Lektury pobożne

Wielki spór o rzeczy ważne

26.06.2007

Czyta się kilka minut

Książka Richarda Dawkinsa "Bóg urojony" ukazała się jesienią 2006 r. Do marca 2007 sprzedano prawie milion egzemplarzy, prawa do przekładu wykupili wydawcy z ponad trzydziestu krajów; polski przekład otrzymaliśmy na wiosnę 2007. Napisana z werwą, błyskotliwie, w konwencji poufałej rozmowy z czytelnikiem, jest wielkim (ponad 400 stronic) manifestem ateizmu. Ale o niej pisał już w "Tygodniku" abp Życiński. Tu kilka słów o książce, która powstała jako reakcja na Dawkinsa, polemika z nim, zakwestionowanie kompetencji, rzetelności, a nade wszystko konkluzji "Boga urojonego".

Alister McGrath jest, podobnie jak Dawkins, profesorem Oksfordu. Zaczynał, jak informuje we wstępie, jako ateista, by w końcu stać się chrześcijaninem. Doktor biologii molekularnej, zarzucił działalność na polu nauk ścisłych na rzecz studiowania teologii. Książkę pisał razem z żoną. Tak opowiada o swojej drodze: "Chociaż w młodości żywiłem absolutne, namiętne przekonanie o prawdziwości i ogromnym znaczeniu ateizmu, stopniowo zacząłem się przekonywać, że chrześcijaństwo jest o wiele ciekawszym i znacznie bardziej fascynującym intelektualnie światopoglądem niż ateizm. Za­wsze ceniłem sobie wolność myśli i zdolność do buntu prze­ciwko panującym ortodoksjom. Nigdy jednak nie przypuszczałem, dokąd mnie moje wolnomyślicielstwo doprowadzi. Tak więc podążaliśmy z Dawkinsem w diametralnie różnych kierunkach, choć w istocie z tych samych powodów. Obaj jesteśmy oksfordzkimi profesorami, którzy pasjonują się naukami przyrodniczymi. Obaj gorąco wierzymy w myśle­nie oparte na dowodach i jednakowo krytycznie podchodzi­my do wiary, której brakuje wyraźnych podstaw. Obaj pra­gniemy sądzić, iż zmienilibyśmy zdanie w kwestii Boga, gdy­by wskazywały na to dowody. Jednakże na podstawie doświadczenia i analizy tego samego świata doszliśmy do rady­kalnie odmiennych wniosków. Porównanie naszych postaw jest pouczające, niemniej przed Dawkinsem stawia kilka trudnych pytań".

Książka "Bóg nie jest urojeniem" także napisana jest z talentem i pasją. Także w konwencji bezpośredniej rozmowy z czytelnikiem. Znacznie cieńsza od dzieła Dawkinsa, liczy zaledwie 127 stronic. Ma jeden cel: ocenić wiarygodność Dawkinsowskiej krytyki wiary w Boga. McGrath pisze: "Niniejszą książkę - podejrzewam - czytać będą głównie chrześcijanie pragną­cy się dowiedzieć, co powiedzieć znajomym, którzy przeczy­tali »Boga urojonego« i teraz zastanawiają się, czy wierzący są naprawdę tak skrzywieni, zdegenerowani i bezmyślni, jaki­mi przedstawia ich praca Dawkinsa. Mam jednak nadzieję, że pośród czytelników znajdą się również ateiści, których umysły nie zamknęły się jeszcze w schemacie dawkinsowskich odruchów. Jest wielu takich, którzy żywią złudzenia na temat Boga - sam byłem jednym z nich. Niniejsza praca jest krótka... Jej podstawowy cel jest prosty i niezmienny - kry­tyczne starcie z argumentacją nakreśloną na kartach »Boga urojonego«".

"Jądrem ateizmu jest nieodwracalne, fundamentalne założenie, że Boga nie ma" - to stwierdzenie stanowi dla McGrathów punkt wyjścia do kolejnych potyczek z Dawkinsem. Pokazują ów ateistyczny fundamentalizm najpierw na polu "teodycei", potem w sferze zderzenia wiary i religii. Podejmując pytanie o genezę religii, wykazują przy okazji pojęciowy zamęt w wywodach przeciwnika wynikły z braku jasnego rozróżnienia, czym jest wiara w Boga, czym religia. Kolejne pole starcia to obszar ludzkich działań, np. zakwestionowanie tezy, że religia ze swej natury musi prowadzić do przemocy. McGrathowie sięgają po argumenty konkretne, wykazują Dawkinsowi ignorancję w zakresie wiedzy, do której się odwołuje. Wytykają mu wielokrotnie, że tam, gdzie brak mu argumentów lub gdzie argumentacja szwankuje, ucieka się do wyśmiewania wierzących i religii samej. Są odważni. We wstępie do II wydania "Boga urojonego" Dawkins bezlitośnie traktuje swoich krytyków, sądzę jednak, że książki McGrathów szyderstwem załatwić nie zdoła.

