Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jesień krakowska uniemożliwia gwałtowne ruchy, łupanie w kościach ogranicza aktywność do składania w stosownych miejscach kwiecia i - w przypadkach skrajnych - do śpiewania starożytnych pieśni na Rynku. Gdy mówca pomyli Wieniawę z Wieniawskim, zebrani przyjmują to delikatnymi oklaskami, będącymi ilustracją tutejszego dystansu i temperamentu. Tak wyglądają krakowskie obchody. Najbrutalniejsze krakowskie zachowania można znaleźć w bardzo zakurzonych relacjach. Ot, Karol Estreicher w swej czytanej już chyba przez nielicznych książce pt. "Nie od razu Kraków zbudowano" wspomina, że dostał od ojca w skórę po to tylko, by ta wielka data zapisała mu się w głowie na całe życie.
W stolicy jest inaczej. Jak można wnioskować z licznych komentarzy, wychodzi na to, że ogarnięte nieoczekiwanym szałem kobiety karmiące spaliły owego piątku kilkanaście radiowozów i parę pojazdów transmisyjnych. Nader spokojni starcy zerwali bruk z kilkuset metrów jezdni i poturbowali policyjnych szturmowców. Stuprocentowo pokojowo nastawieni wielbiciele klubu Legia Warszawa poszli z portretem marszałka Piłsudskiego w sercach ku pomnikowi Romana Dmowskiego, by ów portret tam złożyć, wśród rytmicznego skandowania haseł - pokojowych, rzecz jasna. W tej dziwacznej aurze można też było obejrzeć wizerunki błękitnego generała Hallera trzymane pod pomnikiem Marszałka, z którym ów Haller był w stosunkach podobnych do tych łączących dziś posła Palikota z posłanką Sobecką. Gdyby owa trójca (Piłsudski, Dmowski, Haller) zobaczyła to wszystko na własne oczy, nie starczyłoby antydepresantów, a i batalion psychoterapeutów nie poprawiłby biedakom nastroju. Marszałek najpewniej rozwiązałby klub sportowy, Haller zapuścił pejsy, a Dmowski przejrzałby ze zdumieniem swe własne "Myśli nowoczesnego Polaka", gdzie - jak mu się zapewne wydawało - dość jasno nakreślił swe sympatie i antypatie.
Do Warszawy przyjechali nie tylko rodacy wyposażeni w najdziwniejszy bagaż edukacyjny i najbardziej dziwaczne skojarzenia. Przybyli podobnie obarczeni cudzoziemcy. Ich nader ograniczona orientacja dała owoc w postaci ataku na grupę zapaleńców rekonstrukcji historycznych. Niemcy rzucili się - jak dowiadujemy się z relacji jednego z autentycznie wstrząśniętych rekonstruktorów - na maszerujący IV pułk Legii Nadwiślańskiej (grupa stworzona przy Wojskowej Akademii Technicznej), występujący w mundurach napoleońskich z roku 1812. Oczywiście niezbędna tu jest gorąca wdzięczność Opatrzności, że Niemcy nie zajęli się grupą przebraną za powstańców warszawskich, co i tak nie przeszkodziło prezesowi Kaczyńskiemu podzielić się refleksją taką oto: "Niemcy, bardzo specyficznego typu Niemcy - sądzę, że podobny typ ludzi tworzył kiedyś aparat, który pozwolił Adolfowi Hitlerowi dokonać ogromnych zbrodni, mówię tutaj o typie psychologicznym - bili Polaków tylko dlatego, że nosili jakieś oznaki narodowe". Napoleonidzi kojarzą się dziś słabiutko, należy mniemać, że nie chodziło o zemstę za Auerstedt czy Jenę. Roztropne tłumaczenie, że przybysze zza Odry uznali Legię Nadwiślańską za współczesny oddział prewencji, ma wady, ale wydaje się bliskie dziwacznej prawdy o naszych czasach.
Z tej garści zebranych faktów wynika tyle, że "gniazdowi" obu stron winni są swym wyznawcom odrobinę więcej poświęcenia i uwagi. Ryciny przedstawiające umundurowanie od czasów Mieszkowych po dzisiejsze mogłyby być przewodnikiem dla uczestników przyszłych obchodów, wołanie o rychłe zredagowanie i wydanie rozkładanych, sztywnych folderów z najważniejszymi wydarzeniami z historii Polski jest na pewno bardzo zasadne, skrócone kursy elementarnej wiedzy winny zaś ruszyć natychmiast.