Lekki gorsecik

Roland Barthes w "Systemie mody nie wchodzi w analizy socjologiczne czy estetyczne fenomenu mody, nie zastanawia się np., do jakich treści odnoszą się kolorowe skarpetki bitników; rozszyfrowuje system znaczeń, uaktywniony przez język gazet.

30.10.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

"Warszawska młodzież męska lubi w ubiorze swym akcentować natychmiastową gotowość do szybkiego działania. Stąd na przykład sznurowane na piersiach piłkarskie koszulki, które noszone pod sztywną czarną dwurzędówką stanowią szczyt wykwintu w pewnych kręgach towarzyskich stolicy. Podobną nutą sportowej gotowości dźwięczy moda kolorowych dżemprów lub zgoła koszulek gimnastycznych, wyglądających zuchowato spod rozpiętego kołnierzyka zwykłej koszuli pod szyję". Ten opis, pochodzący z powieści Tyrmanda z wczesnych lat 50., pokazuje, jak bardzo moda może znaczyć. Znaczyć dokładnie - Tyrmand pisał "Złego" w szczęśliwych (dla mody) czasach, gdy droga między materialnym detalem (sznurowane koszulki) a jego znaczeniem (zapalczywość) była względnie prosta i jasna. W podobnych jeszcze czasach pisał swą wybitną - i świetnie przełożoną przez Macieja Falskiego - książkę "System mody" Roland Barthes. Otwarty kołnierzyk w kardiganie mówił o sportowym, lekkim stanie ducha i, zarazem, o wczesnopołudniowej porze dnia, kołnierzyk kardigana, zamknięty na wieczór, przynosił informację o powadze. Jeden guzik zmieniał wszystko.

Krynolina i Napoleon

Moda jest stara jak świat, pisanie o niej stało się modne w wieku XIX. Satyry pojawiły się wcześniej; poezja obyczajowa obfituje w żarty z modnych żon i śmiesznych modnisiów. Wraz z wielkimi powieściami realistycznymi strój pozbył się odmy błahości, okazując się wspaniałym rewelatorem sensów. Ileż o osobowości człowieka, o jego społecznym położeniu i roli umiał powiedzieć każdy szczegół ubioru; Balzac najpierw widział swoich bohaterów, reszta przychodziła sama. Opis kapelusza kuzynka Ponsa czy słynnej czapki Karola Bovary u Flauberta włączał problematykę wyglądu do podstawowych kwestii społecznych; nowoczesna socjologia mogła się już narodzić. Francja do mówienia o modzie wystawiła swe najlepsze umysły poetyckie: pisali o niej (prozą) Baudelaire (w r. 1860), Mallarmé, Valéry, Apollinaire. Niemcy piórami Simmela (jeden z istotniejszych jego tekstów na ten temat znajdziemy w opublikowanym przed paru miesiącami zbiorze "Most i drzwi" w fenomenalnym przekładzie Małgorzaty Łukasiewicz) i Benjamina (np. w "Pasażach", tłumaczonych przez Ireneusza Kanię), wcześniej Hegla dostrzegającego w zmienności mody racjonalną siłę, która prowadzi świat w przyszłość, dali najgłębsze analizy, definicje i bonmoty socjologiczne i filozoficzne.

Baudelaire'owi moda służy przede wszystkim do refleksji estetycznej, do fundamentalnych pytań o piękno. Wpatrując się w ryciny przedstawiające stroje w różnych okresach historycznych odkrywa on względną naturę piękna, które dzięki modzie przestaje być jedno i wieczne. Ludziom bezmyślnym, mówi Baudelaire, stroje z dawnych czasów wydać się mogą śmieszne (Benjamin zauważy genialnie, że "w oczach każdej generacji mody poprzednie jawią się jako najsilniejszy ze wszystkich antyafrodyzjak"); jednak w każdej modzie istnieje jej własne, szczególne piękno. Współczesny Baudelaire'a, Maxime du Camp, powie w tym duchu, że "moda to pogoń za najwyższym ideałem piękna"; każda moda jest bowiem nową, poważną próbą piękna, najczęściej daremną, niekiedy żałosną. Dlatego dawne grawiury strojów można jednocześnie przekształcić w wersję "brzydką" - wówczas staną się karykaturami, oraz w wersję "piękną" - wówczas zdadzą się, powiada Baudelaire, "starożytnymi posągami". Dla Baudelaire'a liczy się intencja piękna, skrywająca się w każdej modzie, zawsze ta sama w zasadzie, lecz inaczej ukonkretniana. W każdej epoce przyjmuje ona inny kształt, odmienną postać, przeto w pięknie zawsze tkwi pierwiastek zmienny, historyczny. W tym sensie wszystkie mody są sobie równe, a wrażenie brzydoty i śmieszności, jakie wytwarzają na potomnych, tylko powierzchowne. Nieśmieszne będą więc w istocie dość śmieszne na pierwszy rzut oka "biedermeier niechętny antykowi", "szal otaczający jak gloria główkę kobiety empiru", czy choćby "krynolina jako trwały pomnik Napoleona III".

