Łazik z Mauthausen

Pierwszą powieść, „Pięć lat kacetu” – której pełne wydanie właśnie trafiło do księgarń – Grzesiuk nabazgrał w księgach rachunkowych, leżąc po operacji w sanatorium. Ta książka odmieniła kilka ostatnich lat jego życia.

12.02.2018

Czyta się kilka minut

Stanisław Grzesiuk na Balu Budowniczych Warszawy, 11 lutego 1962 r. / ZBYSZKO SIEMASZKO / FORUM
Stanisław Grzesiuk na Balu Budowniczych Warszawy, 11 lutego 1962 r. / ZBYSZKO SIEMASZKO / FORUM

Jego kariera była krótka, ale intensywna. W 1958 r. opublikował swój debiut, a już rok później wystąpił z nieodłączną bandżolą z Myszką Miki w Sali Kongresowej obok Mieczysława Fogga, Hanny Skarżanki i Stefana Wiecheckiego. Edward Dziewoński zaś czytał fragmenty jego kolejnej książki – „Boso, ale w ostrogach”, o młodości na Czerniakowie.

Ma wtedy 40 lat i jest u kresu sił. Trzecia powieść autobiograficzna „Na marginesie życia” – zapis zmagań z gruźlicą, która go w końcu zabija – ukazuje się już po jego śmierci.

Nazywany jest pieśniarzem albo bardem stolicy, ale to słowa zbyt poważne, a Grzesiuk, ironista i wesołek, nie lubił patosu. Wykonywał przedwojenne uliczne piosenki, takie jak „Bal na Gnojnej”, „U cioci na imieninach” czy „Komu dzwonią, temu dzwonią”. Biorąc pod uwagę jego umiejętności muzyczne i wokalne, można go raczej określić grajkiem. Sam zresztą mówił w jednym z wywiadów: „Napisz pan wyraźnie, żeby wszyscy moi krytycy wreszcie zrozumieli: nie jestem piosenkarzem, nie jestem artystą, nie jestem muzykiem. Śpiewam, jak się kiedyś na Czerniakowie śpiewało. Proszą mnie to tu, to tam. Dlaczego mam nie iść, jeśli ludziom się podoba i ja to lubię?”.

Nie uważał się też za pisarza – o swojej przygodzie z literaturą powiedział, że to „wcale przyjemne nieporozumienie” cieszyła go jednak popularność, występy w radiu, spotkania z czytelnikami.

W ferajnie wesoło jest

Urodził się 100 lat temu w 1918 r. w Małkowie w województwie lubelskim. Dwa lata później przyjechał z rodzicami do Warszawy. Ojciec był członkiem ­PPS-u, szanowanym związkowcem, pracował w fabryce parowozów. Matka zajmowała się domem. Miał brata i siostrę. Zamieszkali na Czerniakowie. Obraz tej dzielnicy tworzą wówczas głównie braki: elektryczności, gazu, kanalizacji, bruku. Pełne za to są ulice – ludziom trudno wytrzymać w klitkach, tworzą się więc ferajny. Grzesiuk odnajduje się w lumpenproletariackim półświatku mającym własny slang, zasady (nie donosić; odgrywać się za krzywdy) i szyk (czapka „oprychówka” w kratę, czerwona apaszka). A także upodobanie do „chleba w kieliszku” – picie alkoholu ograniczy dopiero pod koniec lat 50. Już jako nastolatek gra na mandolinie, dzięki czemu jest lubiany, również przez dziewczyny, mimo dyskusyjnej urody. Bije się, kiedy trzeba, czyli często, bo jest porywczy, i zdarza mu się kraść, ale dla rozrywki – jego rodzinie powodzi się akurat, jak na tamtejsze warunki, nieźle.

W wieku 16 lat idzie do pracy, którą dostaje dzięki ojcu (w dużych i nowoczesnych Zakładach Tele- i Radiotechnicznych). Zdobywa zawód elektromechanika i ćwiczy się w unikaniu wysiłku oraz biciu frajerów z główki.

