Łańcuch i dewizka

Fascynujący jest sposób, w jaki prosta historia o wykuwaniu się prawa i porządku na rubieżach Terytorium Północnego w Australii zamienia się w intelektualno-wizualną ucztę.

11.06.2018

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Sweet Country” / AURORA FILMS
Kadr z filmu „Sweet Country” / AURORA FILMS

Jaką szansę ma ten kraj?” – pyta w finale zrozpaczony pastor, grany przez Sama Neilla. Tytuł filmu, „Sweet Country”, już od pierwszej sceny nabiera coraz bardziej gorzkiego wydźwięku. Australijskie „narodziny narodu” miały bowiem sto lat temu przebieg szczególnie bolesny, znaczony upokorzeniem i przemocą. Nakręcony w konwencji antywesternu film Warwicka Thorntona zrywa definitywnie z mitem australijskiej niewinności uosabianej przez białego „pogromcę buszu”. Ale nie to jest najciekawsze. Bulgocząca groźnie ciemna mikstura, do której ktoś w prologu filmu wsypuje czarne i białe ingrediencje, musi zostać przez nas wypita. Nagrodą będzie elektryzujący spektakl, w którym przestrzeń i czas odegrają rolę nie mniej ważną niż sami bohaterowie, czyli rdzenni mieszkańcy kontynentu i jego nowi gospodarze.

Fascynujący jest sposób, w jaki prosta historia o wykuwaniu się prawa i porządku na rubieżach Terytorium Północnego zamienia się w intelektualno-wizualną ucztę. Thorntonowi nie wystarcza klasyczna filmowa epika. Pokazując, jak dzikie, bezkresne tereny podzielone dotychczas między okoliczne plemiona stają się po kawałku własnością osadników, traktujących miejscowych w najlepszym razie niczym półdarmowych parobków, uruchamia gęstniejący z każdą minutą polityczny dyskurs. Znajdziemy w nim oskarżenie „białych” o dehumanizację i eksploatację ludności aborygeńskiej, wykorzystywanie seksualne kobiet i niszczenie tamtejszej kultury, lecz także trzeźwe spojrzenie na australijski patriotyzm, lokalne napięcia i przesądy czy rolę religii chrześcijańskiej w budowaniu wspólnej tożsamości.

Scena gwałtu dokonanego na Aborygence odbywa się w całkowitych ciemnościach, dosłownych i metaforycznych, jako że jednym z wiodących tematów „Sweet Country” jest destrukcyjna męskość, rozumiana w kategoriach podboju, ale także zaślepiającej dumy. Opowiadając o tym wszystkim, Thornton dokonuje przetasowania linearnego czasu. Krótkie, wybiegające w przeszłość lub przyszłość przebitki wskazują na nieuchronność przemocy, roztaczając nad filmem fatalistyczną aurę. Należący do białego szwarccharakteru zegarek z dewizką nabiera ciężaru symbolicznego – łańcuszek, na którym zawieszony jest czasomierz, znajduje przedłużenie w łańcuchu, którym skuty zostaje aborygeński chłopiec. Dla tubylców, wierzących od tysiącleci we własny mityczny „czas snu”, teraz biali stali się władcami tego wymiaru. Czy grając wedle ich brutalnych reguł można przywrócić dawny porządek? A może trzeba w pewnym momencie zrewidować własne zasady?

Ballada o tym, jak „czarny towar” o imieniu Sam zastrzelił w akcie samoobrony „cholernego białasa” Harry’ego i co z tego wynikło, śpiewana jest przez Thorntona na melodię Dzikiego Zachodu, osadzona w podobnie fotografowanym krajobrazie, inaczej jednak rozkłada akcenty. Australijski reżyser opowiada o relacjach władzy i rasy, odrobiwszy więcej niż jedną z amerykańskich lekcji. Przepracował nie tylko mentalne klisze, lecz także – niczym Steve McQueen w „Zniewolonym” – cały język wizualny, którym opowiadało się dotychczas o rasowej podległości. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż twórca „Sweet Country” posiada korzenie aborygeńskie – jego matka, Freda Glynn, była jedną z pionierek upowszechniania tej kultury na Antypodach. Pozwala mu to zająć pozycję z pewnością nie neutralną, ale za to daleką od panującego przez lata krzywdzącego stereotypu czy rozbrzmiewającej coraz donośniej politycznej poprawności.

Na każdym kroku daje się też odczuć jego operatorskie wykształcenie. Thornton jest absolwentem słynnej szkoły filmowej w Sydney, założonej ongiś przez Jerzego Toeplitza, i jak mało który twórca potrafi myśleć obrazami. Pejzaż staje się u niego czymś więcej niż tylko malowniczym tłem, natura na każdym kroku zaznacza swoją obecność, palące słońce zdaje się przebijać ekran na wskroś, kamera zaś przedziera się z trudem przez zgęstniałe od upału powietrze. Wielką wagę przywiązuje Thornton również do kompozycji kadru, a sposób usytuowania w nim postaci często wskazuje na hierarchiczne zależności między nimi. Istotne jest też, kto w danej chwili patrzy. W przypadku filmów traktujących o utraconej podmiotowości oddanie spojrzenia najsłabszym staje się gestem szczególnie znaczącym.

Thornton oddaje autochtonom również ich język. Jak na western przystało, problematyzuje także kwestię prawa i bezprawia – ścigany przez białego sierżanta Aborygen nosi wszak to samo nazwisko co Ned Kelly, słynny australijski bandzior, spopularyzowany m.in. przez kino. W jednej ze scen „Sweet Country” czekający na egzekucję „dzikusa” mieszkańcy miasteczka oglądają pod gołym niebem film o legendarnym awanturniku. Powiedzenie, że oto kultura popularna stała się cichym sojusznikiem niesłusznie oskarżonego, byłoby przesadą. Na pewno jednak uhonorowany Nagrodą Specjalną weneckiego jury film Thorntona z ogromną świadomością posługuje się gramatyką kina i jego ikono- grafią. Ten soczysty australijski western, oparty zresztą na faktach, wyraża przede wszystkim sprzeciw wobec kulturowego paternalizmu, szukając pomostów między różnymi kulturami. Oglądając „Sweet Country”, trudno wyobrazić sobie lepszy.©

SWEET COUNTRY – reż. Warwick Thornton. Prod. Australia 2017. Dystryb. Aurora Films. W kinach od 15 czerwca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2018