Bóg filozofów i biologów

Gdy fundamentaliści religijni usiłują odrzucać teorię ewolucji jako niezgodną z wiarą religijną, fundamentaliści ateistyczni wykluczają z góry wszelką próbę połączenia wierzeń religijnych z ewolucyjną wizją przyrody.

11.06.2007

Czyta się kilka minut

Rys. MIROSŁAW OWCZAREK /
Rys. MIROSŁAW OWCZAREK /

Słowa uznania trzeba wyrazić dla wydawnictw CiS i WAM, dzięki którym polski czytelnik otrzymuje dwie interesujące książki w bardzo krótkim czasie od ukazania się angielskich oryginałów. Książkami tymi są "Bóg urojony" Richarda Dawkinsa oraz jej krytyka pióra kolegi Dawkinsa z Oxfordu Alistera McGratha, podjęta wspólnie z Joanną C. McGrath w pracy: "Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa".

Ateizm metaforyczny

Zainteresowanie czytelników filozoficznymi pytaniami niesionymi przez teorię ewolucji to w dużym stopniu reakcja na popularyzatorski talent Dawkinsa. Autor "Ślepego zegarmistrza" potrafi o trudnych sprawach mówić językiem sugestywnych metafor, w których "samolubny gen" lub "wirus wiary" mają tłumaczyć najbardziej zawiłe pytania o naturę i prehistorię człowieka. Tłumaczenia te fascynują laików, natomiast specjalistów skłaniają do komentarzy równie krytycznych, jak książka McGrathów. Ci ostatni kierują w stronę Dawkinsa pretensje, że praktykuje popularyzatorską beletrystykę, rezygnując z naukowych opracowań z zakresu biologii ewolucyjnej. W rezultacie autor "Boga urojonego" ubolewa, że jego książka została dużo lepiej przyjęta przez internautów niż przez recenzentów, ukazujących jej słabości na łamach specjalistycznych czasopism. Reakcja taka nie jest jednak zaskoczeniem: internauci wyrażają odczucia płynące z emocjonalnej fascynacji lekturą, krytycy publikujący w specjalistycznych periodykach mają natomiast obowiązek racjonalnego uzasadnienia swych przekonań w sposób wychodzący poza pierwszą reakcję podziwu.

---ramka 516124|lewo|1---Sam Dawkins nierzadko prowokuje krytyczne oceny, wyrażając opinie, których nie sposób udowodnić. Twierdzi np., że religijny czytelnik sięgający po "Boga urojonego" zostanie po lekturze książki ateistą. Deklaracja ta, niezależnie od intencji autora, niezbyt fortunnie sugeruje, że aby zostać ateistą, wystarczy przeczytać jedną książkę. Ateista ukazywany jest więc mimo woli jako klasyczny lector unius libri. Jak ocenić wtedy postawę tych, którzy przeczytali całą bibliotekę i mimo to nie podzielają poglądów Dawkinsa? Należy do nich właśnie Alister McGrath, który po lekturze "Boga urojonego" nie tylko nie został ateistą, lecz zareagował gniewną pasją. W jego przekonaniu Dawkinsa należy zaliczyć do przedstawicieli fundamentalizmu ateistycznego, w którym jednowymiarowa wizja religii idzie w parze z bezkrytycznym przeciwstawianiem teorii ewolucji i myśli chrześcijańskiej.

Odmiany fundamentalizmu

Podczas gdy fundamentaliści religijni usiłują odrzucać teorię ewolucji jako niezgodną z wiarą religijną, fundamentaliści ateistyczni wykluczają z góry wszelką próbę harmonijnego połączenia wierzeń religijnych z ewolucyjną wizją przyrody. Postawę tę ukazał Dawkins w kategorycznej krytyce przesłania Jana Pawła II skierowanego do Papieskiej Akademii Nauk w październiku 1996 r. (przesłanie ukazujące otwartość chrześcijaństwa na ewolucyjną wizję rzeczywistości bywa traktowane jako jeden z ważniejszych dokumentów poprzedniego pontyfikatu). Doceniając jego wagę, redakcja prestiżowego kwartalnika "The Quarterly Review of Biology" poświęciła cały numer dyskusji nad papieskim ujęciem i zaprosiła do debaty przyrodników, filozofów i teologów.

