Lektura własnej przyszłości

Im więcej czytasz, tym lepiej nazywasz pragnienia i definiujesz problemy. Z bezdomności łatwiej wychodzi się przez bibliotekę.

22.09.2017

Czyta się kilka minut

Wrocław, MiserArt, strefa kreatywna w labiryncie wykluczenia. Fot Leszek Sulich /
Wrocław, MiserArt, strefa kreatywna w labiryncie wykluczenia. Fot Leszek Sulich /

W Jaworznie, w prowadzonej przez ks. Mirosława Toszę Wspólnocie „Betlejem”, mieszkańcy tamtejszego domu, byli bezdomni, na zwęglonych kawałkach drewna ze spalonej w 2014 r. sosnowieckiej katedry zaczęli pisać ikony. Celem bezpośrednim było pozyskanie środków do odbudowy świątyni. Celem pośrednim: udowodnienie – upraszczając – że bezdomny to nie punkt statystyczny, tylko człowiek. Oprócz ikon mieszkańcy Wspólnoty „Betlejem” w pracowni rękodzieła Tabga tworzą patery, miski, mydelniczki, okaryny i inne ceramiczne prace.

We Wrocławiu Andrzej Ptak, pracujący od 30 lat w Fundacji Brata Alberta, założył MiserArt. W pustostanie w centrum miasta powstała „strefa kreatywna w labiryncie wykluczenia”, w której biedni, bezdomni i wykluczeni pieką chleb albo z wyrzuconych na śmieci rzeczy tworzą nowe produkty – z drewna np. stoły itd.

W Warszawie, w kierowanym przez Adrianę Porowską pensjonacie socjalnym Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej od lat powstaje budowany przez mieszkańców, byłych bezdomnych, statek. – Celem kapitana jest wybudowanie jachtu, wodowanie go i wyruszenie w rejs. Pomagają mu nasi mieszkańcy, więc jeśli któryś z nich przy budowie statku nauczy się stolarki albo spawania, zdobędzie odpowiednie certyfikaty, to ja „wyrzucam” go do pracy na wolnym rynku. On już tam nie utonie – mówi Porowska.

Marek Kotański mówił do mieszkających w Monarze osób uzależnionych od narkotyków: „W tym leczeniu tylko to się liczy, co jest najtrudniejsze. Wszystko łatwe to o dupę potłuc. (…) Trzeba ciągle coś tworzyć. Każde pokolenie, które coś stworzy, wygra swoje życie. A każde, które będzie tylko konsumowało, jest przegrane”.

Jacek Kuroń w „Wielkim przewartościowaniu”, komentując stosunek do pracy, napisał: „Rozerwaliśmy życie olbrzymiej większości ludzi na czas pracy najemnej – społeczny i czas wolny – prywatny. Tym samym oddzieliliśmy tworzenie i współpracę od miłości – sprawy publiczne od prywatnych. Wytwarzanie od konsumpcji, a więc i w pewien sposób uczestnictwo w kulturze od jej tworzenia. Oderwaliśmy wykonawstwo od myślenia, a pracę i myślenie od decyzji. Izolowaliśmy sacrum od profanum”.

I wreszcie Brat Albert: „Trudno przypuszczać, żeby sztuka ze swej istoty była jakimś osobnym światem, udziałem niektórych. Jeżeli więc sztuka wydaje się być czymś oderwanym od życia, wina to barbarzyństwa ludzi, fałszywej teorii, nie zaś samej sztuki”.

W „Betlejem”, MiserArcie czy Monarze chodzi przede wszystkim o włączanie przez kulturę. A półki w tych miejscach uginają się od książek.

Połowiczna praca

W stereotypowej wizji biedaka może nam się wydawać, że jedynym narzędziem do zaspokojenia jego wszystkich potrzeb będzie zorganizowanie przestrzeni bezpiecznego snu i gwarancji jedzenia. Wszystko to, co wykracza ponad te podstawowe potrzeby człowieka, czyli np. dostęp do kultury, spotka się niejednokrotnie z ostracyzmem społecznym, który da się streścić w zdaniu często słyszanym przez Adrianę Porowską: „zamiast budować jakiś durny statek w warszawskiej dzielnicy Ursus, bezdomni wzięliby się za porządną pracę”.

„Skłonność do sprowadzania obrazu biednych do zestawu klisz jest z nami tak długo, jak długo istnieje bieda: biedni jawią się – zarówno w teorii społecznej, jak i w literaturze – na zmianę: jako leniwi i przedsiębiorczy, szlachetni albo złodziejscy, gniewni albo pasywni, bezradni albo samowystarczalni” – piszą Esther Duflo i Abhijit Banerjee w „Ekonomii biednych”. I dodają, że biedni są w gruncie rzeczy tacy sami jak bogaci.

Potrzeba docenienia, godności, dostępu do kultury albo odpoczynku nie znika wraz z utratą środków na koncie albo trafieniem na ulicę. Wręcz przeciwnie: osoby wykluczone, które spotykają się niejednokrotnie z obojętnością albo lekceważeniem, jeszcze bardziej potrzebują uwagi i docenienia. Pracownicy socjalni nieraz spotykają się z pytaniem zadawanym przez ludzi o zasobniejszych portfelach: w jaki sposób rozmawiać z bezdomnym? Tak jakby trafienie na ulicę wiązało się automatycznie z utratą człowieczeństwa. Oczekiwanie w takich okolicznościach, że wykluczony, prześladowany, ignorowany i pogardzany będzie z uniżeniem realizował naszą wizję jego wychodzenia z kryzysów, jest pobożnym życzeniem. Więcej nawet, w tym kontekście nie przestają być aktualne pytania Artura Domosławskiego, który w „Wykluczonych” zastanawia się: „dlaczego ludzie, którym odmawia się przyzwoitej egzystencji, mieliby uznawać prawo do spokojnego i dostatniego życia tych, którzy się nim cieszą? Na jakiej podstawie oczekujemy od nich wyrzeczenia się przemocy?”.

