demonstracyjne i niewątpliwie w tamtych okolicznościach wystawiające go na wszelkie możliwe szykany. Jest chyba przepaść między byłym TW, który przestał nim być po prostu dlatego, że mocodawcy stracili władzę, a kimś, kto im wypowiadał posłuszeństwo w obronie swoich przekonań w okresie, gdy byli jeszcze śmiertelnie groźni.
Ale nie to jest powodem, że do Pana piszę. Poruszyła mnie bowiem Pana deklaracja (stanowiąca istotę wydawanego przez Pana na księdza Cz. wyroku), iż "nie chciałby Pan uczestniczyć we Mszy, spowiadać się czy przyjmować sakramentów sprawowanych przez takiego księdza" (cytat oczywiście z pamięci). Rozumiem, że i tu nie ma dla Pana znaczenia, czy ktoś pokutuje za swoje dawne błędy, czy nadal udaje, że nic się nie stało. Ale jeszcze stokroć ważniejsze jest to, że na każdego z nas prawdopodobnie przyjdzie taki moment, iż nie będzie miało żadnego znaczenia, kim jest ksiądz, który przynosi nam przebaczenie Boga i Jego samego. Nie tylko to, czy aby nie był kiedyś TW, ale także czy nie ciążą na nim jakiekolwiek inne grzechy. Będziemy wtedy wchodzili w sytuację graniczną zderzenia własnego kończącego się życia z Miłosierdziem, i przyjmiemy jako dar i szczęście, że to Miłosierdzie ma nam kto przynieść.
Bernanos opisał to wstrząsająco. Ale on chyba nie jest już wcale czytany.
List ten wysłany został pocztą na adres Pana biura poselskiego. Nie otrzymałam jednak odpowiedzi. W międzyczasie wiele osób wypowiedziało się w sposób podobny jak Pan, m.in. w sondażu gazetowym. A w Sejmie zdążyło się już odbyć głosowanie nad nową ustawą lustracyjną, którą poparł i Pana klub, i Pan osobiście. Sprawa przestała więc być w jakiejkolwiek mierze prywatna.