Jedyną osobą, która oceniła negatywnie wystąpienie Jana Pawła II, był właśnie Richard Dawkins. Jego głos mocno kontrastował z opiniami autorów skądinąd odległych od chrześcijaństwa, jak np. Michael Ruse, lecz przyjmujących z nadzieją papieską wizję dialogu z nauką współczesną. Dawkins definitywnie odrzuca możliwość takiego dialogu, gdyż chrześcijaństwo pozostaje dla niego symbolem antyintelektualnych złudzeń. Jego zdaniem nauka musi wchodzić w nieuchronny konflikt z religią, gdyż nośnikiem tej ostatniej jest wirus wiary, niosący kulturowe schorzenia. Jako grupy dotknięte epidemią powodowaną przez tenże wirus Dawkins wymienia jednym tchem wyznawców wielebnego Moona, scjentologów i siostry zakonne. Pierwszy z wymienionych, Sun Myung Moon, jest znany przede wszystkim z politycznego zaangażowania, bigamii i przestępstw podatkowych; dla Dawkinsa jawi się jednak niemal jako klasyk religijności. Twórca "Kościoła" scjentologów Ron Hubbard jest z kolei powszechnie znany jako szarlatan propagujący idee niezgodne z wiedzą przyrodniczą. Jeśli ktoś, wzorem Dawkinsa, chciałby do tego towarzystwa dołączyć matkę Teresę z Kalkuty lub św. Franciszka z Asyżu, dałby jedynie dowód ignorancji religijnej. Tymczasem Dawkins nie unika podobnych zestawień, następnie zaś ubolewa, że jego idee nie są właściwie rozumiane przez wszystkich recenzentów.

Niezgoda filozofów

Niewątpliwie treść "Boga urojonego" zyskałaby, gdyby zredukować w niej warstwę triumfalistycznej retoryki i błyskotliwych, a nie zawsze trafnych porównań. Moglibyśmy wtedy otrzymać propozycję pojmowania ewolucji jako gry przypadku i praw przyrody. Chrześcijanin upatruje w tych prawach obecność Boga kierującego procesem kosmicznych przemian. Dzieło stworzenia ma swą współczesną kontynuację i nie należy ograniczać go do odległych czasowo wydarzeń.

Wizji takiej bronił kilkanaście lat temu w polemice z Dawkinsem ks. prof. Michał Heller. W ramach programu poświęconego zasługom o. Grzegorza Mendla w badaniach nad podstawami genetyki, BBC zaprosiła do Brna na dyskusję obu tych uczonych. W pomieszczeniach dawnego klasztoru augustianów, w bibliotece, z której niegdyś korzystał Mendel, podjęli spór o to, jak pojmować rolę Boga w przyrodzie i wzajemną więź między prawdą wiary a odkryciami nauk przyrodniczych. Rzeczowy tenor dyskusji, powtórzonej potem przez media, odbiegał daleko od stylu zademonstrowanego w "Bogu urojonym". W końcowych wnioskach obaj dyskutanci podkreślili, że różni ich przede wszystkim pojmowanie terminu "prawo". Ks. Heller stwierdził, że w pisowni tego terminu użyłby wielkiej litery, gdyż pytając o istotę praw przyrody dochodzimy do Boga Stwórcy, który poprzez prawa ukazuje Swą obecność w naturze. Wniosku tego nie chciał przyjąć Dawkins, dla którego prawo jest tylko prawem i nie ma sensu pytać o jego głębszą naturę. Ewolucją nie kieruje żaden Bóg; w jej wyjaśnianiu trzeba zrezygnować z wszelkich religijnych odniesień.