W okupowanej stolicy okrada z ferajną domy Niemców i zamknięte przez nazistów fabryki. Pomaga też podziemiu, chociaż wymaganej tam dyscypliny nie traktuje serio. Szuka broni, którą żołnierze ukryli po kapitulacji we wrześniu 1939 r. Ale wystarcza mu też czasu na grę w karty, picie lekko rozcieńczonego spirytusu i miłość. To ostatnie zaszkodzi mu najbardziej.

Mający swój początek jeszcze przed wojną związek z mężatką o opinii femme ­fatale kończy się tragicznie, gdy Grzesiuk odkrywa, że kochanka go oszukuje i że nie jest jedynym, którego namawia do zabicia męża. On zrywa więc relację, a ona – wiedząc o kradzieżach i kontaktach z podziemiem – idzie na Gestapo. Grzesiuk musi uciekać.

W Lublinie wpada w łapance i zostaje wywieziony na roboty do Nadrenii. Po pobiciu gospodarza i nieudanej próbie ucieczki trafia na Gestapo, a stamtąd do Dachau. Jest kwiecień 1940 r. Wolność, po przejściu przez jeszcze dwa obozy, odzyska 5 maja 1945 r., dzień przed swoimi urodzinami.

Obozowa powieść łotrzykowska

Przeżycia z Dachau, Mauthausen i Gusen opisał w „Pięciu latach kacetu”, właśnie wznowionych po raz pierwszy w wersji bez ingerencji cenzury i z fragmentami usuniętymi podczas redakcji, z wyjątkiem tych – jak zaznaczył wydawca – „przy których skreślenia albo notatki autora nie pozostawiały złudzeń, że intencją było ich usunięcie”. Część zmian miała charakter ewidentnie redaktorski, np. w przypadku powtórzeń, ale są też takie, które maskowały drażliwy obyczajowo temat homoseksualnej prostytucji czy przemocy wśród więźniów.

Relacja Grzesiuka w dużej mierze jest suchym spisem zysków i strat: jedzenia i ubrania, które dostał lub udało mu się zdobyć, otrzymanej i udzielonej pomocy, ale również chlebów, które mu skradziono, zmarłych i zabitych kolegów, skrupulatnie policzonych wybitych zębów – pierwszy, drugi, trzeci...

Narracja tego rodzaju – w porównaniu z opowiadaniami Tadeusza Borowskiego czy „Dymami nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej – sprawia wrażenie pozbawionej środków literackich, skoncentrowanej na starannym odnotowywaniu wypadków, zwykle bez komentarza. Stanisław Lem, w entuzjastycznej recenzji „Pięciu lat kacetu” („Zdarzenia” 28/1958; w tymże roku pracował nad „Edenem”, gdzie odwołania do wojny i Zagłady są czytelne), które nazywał „wykładem poczwarnej socjologii”, stawiał je jednak wyżej od opowiadań Borowskiego ze względu na „chropawość, nieporadność, stylistyczne, psychologiczne niedorastanie do gór grozy urastających z wolna z drobnych, po kolei nizanych faktów. (...) Grzesiuk jest po prostu akoncepcyjny – on nic nie chce »uogólnić«, a jeśli chce, to mu to nie wychodzi, i tak właśnie jest bardzo dobrze”.

Z drugiej strony opowieść ta jest literacka aż do szpiku, odciska na niej bowiem swoje piętno osobowość autora, warszawskiego cwaniaka, chłopaka z „dołów”, i to ona determinuje zarówno treść, jak i formę – co czyni tę pełną okrucieństwa, dotkliwą lekturę zarazem przewrotną powieścią łotrzykowską. W klasycznych realizacjach tego gatunku bohaterem jest zwykle młodzieniec z nizin społecznych, którego tarczą przed światem jest pozorna lub pozorowana naiwność oraz czarny humor. „Ty, patrz, jaki dom wariatów, zobacz, jakie wariackie ciuchy” – mówi narrator „Pięciu lat...” do współwięźnia, widząc w Dachau pierwszy raz ludzi w pasiakach.