Trzy powyższe przytoczenia to trzy podpisy pod rycinami zamieszczonymi w pięknie, jak na tamte czasy, wydanej książce Andrzeja Banacha "O modzie XIX w." (1957). Banach korzysta z innej Baudelaire'owskiej i szerzej romantycznej idei zbieżności między modą a filozofią, ideami, "duchem czasu",

i zestawia bogatą w rekwizyty romantyczną modę z - na przykład - romantyczną składnią zdania, skomplikowaną i rozbudowaną. Takie analogie chętnie śledzimy do dzisiaj i niemało jest rozważań łączących filozofię dekonstrukcji końca XX w. ze strojem Madonny. Jednak o wyjątkowym miejscu mody w wieku XIX decyduje fakt, że zaczęła przedstawiać ona, jak pisał Roger Caillois, "bezpośrednią rzeczywistość w jej aspekcie najostrzejszym, najbardziej agresywnym, najbardziej może irytującym, lecz najszerzej doświadczanym". Moda jako zjawisko mówiące naraz o prawach rynku, dynamizacji sfery produkcji, o podziałach klasowych i grupowych, o psychologii społecznej i indywidualnej, o marketingowej kreacji potrzeb, stała się jednym z uprzywilejowanych przedmiotów refleksji o całości życia społecznego, przestrzenią, gdzie pars pro toto można dotknąć jego sedna, wszystkich jego wymiarów. Analizy Simmela i dywagacje Benjamina docierają przez modę do ogólnych prawideł funkcjonowania społeczeństw, a zwłaszcza, jak u Simmela, stosunków między jednostką a zbiorowością. Simmel pokazuje m.in., w jaki sposób moda zwalnia jednostkę z odpowiedzialności etycznej; Benjamin opisuje zawartą w modzie siłę antycypacji przyszłego kształtu społeczeństwa, a wśród konkretów rozważa, co może znaczyć na przykład w czasach zacieśniającej się sfery prywatności (rok 1935 w Niemczech) kobieca moda na noszenie plakietek z własnymi inicjałami.

Rybie ości

Ubiór jest jedną z tych materii, które są skazane na wydawanie znaków, chcemy tego czy nie. Barthes, zanim jeszcze napisał "System mody", zajmował się socjologicznie mitologiami codzienności, w tym znaczeniami tworzonymi przez modę - w duchu, w którym mówił o nich cytowany wyżej Tyrmand. Później, gdy zauroczony przez semiotykę oddał się analizie pisemnych komunikatów, zainteresowało go to, co nazywał "ubiorem pisanym", czyli ubiór przekształcony w słowa, istniejący nie jako obraz, lecz jako zapis ("tkaniny drukowane święcą tryumfy na Wyścigach", "na świąteczny obiad w Deauville, lekki gorsecik"). Zajął się przeto językiem żurnalowego mówienia o modzie (w latach 1958-59), uważając, że tylko w ten sposób dotrze do sensu mody jako zjawiska społecznego.Barthes w "Systemie mody" nie wchodzi już w analizy socjologiczne czy estetyczne fenomenu mody, nie zastanawia się na przykład, do jakich treści odnoszą się kolorowe skarpetki bitników; rozszyfrowuje wyłącznie system znaczeń, uaktywniony przez język gazet. Posługuje się fantastycznie precyzyjną analizą semiotyczną (sam spis treści liczy dziewięć gęstych stron), której w całości podołać może jedynie umysł zaprawiony w tej dziedzinie; w rzeczy samej książka powstawała w czasach, gdy semiotyka (i związany z nią strukturalizm) stawała się królową nauk. Z tego powodu "system mody" można też czytać jako "modę na system". Tutaj nic nie umknie uwadze, a tabelki ze słownikiem odzieżowo-krawieckim są imponujące. Wszystko się ze sobą logicznie wiąże, a "mała tasiemka, która dodaje elegancji" czy "sweter na chłodne jesienne wieczory podczas weekendu na wsi" zostają wspaniale rozdrobnione w wykresach i prześwietlone jako zbiór znaków tworzących precyzyjne przesłanie: jeśli chcesz być elegancką, nie zapomnij o małej tasiemce; jeśli chcesz być szykowną, wieczorem, ale tylko wieczorem, nie zapominaj zapiąć guzik w kardiganie.

