Obieg zamknięty

Robert Cyglicki, Greenpeace: Nauczyliśmy się żyć szybko i jednorazowo. Ile trwa życie jednorazowej foliowej torebki? 15 minut – kiedy niesiemy ją ze sklepu do domu.

04.06.2018

Czyta się kilka minut

Ciągnące się kilometrami wzdłuż wybrzeży Zatoki Gwinejskiej wysypiska śmieci w Akrze, stolicy Ghany, marzec 2018 r. / GRAŻYNA MAKARA
Ciągnące się kilometrami wzdłuż wybrzeży Zatoki Gwinejskiej wysypiska śmieci w Akrze, stolicy Ghany, marzec 2018 r. / GRAŻYNA MAKARA

 

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Co się stało?

ROBERT CYGLICKI: Chiny nie chcą już naszych śmieci.

A w Polsce dużo ich produkujemy?

Na jednego Polaka przypada rocznie jakieś 300 kilogramów odpadów.

To dużo?

Nie jesteśmy w czołówce. Amerykanin produkuje ponad 800 kilogramów.

A czemu akurat do Chin to wysyłaliśmy?

Tańsza siła robocza, niższe standardy ekologiczne. Taniej było wywieźć śmieci z naszego kontynentu, często zakładając, że zostaną tam właściwie przetworzone.

Co z oczu, to z serca.

Europa była przekonana, że to doskonałe rozwiązanie. Pozbywaliśmy się śmieci z pola widzenia, uznając, że system działa i będzie działał tak już zawsze.

I dlatego wysypiska w Polsce płoną?

O kłopotach z górą śmieci wiadomo nie od dziś. Decyzja Chin o zamknięciu granic dla odpadów to jeden powód. Po drugie w Polsce w 2010 r. zmieniła się ustawa o odpadach i zaczęły powstawać firmy, które zamiast przetwarzać odpady, wyspecjalizowały się w ich magazynowaniu.

Magazynowaniu?

Tak, tymczasowym magazynowaniu. Zgodnie z ustawą śmieci na swoim terenie zakład może przechowywać przez trzy lata.

Jak to wygląda w praktyce?

Różnie. Załóżmy, że powstaje firma specjalizująca się w magazynowaniu odpadów. Zakład wynajmuje stare, poprzemysłowe budynki i przyległe do nich tereny. Podpisuje z gminą umowę na odbiór śmieci. Zbiera je spod domów i zawozi do swojej siedziby. Góra śmieci rośnie.

I co dalej?

Jeśli zakład ma instalację do przetwarzania odpadów i jest uczciwy, to zaczyna się segregacja i odzyskiwanie surowców.

A jeśli nie ma tej instalacji?

To „w wyniku nieszczęśliwego przypadku” albo „w wyniku działań nieznanych sprawców” składowisko zaczyna płonąć. Inne firmy bankrutują lub znikają.

Widział Pan tę czarną chmurę nad Zgierzem?

To potężna chmura toksycznych chemikaliów, nad którą nikt nie ma kontroli. Nie trzeba być wybitnym ekspertem, żeby zrozumieć, że otwarte palenisko, w którym gnieździ się mnóstwo niebezpiecznych związków chemicznych, jest szkodliwe dla środowiska.

I ludzi.

Oczywiście. To jest wręcz przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu ludzi. Bo spalanie śmieci bez instalacji eliminujących chociażby stężenie dioksyn i furanów powoduje, że zaczynamy oddychać powietrzem wymieszanym z rakotwórczymi i mutagennymi substancjami.

A ile ma Pan w domu kubłów na śmieci?

Trzy. A właściwie dwa kubły i jeden dodatkowy pojemnik – karton, koszyk lub zwykłą torbę, zależy, co akurat mam pod ręką.

Co w nich jest?

Jeden jest na frakcję suchą. Lądują w nim butelki, papier, plastik, puszki, kartoniki itd. W drugim są pozostałe śmieci. W trzecim pojemniku trzymam już posegregowane surowce – układam je warstwami, tak aby jak najmniej czasu spędzać przed kontenerami, do których wynoszę odpady.