Ukazanie się obu książek uważam za wydarzenie wielce pomyślne. Spór o wiarę, o jej podstawy, treść i obecność w życiu zmusza wszystkich do refleksji nad najważniejszym: ateistów, agnostyków i wierzących. Tym bardziej że obie książki czyta się doprawdy znakomicie.

  • Alister McGrath, Joanna Collicutt McGrath, "Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa", tłum. JerzyWolak, Kraków 2007, Wydawnictwo WAM, seria "Wiara i nauka";

Czy Bóg jest fotogeniczny?

Rozmowa o filmie religijnym bywa trudna i pełna zasadzek. Pierwsza z nich to pytanie, które filmy zaliczyć do kategorii religijnych. Zwięzły wstęp ks. Marka Lisa do ogromnej "Światowej encyklopedii filmu religijnego" podejmuje to pytanie. "Filmy zostały uznane za religijne - pisze ks. Lis - dzięki uwzględnieniu kilku kryteriów: są to 1) filmy o tematyce biblijnej, 2) adaptacje dzieł literackich uznawanych szeroko za religijne, 3) filmowe hagiografie oraz biografie postaci istotnych dla poszczególnych religii czy wyznań, 4) filmy o ludziach, którzy poświęcili się Bogu i służbie bliźnim, 5) filmy, których twórcy na różne sposoby zmagają się z wymogami motywowanej wiarą moralności, 6) filmy "ukrytej religijności", których analiza pozwala na dostrzeżenie głębokich znaczeń duchowych czy metafizycznych oraz 7) wybrane filmy, które choć powierzchownie eksploatują tematykę religijną (śmierć, zaświaty, piekło itd.), jednak przez wielu widzów identyfikowane są jako religijne".

Nie miało sensu wpisywać do "Encyklopedii" wszystkiego. Autorzy zrezygnowali więc "z bezpośredniego omawiania: 1) filmów, których żywot i zasięg terytorialny był bardzo ograniczony, 2) produkcji mających z dzisiejszej perspektywy charakter czysto historyczny (setki krótkometrażowych filmów biblijnych czy hagiograficznych powstałych we Francji, Włoszech i USA w pierwszych latach XX w. - kopie wielu się nie zachowały) oraz 3) filmów, w których pojawiające się wątki i motywy religijne wykorzystywane były wyłącznie w charakterze rekwizytu. Z reguły odrzucaliśmy także 4) mniej udane czy znane wersje tych samych historii, zachowując omówienia filmów najważniejszych (bądź najpowszechniej dostępnych), oraz 5) filmy, szczególnie dokumentalne, których dystrybucja ogranicza się do zamkniętych kręgów odbiorców". Ten obszerny cytat jest konieczny, by czytelnik wiedział, czego może się w "Encyklopedii" spodziewać, a czego w niej nie znajdzie.

Imponuje powściągliwość autorów w ocenach. Beznamiętnie referując zjawiska, osąd pozostawiają czytelnikowi (czy raczej widzowi), nawet w przypadku filmów ocenianych przez niektóre przynajmniej środowiska katolickie jako skandaliczne. Owszem, niekiedy komentarz-informacja bywają lekko zjadliwe. Jak np. w przypadku filmu "Parafia księdza kustosza" (o Licheniu): "wypowiedzi duszpasterza i jego parafian budują specyficzny wizerunek wiary opartej z jednej strony na dogmatach, z drugiej zaś na martyrologiczno-patriotycznej mentalności, podszytej mesjanistyczną wizją Polski - Chrystusa Narodów, ukształtowaną przez romantyków".

