Last minute

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w naszym kraju przemieszczanie się znajduje się w zaniku, zaniku dynamicznie przyspieszonym.

01.07.2008

Czyta się kilka minut

Być może w dobie nieubłaganie zbliżającego się Peak Oil, czyli krachu "świata-jakim-go-znamy", zjawisko to uczyni z naszej zapleśniałej infrastrukturalnie Ojczyzny prawdziwą awangardę. Nie mamy autostrad, obwodnic, ulice są kompletnie nieprzejezdne - nie mamy nic, czego moglibyśmy żałować, gdy nadejdzie kres ropy. Te właśnie, pocieszające na dłuższą metę dywagacje stają się dla mnie medytacyjną konsolacją, towarzyszącą podziwianiu martwej natury pt. "Widok bocznicy w Kędzierzynie-Koźlu". Tytuł jest zresztą dość dowolny, uzależniony od trasy pełnej nieprzewidzianych przystanków, krajobraz dojmująco podobny w stylu "art bruit", zmysłowo podkreślany przez stały element w postaci zasyfiałej ramy okna ? la PKP, znakomicie komponującej się z ponurymi myślami uwięzionych w przedziale pasażerów, którzy mieli to nieszczęście, że "dosiedli w Koninie", "dosiedli w Kutnie" czy też po prostu "dosiedli gdziekolwiek". Dosiedli, żeby dojechać, ale z PKP to raczej posiedzą, a raczej postoją w szczerym polu. Pole jest szczere jak komunikaty o tym, że opóźnienie może ulec zmianie, oraz o tym, że opóźnienie wynikło z przyczyn niezależnych. Czyli serdecznie przepraszamy, a po akcie przeprosin jest miło, nawet z przyczyn niezależnych, a to nieprawda, że miło już było, miło będzie coraz bardziej, coraz większej liczbie urlopników będzie coraz milej utkniętym w Koźlu Kędzierzynie, gdyż nie ma to jak wczasy pod gruszką za nasypem. Usługa PKP to permanentna "last minute".

Ale czy ja narzekam na nagi fakt, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy ani razu nie zdarzyło mi się, żeby pociąg PKP Intercity przyjechał punktualnie? Absolutnie nie, przecież jeżdżę tylko do Krakowa, Berlina, Wrocławia czy Poznania, więc swobodnie mogę się spóźnić na mecie, mogę się spóźnić na starcie, mogę wsiadać do opóźnionego, mogę z opóźnionego wysiadać, mogę przesiadać się z jednego opóźnionego do opóźnionego jeszcze bardziej i sprawdzać, jak bardzo opóźnienie uległo zmianie od czasu, kiedy dosiadłem. A to Polska właśnie, egzotyczna kraina szczerych pól. Ale gdybym chciał na Tuvalu, to mógłbym nie zdążyć. I miałbym kłopot, bo przecież jeśli spóźnię się na Tuvalu, Tuvalu już tam nie będzie.

I tutaj nieco fikuśna dygresyjka lingwistyczno-semantyczna: w języku tuwalskim nazwa "Tuvalu" oznacza "osiem wysp", wysp zaś jest, jak sama nazwa wskazuje, dziewięć. Znajdują się na Oceanie Spokojnym, gdzieś w połowie drogi między Australią a Hawajami. Czyli, jak na standardy PKP - niedaleczko. Organizacja o obiecującej nazwie The British Centre for Future Studies umieściła Tuvalu na pierwszym miejscu listy "Places to visit before 2020". Znajdują się na niej także systematycznie topniejące lodowce Alaski... i już wiadomo, o co chodzi, gdyż jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o efekt cieplarniany. I coś jest na rzeczy, gdyż najwyższy punkt wysp Tuvalu wystaje do spektakularnej wysokości pięciu metrów nad poziomem morza (czyli oceanu). Kiedy malownicze państwo Tuvalu zniknie z mapy świata? Oto jest pytanie. 12 000 obywateli ma na temat zalania swej ojczyzny podzielone zdanie. Jedna trzecia sądzi, że w każdej chwili - ci już przeprowadzili się na Nową Zelandię. Reszta trwa na miejscu, czyli 26 kilometrach kwadratowych. Państwo, jak (jeszcze) widać, jest znamienite, produkt krajowy brutto opiera się raczej na eksporcie: znaczków pocztowych oraz internetowych adresów z końcówką ".tv". Archipelag Tuvalu bardziej w sieci niż na mapie, co nie dziwi wziąwszy pod uwagę realia, które są, jakie są, ale w tym akurat przypadku to może się zmienić, gdy przyjdzie tajfun i wyrówna. Można tylko z podziwem obserwować tuwalską "realpolitik" - przecież pod względem obszaru państw Tuvalu jest czwarte od końca, choć i to jest płynne, dlatego wykonany własnymi siłami zdecydowany eksport państwa w przestrzeń wirtualną pokazuje, że Tuwalczycy mocno stąpają po ziemi.

Rodacy! Odwiedźcie Tuvalu, nim nieuchronnie nieodwołalnie zniknie. Tuvalu - to brzmi dumnie. A to echo brzmiało. Historia podwodna dla wytrwałych. Oto prawdziwa oferta last minute. Czas nagli - choć opóźnienie może ulec zmianie - więc tradycyjnie nie polecam PKP, jednakowoż polecam samolot. Polatajmy sobie, póki możemy. Co prawda najpierw w korkach na lotnisko, ale później już z górki.

O co apeluje do Państwa obywatel wirtualnego Tuvalu.

www.klata.tv

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2008