Lekcja nienawiści

"Nie powinniśmy mieszać gruszek i jabłek. Gdzie są gruszki, powinny być gruszki, a gdzie są jabłka, powinny być jabłka". To nie wypowiedź dotycząca zbioru owoców. To komentarz Grety Kuny, minister edukacji kantonu Średnia Bośnia. Gruszki to mali Chorwaci, a jabłka to mali Bośniacy. Albo odwrotnie.

14.09.2010

Czyta się kilka minut

W ponad 50 przypadkach w Bośni i Hercegowinie "gruszki" i "jabłka" teoretycznie chodzą do jednej szkoły. To znaczy, jak zaleca pani minister, do jednego budynku, w którym są jednak dwie osobne szkoły. Tak zwane "dwie szkoły pod jednym dachem". Gruszki i jabłka się nie mieszają. Nie jest to wskazane.

Przykład: szkoła średnia w Trawniku. Masywny budynek, pamiętający monarchię austro-węgierską. Połowa pomalowana jest na kolor jasnoniebieski i ogrodzona. Także boisko przed budynkiem podzielono płotem. Część niebieska to szkoła chorwacka. Część niepomalowana - bośniacka. Młodzież nawet nie zbliża się do płotu. Nie patrzą w tę stronę. Między dwoma stronami boiska nie ma komunikacji. Rada uczniów bośniackiej części wnioskowała o zniesienie płotu, ale nie spotkało się to ze zrozumieniem ani jednej, ani drugiej strony.

Stan ciągłej tymczasowości

System segregacji uczniów wprowadzono w Bośni w 1997 r., dwa lata po podpisaniu porozumienia pokojowego, które zakończyło wojnę w tej wieloetnicznej republice byłej Jugosławii. Ministerstwo edukacji rządu Federacji Bośni i Hercegowiny zdecydowało się - z inicjatywy OBWE - na powołanie "dwóch szkół pod jednym dachem", by tymczasowo uspokoić nastroje w miejscach szczególnie dotkniętych wojną między Chorwatami i Bośniakami. Czyli w takich miejscach jak Hercegowina i Środkowa Bośnia.

Rozwiązanie określano jako tymczasowe, najpóźniej do końca 1998 r. szkoły miały zostać ujednolicone. Ale po tym, jak zarządzanie edukacją przekazano władzom kantonalnym, nie wszędzie tak się stało. Ciągle działa ponad 50 placówek, gdzie w jednym budynku są szkoły chorwacka i bośniacka. Czasami jako odrębne jednostki administracyjne, a czasem jako jedna. Mają osobne dyrekcje, nauczycieli, nawet portierów i sprzątaczki. Pracują według różnych programów nauczania i różnych podręczników. Lekcje prowadzone są po chorwacku dla Chorwatów i bośniacku dla Bośniaków (do rozpadu Jugosławii oba języki były traktowane jako warianty jednego języka serbsko-chorwackiego).

W drugiej jednostce terytorialnej Bośni i Hercegowiny, w Republice Serbskiej, wszystkie szkoły pracują wedle serbskiego programu nauczania i po serbsku. Wyjątków nie ma.

Kto nasz, kto obcy

Niemiecka fundacja "Schüler Helfen Leben" od siedmiu lat pracuje z młodzieżą, rodzicami i nauczycielami w najbardziej konfliktowych społecznościach (Stolac, Gornji Vakuf-Uskoplje, Mostar, Trawnik, Vitez, Bugojno). Ludzie z fundacji często spotykali się z pogróżkami, z niechętnym stanowiskiem władz szkół i części nauczycieli. - Jesteśmy organizacją niemiecką, dlatego pracujemy dalej, nikt nie ośmieli się nas otwarcie przegonić - mówi dyrektorka fundacji Aida Vehabović.

W Bośni i Hercegowinie fundacja działa od 1993 r. Zaczęło się od tego, że podczas wojny niemieccy uczniowie szkół średnich chcieli pomóc rówieśnikom z Bośni - i tak powstała "Schüler Helfen Leben". Co roku niemieccy uczniowie pracują przez jeden dzień, a zarobione tego dnia pieniądze przekazują fundacji.

- Wychowałam się w Jugosławii, nigdy nie myślałam o moich szkolnych znajomych w kategorii Bośniak, Chorwat czy Serb - opowiada Aida Vehabović. - Razem imprezowaliśmy, zakochiwaliśmy się, przyjaźniliśmy. W większej części BiH tego dziś nie ma, młodzież jest poinstruowana, kto "nasz", a kto "obcy". Z "obcymi" nie wolno się bawić, spotykać. Najlepiej patrzeć na nich z pogardą i mieć nadzieję, że kiedyś "znikną" z naszego miasta.