Dawkins zdaje się sugerować, że istnieje tylko jedno dobrze uzasadnione rozstrzygnięcie wielkich filozoficznych kontrowersji dotyczących Boga i ewolucji. Tymczasem obok proponowanych przez niego wyjaśnień istnieją alternatywne ujęcia, których autorzy znali biologię nie gorzej niż autor "Boga urojonego", filozofię zaś uprawiali w sposób profesjonalny. Jako przykład tego stylu może służyć dorobek innego przyrodnika z Oxfordu, zmarłego przed rokiem Arthura R. Peacocke'a. Ten ceniony biochemik opowiadał mi przed laty o swej ewolucji intelektualnej. W okresie studiów, gdy uważał się za agnostyka, ktoś z kolegów zaprosił go do wysłuchania serii kazań abp. Williama Temple'a, dotyczących obecności Boga w ewoluującej przyrodzie. Wysłuchane wtedy konferencje zaszokowały wizją przyrody, w której Bóg objawia swą bliskość. Arthur poświęcił resztę życia na wnikliwe opracowanie problemu Boga obecnego w prawach przyrody. Nigdy jednak nie utrzymywał, że proponowane przez niego ujęcia powinny być przyjęte przez wszystkich: jego córka przyjęła święcenia kapłańskie w Kościele Anglikańskim, natomiast syn jest zdecydowanym ateistą.

Ten przykład każe sceptycznie traktować zawarte w książce Dawkinsa zdroworozsądkowe opinie typu: "prawie wszystkie dzieci przyjmują religię swych rodziców". Obawiam się, że z równą odpowiedzialnością za słowo można by formułować opinię głoszącą: "prawie wszystkie dzieci na pewnym etapie swego życia odrzucają religię swoich rodziców". Problem sprowadzi się ostatecznie do pytania: co znaczy "prawie wszystkie"? Obydwie przeciwstawne opinie można by ostatecznie uznać za uzasadnione, jeśli - podobnie jak w matematyce - przyjmiemy, że "prawie wszystkie" oznacza "wszystkie z wyjątkiem skończonej liczby przypadków".

Dialog nauki i wiary przebiega na różnych poziomach, gdzie współistnieją różnorodne wzorce racjonalności. Ktoś traktuje przyrodę jako dziedzinę walki o przetrwanie, w której dominuje prawo pięści i kłów; ktoś inny - zafascynowany matematyczną harmonią równań pola - widzi w niej przede wszystkim "umysł Boga" skłaniający do pytań bliskich mistyce. Każda z tych wizji ma zwolenników i należałoby postulować, by nikt z nich nie rezerwował dla siebie monopolu na naukowość, kiedy wychodzi poza dziedzinę zagadnień należących do nauk przyrodniczych.

"Jedynie słuszne" rozwiązania bliskie są zazwyczaj ideologom; w filozoficznej interpretacji przyrody współistnieje natomiast wiele rozwiązań wyznaczających możliwość alternatywnych tłumaczeń. Chrześcijaństwo stanowi jedną z takich możliwości. Jeśli ktoś chce bronić tezy, że ukazuje ono jedynie "urojonego Boga", którego obraz stanowi wynik infekcji "wirusem wiary", można mu wskazać liczne przykłady nie mniej radykalnych stanowisk filozoficznych, które bardzo szybko uznano za pozbawione uzasadnienia. Jako znamienne można przytoczyć choćby stanowisko Bertranda Russella, którego uzasadnienie ateizmu przez pewien czas usiłowano ukazywać jako wzorcowe w popularnych broszurach propagandowych. Mniej znana jest ewolucja poglądów jego córki Katarzyny Tait-Russell: zbuntowana przeciw tej wersji liberalizmu, którą ojciec propagował w wychowaniu, po okresie burzliwych poszukiwań odrzuciła ateizm, następnie zaś po przyjęciu chrztu wyjechała z mężem na misje do Afryki.

Ostatecznie więc różnice między misjonarzem a wojującym ateistą okazują się mniej trwałe, niż sugeruje to Dawkins. Nie należy się łudzić, że lektura jednej dodatkowej książki rozwiąże wszystkie wątpliwości w tej dziedzinie.