"Ostatnie kuszenie Chrystusa" Martina Scorsese określono wprawdzie jako "jeden z najbardziej kontrowersyjnych" filmów tego twórcy, ale też jako dzieło "traktujące temat z należytą powagą". Co więcej, krótka prezentacja osobistych doświadczeń reżysera i pokazanie innych jego dzieł powinny złagodzić święte oburzenie, które wielu katolikom kazało w "Ostatnim kuszeniu" dopatrywać się bluźnierstwa. O filmie ­Jeana-Luca Godarda "Je vous salue, Marie" ("Bądź pozdrowiona, Mario"), przeciw któremu w Rzymie protestowały środowiska katolickie (do protestów oburzeni wciągnęli pośrednio Jana Pawła II, ogłaszając, że różaniec z papieżem ma mieć charakter przebłagalny za ten film), nasi autorzy piszą, że "nie jest filmem chrześcijańskim: pozostaje dziełem otwartym na różne, nawet sprzeczne interpretacje".

Nawet "Ptaki ciernistych krzewów" doczekały się obrony ("film nie jest atakiem na Kościół, to raczej melodramat rozgrywany w rzekomych realiach kościelnych"), choć autorzy nie omieszkają dodać, że "znajomość Kościoła katolickiego u realizatorów nie wybiega swoim poziomem poza sensacyjne koncepcje antyklerykalnych tabloidów". "Film - dodają - irytuje tanim sentymentalizmem i płycizną psychologiczną". Mówiąc krótko, encyklopedia bardziej informuje niż ocenia i jest wolna od kościelnej alergii reagującej na każde odchylenie od przyjętych i traktowanych jako miara ortodoksyjności schematów oburzeniem i zgorszeniem.

Ogromny tom, a raczej bogactwo prezentowanej w nim twórczości, prowokuje do ogólniejszej refleksji o styku kina i religii, kina i przeżycia wiary. Zarysowując tylko problem, powiem, że wiele dzieł stanowi sui generis przedłużenie Biblii pauperum. Jak niegdyś niepiśmienny lud uczył się Biblii z obrazów i rzeźb, tak dzisiaj Biblię poznaje z ekranu. Obrazy, często kiczowate, snują opowieści o Mojżeszu, Narodzie Wybranym, o Jezusie i Apostołach. Znajomość Biblii oparta na malowidłach była, rzecz jasna, co najmniej fragmentaryczna i powierzchowna, podobnie wiedza o źródłach wiary oparta na filmach Godarda czy nawet Pasoliniego może budzić wątpliwości. Przeżycia, których dostarcza "Pasja" Gibsona, zapadają głęboko w pamięć i przesłaniają istotę chrześcijańskiej nauki o odkupieniu. Filmowy przekaz tego, co zostało dane jako słowo, mojego zaufania nie budzi. "Wiara ze słuchania jest" - mówi św. Paweł, słyszane bowiem lub przeczytane słowo uruchamia najgłębsze pokłady osobowości odbiorcy; obraz, widowisko nade wszystko mobilizuje jego uczucia.

Jest oczywiście wielka liczba filmów, które Biblię pozostawiają w spokoju i koncentrują się na ludzkim doświadczeniu wiary. Poczynając od hagiograficznych filmów o świętych (gdy w 1972 roku oglądałem "Brata Słońce, siostrę Księżyc" Franca Zeffirellego, film o św. Franciszku z Asyżu, łzy ciekły mi z oczu niemal od początku do końca projekcji, właściwie nie wiem dlaczego, chyba ze wzruszenia nad pięknem dobra), o ludziach będących świadkami wiary i miłości, jak np. "Do zobaczenia chłopcy" Louisa Malle'a, czy o wydarzeniach inspirowanych wiarą, jak słynny film Rolanda Joffé "Misja", który - w oczach historyków wątpliwy - jednak ukazuje wiele problemów, z którymi musi się borykać człowiek wierzący, wierny Kościołowi.

Kategorią o największym znaczeniu są filmy "ukrytej religijności", których akcja nie jest skoncentrowana na religii, wierze itd., lecz - jak u Kieślowskiego czy Zanussiego - prowadzi do pytań o sprawy ostateczne. "Duchowość w filmie na przestrzeni dziejów jest obecna w niewątpliwy sposób, jednocześnie zaś często jest mało znana". Sądzę, że Bóg, Syn Boży, Słowo Boże nie są fotogeniczne i stawiają nieprzezwyciężalny opór zakusom kamery. Kiedy patrzę na sfilmowaną Ewangelię, wszystko we mnie krzyczy: tak nie było! Ale Bóg w człowieku, Duch w człowieku, człowiek poszukujący, człowiek, który odnalazł i który nie znajduje... to ogromny i bezcenny dorobek filmu religijnego.

