Lew w klatce

Tragiczny i sprzeczny życiorys Broniewskiego to materiał na fascynującą opowieść. Mariusz Urbanek nieprzeciętny temat zamienił w przeciętną książkę, zatytułowaną oczywiście: "Broniewski: miłość, wódka, polityka".

22.11.2011

Czyta się kilka minut

"Polak, katolik, alkoholik" - tak przedstawiał się Władysław Broniewski przy pierwszym podaniu ręki. Prawdziwe były dwa z tych słów. Można jeszcze dodać: poeta, żołnierz, socjalista, kobieciarz. To na pewno. Ale bywał też komunistą i antykomunistą, oportunistą i nonkonformistą, romantykiem i socrealistą. Na przyjęciach potrafił imponować popisami sprawności i siły, a po chwili żenować wybuchami płaczu. Miał trzy żony (Janinę, Marię i Wandę), dwie córki (rodzoną Ankę i przybraną Majkę), siedział w kilku więzieniach (sanacyjnych i stalinowskich) i walczył w kilku wojnach (polsko-bolszewickiej i dwóch światowych). Zaczynał karierę jako brawurowo odważny oficer Legionów, uwielbiany przez kobiety i szanowany przez mężczyzn. Kończył jako budzący wstręt lub litość, odsunięty na bok poeta-dygnitarz, który dzwonił nocami do dawnych przyjaciół, domagając się ochrypłym głosem asystowania w delirycznym koszmarze.

Mariusz Urbanek miał ambicję opowiedzenia o poecie - tak często redukowanym przez kolejne ideologie - wielowymiarowo, bez retuszu i bez karykatury. Za wstęp posłużyła anegdota o tym, jak Broniewski odrzucił przedstawioną przez Bieruta ofertę napisania nowego hymnu państwowego słowami: "to tak, jakbym polskiemu orłowi urwał głowę".

To zdarzenie ilustruje główną tezę książki: Broniewski był, mimo wszystko, patriotą. Polak postawiony przez historię przed tragicznymi wyborami - takim Broniewskim najbardziej interesuje się autor. Przy okazji zwraca uwagę na kilka historycznych wątków, które w polskiej zbiorowej pamięci bywają zamazane. Przypomina o skali i okrucieństwie represji politycznych w II RP - cenzurze, przesłuchaniach i rewizjach, tajniakach, więzieniach i torturach. A także o ówczesnej powszechności antysemityzmu, obecnego przede wszystkim w języku, używanym również przez Żydów-komunistów.

Urbanek kilkakrotnie porusza kwestię podobieństwa Broniewskiego do Majakowskiego i Jesienina. Ale nie przeprowadza bardziej oczywistego porównania między Broniewskim i Borowskim. Chociaż dzieliło ich dwadzieścia pięć lat różnicy, przeszli podobną drogę od przedwojennej lewicowości, przez powojenną niechęć do komunizmu, aż po zaangażowanie w stalinizm i przyjęcie roli literatów-agitatorów. Byli w swoich ideologicznych zwrotach gwałtowni, ale niekonsekwentni. Często cytowany przez Urbanka Aleksander Wat kwitował ideową ambiwalencję Borowskiego i Broniewskiego tym samym słowem: "schizofrenia". Sugerował, że to właśnie było przyczyną ich upadku - samobójstwa Tadeusza i alkoholizmu Władysława.

"Miotał się jak lew w klatce" - opisał Broniewskiego Wat, wspominając jego zachowanie w więziennej celi. W życiorysach "bojowego" poety i "nihilistycznego" prozaika są też inne podobieństwa. Obaj byli po wojnie przekonani, że ich ukochane - dwie Marie - zginęły. Obaj doświadczyli największego szczęścia, dowiadując się, że jednak przeżyły Auschwitz i inne obozy. Kiedy w 1951 r. Borowski popełnił samobójstwo, mówiono o tragicznym wypadku: miał wrócić pijany do domu i nie zauważyć, kiedy kipiąca woda z czajnika zgasiła płomień gazowej kuchenki. To samo powtarzano trzy lata później, po śmierci córki Broniewskiego. "Oto młode pokolenie komunistów, mające realizować wspaniały ustrój przyszłości. Umiłowana idea zanudza ich na śmierć" - napisała w dzienniku Maria Dąbrowska, porównując te dwa tragiczne wydarzenia.

***

Podstawowym problemem książki jest jej słabość literacka, ujawniająca się najpierw na poziomie języka. Autorowi często zdarzają się stylistyczne i logiczne niezręczności, na przykład: "tryper nie opuszczał go przez kolejne miesiące", "mniej lub bardziej nieoficjalne spotkania autorskie", "niezliczona liczba". Nadużywa stylistycznych schematów, jego Broniewski wciąż "płaci za coś bardzo wysoką cenę" albo "robi coś z ulgą". A przecież biograf to nie tylko archiwista czy śledczy, to również pisarz, którego jednym z zadań jest odświeżanie i oczyszczanie języka. Nie należy tego mylić z nachalną metaforyką, stosowaną czasem przez Urbanka: "Na pozór miał wszystko, ale kiedy otwierał zaciśniętą w rewolucyjnym geście pięść, okazywało się, że jest pusta". Tego typu patos ujawnia miałkość przemyśleń, zmieniając narrację w zbiór komunałów.

