Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dawniej pisało się Rosslyn. Pod tą nazwą miejscowość budzi dreszczyk emocji u wielbicieli gotyku i templariuszy, u masonów i wyznawców teorii spiskowych (nawet pub nazywa się tu "Pod Świętym Graalem"). Nieopodal cel podróży - kaplica. Ufundowana w 1446 r. przez sir Williama z rodu St. Clair, budowana była przez dalsze 40 lat. I pewnie to nie miał być koniec, bo wygląda jak niedokończone prezbiterium olbrzymiej, gotyckiej katedry. Jednak w 1484 r. sir William umarł, a jego spadkobiercy nie kwapili się do kontynuowania monstrualnego założenia. Wkrótce nadeszły burzliwe czasy reformacji z plądrowaniem i paleniem. Ale kaplica ocalała - podobno Cromwell też był masonem, co okaże się ważne. Do łask Rosslyn wróciło w czasach wiktoriańskich, które, jak wiadomo, kochały gotyk, tajemniczość i przyniosły renesans masonerii.
Od 1997 r. sędziwa, nękana przez glony i wilgoć, w fatalnym stanie po niefachowej konserwacji z lat 50., kaplica przykryta jest olbrzymią, metalową wiatą - żeby wyschły kamienne mury. "Nie tak to wyglądało na filmie" - pomyśli zapewne niejeden turysta.
Bo od niedawna kaplica Rosslyn budzi emocje również u fanów i wrogów "Kodu Leonarda da Vinci".
***
Rebecca i Douglas wybrali się do Szkocji na wycieczkę z rodzinnego Washington DC. - Gdy przyjechałam tu pierwszy raz, ze 12 lat temu, byłam ja z przyjaciółką i może jeszcze dwie inne osoby - wzdycha Rebecca. - A teraz?
- Książka podwoiła nam frekwencję - mówi barczysty, jowialny Simon, który oprowadza wycieczki. - W roku jej ukazania się odwiedziło nas 60 tys. ludzi, w następnym - już 120 tys.
Przedtem przyjeżdżało nie więcej niż 30 tys. turystów rocznie. W tym roku, gdy ekranizacja "Kodu" weszła do kin, 160--tysięcznego turystę zanotowano już we wrześniu.
Roman z Bielska-Białej przyjechał do Edynburga z rodziną, odwiedzić pracującą tam córkę. Zwiedza kaplicę. - Wrażenia? Jest dużo mniejsza niż na filmie. Ale wrażenie robi - Roman spogląda w górę, ku omszałym pinaklom. - Czuć te wieki.
Jakby wśród ścian, filarów, ościeży okien i zworników nie było ani jednego pustego miejsca. W dodatku zdobią ją nie byle jakie kamieniarskie detale. Kaplica aż roi się od aniołów, diabłów, smoków, potworów, rogatych głów, rycerzy, mitycznych zwierząt i biblijnych postaci. Słynie z symboliki masońskiej, pogańskiej (maszkaronów, zwanych "zielonymi ludźmi", związanych z celtycką symboliką płodności, jest tu ponad setka), wreszcie - ze skojarzeń z templariuszami. Są tu płyty nagrobne dwóch templariuszy, z wyrytym mieczem i kwitnącym krzyżem. Wśród rzeźb odnaleźć można krzyżowca na koniu, kilkakrotnie pojawia się również motyw świętego Graala. Nie brak szkockiej symboliki narodowo-wyzwoleńczej. Jeden z aniołów dzierży serce króla Roberta Bruce'a, który walczył z Anglią. Jego serce miał dostarczyć do Ziemi Świętej templariusz z rodziny St. Clair, również o imieniu William, towarzysz Bruce'a w wyprawach krzyżowych. Podobno z powrotem przywiózł relikwie krzyża - a może również świętego Graala? Kto wie, co templariusze odnaleźli w podziemiach świątyni Salomona. Robert Bruce znany jest ze zwycięstwa w bitwie pod Bannockburn w 1314 r., w której brać mieli udział zakamuflowani - bo już po procesie i kasacie - templariusze, a jakże.
- Nie jestem szczególnie religijna i nigdy bym o kaplicy nie usłyszała, gdyby nie ta książka - przyznaje Margaret, która przyjechała z Aberdeen. Tutaj mówi się the book. Wszyscy wiedzą, o co chodzi, choć książek o Rosslyn było mnóstwo.
Simon oprowadza po wnętrzu. Wskazuje na rzeźbione służki sklepienia. - Te dwie przedstawiają mistrza kamieniarskiego, budowniczego Rosslyn, i jego czeladnika. Tu zaś - dodaje z filuternym uśmiechem - widzicie Państwo główkę przedstawiającą Toma Hanksa.