Jeśli więc w pracy z wykluczonymi skupiamy się wyłącznie na zaspokojeniu podstawowych potrzeb (dachu nad głową i jedzenia), a zapominamy o tych wszystkich pragnieniach, które – jako syci – możemy sobie zapewnić, korzystając z pieniędzy, to pracę socjalną wykonujemy tylko połowicznie i – w gruncie rzeczy – próbując włączać do społeczeństwa, tak naprawdę przykładamy rękę do kolejnego wykluczenia.

Schody do biblioteki

Dla osób wykluczonych dostęp do kultury jest ograniczony. Weźmy biblioteki. Nawet jeśli uwierzyć w zapewnienia ich pracowników, że bezdomni mogą korzystać z czytelni, to i tak będą robić to niechętnie. Pan Edward, mieszkaniec altanki działkowej na obrzeżach Krakowa, z czytelni korzysta tylko w środę, czwartek i piątek. W resztę dni w bibliotece się nie pokazuje. Bo tylko w środy, raz w tygodniu, może się wykąpać w jedynej w mieście łaźni dla bezdomnych. W inne dni – kiedy czuje, że pojawienie się w bibliotece może się wiązać w najlepszym przypadku z nieprzyjemnymi komentarzami, w najgorszym z wyrzuceniem go z przestrzeni publicznej – po prostu do biblioteki nie chodzi.

Po drugie, życie na ulicy wiąże się z brakiem bezpieczeństwa. Monice, która noce spędza jeżdżąc komunikacją miejską, wolontariusze Zupy na Plantach pomagali wyrabiać dokumenty tożsamości już kilka razy. Bo albo gubiła, albo ktoś je kradł. Problemy z brakiem dowodu osobistego są wśród bezdomnych na porządku dziennym. Wyrobienie sobie karty w bibliotece staje się zatem niemożliwe.

Wpływ na dostęp do kultury mają też pieniądze, którymi dysponują bezdomni. W zasadzie jedynym źródłem pozyskiwania przez wykluczonych gotówki, poza niewielkimi nadal świadczeniami socjalnymi, jest żebractwo. Są to jednak zawsze środki niepewne i przede wszystkim niegwarantujące stabilizacji finansowej. Biedni nie są w stanie oszczędzać albo – jak pisze Adam Leszczyński w „Eksperymentach na biednych” – robią to rzadko i raczej tylko wtedy, gdy wierzą, że mają szansę na lepsze życie w przyszłości.

Brak narzędzi do oszczędzania (konta oszczędnościowe, lokaty) sprawia, że wykluczonym znacznie łatwiej ulec pokusie natychmiastowej gratyfikacji. Czyli, upraszczając: to, co się ma, trzeba wydać od razu. Z wyżebranych pieniędzy trudno korzystać z kultury.

W blasku smoka

Wśród bezdomnych najpopularniejsze są kryminały. Choć, jakież było zdziwienie streetworkerów budzących bezdomnego na squacie w Nowej Hucie, gdy po długich szturchaniach i krzykach, pośród butelek po alkoholu i w oparach dymu, mężczyzna wreszcie się ocknął, a siedzący w kącie jego kolega nieco bełkotliwym głosem skomentował: „Petroniusz obudził się zaledwie koło południa i jak zwykle, zmęczony bardzo”. – Nie wiem dlaczego, ale jakoś to pierwsze zdanie z „Quo vadis” wyjątkowo zapadło mi w pamięci – dodał po chwili.

Zuzanna Surma, wolontariuszka Zupy na Plantach, na nasze niedzielne spotkania z bezdomnymi przychodzi z książkami. Jedne wypożycza, inne odbiera. Widząc duże zapotrzebowanie, zaczęliśmy organizować mobilną bibliotekę dla wykluczonych. I teraz, oprócz zupy, na Planty wieziemy także książki. – Jeden pan powiedział – wspomina Zuza – że zamokła mu książka, którą pożyczył, więc wstydził się przyjść na Planty. Dopiero dwa tygodnie później się przyznał, dostał kolejną, choć bardzo mu było głupio ją zabrać. Inny pan jedną książkę oddał, ale drugą chciał przedłużyć, bo w ciemności nie mógł jej dokończyć – wieczorami czeka, aż smok pod Wawelem będzie zionął ogniem, żeby móc doczytać. Z kolei pewna pani opowiadała, jak nie było jej stać na zakup książek, więc sprzedawczyni na targu dała jej takie za złotówkę. Dwa horrory o krabach – najgorsza rzecz, jaką w życiu czytała.

Bezdomnych nie trzeba zachęcać do czytania. Sami wiedzą, jak bardzo jest im to potrzebne. I tylko pozornie budowanie mobilnej biblioteki dla wykluczonych można zaliczyć do „miękkich środków wspierających wychodzenie z bezdomności”. „Literatura powstaje w języku i jest zależna od jego struktury, rytmów, tonacji oraz znaczeń” – pisał niedawno na tych łamach Grzegorz Jankowicz. Czytanie to magazynowanie słów. Im więcej słów, tym większa łatwość w nazywaniu uczuć, emocji i potrzeb. Czytanie przez bezdomnych książek może więc stać się z jednej strony pierwszym krokiem do wyjścia z kryzysów, a z drugiej – przekonaniem nas, sytych, że mijany na ulicy bezdomny potrzebuje uwagi, bliskości i kultury, bo w gruncie rzeczy niczym się od nas nie różni. A jego potrzeby są dokładnie takie same jak nasze. ©π

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2017