„Jedynym celem, jaki mu przyświeca, jest zaspokoić głód, uchronić się od bicia, a później zdobyć korzystne stanowisko” – pisze Maria Strzałkowa o bohaterze anonimowego „Łazika z Tormesu”, który zapoczątkował gatunek powieści łotrzykowskiej.

Ale zdaniem tym można opisać również narratora „Pięciu lat kacetu”. On sam zresztą niejeden raz przyznaje: „W obozie należało przyjąć dwie zasady. Pierwsza – to miganie się od roboty, a druga – to organizowanie jedzenia”. Każde dodatkowe jedzenie oddalało groźbę śmierci z wycieńczenia: marchew, obierki, brukiew nazywana „delikatesem” czy nawet fusy po kawie, bo – jak pisał Grzesiuk – „fusy to też żarcie”. Albo cukierki od starego esesmana. Lepsze to niż glina, węgiel brunatny czy pasta do butów, którą jedli inni.

W Mauthausen i Gusen, będących jednymi z najcięższych obozów III Rzeszy (także w porównaniu do Auschwitz), gdzie wielu Polaków trafiło w ramach Intelligenz­aktion, dostosowywanie się do zasad ustalonych przez oprawców było – zdaniem Grzesiuka – najprostszym sposobem, by zginąć. Zawsze więc starał się trafić do takiej pracy, w której mógł pozorować wykonywanie obowiązków i jednocześnie rozglądać się, czy nie widzi go kapo – czujność bowiem kosztuje mniej niż wyniszczająca harówka. Przekonał się nieraz, jak kończą ci, którzy pracują „uczciwie” ze strachu przed biciem, szczególnie w kamieniołomie – rzuceni „na jedną kupę z nieboszczykami”, a pod koniec dnia zanoszeni na blok lub do wychodka, by tam skonali, podczas gdy inni będą się przy nich wypróżniać.

Syzyf odmawia

Sarkazm łączy się tu z rozpaczą: tak maltretowanie więźniów – topienie ich w beczkach lub polewanie wodą na mrozie – jak i chodzenie za esesmanem, żeby podnieść rzucony przez niego ogryzek, Grzesiuk nazywa zabawą lub balem. Jest to świat skrzywionych wartości i zasad, do których trzeba dostosować też język, jeśli chce się o nim cokolwiek powiedzieć. „W obozie mądrych określało się ilością jedzenia w żołądku i wagą ciała. Kto miał dużo jedzenia, ten był bardzo mądry” – pisał i nie ma w tych słowach poczucia wyższości, bo sam przez znaczną część pobytu w obozach do „najmądrzejszych” nie należał.

Korzystał z pomocy różnych ludzi, np. Heńka: młodego, ładnego chłopaka, od którego dostawał zupę, i którym „zaopiekował się” pewien kapo. Sam też bezinteresownie pomagał, zwłaszcza przyjacielowi. Solidarność jest tu jednak rzadsza i bardziej niezwykła niż zobojętnienie na czyjąś krzywdę i na śmierć. Każdy ma piekło dla samego siebie. Wspólnota zawiązuje się dopiero na końcu, gdy obóz wyzwalają amerykańskie wojska – jej wyrazem jest zbiorowy krzyk tych, którzy przetrwali.

Udręczonym ponad siły, którym nie wystarcza sił ani sprytu, zostaje ostatni gest wolności: pójść na druty lub posterunki, po szybką i pewną śmierć. Tak jak więzień, Żyd, któremu esesman kazał raz za razem toczyć pod górę kamień, a gdy nieszczęśnik docierał do krawędzi, nogą spychał kamień w dół, a w ślad za nim, uderzeniem, posyłał więźnia. I ten drugi, który nawet nie dotknął kamienia.©℗

Korzystałem z książki Bartosza Janiszewskiego „Grzesiuk. Król życia”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

Stanisław Grzesiuk, PIĘĆ LAT KACETU, Prószyński i S-ka, Warszawa 2018

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i wydawca serwisu internetowego. Autor opowiadań. Za debiutancką „Florydę” (Czarne, 2017) był nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody Gombrowicza. Ostatnio opublikował książkę „Idzie tu wielki chłopak” (Czarne, 2023), za którą został… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2018