  • "Światowa encyklopedia filmu religijnego", red.: ks. Marek Lis, Adam Garbicz, słowo wstępne Krzysztof Zanussi, Kraków 2007, Wydawnictwo Biały Kruk;

Wspólna historia

Piszę o tej książce nie z racji jej walorów doktrynalnych, literackich czy edytorskich. Nie jest to też rynkowa nowość. Sięgnąłem po nią po otrzymaniu informacji o kolejnej konferencji przygotowywanej na wrzesień przez lubelski Instytut Europy Środkowo-

-Wschodniej. Poświęcona Janowi Pawłowi II książka opowiada bowiem o wytrwałej realizacji jednej z ważniejszych idei pontyfikatu polskiego Papieża: odnajdywaniu wspólnych chrześcijańskich korzeni Europy, przede wszystkim Środkowo-Wschodniej. Jej lektura pokazuje, jak pod powierzchnią sporów, napięć czy wręcz awantur politycznych płynie spokojny nurt budowania wspólnoty i zrozumienia, docierający do drzemiących pod powierzchnią smutnych i wspaniałych spraw ze wspólnej przeszłości.

Profesor Jerzy Kłoczowski opowiada, jak dzięki wsparciu moralnemu i materialnemu Jana Pawła II powstawały zręby instytutu. Opowiada o pierwszych rzymskich spotkaniach historyków białoruskich, litewskich, polskich i ukraińskich, poczynając od międzynarodowego kongresu poświęconego historycznym korzeniom narodów europejskich (3-7 listopada 1981 r.), o publikacjach, o zasługach rzymsko-watykańskiego centrum kierowanego przez ks. Mariana Radwana i decydującym spotkaniu w Rzymie (28 kwietnia - 6 maja 1990 r.).

Kłoczowski wspomina: "W gronie kilkudziesięciu osób, przede wszystkim historyków, znaleźli się przybyli z krajów właśnie odzyskujących wolność oraz z ich emigracji Białoru­sini, Litwini, Polacy i Ukraińcy. Rezultatem długich dyskusji była decyzja o podjęciu wspólnych badań nad przeszłoś­cią Rzeczypospolitej jako wspólnego dziedzictwa ważnego w perspektywie teraźniejszej dla naszych narodów, ale i zara­zem dla cywilizacji europejskiej. W rzymsko-wa­tykańskich rozmowach dziennych, wieczornych i nocnych, wraz z poruszaniem najtrudniejszych problemów rodziły się nowe przyszłe Instytuty Europy Środkowo-Wschodniej oraz ich Federacja. Pamiętamy wszyscy długą wizytę u Ojca Świętego, jego gorące i serdeczne słowa zawierające szczerą zachętę do współpracy i budowy przy­jacielskich więzów... Miałem zaszczyt przedstawienia osobiście Ojcu Świętemu każdego z uczestników spotkania. Każdy miał też możliwość krótkiej, bardzo osobistej rozmowy".

Książka nie jest urzędowym sprawozdaniem ani omówieniem kilkudziesięciu sesji zorganizowanych od tamtego czasu przez Instytut. Prezentacja tematyki około trzydziestu najważniejszych - więc nie wszystkich! - konferencji naukowych w latach 1990-2005 i miejsc, w których się odbyły, mówi więcej niż obszerne monografie. Od Kamieńca Podolskiego po paryską Sorbonę, na Węgrzech, Słowacji, Litwie, głównie jednak w Polsce, historycy z krajów, w których od wieków wspólną historię każdy odczytywał i interpretował po swojemu, razem nad nią się pochylają. Opowieść uczestników i świadków tego gigantycznego wysiłku uświadamia nam, że dzieło Jana Pawła II budowania europejskiej wspólnoty trwa.

Znajdujemy tu również relacje o działalności innych, bliskich lubelskiemu instytutowi placówek, a więc Federacji Instytutów Europy Środkowo-Wschodniej, Fundacji Stypendialnej Jana Pawła II, a także Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Książka obejmuje okres do roku 2006; zainspirowana przez Papieża działalność trwa dalej. Dowodem tego zaprojektowana z rozmachem jesienna sesja, jak zwykle międzynarodowa: "Przestrzeń religijna Europy Środkowo-Wschodniej otwarta na Zachód i Wschód". Jej pierwsza część odbędzie się w Lublinie, druga we Lwowie.

  • "Historia jest wspólna. Jan Paweł II Wielki a dziedzictwo Rzeczypospolitej Wielu Narodów i Europy Środkowo-Wschodniej". Lublin 2006, Instytut Europy Środkowo-Wschodniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (26/2007)