"Broniewski deklarował miłość wielu kobietom, ale naprawdę kochał tylko ją jedną. Kiedy Anki zabrakło, nie chciał dłużej żyć" - pisze autor, uzurpując sobie prawo do decydowania, która miłość Broniewskiego była "prawdziwa", a która nie. "Znał swoją wartość i był jej niepewny, miotając się, jak tysiące prawdziwych artystów, między depresją a euforią" - tu z kolei dowiadujemy się, że artyści zrównoważeni to żadni artyści.

Miejscami czyta się "Broniewskiego..." jak podręcznik historii dla szkół średnich. Autor cierpliwie tłumaczy, że po 17 września 1939 r. przekonanie o dobrych intencjach ZSRR było naiwne. Zaznacza, że Beria był "postacią równie ponurą jak Stalin". Wyjaśnia, i to kilkakrotnie, na czym polegał układ Sikorski-Majski i czym była Armia Andersa. A nawet dodaje w nawiasie, że Leningrad to dzisiaj Sankt-Petersburg. Umieszczanie tych informacji w głównym tekście polskiego wydania świadczy o dziwnie niskiej ocenie kompetencji czytelników.

Kolejną wadą książki jest nieprzemyślana i nieuporządkowana narracja. Pełno w niej powtórzeń, nie tylko faktów i anegdot, ale nawet całych konstrukcji. W pierwszej połowie czytamy koślawe zdanie: "mimo to Broniewski chyba przynajmniej na początku uwierzył w zapewnienia Kornijczuka, a przynajmniej bardzo chciał uwierzyć". Niecałe sto stron dalej: "Broniewski na początku chyba naprawdę myślał, że teraz wszystko będzie inaczej [...] Wierzył w to, albo bardzo chciał wierzyć". Wielokrotnie pojawiają się narracyjne niekonsekwencje. Chronologiczna opowieść nagle zawraca, powtarzając to, co już dawno zostało powiedziane (wątek Marii Zarębińskiej, opis kawiarni Ziemiańskiej), a ważne postaci pojawiają się mimochodem na długo zanim zostaną właściwie przedstawione (Janina, Majka). Rodzi to podejrzenie, że książka może być zlepkiem osobno pisanych tekstów.

Brakuje ważnego elementu, jakim są opisy postaci. Dotyczy to samego Broniewskiego, jego rodziców, sióstr i przyjaciół, kochanek, żon i córek. Pojawiają się jak nazwiska w książce telefonicznej - bez właściwości. Wypowiedzi bohaterów i ich zdjęcia muszą wystarczyć wyobraźni czytelnika. Urbanek nie tworzy portretów, przeładowuje za to narrację mało istotnymi informacjami. Podaje kto-komu-kiedy-co powiedział, kto-kiedy-gdzie-co napisał. Nazwisko prawie każdego świadka uzupełnia natrętną informacją o tym, co robił przed i po wojnie. Miejscem dla takich zakłócających płynność odbioru szczegółów powinny być przypisy. Tych w książce nie ma, podobnie jak bibliografii.

Cytaty, zamiast niezbędnym uzupełnieniem, stają się głównym tworzywem opowieści. Książka sprawia czasem wrażenie kompilacji tego, co o Broniewskim już kiedyś napisano. Przy pisaniu biografii trzeba zdobyć się na odwagę własnej narracji; na dokonanie selekcji i poświęcenie mnogości prawd dla opowieści. Mariusz Urbanek preferuje wielogłos i kontrast.

Lepszym rozwiązaniem byłby zbiór wypowiedzi świadków podobny do tego, który autor zaprezentował w "Złym Tyrmandzie". W takim tomie akceptowalne jest to, co w biografii staje się wadą: jaskrawe sprzeczności i niekonsekwencje w zbiorowo tworzonym portrecie. Urbanek przeczy nawet sam sobie, chociażby zmieniając zdanie na temat tego, czy Broniewski wiedział, czy nie wiedział o okrucieństwach stalinizmu.

Spójność narracji uzyskuje się nie tylko dzięki autorskiemu spojrzeniu na bohatera, ale przede wszystkim dzięki ciągłości pracy i rzetelnej korekcie. Po lekturze "Broniewskiego..." można odnieść wrażenie, że książka powstawała w pośpiechu lub przeciwnie, była sklejana od lat. I nikt, łącznie z autorem, przed złożeniem do druku uważnie jej nie przeczytał.

Broniewski zasługuje na znacznie więcej.

Mariusz Urbanek, "Broniewski: miłość, wódka, polityka", Warszawa 2011.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa, autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Gryfia biografii Haliny Poświatowskiej „Uparte serce” (Znak 2014). Laureatka Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski i Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2011