Ale i tak wszystko ląduje w jednym, wspólnym zsypie osiedlowym.

Zależy od firmy wywożącej śmieci i systemu ich odbioru. Widziałem zakład z taśmą selekcyjną, na której pracownicy ręcznie sortowali odpady. Nawet jeśli widzi pan, że wszystko ląduje w jednym zsypie lub trafia do jednej śmieciarki, to już po wywiezieniu śmieci z osiedla zaczyna się ich rozdzielanie. Jeśli więc posegreguje pan śmieci w domu, to pracownicy zakładu mają ułatwione zadanie i maleją koszty ich przetwarzania.

Kto decyduje o tym, że śmieci są posegregowane?

Zakład, który odbiera śmieci, i gmina, która określa ogólne warunki gospodarowania odpadami. Ostatecznie na samorządach spoczywa największa odpowiedzialność za recykling i utylizację odpadów.

A kto kontroluje te firmy z magazynowanymi odpadami?

Teoretycznie samorządy i Inspekcje Ochrony Środowiska. Gminy nie mają specjalistów, a inspekcje są niedoinwestowane i źle oprzyrządowane prawnie, żeby móc skutecznie sprawować kontrolę i egzekwować prawo. Jeżeli mamy do czynienia z zakładem, który nie chce ze śmieciami nic zrobić, tylko tymczasowo je przetrzymywać, wypełniając magazyn po brzegi – to inspektorzy niewiele mogą zrobić. Istniejące kary są zbyt niskie, aby odstraszyć potencjalnych przestępców.

Dlaczego pożary wybuchły w tym roku?

Śmieci było już tak dużo, że trzeba było zacząć coś z nimi zrobić. Ruszyły kontrole i coraz wyraźniej było widać, że mamy do czynienia z patologią systemu. Na domiar złego szerokim strumieniem płynęły do Polski odpady z Europy Zachodniej.

Te, które miały pojechać do Chin?

Do Chin albo do Afryki, do której oficjalnie nie można już eksportować elektrośmieci, choć w praktyce bywa różnie.

A to się nie nazywa przypadkiem „eksport towarów używanych”?

Czasem są to nieposegregowane odpady z dużą ilością kiepskiej jakości plastiku, czasem zwykłe śmieci rejestrowane jako towary, których w Europie nikt już nie używa, bo do niczego się nie nadają.

Po angielsku to się nazywa „planned obsolescence”.

Planowane postarzanie produktu to jeszcze inne zjawisko, które dopełnia obraz problemu, z jakim się mierzymy. Jest to zmyślna strategia producentów, która ma na celu takie projektowanie i produkowanie, żeby towary szybciej się zużywały.

Po co?

Żebyśmy nie przestawali kupować i, w konsekwencji, żebyśmy nieustannie wymieniali „zużyte towary” na nowe.

I co się dzieje z takim, załóżmy, zepsutym telefonem, który trafia do Afryki?

Widziałem w Ghanie ogniska ze sprzętu RTV-AGD. Ludzie wyciągali z popiołu wszystko to, co można było sprzedać na rynku lokalnym.

Na Toxic City, największym wysypisku śmieci w Afryce Zachodniej, wydobywając surowce można zarobić dolara dziennie.

To tylko pokazuje, jak bardzo niesprawiedliwy jest świat, w którym ludzie, żeby zarobić, muszą narażać siebie i bliskich na utratę zdrowia. Początkowo rozmawiałem z nimi, starałem się tłumaczyć, edukować. Po kilku pobytach w slumsach odpuściłem. Bo kim w zasadzie jestem, żeby im mówić, co mają robić? Jak rozmawiać z ludźmi o niepaleniu śmieci, skoro nie mają z czego żyć, a góry odpadów przecież same nie znikną?

Dlaczego produkujemy tak dużo śmieci?

To chyba jeden z większych problemów cywilizacyjnych. Nauczyliśmy się żyć szybko i jednorazowo. Ile trwa życie jednorazowej torebki foliowej? 15 minut niesiemy ją ze sklepu do domu.

