Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oto wydawałoby się, że szkoda na to i czasu, i atłasu. Znaleźliśmy się bowiem w epoce, w której najmniejsza oznaka życzliwości zdaje się być na wagę złota, a zarazem staje się życzliwość oznaką słabości, godną pohańbienia i takoż właśnie hańbioną. Na wyprzódki. Dawniej utyskiwaliśmy zaledwie na urzędników, którzy, co wiemy przecież świetnie, z życzliwości byli leczeni najpewniej elektrowstrząsami. Dziś zaś z byciem miłym ma problem każdy, komu nie zaoferujemy przynajmniej stu złotych. Ulica polska jest zaiste pełna obrazów wykrzywionej nieżyczliwości – od tej mikroskopijnej po nieżyczliwość w skali makro. Polityk polski zaś powoli oducza się być życzliwym nawet na pokaz, co pokazuje, że nikt doprawdy nie oczekuje od polityka polskiego bycia miłym, a oczekuje bycia niemiłym właśnie. Wobec tak czarno zamalowanego tła naszych badań wypada znaleźć różowy wyjątek potwierdzający regułę i nalepić go jednym sprawnym ruchem na tak przygotowane podobrazie. Ową kontrastową kompozycję będzie można śmiało powiesić w narodowej galerii naszych cech, uporów i skłonności.
Poszukiwań życzliwości, jako się rzekło, nie ma sensu prowadzić na ziemi, tej ziemi. Jest to czynność skazana na klęskę bądź błądzenie. Azatem? Niebo? Piekło? Z powodów oczywistych wglądu do tych placówek rehabilitacyjnych nie mamy żadnych, choć naturalnie wielu uważa, że ma, i że wie, kto tam bywa, mieszka czy pracuje. Poza tym, zdaje się z zasady, w niebie życzliwość jest cnotą, a w piekle niecnotą. A zatem – powtórzmy pytanie – gdzie szukać naszej legendarnej polskiej życzliwości? Jest jedno takie miejsce – samolot.
Opisy obyczajów naszego polskiego podróżowania samolotem są powszechnie znane, dostępne w licznych i szyderczych tekstach, pisanych rzecz jasna silnymi kompleksami. Kompleksami – dodajmy – o bardzo różnej etiologii. Traktują one w komplecie polski obyczaj wsiadania i wysiadania z samolotu, polski obyczaj korzystania z pokładowej oferty toaletowej, oferty spożywczej, alkoholowej, oraz teksty o prześmiesznych reakcjach ludu naszego na fakt unoszenia się aparatu cięższego od powietrza. Są to – trzeba to zaznaczyć – wszystko utwory szalenie nieżyczliwe. Takoż traktowany jest w nich nasz prawdziwie osobliwy zwyczaj klaskania, gdy samolot szczęśliwie wyląduje.
Na temat klaskania w samolotach ludu polskiego powstało doprawdy tyle nieżyczliwości, że aż dziw bierze, że ludzie w samolotach jeszcze klaszczą. A klaszczą. Są to prawdziwe koncerty, koncerty szczerego zachwytu, wyrazy ulgi i – co nas interesuje dziś najmocniej – arcypolskiej życzliwości. Jest to – powiedzmy głośno – wielki, łagodny dinozaur dobra, by nie rzec wprost: misiek. Bądźmy z tego klaskania dumni i je pielęgnujmy, klaszczmy aż do opuchnięcia, przyjść bowiem może chwila, gdy lud nasz, ćwiczony zawzięcie w byciu nieżyczliwym, zacznie w samolotach buczeć i gwizdać. Taki obrót sytuacji zakończyłby się źle, światowe władze lotnicze zmuszone byłyby zamknąć nasze polskie niebo dla aparatów cięższych od powietrza. ©℗