Według Dana Browna w Rosslyn przez ok. 500 lat pochowana była Maria Magdalena. To ona miała dać początek dynastii Merowingów, z których wywodzi się ród St. Clair, chroniony przed represjami Watykanu przez tajemny zakon Syjonu. Bohaterom "Kodu" w poszukiwaniu Graala stale towarzyszy symbol róży. Rosslyn ma oznaczać rose line, "linię róży".
Niestety. "Ross" po gaelicku oznacza skalisty przylądek, a "lynn" - wodospad. Rodzina St. Clair zaś rzeczywiście wciąż tu żyje, jednak w broszurkach skromnie wywodzi swe pochodzenie z Norwegii.
***
Ale Rosslyn to same tajemnice. Rzeźby kaplicy kryją mroczną historię zazdrości, morderstwa i klątwy. Młody czeladnik, twórca najpiękniejszego filaru świątyni, oplecionego kamienną winoroślą, stojącego na grzbietach smoków, zginął z ręki zazdrosnego mistrza (znowu dreszczyk, bo po angielsku "mistrz murarski" to master mason). Jest i historia zaginionych rzeźb z nawy, które rodzina St. Clair ukryła ponoć przed Cromwellowską zawieruchą. Czy były tak drogocenne? Czy może kryły kod? Albo były tak "dziwne", że zniszczył je nierozumiejący tłum?
Dalsze zaskoczenia: ościeże jednego z okien zdobi wieniec kolb kukurydzy. Wyciosany na pół wieku przed Kolumbem. Otóż jeden z przodków rodziny St. Clair, sir Henry Odkrywca, miał jakoby - wraz z innymi templariuszami - dotrzeć do Ameryki. W stanie Massachusetts odkryto naskalny rysunek przedstawiający, jako żywo, templariusza.
Rebecca tym razem przywiozła do Rosslyn męża i kilkoro znajomych. - To porażająca niespodzianka, gdy człowiek najpierw uczy się o Henrym St. Clair, a potem trafi tutaj.
"Wow" - mówi po wejściu Fiona ze szkockiego Kirkcoldy. Właśnie idzie zobaczyć tajemnicze guzły zdobiące żebra sklepienne prezbiterium. Słyszała legendę: każdy z nich jest inny, mają ponoć kodować melodię. Przed tym, kto ją rozszyfruje, otworzy się krypta kaplicy.
Simon podgrzewa atmosferę: krypta rodziny St. Clair prawdopodobnie nigdy nie była otwierana, przynajmniej odkąd coś na ten temat wiadomo. Może tam być wszystko: zaginione rzeźby, święty Graal, a nawet znana z filmu biblioteka zawierająca historię rodziny Jezusa.
Simon dorastał w Roslin, zna kaplicę prawie od urodzenia. Wspomina, że zawsze chętnie przyjeżdżali tu masoni, poszukiwacze tajnej symboliki, znawcy architektury. Teraz często musi tłumaczyć, że znane z filmu pomieszczenie z biblioteką jest pewnie gdzieś w Hollywood, nie tutaj. - To nawet zabawne, obserwować cały ten efekt filmu - uśmiecha się. - Byli nawet tacy, co pytali, gdzie stał sarkofag Marii Magdaleny.
Batalie fanów i wrogów Dana Browna to motor wielkiego biznesu. Jest nawet przewodnik turystyczny śladami bohaterów książki. - Wszystko to niesie zbawienny efekt - mówi Simon. - Turyści przywożą pieniądze, za które możemy sfinansować prace konserwatorskie. Inaczej Rosslyn po prostu by się zawaliła.
Tłumaczy, że prace potrwają jeszcze 10--12 lat. Metalowa wiata postoi jeszcze dwa lata, może trzy. Potem będzie czyszczenie wnętrza, kolejny etap będzie kosztował 13,5 mln funtów.
Tylko nieszczęsny Michael Fass, 61-letni pastor szkockiego Kościoła episkopalnego, porzucił w lipcu probostwo tutejszej parafii. Jak pisał największy szkocki dziennik "The Scotsman", wielebny Fass tłumaczył, że nie mógł ścierpieć, jak "jego kościół staje się Disneylandem", jak turyści przeszkadzają w czasie nabożeństw. Rzeczniczka Kościoła episkopalnego powiedziała jednak "Scotsmanowi": "»Kod« ściągnął do kościoła więcej ludzi, wielu zwiedzających zostaje na modlitwę".
A w Edynburgu reklama przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej, z double-deckerem na tle uśmiechu Mony Lizy: "Rozwiąż kod da Vinci. Wsiądź do autobusu linii 15A!"...