„Rozwinęła się globalizacja obojętności – pisze Franciszek w „Evangelii gaudium”. – Niemal nie zdając sobie z tego sprawy, stajemy się niezdolni do współczucia wobec krzyku boleści innych (...). Kultura dobrobytu nas znieczula i tracimy spokój, jeśli rynek oferuje coś, czego jeszcze nie kupiliśmy, podczas gdy zrujnowane życie tych wszystkich ludzi z powodu braku szans wydaje nam się zwykłym spektaklem, który nas wcale nie porusza”.

Jakieś 10 lat temu mówiłem o naszych dzieciach, o kolejnych pokoleniach, którym zostawimy zdewastowaną ziemię. Patrząc na dzisiejszy rozwój świata i skokowy wzrost produkcji, wiem, że już teraz zderzamy się z górą problemów, którą sami sobie usypaliśmy. Tu nie chodzi już tylko o lepszą lub gorszą przyszłość dla naszych dzieci.


Czytaj także: Marek Rabij: Od stycznia w Polsce spłonęło 65 składowisk odpadów, na które w ostatnich latach trafiało coraz więcej śmieci z zagranicy. Zbieżność wydarzeń nieprzypadkowa.


Mówimy o realnych zagrożeniach dla nas samych – jeszcze za naszego życia możemy doświadczyć poważnych kryzysów ekologicznych, jeśli w porę im nie zaradzimy. Tym bardziej nie powinniśmy być obojętni i zapominać się w konsumpcji.

I co z tym zrobić?

Świadomość, że syta Europa produkuje tony śmieci, które później podrzuca krajom słabiej rozwiniętym, budzi oczywiście gniew, a z drugiej strony chęć niesienia im pomocy. Ale jest jedna rzecz, której nauczyłem się w Afryce. Cokolwiek byśmy tam robili – budowali szkoły, sanitariaty, realizowali świetne projekty rozwojowe – to, niestety, świata w ten sposób nie zmienimy. W miejsce jednego zamkniętego wysypiska powstaną kolejne.

A co zmieni świat?

Jeśli chcemy wpłynąć na zmiany, w tym zmiany dotyczące modelu konsumpcji czy ilości produkowanych przez nas śmieci, musimy zrozumieć, w jaki sposób zmienia się współczesny świat. Najwięcej do powiedzenia w tym temacie mają oczywiście zwykli ludzie, ale to ostatecznie od decyzji politycznych i gospodarczych zależy, w jakim kierunku zmierzamy. Być może zabrzmię tu kontrowersyjnie, ale świat nie stanie się lepszy, jeśli skupimy się na takiej czy innej edukacji.

Nasze indywidualne decyzje, np. o tym, żeby segregować śmieci, nie mają znaczenia?

Mają duże znaczenie, ale nie możemy na nich poprzestać. Żyjemy w czasach najlepiej wyedukowanych społeczeństw w historii ludzkości. Przecież nigdy wcześniej nie było tak dużej liczby ludzi z wyższym wykształceniem czy – najzwyczajniej w świecie – umiejących czytać i pisać. Efekt jest taki, że najbardziej wyedukowane społeczeństwa w historii decydują o tym, żeby wywozić śmieci na inny kontynent – i w ten sposób rozwiązywać problem odpadów.

Albo spalając.

Tak, i wpuszczając w powietrze ogrom­­ne ilości niebezpiecznych toksyn.

Okazuje się więc, że edukowanie przyniosło w jakimś sensie porażkę. Jesteśmy najbardziej wyedukowanym społeczeństwem, które jednocześnie z roku na rok produkuje coraz większą ilość śmieci.

Ale gdybyśmy tak wszyscy przesiedli się na rowery...

Jeśli nie byłoby to częścią globalnych zmian, na niewiele by się zdało chociażby w walce z katastrofalnymi skutkami zmian klimatu, których ciągle możemy jeszcze uniknąć.

