Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na próżno przeszukuję pamięć na wszystkie strony, nie udaje mi się uchwycić dokładnie momentu, w którym postanowiliśmy, że nie wystarczy nam cieszyć się naszymi mizernymi włościami, kiedy przestaliśmy być ufni, a zaczęliśmy uważać innych za zagrożenie, odgrodziliśmy się od świata zewnętrznego niewidzialną granicą, a z naszej dzielnicy zrobiliśmy fortecę, a z zaułka wartownię”. W „Tęsknocie” młody francuski pisarz burundyjskiego pochodzenia Gël Faye opisuje budzącą się do życia nienawiść i wojnę domową w Burundi. Czytam ją, patrząc na bawiące się nad jeziorem moje dzieci. Mam dreszcze. Upał wciąż nie dotarł do nas na Mazury.
Kiedy piszę ten tekst, nie wiem jeszcze, jakie są ostateczne losy ustaw o reformie sądownictwa według PiS. Przecież wszystkim nam Duda Pomoc śni się po nocach. Na prawicowych portalach i na Facebooku wśród znajomych popierających do tej pory „dobrą zmianę” znajduję tu i ówdzie delikatne przebąkiwania, że Andrzej Duda, wybierając w tym sporze swoją niezależną drogę, może stać się źródłem nadziei dla tych, którzy liczą na zakończenie „zimnej wojny domowej”. Ale pod tekstami od razu przywoływania do porządku. Śmierć wrogom ojczyzny. Nie myślcie sobie, Skwieciński z Zarembą, że tu trzeba waszych rozterek, kiedy płoną lasy.
Prymas Polski wprawdzie mówi słabym głosem, że emocje nie mogą dominować, że trzeba szukać dialogu w oparciu o fundamenty demokratycznego państwa prawa i że żadna reforma nie może być prowadzona przeciwko komukolwiek, ale dla dobra człowieka. Tylko dobra którego człowieka?
Na wiecu w czwartkowy wieczór pod Pałacem Prezydenckim (bardzo wymownie pustym tego dnia) posłanka Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz występuje z mocnym przemówieniem o tym, że jedyne, co możemy dziś robić, to rozmawiać między sobą, u podstaw. Przekonywać, że ta reforma jest zła dla nas wszystkich – tych, co kładą się na protestach pod Sejmem, i tych, co pisali, żeby kibice Legii zajrzeli tam po meczu i zrobili porządek z „kodomitami” (ale w Poznaniu na wiecu pod sądem przemawiał prawdziwy kibol Lecha i namawiał kolegów w szalikach, żeby dołączyli: może dołączą?).
Cokolwiek jednak stanie się dalej z naszym państwem – najważniejsze dziś dla mnie jest pytanie, co dalej będzie z nami? Jak zamierzamy żyć razem, obok siebie w jednym kraju, wysyłać dzieci do tych samych szkół, wbijać parawany w piasek tych samych plaż, jeździć w jednym przedziale pociągu, pracować w tych samych firmach, leczyć się, strzyc, obsługiwać w restauracjach i sklepach, wozić taksówkami? Czy istnieje jeszcze wspólna przestrzeń, którą możemy dla siebie ocalić, nie oglądając się na politykę? Czy wrzask o mordach zdradzieckich, a potem domorosłe psychoanalizy tego wrzasku były już wyłącznie dowodem na to, że ściana nie przed nami, ale już w nas – że sami zamieniliśmy się w mur i że spaja nas nienawiść? I czy wiemy, co jest za tym murem? Kto miał interes w tym, by ciągle podsycać emocje? A może wciąż mamy go w tym wszyscy? Nie trzeba się już o nic starać, wystarczy krzyczeć?
Słyszę liczne głosy, że protest przeciwników zmian w sądownictwie jest zbyt grzeczny, że kulturalny, że górnicy, rolnicy i związkowcy by sobie lepiej poradzili, że opony, sztachety, ciężki sprzęt, a nie świece i cholerny tryb „Mahatma Gandhi”. Poseł Pięta znalazł się w czwartkową noc na Wiejskiej, by zrobić zakupy w nocnym sklepie monopolowym (brakło mu zapewne chleba) i spotkał zgromadzony w tej okolicy tłum. Tłum, choć w dużej części więcej niż skory do pokazania mu za pomocą rękoczynów, co myśli, opanowany jednak przez tych, co wołali: „Nie dajcie się mu sprowokować, dajcie mu odejść z tymi nocnymi zakupami”. Odszedł, choć potem pokazał zdjęcia, że go oblali woskiem. Ale czy oblali? Na pewno chcieli. Ale czy oblali? Czy ktoś ma na to jakiś dowód? A przedstawi? A czy w tych warunkach istnieje jeszcze obiektywna prawda i dowody na nią?
Jak mamy żyć dalej ze sobą? Jak rządzić tak spolaryzowanym społeczeństwem? A może politycy PiS potrafią rządzić tylko tak, i właśnie ta polaryzacja jest im bardzo na rękę? Im bardziej ich nienawidzimy, tym lepiej, bo tym się właśnie karmią? Może więc trzeba szukać porozumienia z tymi, z którymi jeszcze w ogóle da się rozmawiać? Ale czy się da? I czy oni zechcą?
Jeszcze raz Gël Faye: „Ludzie, którzy tam żyli, byli podobni do tej ziemi. Pod pozornym spokojem, pod fasadą uśmiechów i górnolotnych optymistycznych przemówień nieustannie działały podskórne ciemne siły, snuły plany przemocy i zniszczenia i ujawniały się co pewien czas jak powracająca fala: 1965, 1972, 1988. Ponure widmo powracało w stałych odstępach, by przypomnieć ludziom, że pokój jest jedynie krótką przerwą między wojnami. A teraz trująca lawa, gęsta fala krwi znów była gotowa wypłynąć na powierzchnię. Nikt o tym jeszcze nie wiedział, ale wybiła już godzina pożogi, noc miała za chwilę wypuścić z zamknięcia sforę likaonów i hien”. ©