Prowokacje okładkowe

Lektura Dawkinsa i McGrathów prowokuje wiele ważnych pytań. Należałoby sobie życzyć, by prowadziły one do dyskusji zamierzonej przez autorów. Dyskusję tę inspirują nawet marginesowe komentarze nawiązujące do treści książki. Na ostatniej stronie okładki polskiego wydania Dawkinsa Stanisław Obirek pisze: "W chwili obecnej to właśnie ateiści są w stanie skonstruować spójny model światopoglądowy, w którym ani »Bóg«, ani »mit« nie są potrzebne". Nie jestem pewien, co autor rozumie przez "spójny model". Jeśli chodzi mu o model wolny od sprzeczności, to przy tym rozumieniu spójności, chrześcijaństwo również nie wymaga przyjmowania tez wzajemnie sprzecznych. Jeśli natomiast rozumie on przez spójność brak białych plam poznawczych i podkreśla, że ateizm stanowi uporządkowany logicznie system tłumaczący wszystkie zagadki bytu, to opinii tej nie sposób przyjąć z wielu powodów - m.in. dlatego, że ani ateizm, ani chrześcijaństwo nie wyjaśniają w pełni np. dramatu ludzkiego cierpienia.

Chrześcijanin może żyć nadzieją płynącą ze Zmartwychwstania Chrystusa, ateista może podjąć próbę naśladowania np. Camusowskiego Syzyfa. Nie nadrabiajmy jednak miną, że jest to bezproblemowe i satysfakcjonujące wszystkich rozwiązanie, gdyż można długo przytaczać opinie wielu intelektualnych autorytetów, które nie podzielają optymistycznej oceny sformułowanej przez Obirka. Wśród tych, którzy podzielali ją w przeszłości, zasłynął m.in. P.S. Laplace, wyjaśniając, iż w swym wykładzie "Systemu Świata" nie potrzebował hipotezy Boga. Od jego słynnej odpowiedzi upłynęło 200 lat. W okresie tym okazało się, że nawet na poziomie fizyki wiele zagadnień, które dla Laplace'a wydawały się rozstrzygnięte i proste, odsłoniło swój ukryty wymiar.

To, czy w odpowiedziach niesionych przez nasz intelektualny rozwój pojawia się odniesienie do Boga, tajemnicy, granic poznania, zależy od przyjętej filozofii, w której Dawkins i Laplace wskazują tylko na jedno z wielu możliwych stanowisk. Nie wprowadzajmy więc sztucznych absolutów, generując złudzenia o "jedynie słusznym" modelu, ani też nie podnośmy karykatury religii do rangi jej wzorcowego przykładu.

Obawiam się, że Dawkins poświęca nieproporcjonalnie wielką uwagę karykaturalnym zniekształceniom religii. Ma do tego prawo. W podobny sposób można by jednak do wykładów astronomii wprowadzać obszerne partie dotyczące UFO, zaś w antologii poezji najbardziej rozbudować partie zawierające twórczość grafomanów. Kiczowaty obraz Boga grafomanów na pewno nie ukazuje Boga poetów czy Boskiego "Poety świata", o którym pisał Alfred N. Whitehead. Nie należy sobie ułatwiać polemiki, wskazując na kicz jako na wzorcowe dzieło sztuki. Trzeba natomiast przyznać, że zarówno Dawkins, jak i McGrathowie - przy odpowiednim podejściu czytelnika - mogą odegrać pozytywną rolę w wyzwalaniu ze złudzeń. Meandry ewolucji i meandry możliwych tłumaczeń mogą wtedy okazać się składnikiem fascynującej przygody prowadzącej do odkrywania prawdy.

  • RICHARD DAWKINS "BÓG UROJONY", przeł.: Piotr Szwajcer, wyd. CiS, Warszawa 2007.
  • ALISTER McGRATH, JOANNA C. McGRATH "BÓG NIE JEST UROJENIEM. ZŁUDZENIA DAWKINSA", przeł.: Jerzy Wolak, wyd. WAM, Kraków 2007.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2007