Jakiś czas temu dyskutowałem o diecie wegańskiej, którą ze wszech miar warto promować, bo nie tylko wiąże się z brakiem cierpienia zwierząt, ale też zmniejsza nasze emisje gazów cieplarnianych. Nie zmienia to jednak faktu, że przechodząc w Polsce na dietę wegańską bez zmian w systemie energetycznym, który produkuje olbrzymie ilości CO2, nadal będziemy mieli większy ślad ekologiczny od tych, którzy jedzą mięso, ale za to żyją w kraju, w którym energia pochodzi ze źródeł odnawialnych. W ten sposób nie osiągniemy też niczego w skali globalnej, żeby móc powstrzymać zmiany klimatyczne.

A zatem znaczenie mają tylko działania w skali międzynarodowej.

Możemy się edukować i uświadamiać społecznie – i róbmy tak dalej. Możemy też inwestować środki finansowe w rozwój afrykańskich krajów – to też będzie cenne. Ale nie możemy na tym poprzestawać.

Słucham więc rozwiązań.

Kluczowe wydaje się przeformułowanie naszej gospodarki na obieg zamknięty, tak aby nie obarczać swoimi problemami innych. A już na pewno nie powinniśmy przerzucać ich na kraje mniej rozwinięte, które mają przed sobą dłuższą drogę do pokonania, aby osiągnąć to, co mieszkańcy Unii Europejskiej mają już w zasięgu ręki.

Sugeruje to także papież Franciszek: „Jeszcze nie udało się przyjąć ­zamkniętego modelu produkcji, który zapewniłby zasoby dla wszystkich i dla przyszłych pokoleń, a który wymaga maksymalnego ograniczenia użycia zasobów nieodnawialnych, pohamowania konsumpcji, maksymalizacji efektywności wykorzystania, ponownego wykorzystania i recyklingu”.

Circular Economy to gospodarka, w której zminimalizujemy zużycie surowców, a odpady z jednych procesów wykorzystamy jako surowiec dla innych. Spowodujemy w ten sposób, że śmieci nie będą płonęły i lądowały w Chinach. To się oczywiście wiąże z procesem zarządzania całym cyklem życia produktu.

To znaczy?

Jedno pytanie brzmi, co zrobić z górą śmieci, którą już wyprodukowaliśmy. Nie może być tak, że lekceważymy dyrektywy dotyczące segregacji i odzysku surowców. Tolerujemy fikcyjne przetwarzanie odpadów.

A drugie pytanie?

Dotyczy tego, co należy zrobić, żeby samych produktów, o których już na etapie tworzenia wiemy, że będą dodatkowym odpadem, było mniej. Prosty przykład: czy rzeczywiście potrzebujemy foliowego opakowania na cukierki, z których każdy osobno ma też swoją folię?

Nie potrzebujemy.

No właśnie, wystarczy decyzja producenta lub decyzja tych, którzy mają mądrze dla nas zarządzać państwem i organizacją polityczną, jaką jest UE. Niezbędne jest wsparcie instytucji kontrolnych, które będą z jednej strony weryfikowały proces produkcji, a z drugiej sprawdzały, co dzieje się dalej z odpadami i czy wyczerpaliśmy możliwości ich odzyskania.

A co z luką w prawie, która powstała w 2010 r.?

Natychmiast trzeba zmienić ustawę o odpadach i zlikwidować lukę dla tymczasowego magazynowania odpadów. Nie może być tak, że wydając pozwolenie na przetrzymywanie odpadów, starosta nie będzie wiedzieć, co się z tymi śmieciami stanie po trzech latach. Musimy odejść od gospodarki rabunkowej na rzecz gospodarki zamkniętej. ©℗

ROBERT CYGLICKI (ur. 1978) jest dyrektorem Greenpeace Polska. Doradca i ekspert w dziedzinie ochrony środowiska i polityki energetycznej. W 2014 r. zainicjował akcję instalowania paneli fotowoltaicznych na budynkach szkół podstawowych. Od 2006 r. prowadzi z żoną program Akcja dla Globalnego Południa, w ramach którego m.in. wybudowano szkołę w Ghanie. Mieszka w Szczecinie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2018