Jednak dzisiaj ten język, ten system mówienia o ubiorze wydaje się sam nieco niemodny (jak każdy już system), a przede wszystkim zaburzony; jego gorsecik cokolwiek uwiera. Oczywiście, nadal można się nim znakomicie posługiwać, aktualizować go, analizować kolejne przesłania o "dopasowanej ażurowej sukni z biusterem" na szczególne okazje ("Wysokie obcasy", 21 stycznia 2006). W dziedzinie stroju nastąpiły jednak w ostatnim ćwierćwieczu tak gwałtowne przesunięcia i odwrócenia znaczeń, że nadwerężają one struktury przedstawione przez Barthesa, a może nawet uderzają w refleksję Baudelaire'a nad pięknem. Przejrzysta, prosta droga między materią, słowem i znaczeniem, którą tak szybko przebiegało oko Tyrmanda, wydłużyła się i zaciemniła; guzik rozpięty w południe, a zapięty wieczorem przestał być jasnym komunikatem. Podważone zostały opozycje: ubiór dzienny / wieczorny, strój męski / damski, powszedni / elegancki, oryginalny / klasyczny, zadbany / beztroski. Adidasy do smokingu, dziury w spodniach do krawata, trampki na szpilkach, majtki ponad spodniami lub na spodniach itd. itd. wytwarzają semantyczne zawirowania, w jakimś stopniu paraliżujące systemowość opisu.

Nie chodzi o prowokacje i poszukiwanie oryginalności; te pojawiają się w modzie od 150 lat ("duże wzięcie mają rybie ości na kapeluszach (...) w ostatnią środę widziałem na bulwarach modnisię w sukni z nakładanych lusterek przylegających do tkaniny. Efekty w słońcu były przepyszne" - Apollinaire, 1910). Chodzi przede wszystkim o powszechną wymienność stylów, zakłócającą system, i co za tym idzie, o niestabilność odniesień: koszulka piłkarska pod marynarką za czasów Tyrmanda i Barthesa­ należały do jednej, wyrazistej podgrupy społecznej; dzisiaj może nosić ją każdy, łobuz i artysta, student i urzędnik, mężczyzna i kobieta, chłop i inteligent, i na każdym będzie znaczyła nic lub za mało. Rozbudowany zwyczaj wymiany stylów, przenoszenia rekwizytów, zapożyczania cytatów, niszczenia punktów odniesienia wychodzi już daleko poza poetykę postmodernistycznego kolażu i zwiastuje, jakby powiedział Benjamin, coś - lecz co? - nowego.

***

Nie znaczy to, że bastiony wyrazistego stylu (jeżyk i ciemne garnitury, gorsecik i szpilki) nie istnieją. Mają się one całkiem dobrze, lecz zwłaszcza tam, gdzie towarzyszy im mocna ideowość. Ponad rok temu w Poznaniu, podczas manifestacyjnego zderzenia młodzieży wszechpolskiej i anarchistów, ci ostatni wymachiwali transparentem: "Wszechpolska młodzież ma ch... odzież". Nieobyczajne i niecenzuralne, dla systemu mody hasło to ma zbawczą wartość.

Roland Barthes, "System mody", przełożył Maciej Falski, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2006.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, historyk literatury, eseista, tłumacz, znawca wina. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W 2012 r. otrzymał Nagrodę Literacką NIKE za zbiór „Książka twarzy”. Opublikował także m.in. „Szybko i szybciej – eseje o pośpiechu w kulturze”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2006