- Kiełkująca nienawiść jest wkładana zwłaszcza do głów dzieci z podzielonych szkół - mówi Vehabović. - W państwie demokratycznym taka segregacja jest niedopuszczalna.

Miłość w mieście Stolac

Miejscowość Stolac, wschodnia Hercegowina. Podłużny budynek podstawówki, obok boisko, puste. Główna brama to wejście dla uczniów chorwackich. Boczne, małe drzwi - dla bośniackich. Tylne wejście prowadzi do szkoły średniej: na pierwszym piętrze uczą się Bośniacy, na drugim Chorwaci. Schody między piętrami puste. Na pierwszy rzut oka trochę trudno się zorientować, kto jest kim. Ale uczniowie nie mają tego problemu. Mieścina mała, wszyscy wiedzą, z kim można się zadawać.

Właśnie w tej szkole średniej rozegrał się dramat rodem z Szekspira. Romeo i Julia: ona Chorwatka, on Bośniak (co gorsza, jak twierdzą Chorwaci, z korzeniami albańskimi). Jedyna taka historia - a przynajmniej: jedyna głośna - w podzielonych szkołach w Bośni. Związek co prawda nie zakończył się niczyją śmiercią, ale emocje były ogromne, a presja wszystkich (od dyrektorów przez innych uczniów po rodziców) wielka. Krótka miłość skończyła się z hukiem.

Jednak gdyby młodzież ze Stolaca i z podobnych szkół udało się jakimś cudem przenieść w inne miejsce, poza Bośnię i Hercegowinę, schody między piętrami i boisko prawdopodobnie szybko by się zapełniły. Taką hipotezę można postawić, gdy słucha się Aidy Vehabović, której fundacja organizuje wspólne wyjazdy. Vehabović: - Gdy wyjeżdżamy na międzynarodowe spotkania młodzieży, gdy tylko wyjedziemy poza Bośnię i Hercegowinę, młodzi Chorwaci, Bośniacy i Serbowie tworzą zaraz jedną paczkę i podczas całego pobytu za granicą są najlepszymi kolegami. Ale gdy wracamy, już w autobusie rozmowy cichną, wraca dawna sytuacja. Presja środowiska jest zbyt duża.

Mur w głowach

Wyobrażenie o rówieśnikach z innego piętra dzieci wynoszą najpierw z domów rodzinnych. Potem pogłębia je szkoła, gdzie nauczyciele są zatrudniani według klucza narodowego, a podręczniki chorwackie, bośniackie i serbskie pełne są treści w gruncie rzeczy szowinistycznych. Uczeń na pierwszym piętrze uczy się o zbrodniarzach wojennych, a jego kolega z drugiego piętra słyszy, że to bohaterowie. Mali Bośniacy w podręcznikach historii mogą przeczytać, że islam był w Bośni jedyną prawdziwą wiarą, a inne religie to małe sekty. Mali Chorwaci z Bośni słyszą na geografii, że ich stolicą jest Zagrzeb, a mali bośniaccy Serbowie, że Belgrad. Tylko Bośniacy skazani są na Sarajewo.

Chorwaci czytają dzieła chorwackich pisarzy, Serbowie serbskich, Bośniacy bośniackich. Taki przedmiot jak literatura Bośni i Hercegowiny - który obejmowałby twórców z trzech narodów - nie istnieje. Tylko jugosłowiańskiego noblistę Ivo Andricia wszyscy usiłują przeciągnąć na swoją stronę.

Aida Vehabović twierdzi, że uczniowie przyjmują tę sytuację jako oczywistość. - Pamiętam warsztaty dla dzieci w Sarajewie. Przyjechali młodzi Serbowie ze Zwornika. Podczas spaceru po mieście chłopak robił zdjęcia słynnego hotelu Holiday Inn. Drugi go zbeształ: naprzeciw hotelu jest uniwersytet, co będzie, jeśli w Zworniku ktoś, kto wywołuje zdjęcia, rozniesie plotkę, że mały Petar chce studiować u Muzułmanów? Wybuchnie skandal! - gdy Aida widzi takie sytuacje, opuszcza ją nadzieja.

Aby coś się zmieniło, musi zmienić się system edukacji. Dziś szkoła jest jednym z narzędzi, przy pomocy których Chorwaci, Bośniacy i Serbowie realizują separatystyczne cele.

Vehabović: - Podobno na Bałkanach co 50 lat wybucha wojna. Trudno mi wyobrazić sobie przyszłość, gdy kiedyś będą rządzić ludzie wychowani w takich szkołach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2010